Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]
Metropolia BydgoskaAKTUALNOŚCIDlaczego w Bydgoszczy nie ma ruchu miejskiego?
ratusz bydgoszcz
21.03.2017 | 13:39

Dlaczego w Bydgoszczy nie ma ruchu miejskiego?

Działania zmierzające do poprawy jakości życia w Bydgoszczy i jej rozwoju są zbyt często tłamszone przez przedkładanie interesu partyjnego nad interes mieszkańców - pisze Błażej Bembnista.

Na zdjęciu: Bydgoski ratusz.

Fot. Pit1233/wikipedia

Działania zmierzające do poprawy jakości życia w Bydgoszczy i jej rozwoju są zbyt często tłamszone przez przedkładanie interesu partyjnego nad interes mieszkańców. Na horyzoncie nie widać jednak żadnej organizacji, która mogłaby przełamać monopol ogólnokrajowych ugrupowań na lokalnej scenie politycznej. Reasumując: Bydgoszcz nie ma żadnego ruchu miejskiego i nic nie wskazuje na to, że w najbliższym czasie się jego doczeka.

By jednak uzasadnić tę dość smutną diagnozę, należy najpierw odnieść się do sytuacji społeczno-politycznej w mieście. Wiele cennych inicjatyw niknie w obliczu partyjnych wojen, zazwyczaj toczących się między przedstawicielami PiS i PO.

Wielu bydgoszczan jest rozczarowanych brakiem porozumienia pomiędzy lokalnymi politykami i od dłuższego czasu oczekuje powstania alternatywy, która w swoich działaniach na pierwszym miejscu stawiałaby interes miasta i mieszkańców, a nie kierowała się partyjnym przekazem. W innych ośrodkach taką rolę pełnią szeroko pojęte ruchy miejskie, skupiające się przede wszystkim na poprawie jakości przestrzeni publicznej, ale także na piętnowaniu urzędniczej samowoli.

Spore nadzieje na powstanie ugrupowania miejskiego można było wiązać ze Stowarzyszeniem Metropolia Bydgoska, które po kilku latach aktywnej działalności na rzecz powstania obszaru metropolitalnego skupionego wokół największego miasta województwa kujawsko-pomorskiego, w 2014 roku postanowiło wystartować w wyborach samorządowych. Komitet wystawił swoich kandydatów w wyborach do rady miasta, a także na stanowisko prezydenta (był nim prezes SMB Piotr Cyprys).

Osoby ubiegające się o mandat radnego z list Metropolii Bydgoskiej wywodziły się z różnych środowisk, między innymi z Stowarzyszenia na rzecz rozwoju transportu publicznego czy forum Skyscrapercity.com. Komitet prowadził bardzo merytoryczną, choć niskonakładową kampanię wyborczą, opartą na akcentowaniu potrzeby utworzenia metropolii bydgoskiej czy wykorzystaniu układu linii kolejowych w Bydgoszczy do stworzenia kolei miejskiej/dojazdowej i oparciu na niej systemu komunikacji miejskiej.

Stowarzyszenie nie wprowadziło jednak żadnych przedstawicieli do Rady Miasta, a Piotr Cyprys uzyskał 4024 głosy (3,91 %) w wyborach prezydenckich. Mimo tego organizacja zaznaczyła swoją obecność na lokalnej scenie politycznej i dała nadzieję na stworzenie w Bydgoszczy ugrupowania miejskiego.

Po 2014 roku kwestie związane z powstaniem metropolii oraz wzmocnieniem pozycji Bydgoszczy (między innymi sztandarowy projekt utworzenia Uniwersytetu Medycznego) zaczęły coraz częściej pojawiać się w debacie publicznej. Stowarzyszenie nie wykorzystało jednak tego czasu do wzmocnienia swojej aktywności. Wręcz przeciwnie: praktycznie przestało funkcjonować. W ten sposób zmarnowało dużą szansę na przebicie się do szerszej świadomości społecznej i stworzenie inicjatywy, która mogłaby powalczyć o realny wpływ na rządzenie miastem, a także na udział w pracach samorządu wojewódzkiego.

SMB to tylko jeden z kilku przykładów płonnych nadziei na budowę niezależnej organizacji działającej na rzecz Bydgoszczy. Dlaczego tak znaczący ośrodek nie dorobił się jeszcze szeroko pojętego ruchu miejskiego? Według mnie, na ten stan rzeczy wpływa kilka czynników.

Pierwszy z nich jest najbardziej prozaiczny – brak czasu. Wielu społeczników poświęca się swojej działalności, mając 20-30 lat. Są to osoby, które nie mają jeszcze wielu obowiązków rodzinnych i zawodowych. Z czasem, działanie dla dobra ogółu ustępuje miejsca skupieniu się na własnym życiu. Pracując na pełen etat, ciężko poświęcić czas wolny na aktywność społeczną. Zaangażowanie ogranicza się jedynie do slacktywizmu, czyli zabieraniu głosu poprzez media społecznościowe. Biorąc pod uwagę wszelkie wymienione powyżej okoliczności, trudno krytykować osoby, które tylko w ten sposób działają na rzecz ważnych spraw. Kto jednak ma zajmować się aktywną pracą na rzecz mieszkańców?

