Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Mateusz Kołodziejski: Sukces uświadomiłem sobie dopiero po czasie

Dodano: 25.09.2021 | 19:42

Na zdjęciu: Mateusz Kołodziejski ustanowił w tym sezonie swój rekord życiowy – 2,23. Liczy jednak, że wkrótce ta poprzeczka znajdzie się jeszcze wyżej.

Fot. Szymon Fiałkowski

Mateusz Kołodziejski został latem wicemistrzem Europy do lat 20 oraz trzecim zawodnikiem na świecie w tej samej kategorii wiekowej w skoku wzwyż. Dlaczego mimo wielkich sukcesów odczuwał niedosyt? Jakie cele stawia przed sobą na kolejny sezon? I co trenował, zanim postawił na skok wzwyż? Na te i inne pytania odpowiada w wywiadzie dla MetropoliaBydgoska.PL.

Sebastian Torzewski: Rozmawiamy w wyjątkowo deszczowy dzień, podczas którego pogoda jakby przypomina, że lato właśnie się kończy. Tak samo jak twój sezon.
Mateusz Kołodziejski (lekkoatleta Zawiszy Bydgoszcz): Tak, ponad tydzień temu wróciłem z Opola z ostatniego startu i przez najbliższy miesiąc będę miał wakacje. Potem zaczniemy wchodzić w treningi z myślą o zawodach w hali.

– Ten zakończony już sezon był dla ciebie wyjątkowo udany.
– Zdecydowanie najlepszy w karierze. Debiutowałem na mistrzostwach świata oraz Europy i od razu zdobyłem dwa medale. To był dla mnie ogromny sukces. Do tego poprawiłem rekord życiowy (2,23 m), który jest już na całkiem wysokim poziomie. Czego chcieć więcej? No może wynik na mistrzostwach świata (2,17) mógł być lepszy, ale przede wszystkim liczą się te dwa medale.

– Gdybyśmy cofnęli się o dwanaście miesięcy, to powiedziałbyś mi, że takie właśnie są twoje i trenera plany na nadchodzący sezon – przywieźć medale z mistrzostw świata i Europy?
– Celem podczas treningu zawsze jest poprawianie się i taki właśnie scenariusz miałem w głowie. Nie da się określić, jaki z tego będzie wynik. Ten, który osiągnąłem, na pewno mnie satysfakcjonuje.

– Srebro z mistrzostw Europy od razu cię satysfakcjonowało czy dopiero po czasie? Wydawało się, że wygrasz, ale Jonathan Kapitolnik z Izraela ostatecznie skoczył 2,25.
– Konkurs w Tallinie to był emocjonalny roller coaster. Byłem naprawdę blisko złotego medalu, ale jednak kolega się spiął i udało mu się skoczyć tę wysokość. (śmiech) Po konkursie odczuwałem pewien niedosyt i nie było takiego wybuchu energii jak zazwyczaj. Dopiero po czasie uświadomiłem sobie, że to jest przecież srebro mistrzostw Europy, czyli ogromny sukces.

– Mistrzostwa świata odbywały się ponad miesiąc później w Nairobi. Już pewnie sam wyjazd do Kenii nadał wyjątkowości temu występowi.
– Wyjazd był niesamowity. Byliśmy tam ponad dwa tygodnie, więc miałem możliwość zobaczenia innego świata. Fajnie zżyliśmy się ze sobą jako kadra. Cały wyjazd wspominam więc bardzo pozytywnie, ale sam start nie do końca. Odczuwałem już skutki długiego sezonu. Seniorzy skaczą przez pół roku i to wytrzymują, ale w przypadku młodych zawodników, takich jak ja, trudno utrzymać formę na wysokim poziomie przez długi czas. Zdecydowanie bardziej wolę, gdy zawody są przez krótki czas co tydzień niż rozciągnięte na cztery miesiące czy pół roku. I to było widać podczas konkursu w Nairobi, że skoki nie są tak dobre jak na przykład w Tallinie. Cieszę się, że był medal, aczkolwiek z samego wyniku nie jestem zadowolony – skoczyłem 6 centymetrów niżej niż podczas mistrzostw Europy.

