Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Czy Paulinę Wenderlich dosięgnęła „dobra zmiana”? Kulisy odwołania dyrektor generalnej urzędu wojewódzkiego

Dodano: 07.03.2018 | 18:00
Józef Ramlau, Mikołaj Bogdanowicz, Paulina Wenderlich

Sprawa odwołania jednej z najbliższych współpracowniczek wojewody Bogdanowicza jest wielowątkowa, a jej ciąg dalszy - niewykluczony.

Na zdjęciu: Paulina Wenderlich znajdowała się przez ponad dwa lata w najbliższym otoczeniu wojewody Mikołaja Bogdanowicza. Aż do minionego wtorku.

Fot. Sebastian Torzewski

Jeszcze w poniedziałek poseł Prawa i Sprawiedliwości i zarazem szef okręgu bydgoskiego rządzącej partii Tomasz Latos był względnie spokojny o dalszy los dyrektor generalnej urzędu wojewódzkiego Pauliny Wenderlich. Ale we wtorek wyjechał do Warszawy na sejmowe głosowania…

A to właśnie we wtorek, drugiego dnia po powrocie Wenderlich z urlopu, wojewoda Mikołaj Bogdanowicz przekazał jej odwołanie z funkcji, którą pełniła od końca stycznia 2016 roku. Wówczas był to spory, ale dość oczekiwany, awans młodej prawniczki, która z Jagiellońską jest związana od 2007 roku. Szczebel po szczeblu pięła się w urzędniczej hierarchii. Ale tajemnicą poliszynela było, że w czasie „dobrej zmiany” reprezentuje zaplecze wspomnianego posła Latosa i jest bydgoską równoważnią dla kojarzonego z toruńskim skrzydłem PiS-u, choć wywodzącym się z Kruszwicy, Bogdanowiczem.

Sam wojewoda powodów odwołania Wenderlich komentować nie chce. W bardzo szybkim tempie, w środowe przedpołudnie, na jej miejsce powołał Monikę Berger, jeszcze kilkanaście godzin temu dyrektor Wydziału Spraw Obywatelskich i Cudzoziemców, a wcześniej zastępczynię prezydenta Włocławka zajmującą się gospodarką miejską. I właśnie związki włocławskie są dla bydgoskiego PiS-u dość oczywistym sygnałem, że Mikołaj Bogdanowicz mocniej skręca na wschód regionu.

Gra o wszystko
Dlaczego? Jeszcze w poniedziałek bowiem, według naszych informacji, pomiędzy Latosem a Bogdanowiczem miało dojść do rozmów ostatniej szansy. Ten pierwszy naciskał, aby Wenderlich pozostała na stanowisku. Dzisiaj Tomasz Latos tego faktu komentować nie chciał, podobnie zresztą jak innych kwestii związanych z Pauliną Wenderlich, włącznie z oceną ruchu Bogdanowicza w stosunku do niej. Również rzecznik wojewody Adrian Mól przekonywał, że „nie ma wiedzy” ani o spotkaniu, ani o rozmowie telefonicznej pomiędzy posłem PiS a swoim szefem.

Rozmowa Latosa i Bogdanowicza miała pierwotnie odroczyć „wyrok” na dyrektor generalnej, nad którą od dłuższego czasu zbierały się czarne chmury. Tyle że zwrot o 180 stopni nastąpił we wtorek, gdy Latosa w Bydgoszczy nie było. Przebywał wówczas w sejmie, gdzie trwały głosowania. To właśnie tam zastała go informacja o odwołaniu Wenderlich.

Zdaniem naszych rozmówców, trudno mówić o jednym powodzie odwołania Pauliny Wenderlich. Ale elementem wpływającym na tę decyzję był konflikt z dwiema współpracowniczkami – Anną Kaliską (dyrektor Biura Inwestycyjno-Finansowego) oraz Justyną Tucholską (dyrektor Biura Kadrowo-Organizacyjnego). Co ciekawe, obie były zastępczyniami Wenderlich (ostatnio Kaliska, wcześniej Tucholska). Tę ostatnią, jak mówił nam we wtorek Adrian Mól, powołała na funkcję „wuzeta” (osoby zastępującej na wypadek choroby czy urlopu) zaledwie dwa tygodnie temu. Jak udało nam się ustalić, także we wtorek, już po otrzymaniu odwołania z funkcji dyrektora generalnego, Wenderlich obie kobiety postanowiła… wyrzucić dyscyplinarnie z pracy. – Miało to miejsce dwie godziny po przekazaniu jej informacji o odwołaniu – twierdzi nasze źródło w urzędzie wojewódzkim. Po odwołaniu Wenderlich te decyzje zostały wstrzymane. – Wenderlich została pozbawiona stanowiska w stylu, w którym chciała pozbyć się Kaliskiej. I ją dosięgnęła „dobra zmiana” – mówi inny pracownik z Jagiellońskiej.

Związkowcy kontra pani dyrektor
Z naszych rozmów z pracownikami urzędu wyłania się obraz Pauliny Wenderlich jako osoby niezbyt lubianej przez współpracowników. Także przez związkowców, którzy od wielu miesięcy domagali się od niej informacji na temat zatrudnień w urzędzie i płac, czego pokłosiem jest zawiązany właśnie komitet strajkowy pracowników sfery budżetowej. „Solidarność” już w drugiej połowie września skierowała do Wenderlich pismo z wnioskiem o udostępnienie informacji o liczbie osób zatrudnionych w urzędzie w ostatnich kilkunastu miesiącach, trybie ich zatrudnienia, a także wynagrodzeniach z rozbiciem na grupy stanowisk. Przez wiele tygodni związkowcy odpowiedzi nie otrzymywali, mimo że pod koniec roku Wenderlich zapewniała o chęci spotkania z przedstawicielami wszystkich trzech związków zawodowych funkcjonujących w urzędzie.

