
Bydgoszcz na rok przed wyborami. Kto będzie prezydentem miasta? [Kowalski na dobry tydzień]
Marcin Kowalski analizuje sytuację na rok przed wyborami.
Na zdjęciu: Rafał Bruski wystartuje w przyszłorocznych wyborach prezydenckich. Jednym z jego rywali może być Piotr Król.
Fot. archiwum
Wakacyjna akcja referendalna zdemolowała bydgoską scenę polityczną. Wzmocniła tych, którzy ją przeprowadzili, czyli kukizowców i korwinowców, ale też dołożyła sporo punktów prezydentowi Rafałowi Bruskiemu. Najwięcej stracił lider PIS Tomasz Latos i jego partia
Marcin Kowalski
Znamy wyniki pierwszego przedwyborczego sondażu prezydenckiego w Bydgoszczy. Badanie na zlecenie „Gazety Wyborczej” przeprowadziła na bardzo wysokiej próbie pracownia Kantar. Nikt o zdrowych zmysłach nie będzie kwestionował wyników sondażu. Wszak kiedy to samo biuro publikuje prognozy ogólnopolskie z ogromną przewagą PiS nad PO, politycy rządzącej partii aż drżą z podniecenia.
1.
Prowadzi urzędujący prezydent Rafał Bruski (PO) z 41 procentowym poparciem. Po trzech latach rządów zyskuje kilka punktów w stosunku do wyników pierwszej tury ostatnich wyborów prezydenckich.
Daleko, daleko za nim plasuje się Konstanty Dombrowicz, bezpartyjny, kojarzony z różnej maści outsiderami, których trudno sklasyfikować. Nazywam ich roboczo wyrobem kukizopodobnym. Chce na niego głosować 13 proc. bydgoszczan.
Miejsce trzecie – poseł Tomasz Latos, szef lokalnych struktur PiS, z wynikiem o 1 proc. gorszym od Dombrowicza. Na pierwszy rzut oka brzmi sensacyjnie. Jeśli się jednak bliżej przyjrzeć lokalnym niuansom, odkrywcze nie jest.
Sześć procent ankietowanych zadeklarowało oddanie głosu na Marcina Sypniewskiego, klasycznego kukizo-korwinowca mocno wypromowanego podczas wakacyjnej akcji referendalnej.
Po pięć procent biorą radni miejscy: Bogdan Dzakanowski i Ireneusz Nitkiewicz (szef wojewódzkich i miejskich struktur SLD). 12 proc nie wie jeszcze na kogo oddać swój głos.
2.
Rafał Bruski jest faworytem przyszłorocznych wyborów, jego porażka byłaby sensacją. Rządzi solidnie, konsekwentnie, choć bez fajerwerków. Nawet największym przeciwnikom trudno zanegować, że Bydgoszcz w czasie siedmioletniej kadencji Bruskiego zmieniła się na lepsze. I to bardzo. Zalicza wpadki, np. w kwestiach opóźnień inwestycji, jednak zyskuje w tzw. starciu bezpośrednim. To nie jest ten sam Bruski, który był wiceprezydentem w ekipie Konstantego Dombrowicza czy wojewodą kujawsko-pomorskim. Ludzie to widzą. Dlatego nie dali się zwieźć akcji referendalnej „Bruski musi odejść” i nie podpisywali masowo wniosku o jego odwołanie.
Nieudana próba zorganizowania referendum wzmocniła prezydenta, tym bardziej, że przeciwnicy wyciągali argumenty niegodne, nikczemne. Grali na emocjach antyimigranckich, próbowali przedstawiać swojego oponenta jako wroga dzieci (a nie kibolskich bandziorów), grabarza miasta. W sytuacji kiedy bezrobocie jest niższe niż 5 procent, a na każdej ulicy coś się buduje, trafiali z takim przekazem głównie do frustratów i oszołomów. Bruski natomiast rósł w siłę wśród ludzi rozsądnych, żyjących w równoległej rzeczywistości dla omamów komitetu referendalnego. Przejął rząd dusz w szerokim obozie anty-pisowsko-kukizowym. Stąd taki wynik w sondażu. Niewykluczone, że gdyby badanie przeprowadzić w czerwcu br., byłby sporo niższy.
3.
Na akcji referendalnej zyskał nie tylko prezydent, ale też wyraźnie odbili się ci, którzy z nią byli kojarzeni. Bydgoszczanom przypomniał o sobie Konstanty Dombrowicz, od lat głównie wypisując dyrdymały na Facebooku. Jednak patrząc na wspólników w referendalnym dziele, trudno się dziwić, że to jego słupki poszybowały w górę najbardziej. Wystarczyło, by zdobył w sondażu 13 proc.
Solidne sześć proc. uzyskał wciąż mało rozpoznawalny w mieście Marcin Sypniewski, a 5 proc. wziął radny Bogdan Dzakanowski. Sumując – tzw. środowisko referendalne zebrało łącznie aż 24 proc. poparcia, co jest wynikiem rewelacyjnym, dwukrotnie wyższym niż poparcie lidera PiS!
