Kolejni świadkowie w procesie w sprawie tragedii na UTP. „Nie sądziłem, że ten łącznik będzie śmiertelną pułapką”
Dodano: 30.01.2018 | 17:19Bydgoski sąd przesłuchał dzisiaj dwóch kolejnych świadków.
Na zdjęciu: Wśród zeznających dzisiaj był Tomasz Kraszewicz, który pracował w dziale administracyjnym uczelni.
Fot. Szymon Fiałkowski
Dwóch kolejnych świadków złożyło dzisiaj zeznania przed bydgoskim Sądem Okręgowym w procesie dotyczącym tragedii podczas otrzęsin na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym w 2015 roku.
Przed sądem stawili się dzisiaj dwaj świadkowie. Jako pierwszego przesłuchano Tomasza Kraszewicza – to były pracownik działu administracyjnego Uniwersytetu, który odszedł z uczelni półtora roku temu. – Byłem osobą wyznaczoną do pomocy przy organizowaniu imprezy studenckiej, wyznaczaliśmy miejsce scen – mówił Kraszewicz. Był też dopytywany o zakres swoich obowiązków podczas tej konkretnej imprezy – Ustawialiśmy miejsce, gdzie będzie scena, musieliśmy także przygotować dostawy prądu, ponadto z domu studenta, na prośbę studentów przewieźliśmy nagłośnienie, a także piwo.
Jak wspomina fakt poinformowania o tym, że na UTP odbędzie się impreza? – Otrzymałem maila od kierownika działu Leszka Kossakowskiego i to on wówczas poprosił o to, byśmy się spotkali – wspominał były pracownik uczelni. Jak przypomniał, około dwóch dni przed feralną imprezą, on i Kossakowski spotkali się ówczesną przewodniczącą samorządu studenckiego Ewą Ż. – Przedstawiła ona wówczas zakres i miejsce imprezy studenckiej w budynku 2.1., 3.1. Poinformowała nas również, gdzie będzie możliwość wejścia i wyjścia podczas imprezy – dodawał. Był również pytany o to, czy odbyło się jeszcze jakieś spotkanie z Ż. – W dniu imprezy też mieliśmy taką rozmowę – powiedział Tomasz Kraszewicz. Prokurator pytał go także o działania firmy ochroniarskiej. – Przedstawiciel ochrony dzwonił do mnie o zgodę na udostępnienie auli jako pomieszczenia. w którym znajdowałby się punkt pomocy medycznej – odpowiadał Kraszewicz i sprecyzował, że taki telefon odebrał około 15:00. Śledczy dociekał, czy to właśnie Kraszewicz był osobą bezpośrednio odpowiedzialną za kontakt z firmą ochroniarską. – W roku tamtej imprezy odpowiadał Leszek Kossakowski, ten obowiązek spadał na mnie w latach wcześniejszych – odpowiadał świadek. Jak wyglądały jego działania? – Pisałem pismo do firmy i informowałem, jaka impreza zostanie przeprowadzona, w jakim miejscu się odbędzie, ile osób może przyjść na nią – dodał. Kraszewicz nie był w stanie przypomnieć sobie, czy w 2015 roku uczelnia podpisywała umowę z firmą ochroniarską. Adwokaci oskarżonych próbowali za to uzyskać informację, jak ta impreza wyglądała w latach wcześniejszych. – Imprezy przygotowywałem od 2011 roku. Ze strony ochrony było wówczas 15-20 osób – odpowiadał. Pytali go również o to, czy była zgoda na sprzedaż alkoholu na terenie uczelni. – Nie było weryfikacji zgody na sprzedaż alkoholu. Wiem, że kiedyś takie działania były przeprowadzane, ale potem tego zaniechano. W jednych latach takowa zgoda była wydawana, ale w innych już jej nie było – wtórował.
