Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Ludzie ulicy

Dodano: 29.10.2015 | 09:53

O osobach bez dachu nad głową i bezdomnej metropolii pisze Edyta Szulc.

Na zdjęciu: Bezdomny na jednym z bydgoskich przystanków komunikacji miejskiej.

Fot. Edyta Szulc

Bydgoski dworzec lśni nowością. Europa pełną gębą, wszystko na błysk. Sokiści rzucają się w oczy, za to bezdomnych nie ma wcale, choć kiedyś była ich tutaj masa. Wyprawa na dworzec okazuje się strzałem w płot, idę dalej.

Nie muszę długo czekać na tramwaj, po kilku minutach jadę przez miasto. Politycy uśmiechają się z bilboardów i obiecują lepszą Polskę. Ja patrzę przez szybę i szukam ludzi bezdomnych. Tych bezdomnych prawdziwie – ci, z którymi rozmawiałam tydzień temu, mają dach nad głową, ciepły posiłek i pozory normalności.

Przystanek Garbary. Na ławce śpi mężczyzna, obok dwie torby, kule. Na głowie czapka z daszkiem i kaptur. Gdy wysiadam z tramwaju zauważam, że mężczyzna nie ma lewej nogi, została amputowana nad kolanem. Wszystko jasne. Podchodzę i zadaję pierwsze pytanie, które wyrywa go ze snu. Mówi coś niewyraźnie, a ja nie mogę powstrzymać mdłości. Zapach jest nie do zniesienia. Nie jestem w stanie nawiązać kontaktu, facet coś bełkocze. Nic nie rozumiem. Odchodzę z ulgą i głęboko oddycham. Idę dalej.

– Jestem bezdomny od 1996 roku, czyli sześć lat. Siedem lat – mówi mężczyzna spotkany pod Małpką na ulicy Gdańskiej. Wyciąga rękę błagalnym gestem, a mi nie zgadzają się rachunki.
– Mamy rok 2015 – prostuję, na co bezdomny kiwa głową i mówi dalej, nie zauważając, że gdzieś mu umknęła dekada z okładem.
– Tak. No i w schronisku nie wolno pić.
– Alkohol jest ważniejszy niż dach nad głową?
– Nie. Ważniejsze jest, żeby było gdzie spać. A śpię gdzieś po krzakach, po klatkach. A teraz przyjdzie zima, mróz przyjdzie, to ja zamarznę. Na śmierć. O to chodzi – jego głos przechodzi w wyższe, niemal zawodzące rejestry. Nie dziwię się, widmo zimy spędzonej na klatce schodowej nie napawa optymizmem.
– Więc dlaczego nie pójdzie pan do schroniska? – pytam bezdomnego, mimo że odpowiedź wydaje się oczywista, choć dla mnie niepojęta.
– Byłem dwa dni, ale zapiłem i już nie poszedłem.
– Zawsze pan może przestać pić.
– Tak, kierownik mnie zaprasza, ale trzeba mieć 0,0. Bo inaczej nie wpuszczą.
– Co się stało, że jest pan bezdomny?
– Rodzina mnie zostawiła, przez alkohol. Jestem sam na świecie – mężczyzna znowu zawodzi, jakby miał się zaraz rozpłakać. Nie wiem, ile w tym prawdziwej rozpaczy, a ile pozy.
– Czy nie warto przestać pić?
– Warto przestać pić, ale taka prawda, że jak tu cały dzień siedzę, to ciągnie do alkoholu.
– A terapia?
– Byłem na terapii. Byłem dwa razy. Trzy razy. Już mnie nie chcieli. Na Kurpińskiego to było.
– Jak pana traktują inni ludzie?
– Ludzie? Ludzie różnie. Czasem tolerują. Niektórzy mnie wyzywają, jak śpię na klatce. Wtedy śpię w krzakach. W nocy zimno jest. Kurtki mam dwie, jedną się przykrywam i tak śpię. Całe życie. Pięćdziesiąt groszy na wino mi brakuje – rzuca jednym ciągiem, głosem zawodzącym.
– Pójdzie pan do schroniska i panu pomogą,
-Tak, pomogą, zgadza się. Pomogą – kiwa głową i wbija we mnie spojrzenie przekrwionych oczu. -Dorzuci pani złoty pięćdziesiąt.

