Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Rafał Bruski: Nie brakuje nam żadnego “wow”. Mieszkańcy wolą Bydgoszcz, w której będzie im się dobrze żyło

Dodano: 15.10.2025 | 09:00

Na zdjęciu: Na 10 lat portalu MetropoliaBydgoska.PL rozmawiamy z prezydentem Bydgoszczy Rafałem Bruskim.

Fot. Szymon Fiałkowski/archiwum

Na 10 lat portalu MetropoliaBydgoska.PL rozmawiamy z prezydentem Bydgoszczy Rafałem Bruskim. Nie tylko staramy się podsumować ostatnią dekadę, ale też wybiegamy w przyszłość, sprawdzając, jakie wyzwania czekają miasto w najbliższych latach.

Sebastian Torzewski, Błażej Bembnista: Rozmawiamy z okazji 10-lecia portalu MetropoliaBydgoska.PL. Wiadomo, że to długi i trudny do podsumowania okres, ale gdyby miał Pan ocenić te 10 lat dla Bydgoszczy, to jak brzmiałaby taka ocena?

Rafał Bruski: Ja mogę oceniać nieobiektywnie, ponieważ odpowiadam za wiele spraw, które się w mieście dzieją. Będę więc posiłkował się głosami, które docierają od osób spoza Bydgoszczy. One dostrzegają pozytywne zmiany, jakie zachodzą w naszym mieście pod wieloma względami. I to niewątpliwie jest powód do radości i satysfakcji. Państwo śledzicie wszystko, co się w mieście dzieje i informujecie o tym, więc pewnie nawet macie lepsze statystyki ode mnie, co się mieszkańcom podoba, a co jeszcze trzeba poprawić.

Zawsze uczciwie mówię, że można zrobić wszystko, ale do tego są potrzebne pieniądze. Gdy ich nie ma, to trzeba trochę poczekać lub ich szukać. Stąd też wiele zmian w mieście jest możliwych dzięki pieniądzom zewnętrznym – bezzwrotnym lub zwrotnym na korzystnych zasadach.

Gdy jeszcze parę lat temu mówił Pan o sytuacji finansowej miasta, wielokrotnie podkreślał Pan niekorzystny wpływ polityki ówczesnego rządu. Teraz sytuacja zgodnie z zapowiedziami zmieniła się?
Jest zdecydowanie lepsza. Gdy poprzedni rząd podjął decyzję, aby samorządy zubażać, to spoglądając tylko na dane liczbowe, straciliśmy prawie 700 mln zł przez cztery lata. Cieszę się, że teraz jest inaczej. Moja filozofia od tych 15 lat jest taka, że im bogatszy samorząd, im więcej mamy w kasie, tym więcej oczekiwań mieszkańców możemy zrealizować.

I efektem tej poprawiającej się sytuacji czy może jednak coraz większego nacisku społecznego jest decyzja, aby wznowić przebudowę stadionu Polonii?
Jestem człowiekiem, który bardzo uważa na słowa. Jeśli złożę deklarację, to muszę ją zrealizować. Chcieliśmy przebudować ten stadion dużo wcześniej. W ¼ to się udało, ale później choćby te braki w finansach miasta spowodowały, że trzeba się było zatrzymać. Dwa tygodnie temu mogłem w końcu złożyć twardą deklarację – kończymy projekt, a w przyszłym roku rozpoczyna się budowa.

Na okładce pierwszego numeru naszej gazety, to był marzec 2016 roku, pojawił się obecny wiceprezydent Łukasz Krupa. Powstawało wówczas stowarzyszenie Metropolia Bydgoszcz. Jak Pan z perspektywy czasu ocenia współpracę z sąsiednimi gminami i jakie Pan widzi drogi dalszego rozwoju?
To według mnie bardzo ważne. Obejmowałem urząd po poprzedniku, który chciał siłowo zabierać gminom ziemię. To skłóciło sąsiadów z naszym miastem. Powstanie stowarzyszenia było możliwe dzięki odbudowie relacji. Współpraca musi opierać się przede wszystkim na zaufaniu. Przez te niespełna 10 lat nie zdarzyło nam się, żebyśmy nie znaleźli rozwiązania popieranego przez wszystkich. Dzięki temu mogliśmy aspirować do miana metropolii.