– W rywalizacji z krajowymi seniorami radzisz sobie jednak dobrze, bo mistrzostwa Polski zakończyłeś ze srebrnym medalem. Jak w ogóle oceniasz poziom męskiego skoku wzwyż w naszym kraju? Kiedyś mieliśmy Jacka Wszołę, potem Artura Partykę, później medale zdobywał też Sylwester Bednarek, ale w ostatnich latach bardzo niewiele było powodów do radości.
– No niestety mamy taką przerwę w skoku wzwyż. Bez Sylwka Bednarka i Kamili Lićwinko losy dyscypliny zostają w rękach juniorów. Jest jeszcze Norbert Kobielski i mam nadzieję, że wkrótce do niego dołączę i obaj będziemy skakać po 2,30. To jest już zupełnie inny poziom.




– 2,30, czyli granica, którą w ostatnich latach przekraczało niewielu Polaków. To właśnie jest twój najbliższy cel?
– Zawsze dąży się do pokonania jakiejś bariery – najpierw to było 2,10 m, potem 2,20 m, a teraz 2,30. To rzeczywiście jest mój najbliższy cel i już taka poważna wysokość, z którą z reguły wchodzi się do finałów mistrzostw świata czy Europy. Na igrzyskach w Tokio do finału potrzebne było 2,28.

– Wspomniany Norbert Kobielski, aktualny mistrz Polski trenował kiedyś koszykówkę. Ty też nie zaczynałeś od skoku wzwyż.
– Ja zacząłem w pierwszej klasy szkoły podstawowej od fitnessu sportowego, czyli elementów gimnastyki połączonych z tańcem. Ćwiczyłem to do czwartej klasy, ale potem zaczęło mi się nudzić i nie traktowałem tego już tak poważnie. Moja mama kiedyś trenowała skok w dal i chyba dlatego skierowała mnie w tę stronę. Poszedłem do pobliskiego klubu, UKS Czapla Białe Błota i bodajże po dwóch latach, ponieważ byłem wysoki, trener postanowił spróbować skoku wzwyż i tak już zostało.

– Stamtąd trafiłeś do Zawiszy Bydgoszczy.
– Poszedłem do gimnazjum w Bydgoszczy i logistycznie łatwiej było mi tu trenować. Chciałem zająć się tym na poważnie i trafiłem do śp. Wiesława Czapiewskiego, który miał już kilku świetnych zawodników, więc wiedziałem, że jestem w dobrych rękach. Trener był bardzo ciepłą, pozytywną osobą i na pewno dobrze wspominam okres, gdy razem trenowaliśmy.

– Sądząc po wynikach, to praca z trenerem Włodzimierzem Michalskim również dobrze się układa.
– Tak, od razu czułem, że to będzie owocna współpraca. Od początku dobrze się dogadujemy, przyszły rekordy życiowe i cały czas robimy postęp. Nie ma momentów zawahania. Wiem też, że trener ma ogromne doświadczenie i nie muszę się na przykład martwić o kontuzje wynikające ze złego prowadzenia.

– Wiele karier, między innymi Sylwestra Bednarka, wyhamowało właśnie przez kontuzje.
– Wiadomo, że wiele kontuzji jest niezależnych, ale część wynika też z zaniedbań treningowych. Sam też staram się dbać o siebie, rozciągać po treningach i zwracać uwagę na ścięgna Achillesa, bo to straszne kontuzje ciągnące się latami.

– Jakie masz plany na kolejny rok?
– W hali będą mistrzostwa świata seniorów, ale tam będzie mi trudno coś zdziałać. Nie poddaję się i jak będę skakał na wysokim poziomie, to na pewno tam pojadę, ale nie nastawiam się koniecznie na ten start. Bardziej realne są mistrzostwa Europy, gdzie minima są dużo mniejsze i – skoro planuję się poprawiać – w moim zasięgu. No i oczywiście nie zapominam o mistrzostwach Polski.

0 0 votes
Article Rating
Sebastian Torzewski
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments