Enea Astoria bez tajemnic. Jakie są sekrety świetnej gry bydgoskiego zespołu? [WYWIAD]
Dodano: 17.05.2019 | 07:00Na zdjęciu: Koszykarze Enea Astorii w niedzielę rozegrają trzeci mecz finałów I ligi koszykówki.
Fot. SF
Enea Astoria po doskonałych meczach we Wrocławiu prowadzi w finałowej rywalizacji z FutureNet Śląskiem 2:0. Jak to się stało, że drużyna, która w poprzednim sezonie nie wywalczyła miejsca w fazie play-off, dziś jest blisko awansu do ekstraklasy? Czy Marcin Nowakowski rzeczywiście ma tak wielki wpływ na grę zespołu? W jakich zestawieniach podopieczni Grzegorza Skiby radzą sobie najlepiej, a których połączeń trener musi unikać? Na te i inne pytania odpowiada były dziennikarz Sportowej Bydgoszczy i basketstats.pl Filip Wróblewski, przed którym liczby Enea Astorii nie mają żadnych tajemnic.
Sebastian Torzewski: Przed sezonem Enea Astorię upatrywano w gronie najsilniejszych drużyn I ligi, ale chyba mało kto spodziewał się, że bydgoszczanie będą w finale rozgrywek prowadzić 2:0 z FutureNet Śląskiem Wrocław. To rzeczywiście jest niespodzianka czy jednak już przed sezonem analiza statystyczna kadry zespołu dawała Astorii duże szanse na awans?
Filip Wróblewski: Na pewno to Śląsk już przed sezonem był uważany za głównego kandydata do awansu i runda zasadnicza pokazała, że zdobyć wrocławską twierdzę jest bardzo trudno, gdyż podopieczni Radosława Hyżego zanotowali tam komplet zwycięstw. Drużyna, która chciałaby im pokrzyżować szyki, wiedziała o tym, że będzie musiała wyrwać w takim wypadku wygraną we Wrocławiu. Śląsk w sezonie zasadniczym dominował w większości elementów statystycznych. Jako jedyni zdobywali średnio ponad 90 punktów, trafiali 36% trójek, a oddawali ich prawie 33 w meczu (drugie SKK w tej kategorii oddawało średnio niecałych 28 rzutów, a Astoria zaledwie ponad 21, co dało przedostatnie miejsce). Jak do tego dodamy zdecydowanie największą liczbę zbiórek i mało strat, to już puzzla składają się nam w obraz dominacji w sezonie zasadniczym. Ciężko tutaj mówić o szansach statycznych na awans Astorii przed sezonem, bo tylko nieliczni optymiści zakładali, że to się może stać już w tym roku. Wszyscy eksperci zgodnie twierdzili, że to Śląsk ze Skibniewskim i Kulonem tak naprawdę jako jedyny musi, a reszta drużyn tylko może wygrać pierwszą ligę. W trakcie sezonu Śląsk dalej się zbroił i wzmocnił Jakóbczykiem czy Jarmakowiczem, czym tylko utwierdzał wszystkich w tej opinii. Podsumowując, prowadzenie 2:0 Astorii po dwóch pierwszych meczach jest na pewno niespodzianką, ale jakże dla nas miłą.
– Zwłaszcza wówczas, gdy przypomnimy sobie, jak zespół grał w poprzednim sezonie. Jakie zmiany pod kątem taktyki i schematów gry zaszły, kiedy drużynę przejął Grzegorz Skiba?