W naszym otoczeniu nie ma innych tak dużych miast i musimy to liderowanie wykorzystać. Możemy to zrobić tylko z sąsiadami. Dzisiaj chyba nikt nie żałuje, że rozpoczęliśmy współpracę, choć dająca nam dodatkowe środki ustawa metropolitalna ostatecznie nie weszła w życie. Mogliśmy jednak wspólnie utworzyć ZIT.

Obszarów współpracy jest dużo, a gdy rozmawiam z włodarzami innych miast, to najistotniejsza dla nich jest kwestia gospodarki odpadami. Dzisiaj jako miasto potrafimy zagospodarować sporą część odpadów swoich i sąsiednich gmin. Dalsze inwestycje sprawią, że w ciągu kilku lat zagospodarujemy 100 procent.

Do tego jest komunikacja podmiejska i wspólna promocja gospodarcza. Są tacy, którzy chcą dołączyć. Obecnie toczą się rozmowy z dwiema gminami, które wyraziły chęć i gotowość do przystąpienia. My zawsze staramy się, żeby to był logiczny obszar, gdzie współpraca rzeczywiście może wystąpić. Jak spojrzymy na mapę naszego województwa i obszar metropolitalny naszych sąsiadów zza Wisły, to oni tworzą taką trochę amebę co do kształtu. Na takim obszarze dużo trudniej zbudować pewne związki i realizować wspólne działania. My chcemy współpracować z tymi, którzy faktycznie są związani z Bydgoszczą.

W zeszłym roku jednym z wiodących tematów była pozycja Bydgoszczy i Torunia w Koncepcji Rozwoju Kraju do 2050 roku. Teraz trwają prace nad średniookresową koncepcją rozwoju kraju do 2035 roku. Według ministerstwa to nawet ważniejszy dokument. Czy jako miasto przedstawiliście swoje wnioski do projektu i jakie są szanse, że znajdą się w końcu środki z budżetu państwa dla Metropolii Bydgoszcz?
Ta dyskusja się toczy i wkrótce będą zapadać decyzje. Musiałem pojechać na sejmik województwa i wyjaśnić, o czym rozmawiamy. Zawszę tłumaczę, że problem jest jeden: strona toruńska we wszystkich dokumentach strategicznych i swoich działaniach wykazuje, że Toruń jest równy Bydgoszczy, a niekiedy nawet silniejszy i ważniejszy. To jest oczywiście kłamstwo. Znam silne strony Torunia, ale jako prezydent nie mogę pozwolić, aby ktoś stawiał znak równości między naszymi miastami, a czasem nawet znak większości na korzyść Torunia. Dlatego chcemy rewizji klasyfikacji NUTS 3, aby podział pokazał różnice między miastami: na przykład, kto ile wnosi PKB do gospodarki kraju. Argumenty są po naszej stronie. Jestem gotowy na współpracę z Toruniem, ale to musi być współpraca oparta na wzajemnych korzyściach i uczciwym przedstawieniu potencjału. Na razie takie propozycje się nie pojawiły.

Jak się Panu współpracuje z urzędem marszałkowskim?
Ja osobiście nie mam tych kontaktów prawie w ogóle. Moi urzędnicy jeżdżą i omawiają różne kwestie, przede wszystkim z wydziałem funduszy europejskich, ale kontaktów na szczeblu politycznym raczej nie ma. Są oczywiście kurtuazyjne i kiedy marszałek na przykład rozdaje swoje nagrody, to zawsze ktoś w randze co najmniej wiceprezydenta uczestniczy w takim wydarzeniu. Ja raczej rzadko.

A z nowym prezydentem Torunia?
Od niemal pół roku, od tej słynnej sesji sejmiku, nie mieliśmy kontaktu. Po tej sesji dostałem tylko SMS-a, ale niestety nie mogę go zacytować.

