Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Łukasz Krupa: Nie wszystkie metropolie będą jak Londyn czy Paryż. Nie powinniśmy mieć kompleksów [WYWIAD]

Dodano: 05.02.2016 | 02:40
Łukasz Krupa

Rozmowa z pełnomocnikiem prezydenta Bydgoszczy ds. metropolii o szansach, wyzwaniach i zagrożeniach wynikających z powołania związku metropolitalnego.

Na zdjęciu: Łukasz Krupa, były poseł, obecnie prawa ręka Rafała Bruskiego w kwestii metropolii.

Fot. Leszek Grabowski

Od kilkunastu dni jest głównie w drodze. Jak sam mówi, z jednej strony zachęca, z drugiej – rozwiewa wątpliwości. Z Łukaszem Krupą, pełnomocnikiem prezydenta Rafała Bruskiego ds. metropolii, rozmawiamy o tym, kto w metropolii będzie i kogo nie będzie. I jaki to może mieć wpływ na jej kształt.

Eryk Dominiczak: Zapytałbym, czy 1 lipca obudzimy się w Metropolii Bydgoszcz, ale byłby pan zapewne niewłaściwym adresatem. Dlatego zapytam – jak pan ocenia szanse na utworzenie metropolii na początku lata?
Łukasz Krupa: Przede wszystkim należy zacząć od tego, że metropolie powinny powstać. Dotychczasowe programy czy inicjatywy jak programy unijne, RPO czy ZIT mają swój określony horyzont czasowy. Tymczasem metropolia to lokata na przyszłość, na którą będzie można pozyskiwać w dodatku środki unijne. Bo UE bonusuje współpracę, czego dowodem miał być chociażby ZIT. Dzisiaj o wiele bliższym bonusem, tyle że od państwa, ma być udział metropolii w dochodach z podatku dochodowego. Czy metropolia powstanie? To oczywiście pytanie do rządzących. Ustawa jednak obowiązuje, została podpisana przez obecnego prezydenta, w dodatku bez uwag i kierowania jej do Trybunału Konstytucyjnego. Zakłada oczywiście krótką i szybką ścieżkę powołania metropolii, ale ja jestem dobrej myśli – jako Bydgoszcz zgodnie z planem przygotowujemy się do wypełnienia założeń ustawy.

A czy takie sygnały jak ten wysłany przez posłankę Annę Sobecką, która stwierdziła, że po rozmowie z ministrem Mariuszem Błaszczakiem jest pewna zmian w ustawie, powinny nas niepokoić?
– Przy całym szacunku do posłanki, to nie traktuję jej jako rzecznika ministra. A gdy sam, i to niespełna dwa tygodnie temu, dzwoniłem do ministerstwa, to żadnej podobnej informacji nie uzyskałem. Nie było jej też w odpowiedzi na interpelację posła Pawła Skuteckiego. Podczas jednego z posiedzeń sejmu padła natomiast deklaracja, że ustawa dopiero co weszła w życie i zmiany w niej nie są planowane. Z tego, co wiem, żadna nowela w tej sprawie nie wpłynęła.

– Nie przeszkadza to jednak posłowi Janowi Krzysztofowi Ardanowskiemu mówić, że Metropolia Bydgoszcz rozbije województwo.
– To są przykłady głosów na zasadzie psa ogrodnika. Podgrzewają emocje, nic więcej. Toruńska strona mówi tak: metropolia „tak”, ale jedynie z Toruniem, bo inaczej jest to gra niewarta świeczki, rozbijanie regionu, za małe pieniądze… Tymczasem to Bydgoszcz jest największym miastem regionu, jako jedyne z Kujawsko-Pomorskiego należy do zrzeszenia Eurocities grupującego 140 największych miast europejskich powyżej 250 tysięcy mieszkańców. I ma ustawę umożliwiającą powołanie związku metropolitalnego, w dodatku wypełniając wszystkie kryteria, które pojawiają się w Koncepcji Przestrzennego Zagospodarowania Kraju. Już ponad połowa zaproszonych przez nas gmin opowiedziała się za wejściem w struktury związku, co ma być sygnałem w ministerstwie, że nie jest to propozycja odgórnie narzucona, ale inicjatywa oddolna, popierana przez poszczególnych partnerów.