Wydłubuję z portfela dwie monety i podaję je bezdomnemu. Nie mam więcej pytań, przynajmniej do niego.

Edyta Szulc: Kim są ludzie bezdomni?
Agnieszka Miklewska (psycholog): Na pewno nie jest to grupa jednorodna. Stereotypowo ludzie ci postrzegani są jako nadużywający alkoholu czy zaniedbani. Owszem, są wśród nich tacy, którzy mają problem z nałogami, ale jest też wielu, którzy wykazują taką “dumną” postawę wobec życia, na przykład po rozwodzie wyprowadzają się i nie chcą wrócić do domu, z którego pochodzą. Inni wracają z zagranicy, gdzie nie udało im się osiągnąć sukcesu, którego oczekiwali i wstydzą się wrócić do swojego środowiska. Bywa, że weszli w konflikt z prawem i po odbyciu kary więzienia, nie mają gdzie wrócić. Są też oczywiście osoby całkowicie bezradne, które mimo, że mają jakieś wsparcie ze strony otoczenia, to nie potrafią go właściwie wykorzystać. Dotyczy to szczególnie osób upośledzonych lub chorych psychicznie, które nie chcą podjąć odpowiedniego leczenia, bądź realizują je nieregularnie. Bezdomność często dotyka również osoby posiadające negatywne wzorce środowiskowe, w których istniała duża zależność od wsparcia opieki społecznej i bierne podejście do zaspakajania własnych, nawet podstawowych potrzeb. Zdarzają się też osoby, które straciły dobytek swojego życia w wyniku zaciągnięcia zbyt dużej liczby kredytów i nieregulowania zobowiązań. W placówkach stacjonarnych wspierających osoby bezdomne, o ile na dworzu nie ma silnego mrozu, istnieje warunek zachowania trzeźwości, co powoduje, że osoby nadużywające alkoholu nie mogą tam przebywać i szukają schronienia gdzie indziej. Jest to bezdomność poniekąd z wyboru. Ci ludzie korzystają ze schronienia na dworcach, piwnicach, pustostanach i w tak zwanych „dziurach” tj. w miejscach, gdzie po prostu deszcz nie leje się na głowę. Niestety, często te schronienia zagrażają ich bezpieczeństwu.

– Co się dzieje z psychiką osoby bezdomnej?
– W związku z tym, że grupa jest zróżnicowana, to też odmiennie podchodzą do swojej bezdomności. Jak wspomniałam, dla niektórych osób jest to wybór – nie chcą podporządkować się żadnym zasadom, po prostu chcą tak żyć. Dla innych, jest to efekt trudnych okoliczności życiowych, z którymi sobie nie poradzili i wówczas bezdomność staje się smutną konsekwencją. Dosyć niepokojącym zjawiskiem jest wykształcanie się uzależnienia od pomocy. Pracując z osobami bezdomnymi, wielokrotnie doświadczałam sytuacji, kiedy rozmowę ze mną zaczynali od pytania, czy mam dla nich herbatę – bez refleksji, dlaczego miałabym tę herbatę dla nich mieć. Przecież sama też jej nie mam, mi jej nikt nie daje. Jest to istotne o tyle, że w miejscach, w których pracowałam często znajdowaliśmy i oferowaliśmy tym ludziom zatrudnienie. Nie była to zajęcie ambitne czy wymagające szczególnych umiejętności – na przykład kopanie ziemniaków, zbieranie jabłek czy praca przy taśmie produkcyjnej. Okazuje się, że jeśli wypłacane są dniówki, to wielu z naszych podopiecznych potrafi utrzymać takie stanowisko tylko jeden dzień. Otrzymane pieniądze często pozwalają im już na zakup kawy, papierosów, czy innych produktów, których potrzebują w danym momencie. Po pierwszym dniu, po odebraniu zapłaty, z dwudziestoosobowej grupy następnego dnia do pracy stawiają się tylko dwie. Sytuacja ta obrazuje słabą determinację w dążeniu do poprawy przez nich swojej sytuacji. Ogromnym problemem jest dla nich utrzymanie zatrudnienia.