Oprócz rozmowy o ostatniej dekadzie chcemy też spojrzeć w przyszłość. Obecnie przygotowywany jest plan ogólny dla miasta, który wyznaczy kierunki rozwoju na kolejne lata. Jak Pan ocenia tę wersję, która została już zaprezentowana?
To obecne podejście do planu to w znacznej mierze wizja Miejskiej Pracowni Urbanistycznej, która zderzyła się już z opinią Miejskiej Komisji Architektoniczno-Urbanistycznej. Ja również zaangażowałem się w ten proces. Uważam, że skoro mamy świeże studium, to niech plan będzie w jak największym stopniu zgodny z jego zapisami, ponieważ na przygotowanie studium poświęciliśmy wiele czasu.

Niestety, nie wszystkie moje wytyczne zostały zastosowane. Dlatego teraz wykonujemy krok wstecz i wszystkie uwagi będą jeszcze raz rozpatrywane. Obecną wersję traktuję jako materiał roboczy, który był uzgadniany z różnymi instytucjami. Wojewoda także wniósł swoje uwagi. Musi zabezpieczyć teren pod rozwój przemysłu zbrojeniowego i wydał negatywną opinię, wskazując obszar, którym jest zainteresowany. W zeszłym tygodniu kontaktowała się z nami także jedna z dużych firm zagranicznych, wskazując swoje niezadowolenie z niektórych zapisów planu.

Zbieram wszystkie te uwagi i będę je analizował. Z pozycji prezydenta nie wszystko mogę zauważyć, ale właściciele czy inwestorzy wychwycą wiele rzeczy. Prace nad planem ogólnym są otwarte do momentu aż przedstawię go radnym. Termin jest przesunięty do czerwca przyszłego roku, choć może potrzebne będą kolejne prolongaty. Jest to zobowiązanie w ramach KPO, więc na pewno musimy je zrealizować, ale podobne problemy są w całym kraju. Wolę, żeby ten proces toczył się wolniej, wnikliwiej, ale zakończył się maksymalnie dobrze dla miasta i jego rozwoju.

Przy okazji planów budowy Via Pomeranii pojawił się temat nowej obwodnicy Bydgoszczy. W planach jest już ujęta obwodnica południowo-wschodnia łącząca lotnisko i park przemysłowy z Fordonem, ale pojawiła się też koncepcja budowy większej obwodnicy z udziałem GDDKiA wraz z mostami na Wiśle.
Teren na obwodnicę południowo-wschodnią jest zarezerwowany od mniej więcej 20 lat i w Osielsku, i w Bydgoszczy. O tej drugiej, dużej obwodnicy rozmawiałem po raz pierwszy około dwa tygodnie temu. Dla mnie powinna powstać jedna z nich. Która? Rozmawiałem z wojewodą i z dyrektorem regionalnego oddziału GDDKiA. Zachęcałem pana dyrektora, aby jego instytucja przeanalizowała dokumenty, abyśmy mogli przeprowadzić rzetelną dyskusję i zobaczyć, jakie są zalety poszczególnych rozwiązań i wybrać jedno. Ta mała obwodnica przydałyby się i Bydgoszczy, i Osielsku. Byłoby połączenie do lotniska i do firm, które byłyby lokowane przy trasie S10. W związku z tym do tego nowego pomysłu podchodzę z dystansem, ale dlatego, aby dyskusja nie była jałowa. Niech GDDKiA się ustosunkuje do tej koncepcji w ramach analizy porównawczej. Liczę, że w ramach sił i środków, jakimi dysponuje dyrekcja, uda się w rozsądnym czasie przygotować taką ogólną analizę obu wariantów. Wówczas będzie można wypracować porozumienie, a gdy będziemy mówić jednym głosem, to łatwiej będzie uzyskać w rządzie aprobatę dla inwestycji.