– Astoria poczyniła postęp praktycznie w każdym elemencie, porównując do poprzedniego sezonu. Ten zespół zachował swój trzon, co było istotne w budowaniu go przez nowego trenera. Większość zawodników już była zgrana, a zostały wymienione jedynie pojedyncze elementy w tej układance. Doszli jednak gracze, którzy też nie byli dla siebie całkiem obcy. Marcin Nowakowski grał już razem z Jakubem Dłuskim w Krakowie, a Grzegorz Kukiełka grał w Legii z Michałem Aleksandrowiczem. Cała nowa trójka zawodników jest znaczną wartością dodaną, Kukiełka i Dłuski już wygrywali dla Astorii spotkania. Warto poświęcić chwilę zmianie na pozycji rozgrywającego. Patryk Gospodarek był drugi pod względem spędzonych minut w zespole w sezonie 2017/18, ale on zdecydowanie nie dawał drużynie tyle, ile daje jej Marcin Nowakowski. Astoria miała w poprzednim sezonie efektywność ofensywną 105,6, co oznacza, że bydgoszczanie zdobywali średnio 105,6 punktów na 100 posiadań. Ta wartość znacznie lepiej pokazuje jakość ofensywy niż spoglądanie na samą zdobycz punktową, gdyż na pewno nie można powiedzieć, że drużyna, która gra bardzo szybko, ma dużo posiadań, ale trafia na słabej skuteczności i zdobywa po 85 punktów w meczu ma lepszą ofensywę od drużyny, która gra wolno, ale mądrze i skutecznie i zdobywa tylko po 75 punktów w meczu. Dopiero przeliczając to na 100 posiadań można je porównać. Z Gospodarkiem na parkiecie Astoria zdobywała odrobinę poniżej swojej średniej – 105,1 pkt. To Łukasz Frąckiewicz czy Dorian Szyttenholm robili tę różnicę w poprzednim sezonie. Z Frąckiewiczem Astoria zdobywała 108,7 punktów na 100 posiadań, a Szyttenholm wnosił wiele do gry w obronie i z nim Astoria traciła zaledwie 93,3 pkt na 100 posiadań, gdy średnia drużyny w całym sezonie wyniosła 100,7. Są to bardzo duża różnice, które ukazują ich pozytywny wpływ na postawę zespołu. Obecnie Astoria ma efektywność ofensywną 112,7, a z Nowakowskim aż 116,2. Gospodarek jako pierwszy rozgrywający miał średnio tylko 3.6 asyst na mecz i trafiał zaledwie 36% z gry. Nowakowski ma ponad 6 asyst i trafia blisko połowę swoich rzutów. Różnica widoczna jest gołym okiem. Co ciekawe, na przykład Śpica czy Grod czyli zawodnicy, którzy byli wyróżniającymi się postaciami także w sezonie 2017/18, byli wtedy graczami ujemnymi. Astoria osiągała wyniki słabsze, kiedy przebywali na parkiecie niż gdy siedzieli na ławce. Gospodarek nie był w stanie ich w pełni wykorzystać. Teraz przy Nowakowskim ta sytuacja się zmieniła.
– Pozyskanie Nowakowskiego to był kluczowy transfer?
– Nowakowski to mózg tej drużyny i bez niego na pewno nie byłoby takiego sukcesu w tym roku. 29-letni rozgrywający ma w swoim CV wiele występów na najwyższym szczeblu rozgrywkowym i podpisanie z nim umowy było strzałem w dziesiątkę. Nowakowski przede wszystkim nie forsuje rzutów. Rzuca, gdy ma taką okazję, a przede wszystkim kreuje grę i szuka partnerów. Były dwa mecze w tym sezonie, kiedy oddał zaledwie 3 rzuty z gry, ale miał w nich 6 i 7 asyst. Zagrał we wszystkich 40 meczach i w 15 z nich zapisał na swoim koncie co najmniej 15 punktów, a tylko w czterech spotkaniach jego skuteczność była niższa niż 36.5%. Z taką skutecznością trafiał jego poprzednik – Patryk Gospodarek. Jednym z tych meczów było pierwsze finałowe starcie ze Śląskiem, ale i tam Nowakowski zapisał na swoim koncie 15 punktów i 7 asyst. W 11 spotkaniach miał minimum 9 asyst, a średnia w całym sezonie ponad 6 asyst w meczu daje mu trzecie miejsce w lidze, tuż za Kamilem Zywertem i Adrianem Kordalskim. Jeżeli weźmiemy pod uwagę tylko pojedynki w tym sezonie z drużynami, które grały w półfinałach play-off, to średnie Nowakowskiego wynoszą 13,5 pkt (skuteczność z gry 47%) oraz 6,8 as. Jak widać, jest on zawodnikiem, który nie boi się ważnych spotkań i nie staje się w nich niewidoczny. Najwięcej punktów, asyst i fauli wymuszonych notuje w czwartych kwartach. Do tego świetnie rozumie się z wysokimi zawodnikami. Jakub Dłuski trafił 139 rzutów z gry i 107 z nich było asystowanych, a w aż 49 przypadkach asysta wędrowała właśnie na konto Nowakowskiego. Z pełną odpowiedzialnością można powiedzieć, że jest tym, kogo Astoria tak bardzo potrzebowała.