Jaki był klucz ich doboru? Mamy Mroczę i Sadki, nie mamy Inowrocławia.
– Chcieliśmy wypełnić założenia ustawy o spójnym, silnie zurbanizowanym terenie o dużym zagęszczeniu ludności. Kryterium ludnościowe wypełniamy z nawiązką, bo nakreślony przez nas obszar zamieszkuje 650 tysięcy osób. Gdybyśmy tę mapkę przecięli trasami dróg ekspresowych S5 i S10, okazałoby się, że tworzą one krzyż, dając doskonałą okazję na rozwój tych terenów. Poza tym, małe gminy z braku środków nie mają możliwości pokazania się na zewnątrz, w metropolii będzie o to łatwiej. I to nie tylko na gruncie krajowym. Zapraszaliśmy do współpracy nie tylko całe powiaty, ale również pojedyncze gminy jak chociażby Pruszcz (powiat świecki – dod. red.) czy Złotniki Kujawskie oraz Rojewo (powiat inowrocławski). To przemyślana koncepcja mająca pokazać otwartość. W końcu, jeśli choć jedna gmina z danego powiatu wejdzie do metropolii, to sam powiat zyskuje już głos na zgromadzeniu metropolii. Zaproszenie gmin przygranicznych to informacja dla nich, dlaczego warto ciążyć do Bydgoszczy, a nie chociażby do Wielkopolski.

A i tak wątpliwości nie brakuje. Zgłaszał je chociażby burmistrz Kcyni Marek Szaruga.
– Jest to wyłącznie efekt polityki urzędu marszałkowskiego prowadzonej w stosunku do tego miasta. Gminy leżące blisko województwa wielkopolskiego widzą, jak funkcjonuje linia kolejowa obejmująca Wągrowiec czy Gołańcz, gdzie kursuje po kilkanaście par pojazdów. I trudno się dziwić, że mają wątpliwości i pytania. Ktoś na podstawie analiz sprzed dekady powiedział, że rewitalizacja linii nr 356 jest nierentowna, ale popatrzmy, jaki jest obecnie potencjał gospodarczy. Nieporównywalny. Co więcej, wyłączenie Kcyni, Sadek czy Mroczy byłoby powieleniem błędu z okresu formowania ZIT-u. Tymczasem dzisiaj w Bydgoszczy mamy bezrobocie na poziomie 5,4 procenta, zależy nam na tym, żeby to do nas przyjeżdżano w celach edukacyjnych i zawodowych. Są badania i analizy mówiące, że mieszkaniec nie podejmuje decyzji o relokacji, jeśli jego droga np. do pracy w jedną stronę nie zajmuje więcej niż 45 minut. A to wpływa na zrównoważony rozwój regionu, bo zamiast szukać pokoju w Bydgoszczy, pracownik nadal mieszka na przykład w Kcyni. Nie każda metropolia będzie Londynem czy Paryżem. Nie musimy mieć kompleksów.

– Rząd stawia metropolię w opozycji do zrównoważonego rozwoju.
– Zupełnie niepotrzebnie. Sprawnie funkcjonująca metropolia umożliwi mieszkańcowi Kcyni pozostać w swoim mieście, a jedynie dojeżdżać do pracy np. w Bydgoszczy. Dzięki podatkom rozwijała się będzie nie tylko Bydgoszcz jako rdzeń, ale również poszczególne miejscowości, na które największe miasto oddziałuje. Choćby w zakresie budowy infrastruktury, która pozwoli zostawić samochód na parkingu i przesiąść się na szynobus. Dwanaście czy piętnaście podobnych obszarów w skali kraju w moim przekonaniu wpisuje się w zrównoważony rozwój.

– Zaproszenie Złejwsi Wielkiej nie było akcją zaczepną?
– Nie chcieliśmy, aby pod naszym adresem padały zarzuty, że jesteśmy małostkowi. Do budowy metropolii podchodzimy racjonalnie. Propozycja dla wójta Złejwsi Wielkiej padła w bezpośredniej rozmowie z prezydentem Rafałem Bruskim i mną. Powód – wielu bydgoszczan kupuje czy buduje domy chociażby w Czarnowie. Czuliśmy się wobec nich zobowiązani, aby gmina, która sięga aż do Strzyżawy, mogła się w Metropolii Bydgoszcz znaleźć.

– Ale się nie znajdzie.
– Publiczne stanowisko wójta Jana Surdyki jest takie, że 70 procent powiązań to związki z Toruniem, a jedynie trzydzieści – z Bydgoszczą.

– Symboliczne.
– Na pewno wymowne. Potwierdza to zresztą koncepcję profesora Śleszyńskiego przygotowaną przez Polską Akademię Nauk dla ówczesnego Ministerstwa Rozwoju Regionalnego o istnieniu dwóch odrębnych obszarów funkcjonalnych – dla Bydgoszczy i Torunia. Pokazuje, że kierunek zachodni, który obraliśmy przy projektowaniu metropolii, jest słuszny. Są już zresztą kolejne gminy zainteresowane dołączeniem do związku metropolitalnego.

– Na przykład?
– Dzwonią do nas samorządowcy chociażby z powiatu sępoleńskiego czy świeckiego.