Rząd podjął decyzję o przyznaniu Bydgoszczy środków na obronę cywilną, co daje szansę na rewitalizację placu Piastowskiego. Czy to będzie impuls dla kolejnych inwestycji w tej części Śródmieścia. Pojawia się tam nowa zabudowa mieszkaniowa, a nawet chodniki nie były od wielu lat remontowane.
To część miasta, która wymaga rewitalizacji. Do poziomu chodników jeszcze nie schodziliśmy, ale kilka dużych projektów jest już przesądzonych. Budownictwo mieszkaniowe na tym terenie wymusza na nas reaktywację szkoły na Kościuszki, ponieważ przybędzie wielu mieszkańców. Kolejnym impulsem będzie budowa tramwaju od ul. Rycerskiej do Chodkiewicza. Trwają działania dotyczące czterech zabytkowych budynków na Londynku. BTBS prowadzi ten proces.

Te zmiany będą bodźcem dla prywatnych właścicieli, którzy często przy okazji swoich inwestycji budują nowe drogi i chodniki. Zdaję sobie sprawę, że tam jest jeszcze wiele do zrobienia, ale krok po kroku te działania będą przynosiły efekty.

BTBS będzie jedyną formą miejskiej działalności na rynku mieszkaniowym? Gdy rozmawialiśmy w czasie kampanii, była mowa, że problemem do rozwiązania jest zasób komunalny, który wymaga odnowienia.
Gospodarką mieszkaniową zajmuje się wiceprezydent Mirosław Kozłowicz. Jest z mojej strony zielone światło dla takich działań, ale warunkiem jest pozyskiwanie pieniędzy z zewnątrz. Jeśli miasto miałoby budować ze swoich środków, to wiele innych rzeczy by nie powstało. Planujemy nasze działania wobec obiecanego wsparcia rządu na mieszkania komunalne. Można uzyskać bezzwrotnie nawet do 80 proc. Na ten rok były to 2 miliardy złotych w budżecie państwa, a w kolejnych latach kwota ma wzrosnąć do aż 10 mld. BTBS szykujeprojekty, abyśmy zawczasu przygotowali się na możliwość pozyskania dofinansowania. Realizacja – w trybie BTBS czy w formie mieszkań komunalnych – to już zależy od szczegółów programów rządowych. Pewnym potencjałem są też pieniądze , które mają być uruchomione na remonty pustostanów. Sporo takich możliwości jest w Śródmieściu.

Ostatnia dekada to też rozwój Bydgoskiego Budżetu Obywatelskiego, choć ze względu na wyniki czy inne sprawy często budzi on emocje. Czy stanie się on w większym wymiarze narzędziem do oceny potrzeb mieszkańców, a nie tylko wyborem inwestycji? Może to czas, aby inicjatywy kulturalne, które rok w rok cieszą się powodzeniem wśród mieszkańców, otrzymywały środki innym trybem. No i czy liczba zadań nazywanych zadaniami własnymi miasta nie będzie dominować? Czasem nawet sami urzędnicy zgłaszają projekty, co zaburza pewne proporcje.
Mają do tego prawo. Ja też kiedyś zgłosiłem chodnik na Osowej Górze, ale nie przeszedł niestety. (śmiech) Ja mam jedną zasadę. Im mniej ingerujemy, tym lepiej. Jeśli dostanę rekomendację z Rady ds. partycypacji, przeanalizuję propozycje zmian. Kilka zapisów uszczelniających wprowadziliśmy. Na przykład ostatnio w muzeum dowiedziałem się, że ktoś zgłosił projekt, który miał być realizowany na terenie DAG Fabrik, o którym muzeum w ogóle nie wiedziało i nie zgodziłoby się na realizację. A projekt został wybrany. Wdrożymy zasadę, że jeśli ktoś chce w partnerstwie lub na cudzym gruncie realizować wydarzenie, to już na etapie wniosków wymagana będzie właściwa zgoda.