– Jest jeszcze ktoś oprócz Nowakowskiego, kto jest dla zespołu tak istotny?
– Astoria ma ogólny bilans małych punktów +297. Są tylko dwaj zawodnicy, bez których Astoria do tej pory była na minusie. Pierwszym z nich jest właśnie Nowakowski, z którym bydgoski zespół ma bilans +329, a bez niego -32. Drugim jest Łukasz Frąckiewicz, który rozegrał blisko 300 minut mniej, a notuje zbliżone liczby w tej statystyce. Astoria ze swoim środkowym ma bilans +303, a bez niego -6. Przełóżmy to jednak jeszcze na efektywności, żeby pokazać jak duży jest jego wpływ na postawę całej piątki obecnej na parkiecie. Rozegrał 899 minut w tym sezonie i bydgoszczanie zdobywają z nim 118,2 punktów na 100 posiadań, a tracą tylko 98,2 (bilans +20,0). Jest jedynym graczem, który może pochwalić się wynikiem defensywnym poniżej 100. Natomiast w 711 minut bez niego Astoria ma efektywność ofensywną 106,1 i defensywną 108,4 (bilans -2,3). W zeszłym sezonie najwięcej – 18 razy – trafiał po podaniach Mateusza Bierwagena, a 16 razy podawał mu Patryk Gospodarek. Teraz obu wymienionych graczy już w szeregach bydgoskiego zespołu nie ma, a Frąckiewicz gra jeszcze lepiej i efektywniej. Ma już 111 trafień asystowanych, a 39 z nich było autorstwem Nowakowskiego. Siedem naszych formacji ma w tym sezonie bilans +30 lub lepszy i w aż sześciu z nich jest Frąckiewicz. Ma dopiero 22 lata, a jest już tak wyróżniającą się postacią. Czterokrotnie notował co najmniej 20 punktów w tym sezonie i co ciekawe, po raz pierwszy stało się to dość niedawno, podczas ostatniej kolejki sezonu zasadniczego z SKK, a ostatnio we Wrocławiu przeciwko Śląskowi miał 20 punktów, 10 zbiórek i pierwszy raz perfekcyjne 8/8 z gry. Najwyższa forma przyszła w najważniejszym czasie.
– Na przestrzeni całych rozgrywek widać po statystykach, że drużyna w trakcie sezonu poprawiła się w jakimś aspekcie gry lub też jakiś zawodnik wykonał zauważalny postęp?
