Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Krzysztof Bess: Zawisza to marka, wokół której powinno się budować piłkę w regionie [STUDIO METROPOLIA]

Dodano: 08.06.2018 | 06:00
Krzysztof Bess

Wywiad z Krzysztofem Bessem, prezesem SP Zawisza Bydgoszcz.

Na zdjęciu: - Mamy obecnie zespoły na wyższych poziomach rozgrywkowych, ale dobrze wiemy, że jako województwo wypadamy słabo, a Zawisza mógłby to zmienić - mówi Krzysztof Bess.

Fot. ST

Od dwóch lat SP Zawisza odbudowuje klub, który zostawiony przez Radosława Osucha musiał wystartować w B klasie. W tym czasie piłkarze w niebiesko-czarnych koszulkach rozegrali w Bydgoszczy… jeden mecz. Z Wisłą Fordon. Wyjazdowy. Czy są szanse, że wrócą na stadion przy ul. Gdańskiej? Czy Stowarzyszenie Piłkarskie pozwoli jeszcze raz oddać klub niepewnemu biznesmenowi? I czy policja prowokowała kibiców po ostatnim meczu w Sępólnie Krajeńskim? Odpowiedzi na te i inne pytania udziela dziś w Studiu Metropolia – z okazji awansu piłkarzy Zawiszy do klasy okręgowej – prezes Stowarzyszenia Piłkarskiego Krzysztof Bess.

Sebastian Torzewski: Dwa lata, dwa awanse. Czyli pod kątem sportowym wszystko idzie wam zgodnie z planem.
Krzysztof Bess (prezes SP Zawisza Bydgoszcz): I pod kątem sportowym, i pod wieloma innymi, a awanse tylko to potwierdzają. Działamy dzięki pełnemu zaangażowaniu kibiców bydgoskiego Zawiszy, na których barkach spoczął wymiar materialny – utrzymywanie klubu, zbieranie składek. Warto też powiedzieć o naszych sponsorach i o rodzicach młodych zawodników, którzy zostali z nami na dobre i na złe. Do tego zaangażowanie całego zespołu i trenerów – najpierw Patryka Zarosy i Dawida Niezbeckiego, a teraz Jacka Łukomskiego.

– Ze szkoleniowcem już przedłużyliście kontrakt na nowy sezon.
– Tak, w poniedziałek spotkaliśmy się z trenerem na omówienie warunków. Rozmowa nie była długa i przedłużyliśmy umowę na następny rok.  Cel przed szkoleniowcem i zespołem został jasno postawiony, czyli kolejny awans do wyższej klasy rozgrywkowej. Cel trudny, ale przy odpowiedniej organizacji jak najbardziej do zrealizowania.

–  Spodziewacie się przeskoku między poziomem A klasy a okręgówki czy ta różnica będzie zauważalna dopiero w trzeciej, czwartej lidze?
– Jeśli chodzi o dobór sportowy to nie ma tutaj większego zmartwienia, bo trener Jacek Łukomski jest doświadczonym szkoleniowcem, a do tego ma wsparcie dyrektora sportowego Marcina Łukaszewskiego, który w trakcie swojej kariery piłkarskiej też spędził wiele minut na boisku. To są takie dwa trybiki, które napędzają cały zespół. Największą barierą jest miejsce rozgrywania spotkań. Staramy się robić wszystko, aby pokazać, że możemy się podjąć organizacji meczów Zawiszy w Bydgoszczy. Pewnie jeszcze poruszymy w rozmowie ten temat. Klub jest zdecydowanie przygotowany i dobrze zarządzany. Niech potwierdzeniem będzie wtorkowa informacja, że bez żadnych problemów i ograniczeń uzyskaliśmy licencję na kolejny sezon.


Czytaj także: Czy Zawisza wróci do Bydgoszczy? Stowarzyszenie Piłkarskie wysłało prezydentowi polisę na 1 milion złotych


– Gra w okręgówce będzie wymagała dużo większych nakładów finansowych?
– Logistycznie jesteśmy zabezpieczeni przez firmę Libus, która od początku pomaga nam w transporcie zawodników, więc odległości nie mają dla nas znaczenia.  Na pewno będzie przeskok finansowy, bo wzrosną wymagania. Trzeba będzie spotkać się zespołem i zbudować kadrę, która zaangażuje się w realizację celu.