Zakładając, że Sypniewski, Dombrowicz i Dzakanowski ponad podziałami wygenerują jednego kandydata, PiS kolejny raz z rzędu może zapomnieć o drugiej turze w wyborach prezydenckich. Taki obrót sprawy byłby bardziej niż sensacyjny, a na dzień dzisiejszy jest mocno realny.
4.
Dlaczego tylko 12 proc. ma poseł Tomasz Latos i co to oznacza dla PiS? Tak kończą politycy mało wyraziści, tkwiący w rozkroku między sceną lokalną, a ogólnopolską, chcący zjeść ciastko, i mieć ciastko.
Latos dużo czasu poświęca na pracę w Warszawie (zajmują go tam sprawy związane z służbą zdrowia), ale nigdy nie znajdzie się w tej pisowskiej wierchuszce, która kasuje premię za bycie w otoczeniu prezesa. Balansuje gdzieś między drugim, a trzecim garniturem i nie ma szans na przebicie wyżej. Nawet fotel ministra zdrowia by tego nie zmienił. To najbardziej gorące krzesło w całym rządzie.
W Bydgoszczy jest postrzegany jak letnia herbata bez cukru. Niby coś tam ogłasza, podpisuje, organizuje, ale niewiele z tego wynika dla przeciętnego mieszkańca miasta. Nie ma spektakularnych inwestycji i pieniędzy rządowych, nie ma ciekawego planu na Bydgoszcz, nie ma nawet jasno określonego lidera. Na najważniejszego polityka PiS w mieście wyrósł wojewoda Mikołaj Bogdanowicz. Nominat Latosa coraz bardziej skręca w stronę Torunia, czapkuje ojcu Tadeuszowi Rydzykowi, a tego bydgoszczanie nie wybaczą nigdy. Obstawiony powiatowym desantem PiS z okolicznych miast i miasteczek, z doradcami kompletnie nie rozumiejącymi bydgoskich realiów i potrzeb. Ciągnie Latosa w dół, i w partii, i w elektoracie bydgoskim.
5.
To będzie ciekawy rok w polityce. Bruski, żeby wygrać, musi unikać błędów i nowych wojen. Musi dobrać zespół ludzi, szczególnie kandydatów do rady miasta, którzy będą przeciwieństwem większości radnych PO w tej kadencji. Musi znaleźć pomysł na program wyborczy, który zaskoczy bydgoszczan. Przy walce o trzecią kadencję to nie jest łatwe zadanie.
PiS, jeśli chce się liczyć w stawce, powinno już wystawić kandydata i nie niego pracować. Zastosować wariant PO z Warszawy z Rafałem Trzaskowskim. Problem w tym, że decyzje w kwestiach wyborczych nie są podejmowane w biurze na Gdańskiej 10, tylko na Nowogrodzkiej w Warszawie. Tam prezes Jarosław Kaczyński, najpewniej wiosną, zdecyduje, który poseł PiS ma walczyć o prezydenturę? Mieszkający głównie w stolicy ze swoją nową rodziną Łukasz Schreiber? Zaangażowany w sprawy sejmowe mało wyrazisty Latos? Czy może Piotr Król, który był dobrym radnym miejskim, jednak przez ponad dwa lata zasiadania w parlamencie stępił pazurki i spora część elektoratu niezbyt pamięta o jego istnieniu. Jakakolwiek decyzja nie zostanie podjęta, każdy dzień zwłoki działa na korzyść PO.
Kukizowco-korwinowcy prezydentury w takim mieście jak Bydgoszcz nie wezmą, nie mają na to szans. Ich kandydat będzie najwyżej chłopcem do bicia w drugiej turze. Można też sobie wyobrazić, że wycofają się z wyborów i zaangażują w pracę na rzecz reprezentanta PiS, w zamian za przyrzeczenie przyszłej koalicji. Wtedy szanse Prawa i Sprawiedliwości znacząco by wzrosły, jednak wciąż suma sondażowa wyników takiej koalicji w mieście jest ok 10 proc. niższa, niż kandydata PO.
Na koniec – Ireneusz Nitkiewicz i Sojusz Lewicy Demokratycznej. Dobry radny, pracowity, aktywny społecznie, a chce na niego zagłosować tylko 5 proc. wyborców. O czym to świadczy? Że szyld SLD nie ma już żadnego sensu jest tylko kulą u nogi. Jeśli Nitkiewicz będzie mądry, nie wystartuje w tych wyborach i nie pozwoli, by ktokolwiek inny startował pod szyldem Sojuszu. Lepiej zwijać sztandar w atmosferze względnego sukcesu i miłych wspomnień, niż pod pręgierzem klęski.
- Tajemnice Latosa w aferze z darowizną [Felieton Marcina Kowalskiego] - 16 października 2018
- Para bez ślubu, zoofil, pedofil… Dla ks. Kneblewskiego bez różnicy! [Kowalski na dobry tydzień] - 24 września 2018
- Towarzysz Ciemniak w obozie „dobrej zmiany” [Kowalski na dobry tydzień] - 17 września 2018
Marcin Kowalski
Felietonista, właściciel Markomedia.plPanel dyskusyjny