– Astoria na pewno potrzebowała trochę czasu, żeby zaskoczyć pod ręką nowego trenera. W pierwszej części sezonu zasadniczego miała bilans efektywności +6,0 (ofensywna 108,0 i defensywna 102,0). W rundzie rewanżowej ten bilans był jeszcze lepszy i wyniósł +13,2 (ofensywna 116,9 i defensywna 103,7). To właśnie w pierwszych dziewięciu meczach sezonu bydgoszczanie mieli aż cztery najsłabsze mecze w ataku w całych rozgrywkach, a najgorzej to wyglądało w kolejkach 8 i 9, gdy graliśmy z Polonią (58:72, efektywność ofensywna 78) oraz z WKK (62:76, ef. of. 84). Zauważyć trzeba, że to w drugiej części sezonu zasadniczego Astoria dwukrotnie straciła ponad 100 punktów, co nie zdarzyło się wcześniej. Jednak z biegiem czasu ta maszynka trenera Skiby działała sprawniej, czego potwierdzeniem jest wzrost skuteczności w rzutach za 2 i 3 oraz średniej ilości asyst w meczu.
W liczbach widać, że indywidualnie postęp poczynili z biegiem sezonu Mikołaj Grod i Łukasz Frąckiewicz. Oni grali już dobrze od początku rozgrywek, ale z każdym tygodniem prezentowali się jeszcze lepiej. Grod poprawił skuteczność z gry z 54% na 59% (w tym skuteczność za 3 z 30% na 44%), a także skuteczność z rzutów wolnych z 67% na 81%. Jest taki wskaźnik używany w NBA – USG% (Usage Percentage), który określa procent posiadań drużyny, w których wykorzystany był dany zawodnik, czyli gdy posiadanie było zakończone jego rzutem z gry, rzutem wolnym lub stratą. Jest pięciu zawodników na parkiecie, dlatego średnia wartość tego wskaźnika to 20%. USG% Mikołaja Groda wzrosło z 17% na blisko 23%, co oznacza, że coraz częściej brał ciężar gry na siebie. Frąckiewicz zdobył 135 punktów, oddał 88 rzutów i trafił 53% z nich w 311 minut w pierwszej części sezonu, a w drugiej części zdobył 192 punkty i oddał 118 rzutów przy skuteczności 61% w 336 minut. Znacząco poprawił także rzuty wolne i w tym elemencie skuteczność poszła w górę z 55% na 68%. Miał także więcej asyst, przechwytów i znacznie więcej bloków.
Niesamowicie wygląda także bilans dwóch zawodników, gdy są w grze, porównując pierwsze i drugie 15 meczów sezonu zasadniczego. Astoria z Kukiełką w pierwszej części rozgrywek była na +6, a w drugiej na +109. Natomiast z Michałem Aleksandrowiczem bydgoszczanie mieli +7 w pierwszej części, a w drugiej +116.
– Wspomniałeś o siedmiu formacjach, w których zespół ma bilans +30. Siłą Enea Astorii wydaje się wyrównana kadra. W zasadzie każdy zawodnik może wziąć sprawy w swoje ręce i zadecydować o losach meczu. Które to są te najlepsze zestawienia, a które – wprost przeciwnie, najgorsze?
– To prawda, że Astoria ma wyrównany zespół. Trener Skiba używa 10-11 zawodników. To było na pewno naszą przewagą w półfinale nad Sokołem, który ma ławkę znacznie krótszą. 100 minut rozegranych wspólnie ma piątka z Nowakowskim, Kukiełką, Aleksandrowiczem, Grodem i Frąckiewiczem i jest ona najskuteczniejszą w tym sezonie (+51). W pierwszym meczu finałowym ten skład pojawił się na 3 minuty do końca przy wyniku 84:77 i po 90 sekundach było już 95:79. Także w niedzielnym meczu trener Skiba zagrał tą formacją kilka minut i ten okres czasu jego gracze wygrali 12:7. Na największym minusie w obecnych rozgrywkach jest piątka do niej bardzo podobna, ale z tą różnicą, że zamiast Groda jest w niej Mateusz Fatz. Ogólnie niezbyt dobrze Astoria prezentuje się statystycznie z tą dwójką zawodników razem pod koszem, grając na dwie wieże Frąckiewicz-Fatz. Lepiej prezentuje się zestawienie Fatza z Dłuskim czy Szyttenholmem. To ustawienie stosowane było w trzech ostatnich kolejkach sezonu zasadniczego (w tym w spotkaniu ze Śląskiem) oraz w drugim ćwierćfinale z Poznaniem, ale nie zapominajmy, że ta formacja grała ze sobą znacznie krócej, a Fatz stracił część sezonu przez kontuzję. Skupmy się jednak na pozytywach i nie dostarczajmy materiałów do analizy naszych słabszych ustawień trenerowi Hyżemu. (śmiech)
– Po piątym meczu z Sokołem Łańcut pojawiło się wiele głosów, że to najlepsze spotkanie Astorii w tym sezonie. Liczby to potwierdzają czy daliśmy ponieść się euforii?