– Czy większe miasta nadal mają otwarte drzwi do metropolii?
– My jesteśmy otwarci na współpracę, ale współpracę stabilną. Tymczasem mogłoby – na przykładzie Torunia – dojść do sytuacji, że wielomiesięczna praca zostałaby storpedowana poprzez brak zgody polityków toruńskich dla nazwy Metropolia Bydgoszcz. Co się wówczas dzieje? Mamy paraliż, koncepcja metropolii upada. Dlaczego? Zapis ustawy mówi bowiem o pozytywnym stanowisku 70 procent miast na prawach powiatu. Jeśli Toruń czy Inowrocław chciałyby dołączyć w późniejszym okresie, to ze świadomością, że zgadzają się na nazwę, siedzibę oraz cele i sposób dzielenia środków. Wyłączamy w ten sposób jakiekolwiek gierki polityczne.

– Senator Przemysław Termiński zaproponował tymczasem budowę metropolii złożonej z Torunia, Włocławka i Grudziądza.
– Jeżeli to miałoby pogodzić obie strony, proszę bardzo. W końcu moglibyśmy konkurować na realny potencjał ekonomiczny, a nie na to, kto ma mocniejsze wpływy polityczne w Warszawie. Tyle że taka metropolia to utopia, bo nie spełnia szeregu wymogów – miasto-rdzeń nie ma 300 tysięcy mieszkańców, nie ma lotniska z ruchem pasażerskim, odpowiedniej bazy hotelowej… Zresztą, to są zapisy KPZK, na którą tak chętnie powołuje się prezydent Zaleski. I to jest toruńska hipokryzja, bo gdy pojawiła się poprawka Antoniego Mężydły obniżająca próg ludnościowy dla metropolii, zapisy koncepcji nie były już istotne. Zresztą, sama KPZK zawiera zapisy o jej weryfikacji. Najważniejsza jest jednak dobrowolność. Jej brak, co widać na przykładzie ZIT-ów, kończy się zazwyczaj źle – współpracą szorstką i trudną.

Zrobiłem zresztą analizę udziału procentowego populacji gmin bydgoskiej i toruńskiej części ZIT-u na rynku pracy w Bydgoszczy. I okazało się, że o ile w ramach części bydgoskiej jest to od 8 do 18 procent, o tyle w przypadku części toruńskiej jest to od 0,5 procenta do maksymalnie 2,3 proc. w przypadku Złejwsi Wielkiej. Dziesięciokrotna różnica jednoznacznie wskazuje, że zaproszenia wystosowaliśmy do gmin naturalnie z nami powiązanych, gdzie tych powiązań nie musimy udowadniać.

– W przypadku Inowrocławia jest chyba podobnie.
– Pojawiła się jednak polityczna deklaracja prezydenta Ryszarda Brejzy, że skoro ani Bydgoszcz, ani Toruń nie wystosowały do Inowrocławia zaproszenia, to ma on swój pomysł na rozwój i nie przystąpi do żadnej metropolii. Pojawia się tu jednak jednoznacznie wątek polityczny, a to – moim zdaniem – można by wyjaśnić na dwustronnym spotkaniu. Tyle że jestem absolutnie za tym, żeby uszanować wielkość Bydgoszczy, jej wiodącą rolę w regionie, rozwój rynku pracy. Oczywiście, nie podoba mi się to, że z Toruniem rozmawiamy za pośrednictwem dziennikarzy, że Inowrocław odciął się od idei metropolii zanim ktokolwiek zapytał jego włodarzy o zdanie. Nie wiem, czego brakuje prezydentowi Torunia czy Inowrocławia – politycznej odwagi czy godności – żeby przyjechać do prezydenta Bruskiego i w cztery oczy omówić kluczowe, metropolitalne kwestie. W regionie mamy taką sytuację, że każdy ma swoje ego, stroszy pióra, a efekty każdy widzi.

– A metropolia to głównie…
– …związki funkcjonalne gmin i poprawa komfortu życia mieszkańców.

– Czyli po pierwsze – transport.
– Sprawna komunikacja jest gwarantem rozwoju w wielu innych obszarach. Jest dużo prostszy i sam się napędza.

– Jak miałaby zatem wyglądać siatka komunikacyjna wewnątrz metropolii?
– Najpierw należy zrobić inwentaryzację tego, co jest…

– …i sprawdzić, czego nie ma.
– Do tego należy dołożyć oczekiwania poszczególnych partnerów. Przecież nie wszędzie zajdzie konieczność budowania czegoś od zera. Czasami wystarczy zwiększyć częstotliwość przejazdów, dotować prywatnego przewoźnika, przynajmniej w pierwszym okresie, który jeździ w tygodniu, ale w weekendy mu się nie opłaca. Mieszkańcy ościennych gmin nie tylko muszą dojeżdżać do Bydgoszczy do pracy. Chcą też korzystać z oferty kulturalnej czy handlowej albo dojechać na zaoczne studia.