Bydgoszcz szczyci się swoją historią i losami. Jak miasto zamierza prowadzić politykę historyczną i estetyczną? Nawiązujemy tu do myszek Molly, które ostatnio się pojawiły i budzą kontrowersje. Czy miasto będzie miało swój własny, inny pomysł na tego typu promocję Bydgoszczy?
Tak, będzie miało. W tym temacie mocno współpracujemy z Radą ds. estetyki. Jeśli chodzi o te myszki, to ja przyjrzałem się różnego rodzaju modelom, jakie stosowane są w Polsce. W Krakowie, gdzie symbolem są smoki, miasto ma pełną kontrolę nad całym procesem, dbając o jakość i przemyślane lokalizacje. We Wrocławiu nie ma za to żadnych ograniczeń w kwestii stawiania krasnali. Może to zrobić każdy, kto chce. To powoduje, że ryzyko powstania jakichś dziwolągów jest większe.

Dla mnie w całej sprawie z myszkami istotne jest to, że łamane jest prawo, ale też fakt, że we Wrocławiu, Krakowie czy innych miastach te figurki mają związek z historią miasta. Podstawowym mankamentem tych myszek jest fakt, że one nie mają nic wspólnego z miastem, a mają z biznesem tego, kto stoi za tym pomysłem. Nie mogę się zgodzić, aby legitymizować taką reklamę. Nie mówię o estetyce, bo te myszkimogą się nawet podobać. Ja akurat widziałem je tylko na zdjęciach i wydają mi się w porządku, ale trzeba przestrzegać porządku prawnego. Jeśli ma być jakiś patronat miasta – to musi być kontekst wynikający z historii czy legendy. W Kruszwicy nikt by nie protestował. Może obecny burmistrz będzie chciał je wziąć do siebie.

A jaki jest ten wasz pomysł?
Rozmawiałem z Radą ds. Estetyki. Są pewne koncepcje, ale nie chciałbym wychodzić krok do przodu, gdy jeszcze nie wszystko mamy ustalone.

W kontekście promowania historii miasta w ostatnich latach bardzo mocno rozwinęła się taka kultura spacerowo-osiedlowa w postaci różnych publikacji, spacerów, aktywności przewodników w mediach społecznościowych. Czy taka forma dbania o historię miasta będzie objęta usystematyzowanym wsparciem?
Ja zawsze mówię, że prezydent jest na usługach mieszkańców. Jeśli ktoś coś lubi, gdzieś chodzi, gdzieś kibicuje, to mieszkańcy są ważniejsi od tego, co ja bym chciał. Moją rolą jest wspieraniem naturalnych ruchów, które się pojawiają. Mogę bronić jednej drogi, drugiej, ścieżki rowerowej, ale w obszarach spędzania czasu mogę tylko wspierać.

Nie możemy nie zapytać o wizję transportu publicznego. Z polityki miasta wynika, że mają być nowoczesne tramwaje na nowoczesnych torach, a zarząd dróg tłumaczy, że obecna przepustowość sieci nie pozwala na uruchomienie większej liczby połączeń. Według dokumentów do audytu od poniedziałku do piątku w godzinach szczytu na trasy wyjeżdża 51 składów. Taka oferta zadowoli mieszkańców? Czekamy też na wyniki audytu…
Ja też czekam. Drugi przetarg został już ogłoszony. Przy braku zaufania mieszkańców do drogowców i prezydenta szukam kogoś, kto spojrzy na to zewnętrznym, ale eksperckim okiem. Chcemy uzyskać pewne wskazania z uczciwie zbadanych potoków pasażerskich. Skoro to, co drogowcy proponują jest złe, to ktoś z zewnątrz, opierając się na danych, poprawi ten model. Chciałbym, żeby ten audyt był punktem wyjścia do nowej komunikacji, która zostanie pozytywnie oceniona przez mieszkańców.

10 lat temu byliśmy świadkami wyjątkowego zrywu w postaci zebrania 160 tysięcy podpisów za powstaniem Uniwersytetu Medycznego w Bydgoszczy. On nie powstał, ale czy cała ta kampania przełożyła się na jakiś sukces?
Sukcesem jest to, że wyzwanie podjął rektor Politechniki Bydgoskiej. Pamiętam, jak w czasie pandemii spotkałem się wirtualnie z rektorami UKW i Politechniki. Wraz z radnymi prosiliśmy wtedy, aby uczelnie połączyły siły i spróbowały ruszyć temat bydgoskiej medycyny. O ile ówczesny rektor UKW szukał argumentów, aby się tym nie zajmować, tak rektor Politechniki niewiele mówił. A potem przyszedł i powiedział, że podejmie się wyzwania.