Były pracownik uczelni odpowiadał także na pytania adwokatów dotyczące jego spotkań z Ewą Ż. – Pokazywała nam sceny budynków 2.1., 3.1. W auli 3.1., miała być rozlokowana szatnia. Nie było mowy o tym, w jakim miejscu miała być palarnia. Nie mówiła nam, na ile osób będzie impreza, ale ja sam też o to jej nie pytałem – informował Kraszewicz. Prowadzący rozprawę sędzia Krzysztof Dadełło usiłował zaś zdobyć od świadka informację, kto był organizatorem imprezy. – Wydaje mi się, że organizatorem był samorząd studencki, bez zgody władz taka impreza nie mogłaby się odbyć – odpowiedział T. Kraszewicz. Na zakończenie przyznał, że nie pytał przedstawicieli samorządu o to, czy mieli zgodę na organizację imprezy masowej. – Ilość osób, która tam się bawiła, mogła być nieodpowiednia. Nie byliśmy o tym informowani. Nie sądziłem, że może dojść do takiej tragedii i że ten łącznik może być pułapką dla studentów – zakończył Tomasz Kraszewicz.
Ważnym świadkiem we wtorek był Marian Dahms, zastępca kanclerza UTP. Swoje zeznania rozpoczął od przypomnienia swojego spotkania z Ewą Ż. – Ona mówiła nam, że to ma być taka „większa prywatka na około 200-300 osób” – przyznał na początku swoich wyjaśnień z-ca kanclerza uniwersytetu. – Pytałem ją, czy ma zgodę prorektora, usłyszałem odpowiedź, że jest jego ustna zgoda. Dopytywałem też, ilu potrzebuje ochroniarzy i padła z jej ust deklaracja, że liczba dziesięciu w zupełności wystarczy, bowiem grupa 20-30 studentów w ramach wolontariatu będzie pomagać przy organizacji – dodawał Dahms. Jak odpowiadał, prosił Ewę Ż., by ta dostarczyła mu na piśmie zgodę prorektora na organizację tej imprezy, ale takowego pisma nie otrzymał w ogóle.
Wicekanclerz uniwersytetu był również pytany o dzień, w którym doszło do tragedii. – Około godziny 1:20 w nocy otrzymałem telefon od Janusza P. (prorektor – red.), z prośbą czy mógłbym przyjechać do Fordonu. Byłem tam po 30 minutach. Wraz z prorektorem i Sebastianem Kamińskim (członek samorządu studenckiego – dop. red.) przeszliśmy z 3.1. łącznikiem do auli 2.1 i na zewnątrz. Widok był przygnębiający – opowiadał prof. Dahms. Jak relacjonował, na trawnikach znajdowały się butelki po piwie i alkoholu, ale też widział reklamówkę po dużej ilości tabletkach. – Przed godziną 4:00 otrzymaliśmy informację o tym, że jest ofiara śmiertelna – dodawał wicekanclerz. Opisywał też kulisy przesłuchania przez policję, które przeprowadzono zaraz po tragicznych zdarzeniach. – Zawsze była pisemna zgoda prorektora Janusza P. i w tym przypadku też tak powinno być – odpowiadał prof. Marian Dahms. Jak relacjonował, przynajmniej dwukrotnie stawał przed specjalną wewnętrzną komisją, którą po tragedii powołano na uniwersytecie.
Prokurator dopytywał świadka o jego pracę na uczelni, ale w kontekście imprez, które tam się odbywały. – We wszystkich imprezach, które organizowane były przez samorząd starałem się pomagać – odpowiadał. Jak dodawał, do niego docierała informacja, że ta impreza miała nazwę otrzęsin, a nie „start party”. – Dla mnie to dwie zupełnie różne imprezy – dodawał prof. Dahms. Śledczy usiłował uzyskać informację o tym, jaką rolę pełniła firma ochroniarska podczas tamtych wydarzeń. – Świadczyła usługi i głównym zadaniem ochrony było dbanie o porządek. Wyraźnie prosiliśmy w zleceniu o ochronę uczestników, a nie pamiętam zdań o ochronie mienia – powiedział Marian Dahms. Z kolei adwokaci oskarżonych pytali świadka o jego spotkanie z Ewą Ż. – Informowała mnie tylko o zgodzie ogólnej na organizację imprezy, nie dotyczyła ona miejsca organizacji. Nie wchodziła w takie szczegóły. Do mnie nigdy nie dotarła żadna informacja o tym, żeby miało się bawić na imprezie więcej uczestników – zauważał świadek. Prof. Dahms przyznał też, że proponował, by impreza odbyła się w restauracji akademickiej.
Kolejne rozprawy zaplanowano na marzec. Przed obliczem sądu mają stanąć jeszcze między innymi lekarze, którzy udzielali pomocy uczestnikom imprezy, a także była kanclerz uczelni.