Wśród osób bezdomnych wielu jest takich, którzy przyzwyczajają się do brania – otrzymują jedzenie, ubrania, ale nie mają wobec darczyńców żadnych zobowiązań. Przytuliska, które usiłują wypracowywać pewne zasady, skłaniają się do tego, żeby ich podopieczni byli zobowiązani do różnych prac na rzecz takiej placówki. Jednak w punktach jednorazowego wsparcia, nie da się tego wyegzekwować, więc wielu ludzi uważa, że im się to wszystko należy, że państwo powinno im pomagać.

Czasem, szczególnie w okresie zimowym, władze, by nie narażać się na negatywną ocenę społeczną bądź kierując się względami humanitarnymi czy też nie poddając głębszej refleksji swoich akcji, podejmują działania mało efektywne np. polegające na donoszeniu ciepłych posiłków w miejsca zajmowane przez osoby bezdomne. Niestety, rezultat jest taki, że ci ludzie w zasadzie nie opuszczają swoich schronień, nawet przez kilka dni i po prostu oczekują, aż ktoś przyjdzie i im ten posiłek da. Uważam, że dużo lepszym rozwiązaniem byłoby wręczenie bezdomnemu talonu na jedzenie, to zmobilizowałoby go do wysiłku związanego choćby z dotarciem do stołówki.

Okazuje się, że najlepsze są działania, które włączają samych zainteresowanych do pracy na rzecz środowiska. Bądź takie, które budują system wzajemnych zobowiązań i w których osoba bezdomna sama pracuje na to, by cokolwiek otrzymać np. posiłki, czy ubranie. Także na terenie placówek stacjonarnych dostrzegamy, że osoby które uczestniczą w remoncie sal, potem chętniej je szanują i dbają o czystość.

– Czy można wnioskować, ze bezdomność wiąże się z dysfunkcyjnym typem osobowości? I czy ta dysfunkcyjność wynika z bezdomności czy bezdomność z dysfunkcyjności?
Ciągle zapominamy o tym, że czasem jest to wybór tych ludzi. To niekoniecznie musi być dysfunkcja, bywa, że jest to ich pomysł na życie. Kiedyś przyjechał do nas mężczyzna, któremu w powrocie z zagranicy pomogła “Barka”. Powiedział, że on nie wyobraża sobie być osobą bezrobotną. Wyszedł i znalazł pracę – na przeciwko przytuliska, w którym przebywało wówczas 60 bezrobotnych i bezdomnych osób. Tego typu sytuacje uczą nas, że praca przekładająca się na możliwość zmiany ich życia jest obok nich, ale oni jej nie zauważają lub nie chcą widzieć. Czasem twierdzą, że praca wiąże się ze zbyt dużym wysiłkiem, bo na przykład, trzeba wstać o piątej rano. Dużych zmian wymaga zatem podejście osób bezdomnych do zatrudnienia. Tymczasem trudno im pomagać w rozwiązaniu problemów mieszkaniowych, jeśli potem nie mają środków na utrzymanie tych lokali. Zdarzyło się, że gdy proponowaliśmy ludziom pracę w czerwcu, jedna z pań powiedziała, że ona przed zimą pracować nie będzie, bo do tej firmy trzeba dojeżdżać. Wielu ludzi oczekuje pomocy, ale nie wykazuje żadnej aktywności – oni po prostu nie wierzą, że sami mogą coś zmienić i mam wrażenie, że to jest ich największy problem: niedostrzeganie możliwości wpływu na własne życie. Więc owszem, stoi za tym pewien rys osobowości, ale w związku ze zróżnicowaniem grupy, nie można budować stereotypu, że wszyscy tacy są. Jednak niektórzy zdobywają pracę i usamodzielniają się. Generalnie, im krócej ludzie są bezdomni, tym szybciej z tego wychodzą, dlatego, bo nie adaptują się do negatywnej, niekorzystnej dla nich sytuacji. Mają więcej energii i zapału by ją zmienić.
Czasem jednak, trafiają do nas osoby, które nie radzą sobie z podstawowymi, codziennymi czynnościami. Są to ludzie szczególnie bezradni, którzy nawet jeśli dostaną mieszkanie i mają rentę – czyli teoretycznie wystarczające środki do życia, nie są w stanie swojego lokalu utrzymać, choćby pod kątem elementarnej czystości. Praca z takimi ludźmi musi się zaczynać od zupełnie podstawowych rzeczy, takich jak uczenie zachowywania higieny osobistej – kwestii dla większości ludzi tak oczywistych, że nawet nie powodujących większej refleksji przy ich wykonywaniu.

