Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Czas ucieka, ratusz czeka. Wyborczy indeks haseł zakazanych

Dodano: 19.09.2018 | 13:51

Eryk Dominiczak | e.dominiczak@metropoliabydgoska.pl

Na zdjęciu: Czasu do wyborów samorządowych pozostało coraz mniej. Absolutnie nie mąci to dobrych nastrojów niektórych kandydatów.

Fot. Justyna Wróblewska

Nudne, wtórne czy po prostu kłamliwe – pojawiają się z zadziwiającą regularnością, wzbudzają emocje, choć powinny co najwyżej budzić politowanie. Jakie chwyty stosują lokalni politycy, aby zdyskredytować rywala bądź nabić sobie wyborcze punkty? Oto subiektywna lista dziesięciu zwrotów, które powinny od wygłaszających je kandydatów oznaczać jedynie… odwrót.

Od redakcji: Kolejność pojawiających się sformułowań jest przypadkowa. Zestawienie nie ma charakteru rankingu.

1. Platforma Obywatelska miała osiem lat, aby…

Dyżurny argument, który pojawia się przede wszystkim w polityce ogólnokrajowej, aby przykryć własną nieudolność pokazać dysproporcję pomiędzy obecnymi władzami a ośmioletnim okresem funkcjonowania rządu PO – PSL. Na gruncie samorządowym szczególnie w Bydgoszczy trafił na podatny grunt z uwagi na fakt, że reprezentujący Platformę (obecnie Koalicję Obywatelską) prezydent Rafał Bruski rządzi faktycznie od ośmiu lat. Od tego zdania zaczyna się wiele krytycznych słów pod adresem Bruskiego, głównie z zakresu inwestycji, których nagromadzenie obserwujemy obecnie w mieście.

Na tym argumencie (bądź jego pochodnych) „przejechał” się już jednak kontrkandydat Bruskiego do fotela prezydenta – poseł PiS Tomasz Latos, który na wtorkowej konferencji prasowej próbował przekonywać, że radni PO (do spółki z koalicjantami z SLD Lewica Razem) mieli trzy czy nawet pięć lat na przygotowanie, przegłosowanie i wdrożenie programu miejskiego in vitro. Latos najwyraźniej zapomniał jednak, że pięć lat temu dopiero startował rządowy program wsparcia rodzin w zakresie in vitro, a trzy lata temu nadal trwał. Skasowała go dopiero formacja Latosa latem 2016 roku, a miejskie zamienniki programu zaczęły wyrastać jak grzyby po deszczu właśnie w kontrze do działań obecnego obozu rządzącego.

2. Tomasz Latos po instrukcje jeździ do Rydzyka.

Ulubione zdanie wielu przeciwników PiS i samego kandydata na prezydenta Bydgoszczy. Okraszone bardzo często jednym z niezliczonych i infantylnych obrazków / memów mających uzasadniać niesamodzielność Latosa. O tym, że prominentni działacze Prawa i Sprawiedliwości cyklicznie goszczą na wydarzeniach organizowanych przez biznesmena-redemptorystę wiadomo od dawna, stanowi on pomost z najtwardszym elektoratem ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego.

Tyle że do tej pory nikt nie umiał przekuć domniemań na argumenty, że wizyty Latosa w Toruniu w jakikolwiek sposób będą rzutowały na jego działalność jako prezydenta miasta. Jeśli siła ciążenia PiS w regionie to Toruń, to co powiedzieć o bydgoskiej Platformie, która jako „wyklętego” traktowała nawet „swojego” wicemarszałka Zbigniewa Ostrowskiego, który miał reprezentować w zarządzie województwa bydgoskie interesy.

3. Zły marszałek z Torunia / zły Toruń…

I tu płynnie przechodzimy do ulubieńca bydgoskiej części publiczności, czyli marszałka Piotra Całbeckiego. Wyjątkowo wielbiona persona w mieście nad Brdą, bliski przyjaciel Rafała Bruskiego i jeszcze bliższy – radnego Romana Jasiakiewicza, który na pewno nazwisko marszałka wymienia częściej niż swoje własne. Wielokrotnie to na jego działalność oraz wyraźne protoruńskie ciągoty zrzucana jest wina za ewentualne niepowodzenia Bydgoszczy.