– Decydujące spotkanie z Sokołem było jednym z naszych najlepszych meczów w obronie. Astoria nie pozwoliła gościom na oddawanie rzutów z czystych pozycji i wszyscy walczyli w obronie jak lwy, nie odpuszczając żadnej piłki. Sokół był fatalnie dysponowany w tym meczu i zawodnicy z Łańcuta nie mieli sposobu na nawiązanie równorzędnej walki i wybicie z rytmu gospodarzy. Przez trzy kwarty wyróżniał się tylko Filip Małgorzaciak, który jest na tyle solidnym zawodnikiem, że nawet jak nie idzie jego zespołowi, to potrafi w pojedynkę postawić się przeciwnikowi. Statystycznie w ataku Astoria zagrała ze skuteczościa 45% i miała efektywność ofensywną 117. W tym sezonie notowała już wskaźnik ofensywny na poziomie 135 w meczu 16. kolejki z Księżakiem czy chociażby 123 przy okazji pierwszego meczu półfinałowego z Sokołem. Astoria zrobiła w tym meczu tyle, co musiała, ale na pewno były jeszcze duże rezerwy, co świadczy tylko o sile tej drużyny.
– Jakie elementy gry były kluczowe w meczach we Wrocławiu?
– Kluczowa tutaj była przede wszystkim nasza dyspozycja, gdyż zagraliśmy 80 minut na pełnej koncentracji, tak jakby każda kolejna akcja miała być tą decydującą i nie ma w niej mowy o błędzie. O naszym skupieniu niech świadczy ilość strat. W sobotę mieliśmy ich 9, a w niedzielę 10. Astoria miała mecze z ponad 20 stratami, a więc jest to znakomity wynik. W pierwszym meczu Śląsk zdobył zaledwie 2 punkty po naszych stratach i mieliśmy tak naprawdę tylko jeden większy przestój, gdy Śląsk zaczął gonić i zanotował serię 11:0, niwelując stratę z 71:89 na 82:89. Istotna tutaj była zmiana, która nastąpiła w tym momencie w szeregach Śląska. Znakomicie dysponowanego Aleksandra Dziewę zmienił Karol Michałek, który w tym meczu miał bilans -26 w 10 minut i już od razu w pierwszej akcji, gdy Michałek był na parkiecie to Kuba Dłuski trafił trójkę, która dała nam oddech i pozwoliła uspokoić grę. Ciekawostką z drugiego meczu jest najmniejsza ilość asyst w sezonie (12) i trafionych rzutów zza łuku (2/16). Rzuty wolne także były na dość przeciętnym poziomie, ale za to trafialiśmy za 2 ze skutecznością 63%! Na uwagę zasługuje też bilans Grzegorza Kukiełki. Łącznie w 58 minut z nim Astoria była lepsza od Śląska o 40 punktów.
– W pierwszym spotkaniu ze Śląskiem rzuciła się w oczy świetna postawa Bartosza Pochockiego. To był taki czynnik decydujący o zwycięstwie?