Wiadomo było, że będzie miał mnóstwo wrogów i część środowiska medycznego będzie przeciwko niemu. Na szczęście oparł się na takich osobach jak na przykład prof. Harat, prof. Tafil-Klawe oraz prof. Araszkiewicz. Kiedy te osoby dały swoje wsparcie, uwierzyłem, że ten projekt jest na dobrej drodze. To pan rektor jest ojcem tego sukcesu. Myślę też, że Collegium Medicum, choć oczywiście jest nieporównywalnie większym podmiotem w kwestii kształcenia medycznego, poczuło pewien oddech na plecach i po paru podejściach w końcu mamy stomatologię w Bydgoszczy.

Nie wszystko jednak w ciągu ostatnich 10 lat okazało się sukcesem – na przykład hala targowa.
Ja bym nie mówił w kontekście sukcesu czy porażki. Udało się przywrócić obiekt do stanu świetności architektonicznej. Hala przez lata była pusta, niszczała, woda leciała przez dziurawy dach. To zadanie miasto wykonało. Drugim, trudniejszym obszarem było znalezienie gospodarza. Powołaliśmy zespół w tej sprawie. To kolejny przykład na to, że gdy gdzieś nie czuję się w pełni kompetentny, to nie chcę nicnarzucać. Wypracowano jakiś model i na tej bazie zorganizowano konkurs. Zgłosił się jeden podmiot. Ostatecznie mu się nie udało.

Dziś jesteśmy na etapie, że jak przyjdzie i powie, że kończy, to się rozliczymy i będziemy szukać na nowo. Ponownie powołam zespół, być może z nowymi członkami i na bazie tych doświadczeń spróbujemy znaleźć lepszy sposób wypełnienia hali. Dziś trudno ocenić, czy projekt się nie udał z powodu błędów w zarządzaniu, braku wiedzy czy może nasze założenia były złe. Będę liczył na refleksję osób, które proponowały taki model funkcjonowania w umowie. Żałuję, że to się nie udało.

W ostatnich tygodniach Akademia Muzyczna wzbudziła ogromne zainteresowanie bydgoszczan. Czy miasto ma wizję na kolejne tak ambitne projekty?
Często rozmawiam z Radą ds. estetyki i słyszę, że brakuje w Bydgoszczy takiego “wow”. Gdy jednak pytam, co miałoby to być, nie ma odpowiedzi. Pamiętam, że kiedyś byłem zaskoczony, że ranking miast z największym zadowoleniem mieszkańców wygrały Helsinki. Sprawdziłem i tam nie ma nic nadzwyczajnego. Takie “wow” to jest chęć zaspokojenia ego i porównywanie się z innymi. Ja uważam, że mieszkańcy oczekują, że będzie im się dobrze żyło w mieście – będą mieli gdzie mieszkać, gdzie pracować, gdzie się uczyć i gdzie spędzać wolny czas. To są słuszne kierunki, a nie gadżety typu “wow”.

Akurat akademia została wybudowana z rządowych pieniędzy, choć jej zaczyn powstał tutaj w ratuszu, przy tym właśnie stole. To jednak była obiektywna potrzeba tej szkoły, a nie megalomania. Powstało coś pięknego i niepowtarzalnego, co jeszcze w przyszłym wieku będzie robić wrażenie. Nie wynikało to jednak z chciejstwa. Patrzę na Centrum Filmowe Camerimage. To jest typowe chciejstwo, którego nie chcą nawet mieszkańcy, ale nie ma odważnego, który powie, że kończymy ten projekt. To chore, aby samorząd angażował się w budowę studia filmowego. Czytam na forach opinie niezadowolonych mieszkańców, ale każdy jest kowalem swojego losu.