Drugi czynnik, to odpływ zaangażowanych bydgoszczan do innych miast. Takie ośrodki jak Poznań, Gdańsk czy Warszawa oferują znacznie lepszą ofertę edukacyjną i dają większe możliwości rozwoju zawodowego. Osoby, które mogłyby wpłynąć na losy miasta nad Brdą, często wybierają lepszą przyszłość poza nim. To bardzo osłabia pozycję Bydgoszczy. Można z tą tendencją walczyć, ale nigdy nie da się jej całkowicie powstrzymać.

Równie istotnym czynnikiem jest kwestia wzajemnej współpracy różnych środowisk. Bydgoscy społecznicy organizują się i dyskutują w kilku nieformalnych grupach, ale jak do tej pory, nie przełożyło się to na rzeczywiste działania w kwestii stworzenia ruchu miejskiego. Jego przedstawiciele musieliby dążyć do kompromisu, który jest bardzo trudny do wypracowania. Członkowie takiego potencjalnego ruchu mogliby bowiem spierać się w kwestiach ideologicznych, niekoniecznie związanych z polityką miejską.  Na ten moment ciężko mi sobie jednak wyobrazić powołanie inicjatywy, której członkowie odcinali by się od swoich poglądów – lewicowych, liberalnych czy konserwatywnych – na rzecz współdziałania dla dobra Bydgoszczy.

Osobną kwestią jest komunikacja społeczników z mieszkańcami i przedstawicielami władzy. Obserwując dyskurs dotyczący zagospodarowania przestrzeni publicznej często zauważam, że język, którym posługują się adwersarze jest daleki od kanonu kulturalnej i merytorycznej dyskusji. Błędem ze strony wielu społeczników jest tzw. trollowanie i negatywne odnoszenie się do słów adwersarza, nawet jeśli ma on poglądy kompletne przeciwstawne od głoszonych przez daną organizację. W oczach mieszkańca od razu jest ona uznawana za dogmatycznie wierzącą w jedyny słuszny pogląd i wymagająca tego samego od jej zwolenników. O wiele łatwiej zaskarbić sobie sympatię zwykłych ludzi poprzez krytykę publicznych instytucji – niestety drodzy urzędnicy, na tym najłatwiej zyskać poklask.

Chęć do działania społecznego hamuje też brak wiary w jego skuteczność. Wiele spraw, z pozoru bardzo prozaicznych, wymagają długotrwałej walki – pisania pism, wykonywania telefonów, licznych spotkań. Nierzadko nie przynosi ona oczekiwanego efektu. To zniechęca nie tylko doświadczonych aktywistów, ale przede wszystkim nowe osoby, którzy dostrzegają potrzebę zmian w swoim otoczeniu.

Nie będę również ukrywał, że ludzie stają się bardzo leniwi i rzadko mają chęci do działania, co szczególnie widać u wielu osób zaangażowanych w dyskusje internetowe. Kiedy pojawia się okazja do wspólnego spotkania, bądź realnego włączenia się w prace na rzecz miasta – nigdy nie biorą w nich udziału. Zaproponowanie konkretnych zmian wymaga znacznie więcej wysiłku, niż tworzenie populistycznych wpisów w Internecie.

Do tej pory żadna z bydgoskich organizacji (SMB, Stowarzyszenie Projekt Bydgoszcz) nie stała się fundamentem ruchu miejskiego, który mógłby realnie wpłynąć na lokalną politykę. Nie zanosi się na to, że do czasu przyszłorocznych wyborów samorządowych uda się stworzyć ugrupowanie złożone ze społeczników.

Analizując powyższe czynniki można dojść do wniosku, że w czasach postępującego indywidualizmu chęć zjednoczenia się pod sztandarem wspólnej bydgoskiej sprawy wydaje się być ideą zbyt karkołomną. Nie oznacza to jednak, że mieszkańcy nie prowadzą działań społecznych i nie propagują myślenia probydgoskiego. Na efekty tej pracy trzeba będzie poczekać. Większe zaangażowanie bydgoszczan w sprawy miejskie mogłoby znacznie przyspieszyć oczekiwane od lat zmiany.

Za pomoc w realizacji tekstu dziękuję AP i MB.

Błażej Bembnista

"Fordon na co dzień"
Błażej Bembnista

Od urodzenia mieszkaniec Fordonu, współzałożyciel „Fordon na co dzień” na FB.

Panel dyskusyjny


Powiązane treści