– Bartosz Pochocki był w sobotnim meczu naszym mocnym punktem po obu stronach parkietu. Bardzo dobrze bronił i dał ważną zmianę na przełomie trzeciej i czwartej kwarty, kiedy to zdobył 7 punktów. W całym meczu zanotował 15 „oczek” i po raz pierwszy w sezonie przekroczył granicę 10 punktów, a zagrał przecież tylko 13 minut. Wymusił 5 fauli i trafił wszystkie 9 rzutów wolnych. Takiego Bartka chcemy oglądać! W swoim żywiole był Michał Aleksandrowicz. Bronił jak szalony, przechwytywał, zbierał, asystował, miał 13 punktów, eval 22 i bilans +22. To był także znakomity mecz naszego kapitana.
– Wspomniałeś o problemie z trójkami w drugim meczu. Czym to było spowodowane i w jakich elementach gry udało się to nadrobić?
– Trudno powiedzieć, czym to było spowodowane, że rzuty nie wpadały. Tego dnia po prostu trójka nie siedziała i trafić udało się tylko Nowakowskiemu. Russell Westbrook potrafi rzucać i rzucać aż trafi, co przekłada się w ostatecznym rozrachunku na porażkę jego zespołu, a Astoria w niedzielę zagrała mądrze. Jak nie siedzi rzut za 3, to próbuje się dostawać pod kosz i rzucać spod obręczy, a tam byliśmy prawie nie do zatrzymania. Zwłaszcza nasz duet podkoszowych nic sobie nie robił z obrony Śląska. Frąckiewicz i Dłuski grali po 29 minut i trafili razem w tym meczu 13 na 14 rzutów za 2 i zebrali 18 piłek. Kapitalna postawa Łukasza i Kuby.
– Ze statystycznego punktu widzenia prawdopodobieństwo, że Enea Astoria zaprzepaści szansę na awans wydaje się już niewielkie, prawda?
– W ostatnich pięciu sezonach trzykrotnie mieliśmy w play-offach sytuację, że drużyna wyżej rozstawiona przegrała dwa pierwsze mecze u siebie. Miało to miejsce jednak zawsze w półfinałach pomiędzy drugim a trzecim zespołem po sezonie zasadniczym. W poprzednim sezonie Polonia Leszno przegrała oba spotkania u siebie, by następnie wygrać w Łańcucie, ale już w czwartym meczu nie wybroniła się i musiała uznać wyższość Sokoła. Rok wcześniej to Sokół był ekipą, która odpadła po przegraniu pierwszych spotkań przed własną publicznością, gdyż przegrali wtedy także trzecie starcie w Gliwicach z GTK. Astoria jednak musi uważać przede wszystkim na przypadek z sezonu 2014/15, gdyż wtedy… specjalizujący się w horrorach Sokół Łańcut najpierw przegrał oba spotkania u siebie, ale następnie wygrał dwukrotnie w Krośnie i postawił kropkę nad „i” na własnym terenie, odwracając losy rywalizacji z 0:2 na 3:2. Widzimy zatem, że dopóki piłka w grze szansa istnieje zawsze, a Śląsk na pewno broni nie złoży do końca i przyjedzie w bojowym nastawieniu. Jednak to Astoria jest w dużo lepszej sytuacji, a do pełni szczęścia brakuje wygrać tylko raz i będą na to aż trzy szanse. Osobiście czekam też na przebłysk Mikołaja Groda, który miał mecze na ponad 20 punktów, a ostatnio zagubił gdzieś swoją świetną dyspozycję i zdobył tylko 11 punktów w ostatnich 5 spotkaniach. Powoli zbliża się do granicy 1000 punktów w barwach Astorii Bydgoszcz i ma ich już dokładnie 999. Czekamy na pokonanie tej magicznej bariery w nadchodzącą niedzielę i trzymamy kciuki za chłopaków! Awans do PLK już jest bardzo blisko!
Więcej statystycznych analiz gry Enea Astorii można znaleźć na profilu Filipa Wróblewskiego na Twitterze- twitter.com/wrobelooo