Podręcznik rozwiązywania kryzysów. Zaprasza Piotr Całbecki
Marszałek województwa kolejny raz udowodnił, że jest graczem politycznym klasy lux.
Na zdjęciu: Marszałek Piotr Całbecki podczas wizyty na sesji bydgoskiej rady miasta w listopadzie 2015 roku.
Fot. archiwum
Ważna, nawet bardzo, uwaga – w stwierdzeniu powyżej nie ma ani grama ironii.
Moja fascynacja osobą pana marszałka ma wymiar iście tragiczny. Bo trudno bardziej podłożyć się zwolennikom idei Metropolii Bydgoskiej niż napisać, że ich ulubiony obiekt drwin i zgrzytania zębami jest personą wybitną. A jest. I udowadnia to na każdym kroku.
Dość powiedzieć, że w ciągu zaledwie pół tygodnia zażegnał najpoważniejszy kryzys w historii bydgoskiego lotniska. I tym samym uchronił port przed kompromitacją wobec zbliżającej się rocznicy stulecia jego istnienia. W poniedziałek zakomunikował wojewódzkim radnym, że pieniędzy na działalność Portu Lotniczego Bydgoszcz wystarczy jedynie do 8 grudnia. Tym samym wystawił znakomite referencje zarządzającemu portem ze swojego – a jakże! – nadania prezesowi Tomaszowi Moraczewskiemu. We wtorek mieliśmy z kolei dzień wytężonych negocjacji, które co prawda nic konkretnego nie dały, poza jednym – nadziejami na przyszłość. I te nadzieje szybko zostały przekute w czyn – w środę okazało się, że o zamknięciu portu mowy być nie może. Parafrazując Stefana Kisielewskiego, marszałek bohatersko rozwiązał problem, który sam stworzył.
Mogłoby to być nawet zabawne, gdyby nie to, że jest to straszne. Bo to taktyka polityczna. Zimna. Opanowana. Bo przecież nie sposób nazwać komunikatu pt. „Zamykamy port lotniczy” (np. z dopiskiem – w Białych Błotach, bez cienia złośliwości) inaczej. Nie sposób o tym powiedzieć, że to biznesowa próba samobójcza, może jeszcze nieudana, ale hałaśliwa. Prawda? Przecież marszałkowi nie może chodzić o to, aby w świat linii lotniczych poszedł przekaz: „Słuchajcie, zaraz zamykamy!”. Wyobrażacie sobie sytuację, że przychodzi do Ciebie, Ciebie lub Ciebie znajomy i mówi: „Słuchaj, nie idzie mi. Nie ma koniunktury, w kasie pusto, wchodzisz w ten biznes?”? Nie?
W tym wszystkim musi odnaleźć się dyskusja o dokapitalizowaniu spółki i włączeniu do nazwy portu nazwy miasta Torunia. A ta toczy się wyłącznie pod dyktando marszałka Całbeckiego. Rozczarowująca jest bierność władz Bydgoszczy w tym temacie. Już w lipcu – ponad podziałami – powinny spotkać się wszystkie miejskie siły polityczne i pod hasłem „Ratujemy bydgoskie lotnisko!” (bo przecież grozi mu upadłość, mam rację?) znaleźć w budżecie pięć milionów złotych na wsparcie spółki PLB. Po raz pierwszy mówimy: „Sprawdzam!”. Toruń na to: „To my też dajemy piątaka, ale wchodzimy do nazwy”. Bydgoszcz: „Ok, ale idziemy fifty-fifty, to może zrobimy chociaż Kujawsko-Pomorski Port Lotniczy?”. Taktyka, panowie, taktyka. Zimna. Opanowana.
PS Spojrzałem sobie w BIP Portu Lotniczego Bydgoszczy i finalnie strata za ubiegły rok przekroczyła nieco 6 milionów złotych (co nie znaczy, że to pochwalam czy popieram). A 12 mln zł? Tyle to proszę Państwa kosztowało dotowanie nieprzygotowanego połączenia lotniczego do Warszawy realizowanego przez nieistniejący już Eurolot…
- Teoria (nie)spiskowa. Czy darowizna od siostry posła Tomasza Latosa mogła mieć inny cel? [Dominiczak na dobry weekend] - 12 października 2018
- Trzeba wybrać – parkomat czy dojarka [Dominiczak na dobry weekend] - 5 stycznia 2018
- Chcecie alei Kaczyńskiego? To za pięćdziesiąt lat! [Dominiczak na dobry weekend] - 29 grudnia 2017
Eryk Dominiczak - blog
Panel dyskusyjny