– Mimo raczej spokojnego przebiegu tego sezonu i pewnego wywalczenia awansu będziecie chcieli jeszcze wzmocnić kadrę?
– Tutaj tak jak mówiłem głos należy do trenera Łukomskiego i Marcina Łukaszewskiego. Jeżeli oni uznają, że trzeba uzupełnić skład o kilku dobrych zawodników, to polityka budowania zespołu pójdzie tą drogą.  To jednak zostawiam szkoleniowcowi i dyrektorowi. Na pewno na bieżąco będziemy informować o ruchach transferowych.

– Marka Zawiszy, choć klub gra w najniższych klasach rozgrywkowych, działa na piłkarzy w trakcie negocjacji kontraktowych?
– Tutaj nic się nie zmieniło. Czy to dotyczy drużyny seniorów, czy zespołów młodzieżowych, czy też sponsorów, to magia Zawiszy działa i myślę, że to dobry kierunek, aby budować mocną piłkę w regionie. Nie chodzi tylko o samego Zawiszę, bo on jest, był i będzie. Jest marką niepodważalną. Oczywiście mamy obecnie zespoły na wyższych poziomach rozgrywkowych, ale dobrze wiemy, że jako województwo wypadamy słabo, a Zawisza mógłby to zmienić.  Każdy zawodnik, który utożsamia się z Zawiszą i zawsze chciał w nim grać, dzisiaj ma taką możliwość. Może zadzwonić, umówić się z trenerem lub dyrektorem sportowym i wyrazić chęć gry w zespole. Wiadomo, że dla chłopaków, którzy na przykład kończą wiek juniora, korzystniejsza będzie gra i trenowanie w Zawiszy niż szukanie pracy w niższych ligach i klubach ościennych poza Bydgoszczą. Nasze drzwi są otwarte i jeśli przydatność do zespołu się potwierdzi, to znajdzie się miejsce.

– Na sponsorów też jeszcze działa magia Zawiszy?
– Grupa sponsorów jest bardzo duża.  Są firmy AM Logisitcs, AMS Perfekt Serwis, jest wspomniany Libus. Do tego duże grono mniejszych darczyńców, którzy się zgłosili i nadal zgłaszają.  Stąd inicjatywa powołania Zawisza Business Club. Chcemy skupić wokół niebiesko-czarnej rodziny wiele przedsiębiorstw lokalnych z Bydgoszczy i okolic. Proszę pamiętać, że klub od wielu lat nie posiłkuje się pieniędzmi z miejskiej kasy. Wszystkie środki są wypracowane przez społeczne działanie zarządu, datki sponsorów i kibiców. Często mówi się, że Zawisza chciałby pieniądze. Nie. My chcemy zbudować stabilny budżet w oparciu o kibiców i lokalny biznes. Jeśli to się nam uda, to z tej pozycji łatwiej będzie poprosić o wsparcie. Jedyne, o co dziś prosimy, to umożliwienie nam korzystania z miejskich obiektów na równoprawnych warunkach. Wtedy każdy będzie mógł uczciwie przyjrzeć się naszej pracy i ocenić jej efekty.

–  W przyszłości Zawisza będzie mógł jeszcze pozyskać dużego sponsora czy raczej po wydarzeniach z ostatnich lat ci więksi przedsiębiorcy będą już zniechęceni? I czy wy w ogóle dopuszczacie możliwość oddania klubu w czyjeś ręce?
– Odpowiem jako prezes, nie mówiąc w imieniu całego zarządu. Na dzisiaj, będąc sternikiem, staram się przełożyć swoją prywatną filozofię na klub. Chcę go budować w oparciu o kibiców i drobnych sponsorów, aby uniknąć błędu, który był i wiemy jak się skończył – dużego partnera, który za miejskie pieniądze pozyskał klub, a potem zostawił go z długami. Ta sprawa ciągnie się do dzisiaj i nie chciałbym do tego wracać. Myślę, że filozofią i siłą Bydgoszczy, w której zainteresowanie Zawiszą jest ogromne, jest wola odbudowania klubu wokół kibiców i lokalnego biznesu. Moim zdaniem ta strategia będzie korzystna. Wiadomo, że duży może więcej i pieniądze w sporcie są potrzebne, więc jesteśmy otwarci na wszystkich, ale każde wejście będzie musiało odbywać się na zasadach wzajemnego poszanowania. Zgłaszają się również ludzie, którzy po prostu dają swoje ręce do pracy i to też jest bardzo cenne. Myślę, że gdybyśmy mogli korzystać z miejskich obiektów, to ta praca byłaby bardzo widoczna.