Do takiego spotkania, jak mówi nam szef regionu NSZZ „Solidarność” Leszek Walczak, nigdy jednak nie doszło. A same dokumenty dotarły do wnioskodawców zaledwie kilka dni temu. – I to dopiero po mojej osobistej interwencji u wojewody Mikołaja Bogdanowicza w lutym – wskazuje przewodniczący Walczak. Co więcej, jak dodaje, związkowców zawartość dokumentacji nie satysfakcjonuje. – Wynagrodzenia są tam przedstawione w postaci średnich, które nie są miarodajne. Wiadomo, że każda kategoria zaszeregowania wiąże się z widełkami, pułapem minimalnym i maksymalnym. Na podstawie tego, co otrzymaliśmy, nie można wywnioskować, czy ktokolwiek z pracowników był dyskryminowany – dodaje Walczak. To kolejny z zarzutów pod adresem samej Pauliny Wenderlich. Anonimowa grupa pracowników twierdziła bowiem, że wiele osób pojawia się w urzędzie wojewódzkim, otrzymując stanowiska eksperta czy sekretarki, co umożliwiało omijanie ustawy o służbie cywilnej nakazującej organizację konkursów. Sama Wenderlich odpowiadała kilka miesięcy temu, że wszystko odbywa się zgodnie z prawem, a tryb zatrudniania wynika z braku chętnych do pracy i czasochłonnej procedury konkursowej.

Trzecim, choć pomniejszym, elementem składającym się na odwołanie Pauliny Wenderlich, miała być sprawa przedłużenia trasy Uniwersyteckiej. We wtorek rzecznik wojewody stanowczo zdementował tę kwestię jako jedną z przyczyn, ale zdaniem naszych informatorów otoczeniu wojewody Bogdanowicza nie podobało się to, że został on w sprawie tej inwestycji zepchnięty do defensywy przez bydgoski ratusz. Ten ostatni przejął bowiem inicjatywę, między innymi pożyczając urzędowi wojewódzkiemu pieniądze (500 tysięcy złotych) na egzekucję działki przy ulicy Ujejskiego, na której funkcjonuje tartak. A sam prezydent Rafał Bruski wysłał już drugi list do premiera Mateusza Morawieckiego, skarżąc się na opieszałość Mikołaja Bogdanowicza.

Cisza w trakcie burzy
Jaka rysuje się przyszłość zawodowa Pauliny Wenderlich? Według naszych źródeł, poniedziałkowe ustalenia Tomasza Latosa oraz Mikołaja Bogdanowicza miały załagodzić sytuację w urzędzie i pozostawić ją na stanowisku do czasu jej pokojowego wycofania z Jagiellońskiej. Wtorkowa decyzja wojewody o odwołaniu dyrektor generalnej znacząco zdynamizowała jednak sytuację wokół urzędu.

Nieoficjalnie dowiedzieliśmy się, że nowym miejscem pracy Wenderlich mógłby być Anwil. Spółka wchodząca w skład Grupy Orlen poszukuje aktualnie nowego zarządu, trwa nabór kandydatów zarówno na stanowisko prezesa (dyrektora generalnego), jak i członków zarządu (w randze dyrektora sprzedaży i dyrektora finansowego). W środę rada nadzorcza powołała na stanowisko p.o. prezesa delegowaną tymczasowo z rady nadzorczej Agnieszkę Żyro (zastąpiła innego członka rady Dariusza Ciesielskiego), a w skład zarządu wchodzi od 7 marca jeszcze Jarosław Ptaszyński jako dyrektor operacyjny. Przeszkodą w objęciu którejkolwiek z funkcji nie byłaby przynależność do partii politycznej, bo z legitymacji PiS-u Wenderlich – zgodnie zresztą z deklaracją – musiała po objęciu fotela dyrektor generalnej urzędu wojewódzkiego zrezygnować. W biurze prasowym Anwilu nie potrafiono nam udzielić odpowiedzi na pytanie, czyje kandydatury wpłynęły już do spółki. – Nadzór nad konkursem sprawuje Orlen. My na ten temat nie posiadamy informacji – przekazała nam rzecznik Anwilu Olga Wieszczek, odsyłając do biura prasowego Orlenu. Wysłaliśmy tam nasze pytania, czekamy na odpowiedź. Alternatywą mogłoby być pozostanie w urzędzie, tyle że na stanowisku radcy wojewody (taką oficjalną propozycję otrzymała Wenderlich), ale… – To jedna z propozycji z gatunku raczej nie do przyjęcia – słyszymy.

Z samą Pauliną Wenderlich nie udało nam się skontaktować. Jeszcze we wtorek wieczorem na jej służbowy adres e-mail wysłaliśmy kilka pytań związanych ze sprawą jej odwołania. W środę skontaktowaliśmy się z nią zarówno na Facebooku, jak i telefonicznie. Gdy ten drugi sposób nie przyniósł rezultatu, pozostawiliśmy sms z prośbą o kontakt i jego powodem. Bez rezultatu.