– Jakie szanse gminy dostrzegają w powołaniu metropolii? Współpracę między nimi zakładały już chociażby ZIT-y, ale ta kooperacja idzie opornie.
– Na spotkaniach pojawiają się nierzadko postulaty aktualne od wielu lat. Nieraz słyszałem głosy, że przez kilka lat czegoś nie udało się zbudować i może w końcu się uda w strukturach metropolii.

– Wróćmy do kwestii zasadniczej – przykładów.
– Gmina Rojewo od wielu lat walczy o budowę czterokilometrowego odcinka drogi przez las w stronę krajowej „dziesiątki”. Przez to, jak mówi wójt, gmina stała się peryferyjną. A tymczasem otwarcie takiego fragmentu drogi wpłynie na rozwój budownictwa mieszkalnego, poszerzy potencjał rynku pracy czy wreszcie otworzy rynek zbytu dla rolników. Przykład drugi – mieszkańcy Pruszcza już od lat 90. żyją tematem budowy kładki przez tory, która dzieli miejscowość na dwie części. Codziennie przez kilkadziesiąt minut przejazd jest zablokowany. To są często zindywidualizowane problemy, ale jeśli to ma służyć dobru mieszkańców, to należy to zrealizować.

Druga sprawa, to przy takich postulatach pojawiają się pomysły rozdziału pieniędzy. Skłaniamy się ku koncepcji, żeby każda gmina pozyskała z metropolii przynajmniej tyle, ile wpłaciła w ramach składki. Dzięki temu włodarze samorządów mogą powiedzieć mieszkańcom, że gmina nic nie traci. Chcemy jednak doprowadzić do podziału pieniędzy w cyklu trzyletnim według kryterium ludnościowego. Posłuży to większym inwestycjom, bo strumień pieniędzy będzie mocniejszy.

– Jak budżet metropolii, szacowany na kilkadziesiąt milionów złotych, wytrzyma bagaż oczekiwań?
– Należy pamiętać, że nikt nie mówi, iż metropolia będzie realizowała wielkie inwestycje, na które są inne środki i inni decydenci. Rozwój transportu można wspierać poprzez „miękkie” działania – bilet metropolitalny, przekształcenie gimbusów w autobusy międzygminne, budowę wiat czy zatok przystankowych. Wówczas 80 mln zł rocznie to całkiem sporo. Poza tym, dzięki współpracy mówimy jednym głosem chociażby w relacjach z samorządem województwa.

A w jaki sposób te relacje w nadchodzącym czasie należy zdefiniować? Gminy boją się sekowania przy rozdziale unijnych pieniędzy z racji chęci wstąpienia do Metropolii Bydgoszcz.
– Tak naprawdę winę ponosi tryb wyboru marszałka, który jest wybierany tak naprawdę w jednym okręgu, a władzę rozciąga na cały region, mając do dyspozycji bardzo duże środki. Na ten temat w ogóle nie powinniśmy rozmawiać, bo marszałek nie powinien rozdzielać pieniędzy według własnego humoru. A już na jakiekolwiek próby deprecjonowania gmin, które zdecydowały się na współpracę z Bydgoszczą, będziemy zdecydowanie reagowali.

– A jak Bydgoszcz może zyskać na powołaniu metropolii?
– Tu ważne są dwa, a w zasadzie nawet trzy aspekty. Pierwszy to wspomniane już dobre skomunikowanie gmin satelickich w stosunku do miasta-rdzenia. Słyszeliśmy już także chociażby pomysł powstania dużego parkingu w Nakle, aby mieszkańcy z samochodów mogli przesiąść się do pociągów jadących do Bydgoszczy. Druga sprawa to ogólna tendencja związana z wyprowadzaniem się mieszkańców Bydgoszczy do ościennych gmin. Uciekają przed zgiełkiem, ale nie przed samym miastem. Wreszcie, po trzecie, dla miasta wojewódzkiego bycie stolicą metropolii to także prestiż.

– Więc przynajmniej o oddolną inicjatywę w sprawie metropolii możemy być spokojni?
– Nie chcę mówić, że w 100 procentach wszystkie gminy, z wyjątkiem Złejwsi Wielkiej, powiedzą nam „tak”, bo nie chcę wyjść na aroganta. Spotykam się jednak z samorządowcami i są to zawsze kilkugodzinne, merytoryczne dyskusje, podczas których deklarujemy wolę współpracy i pomocy. Wniosek, który chcemy złożyć do rady ministrów na przełomie lutego i marca, wydaje się być niezagrożony. Ale jego mocnym akcentem ma być dwadzieścia uchwał rady gmin. Na razie mamy ponad połowę.