– Najczęściej mówimy o zespole seniorów Zawiszy, ale klub to też grupy młodzieżowe. Jak teraz wygląda szkolenie?
– Mamy dziewięć grup szkoleniowych i 150 adeptów. Dzięki wpłatom składek rodzicielskich, które w dużej mierze utrzymują klub, udało nam się stworzyć model, w którym dajemy pracę około dziesięciu szkoleniowcom. W przeliczeniu wychodzi to 15 adeptów na jednego trenera. Myślę, że poziom szkolenia przy tych wszystkich trudnościach, które nas spotykają, daje powody do zadowolenia. W rocznikach 2004-2007 zawodnicy regularnie są powoływani do kadry i spora część jest na celowniku możniejszych klubów –  Zagłębia Lubin, z którym mamy umowę partnerską czy też Lechii Gdańsk i Lecha Poznań. Dzisiaj są takie czasy, że zawodnicy już w młodym wieku są obserwowani przez kluby. My powinniśmy budować markę Zawiszy w oparciu o region, aby ci młodzi chłopcy chcieli zostawać w Bydgoszczy.

– Trudności, o których pan wspomniał to między innymi częste zmiany lokalizacji treningów.
–  Dzieci trenują na miejskich obiektach wynajmowanych od zarządców, którzy nam to umożliwiają. Nie otrzymujemy dotacji miejskich, a przeznaczamy około stu tysięcy rocznie na wynajem. To są potworne pieniądze. Niejeden klub w Bydgoszczy byłby za nie w stanie rozwinąć swoje szkolenie albo zatrudnić trenerów.  My musimy polegać na uprzejmości innych klubów, płacimy za to, a i tak prezentujemy całkiem wysoki poziom.

–  Ile dzieci trenowało w klubie zanim doszło do zamieszania z Radosławem Osuchem i część z nich trafiła ostatecznie do MUKS-u?
– Trudno do tego wrócić, bo było ich zdecydowanie więcej. Była to liczba około 250 i stale się rozwijała. Trzeba pamiętać, że my najpierw przekazaliśmy nasze dzieci do spółki Radosława Osucha, a później w wyniku decyzji politycznych przeniesiono je do nowego tworu, czyli MUKS CWZS. Wielu zawodników trenujących dziś w różnych klubach bydgoskich zaczynało właśnie u nas.  Wiadomo, że obecnie działa dużo mniejszych szkółek jak Wisełka Fordon czy AP Brda. Rodzic może wybrać tę, która będzie mu najbardziej odpowiadała i myślę, że to dobre dla dzieci i szkolenia. A my dzisiaj jesteśmy w V lidze, więc ci zawodnicy już wiedzą, że warto grać, bo będzie można wrócić do Zawiszy.


CZYTAJ TAKŻE: PIOTR SIEŃKO: W BYDGOSZCZY BRAKUJE FIRM, KTÓRE BYŁYBY ZAINTERESOWANE SPONSORINGIEM SPORTOWYM [STUDIO METROPOLIA]


– Gdy Tomasz Latos mówi, że Zawisza musi grać w Bydgoszczy, to pan widzi w tym realną szansę czy element kampanii wyborczej?
– Myślę, że to jest polityka, która może być obok sportu, ale nie powinna w niego ingerować. Takich obietnic w kampanii wyborczej będzie dużo, bo każdy będzie chciał naprawić sytuację Zawiszy. Przypominam sobie deklaracje obecnego prezydenta, który zapewniał, że podstawą  sportu w Bydgoszczy są marki takie jak Zawisza i Polonia.  Ja bym tego nie rozgraniczał.  Oczekiwałbym od prezydenta – obojętnie, czy będzie to prezydent Bruski, czy pan Latos, czy jakikolwiek inny kandydat – uczciwego traktowania wszystkich podmiotów związanych ze sportem, sprawiedliwego dostępu do obiektów i żeby każdy z polityków był zainteresowany dialogiem. Wiele spraw można załatwić przy kawie, w ciągu trzydziestu minut męskiej, rzeczowej rozmowy, ustalając sobie zakres obowiązków. Dlatego najbardziej boli to, że tych rozmów po prostu nie ma.