– Wychodzi na to, że ci ludzie muszą nauczyć się życia od nowa.
Tak. Oni potrzebują przewodników, którzy pokazaliby im jak normalnie żyć, jak pozytywnie spędzać wolny czas. Potrzebni są wolontariusze z różnym przygotowaniem zawodowym, doświadczeniami życiowymi, a nawet po prostu z ciekawymi zainteresowaniami.

Co może być przyczyną takiej bezradności, niedojrzałości?
Przede wszystkim uwarunkowania środowiskowe. Wielu z tych ludzi nikt wcześniej nie nauczył, jak sobie efektywnie radzić z codziennymi problemami, a praca nie stanowi dla nich wartości samej w sobie, jedynie pozostaje źródłem dochodów. Warto jednak pamiętać, o osobach, które obciążone są ograniczeniami intelektualnymi, czy zaburzeniami psychicznymi. Czasem konieczna jest współpraca psychiatry i innych lekarzy – dermatologów czy chirurgów. Potrzebni są prawnicy i oczywiście psychologowie.

– Z tego wszystkiego wynika, że kluczem do rozwiązania problemu jest aktywizacja zawodowa i włączenie bezdomnych w zmianę swojej sytuacji.
Tak, to na pewno. Nie da się efektywnie pomóc osobom bezdomnym, jeżeli one nie mają pracy. Skoncentrowanie się tylko na pomocy doraźnej, takiej jak dach nad głową, czy ciepły posiłek może skutkować pojawieniem się u nich syndromu wyuczonej bezradności. Jeśli otrzymują coś za darmo, nie czują się zobowiązani, by podjąć jakąkolwiek aktywność w celu zdobycia tego i koło się zamyka.

– Człowiek, który widzi, że jego działania przynoszą efekty, czuje się też bardziej wartościowy, czuje się częścią społeczeństwa.
Tak. Praca może dawać satysfakcję, wzmacniać samoocenę, dowodzić możliwości wpływu na własne życie. Sama aktywność zawodowa zmusza też do pewnej codziennej samodyscypliny np. do tego, żeby rano wstać, ubrać się, ogolić, czy – w przypadku kobiet – pomalować się. Z kolei, to takie działania wpływają pozytywnie na samopoczucie każdego człowieka – poprawia się kondycja psychiczna. Aktywni zawodowo bezdomni chcą i muszą bardziej troszczyć się o siebie. Sprężyna – tym razem pozytywna – nakręca się.
Bezdomność nie jest cechą człowieka. To specyficzne warunki, w których ktoś się znalazł – z wyboru, bądź nie. Jedni na krótko, inni na dłużej. Z pewnością wola i determinacja w dążeniu do zmiany tej sytuacji przez osobę bezdomną jest czynnikiem, który najsilniej wpływa na zakończenie bycia bezdomnym.

Agnieszka Miklewska – dr psychologii, pedagog specjalny, doradca zawodowy, nauczyciel akademicki. Od wielu lat aktywnie pracuje w środowisku osób bezdomnych, niepełnosprawnych i bezrobotnych. Współpracuje ze Stowarzyszeniem Wzajemnej Pomocy „Agape” w Częstochowie – organizacją, która prężnie wspiera osoby bezdomne, prowadząc m.in. stacjonarne placówki. Jest współautorką nowatorskiego programu aktywizacji zawodowej „Kroki ku pracy”, realizowanego na terenie całego kraju. Wspiera kadry pomocy społecznej, przygotowując pracowników socjalnych i asystentów rodziny do pracy w środowisku.