Przez wiele lat, nawet w tej rozmowie, podkreślał pan wpływ sytuacji ogólnokrajowej na kondycję finansową miasta. Jest pan trochę zaniepokojony, a może nawet rozczarowany chwiejnością obecnej koalicji rządowej, na którą przecież czekał Pan tyle czasu?
Powiem tak: osiem lat przeżyłem z innym rządem i teraz dopiero drugi rok z obecnym. Z doświadczenia wiem, że przez te 8 lat główną krzywdą, jaką wyrządziła na tamta władza, było zabranie pieniędzy. Nie tylko nam, ale też wielu innym samorządom. Dzisiaj mam ten komfort, że mogę chociażby przez wojewodę dużo łatwiej niż w poprzednim rządzie poprosić o współpracę czy pomoc. Tego bezpośredniego styku nie ma jednak za wiele.

A te obecne zawirowania w rządzie? Patrzę na nie z boku i z zasady staram się unikać komentowania ogólnopolskiej polityki. Są tam jednak tacy, którzy ciągle nie wyrośli z politycznej piaskownicy i chyba nigdynie wyrosną. Oni szkodzą najbardziej.

Nawiązując do bliskiej Panu tematyki morskiej, w 2029 roku zejdzie Pan z tego okrętu. Jakie wyzwania będą czekać następcę?
(dłuższa chwila zastanowienia) Jak już wyremontujemy wszystko co jest do wyremontowania… Choć pewnie i ja tego nie skończę… Zdaję sobie sprawę, może nawet bardziej niż kiedyś, że zawsze jest pęd do nowych inwestycji, a wtedy niestety zaniedbuje się to, co już jest. Z tym się dzisiaj mierzę. Przykładem są kilkudziesięcioletnie zaniedbania w drogach gruntowych czy w jakości mieszkań komunalnych. To nie jest tak, że Bruski nie zrobił, bo zastałem już pewną rzeczywistość. Staram się ją poprawić, może szybciej niż poprzednicy, ale to nadal nie będzie stan oczekiwany.

Bydgoszczanie, którzy mieszkają w pięknych miejscach, nie znają problemów drogi gruntowej czy mieszkania niskiej jakości. Mają inne oczekiwania. Oni mogą chcieć aquaparku, bo tacy też są. Ostatnio nawet dostałem pismo w tej sprawie. Trudno mi tak dyskutować i powiedzieć, że wybuduje aquapark za 500 mln, a te drogi i mieszkania poczekają.

Bardzo pomocne są programy rządowe. To, ile udało nam się wybudować, jednocześnie zmniejszając zadłużenie, to jest ogromny sukces miasta. Wszyscy jednak wiedzą, jak cisnę na pozyskiwanie środków zewnętrznych i przygotowywanie się do projektów unijnych. Już dzisiaj myślę i zbieram wiedzę, co Unia będzie chciała finansować od 2028 roku. W kolejnym budżecie będą to głównie obszary środowiskowe. To są na przykład tramwaje, nowe linie, ale już nie drogi czy kultura.

Śledzę to już dzisiaj, bo duże projekty niekiedy przygotowuje się 2-3 lata. Miasto zmieni się szybciej, jeśli pozyskamy wsparcie. To jedno ze strategicznych zadań prezydenta. Obciążam nim także moich urzędników, którzy mają śledzić, słuchać, wyciągać wnioski i uruchamiać projekty. Już dzisiaj szykujemy się do kolejnych termomodernizacji, żeby w 2028 roku być gotowym. Podobnie działamy z liniami tramwajowymi.

Innym istotnym wyzwaniem dla miasta będzie działanie biznesu. Czasem, gdy jestem zaproszony do firmy, to chodzę sobie gdzieś tam po cichu i podglądam, jak funkcjonuje. Tutaj jest jeden problem, czyli liczba ludzi dostępnych na rynku pracy. Na szczęście przedsiębiorcy zdają sobie z tego sprawę i ratują się automatyzacją różnych procesów, które kiedyś wymagały zaangażowania wielu osób. Ostatnio widziałem to w Unileverze. To nie jest eliminowanie człowieka dla kosztów, tylko odpowiedź na pojawiające się wyzwania.

Sebastian Torzewski