– Kiedy ostatni raz spotkał się pan z prezydentem Bruskim?
– Rozmowy z panem prezydentem mają charakter wymiany korespondencji. Piszemy do siebie od długiego czasu. Ostatnio rada miasta zaapelowała, aby Zawisza wrócił do Bydgoszczy i pan prezydent pytał radnych o ich odpowiedzialność za ewentualne straty materialne spowodowane użytkowaniem przez nas obiektów miejskich. Wydaje mi się, że nasza odpowiedź jest jednoznaczna.  Nie chcemy nikomu niczego zabierać – chcemy współpracować i jestem przekonany, że to możliwe.  W dodatku z inicjatywy zarządu klubu powstał pomysł, że jeśli jakikolwiek podmiot w Bydgoszczy będzie chciał nam wynająć obiekty, to mamy polisę ubezpieczeniową opiewającą na milion złotych. Myślę, że dzisiaj nie ma żadnych obaw co do korzystania przez nas z obiektu. Korzystamy ze stadionu w Potulicach i z innych boisk, które są w mieście i nie spotkałem się z żadnymi problemami. Nie musiałem płacić żadnych kar umownych za zniszczenia. Co więcej, za czasów organizacji meczów drużyny seniorów przez SP Zawisza, nie miały miejsca żadne poważne incydenty. Wszystkie sytuacje, które były, dotyczyły innych podmiotów.  Jeśli Stowarzyszenie Piłkarskie organizuje mecz, to bierze za to odpowiedzialność i zawsze jest spokój.

– Ale w ubiegłym roku wójt Gostycyna pisał do pana o odszkodowanie, gdy kibice pomalowali przystanki i przejścia dla pieszych w jego gminie.
– Ta sprawa jest dla mnie incydentem. Na tamten mecz kibice jechali w kolumnie chronionej przez policję i był tylko jeden postój w Stopce.  Wróciliśmy w jednej kolumnie, dlatego tego incydentu nie można przypisywać kibicom. Oczywiście jesteśmy niebiesko-czarną rodziną i zdarzają się czarne owce, ale nie można obciążać władz klubu pomalowaniem przystanków czy rozbiciem butelki. To akty uszkodzenia mienia, ale takie sytuacje zdarzają się na każdym kroku w mieście i nie dotyczy to tylko świata piłki.

– Tymczasem prezydent pokazuje nagrania z awantur stadionowych, mówiąc, że takie obrazki mogą wrócić. Pan zagwarantuje, że nie wrócą, gdy w końcu zagracie na Gdańskiej?
– Nie chodzi tu o obrazki, ale o poczucie bezpieczeństwa.  Klub może zabezpieczyć się na ewentualność strat, które moim zdaniem i tak by się nie zdarzyły. Nawiążę tu do sytuacji z ostatniego meczu w Sępólnie. Wiele sytuacji jest prowokowanych przez policję i inne organy. Akcja bydgoskiej czy lokalnej policji w trakcie świętowania była według mnie zupełnie nieuzasadniona. Nie chciałbym tu używać słowa prowokacja, choć można by tak powiedzieć. Jeździmy na mecze od dwóch lat i większych incydentów nie było.  Zdjęcia zawsze można podpiąć pod kibiców Zawiszy, ale przypominam – gdy Stowarzyszenie Piłkarskie organizowało jakiekolwiek wydarzenia sportowe, to do takich sytuacji nie dochodziło. I myślę, że to jest odpowiedź na pana pytanie. Współpraca w Potulicach przebiega przecież bardzo dobrze. Cieszymy się z niej, ale mamy świadomość potrzeby powrotu do Bydgoszczy.

–  Miejsce Zawiszy jest tylko na Gdańskiej czy na Sielskiej też?
– W piśmie określiliśmy sprawę jasno. Domem naszego klubu jest Gdańska 163. Jednocześnie wskazaliśmy, że chcielibyśmy rozgrywać mecze na obiektach, które  posiadają licencja KPZPN. Chodzi po prostu o stworzenie sprawiedliwych warunków. Nasze miejsce jest na Gdańskiej, a każdy inny temat to kwestia ustaleń i szczegółowych rozmów o korzystaniu z miejskich obiektów

– A wierzy pan, że rozmowa z prezydentem Bruskim jest jeszcze możliwa?
–  Stan na dzisiaj jest taki, że klub jest dobrze zorganizowany, sam się finansuje i zapewnia zabezpieczenie. Sytuacja stowarzyszenia jest w każdym momencie do wglądu dla państwa czy dla  opinii publicznej, a ja jestem dostępny w każdej chwili. Myślę, że nie da się więcej zrobić. Jesteśmy na etapie, że wystarczy dobra wola do rozmowy. Ta powinna rozwiać wszystkie wątpliwości.


PRZECZYTAJ WIĘCEJ WYWIADÓW Z CYKLU STUDIO METROPOLIA


Sebastian Torzewski