Należy jednak pamiętać, że poza oczywistym faktem większego wsparcia unijnego per capita w poprzedniej perspektywie unijnej na rzecz Torunia jest to koronny argument mający przesłonić bydgoską kłótliwość i brak umiejętności budowania jednego frontu. Było to widać podczas gościnnych występów Całbeckiego na sesji rady miasta kilkanaście miesięcy temu, gdzie część radnych mijającej kadencji postanowiła urządzić polowanie na… prezydenta Bruskiego. Ku raczej nieskrywanej satysfakcji samego Całbeckiego.

Więcej pracy na własnym podwórku, mniej utyskiwania na innych – chciałoby się powiedzieć, panie i panowie…

4. Program wyborczy to efekt rozmów z mieszkańcami…

Pan(i) polityk zstąpił(a) z nieba i wszedł/weszła do ludu – lokalni notable niemający zbyt wiele wspólnego z programem, lubujący się w odwlekaniu jego prezentacji na święte nigdy, w ten sposób uzasadniają kwestię braków w swojej wizji miasta na najbliższe lata. Oczywiście, chęć słuchania ludzi to umiejętność bardzo ważna i pożądana, tyle że wielokrotnie wykorzystywana instrumentalnie. W lokalnej mowie-trawie idealny wytrych do koszenia głosów. W rzeczywistości – niewiele wnoszący do debaty publicznej poza samym hasłem.

5. Dostępu do gabinetu prezydenta strzeże specjalny magnetyczny zamek.

Legenda miejska kolportowana od dawna i powtarzana także podczas tej kampanii, chociażby przez posła PiS Piotra Króla czy kandydata na prezydenta miasta Marcina Sypniewskiego. Ma dowodzić, że prezydent już dawno odciął się od mieszkańców i niezbyt chętnie przyjmuje ich w swoim gabinecie. Problem w tym, że żadnego dodatkowego zamka nie ma, a drzwi prowadzące do sekretariatu Rafała Bruskiego oraz Marii Wasiak można bez problemu otworzyć. Udowodnił to ostatnio pracownik tzw. Telewizji Publicznej, bez problemu dostając się do wspomnianego sekretariatu podczas zbierania materiału do propagandowego interwencyjnego programu „Alarm!”. Co więcej, udało mu się nawet wejść – co prawda nieproszonym – do gabinetu samego Bruskiego. I te drzwi okazały się bez dodatkowego zamka.

6. Dombrowicz z Ludowic, Latos z Poznania.

Chcesz uderzyć w rywala, udowodnij mu, że jest „nietutejszy”. Tak przez wiele lat podkopywano pozycję eksprezydenta Konstantego Dombrowicza, który – mimo zapowiadanej kilka lat temu rezygnacji z polityki – kolejny raz wraca, tym razem jako kandydat do sejmiku z list PiS. Co ciekawe, pochodzenie z wsi pod Wąbrzeźnem wypominano Dombrowiczowi znacznie częściej, niż zostawienie Bydgoszczy z projektem trasy Uniwersyteckiej bez chodnika i drogi dla rowerów, co często przypisuje się aktualnemu prezydentowi (zrobił to ostatnio brawurowy polityk-felietonista Robert Szatkowski).

Okazuje się jednak, że popukać w dno od spodu przy wypominaniu pochodzenia nadal można, próbując udowodnić, że Tomasz Latos faktycznie pochodzi z Poznania (i to tam powinien kandydować na prezydenta). Można o pośle PiS zapewne wiele powiedzieć, ale na pewno nie to, że nie jest związany z Bydgoszczą i jest jakimkolwiek spadochroniarzem. Fakt urodzenia się na oddziale poznańskiego szpitala akurat niewiele w przypadku Latosa zmienia. Podobnie jak fakt, że chociażby Roman Jasiakiewicz wywodzi się z Łodzi.

7. Poseł Olszewski powinien sobie rękę uciąć za S5.

Samo nawoływanie do samookaleczania należy uznać za nietakt, choć poseł PO i były wiceminister infrastruktury sam odpowiada za drugie życie tego bon mota. O tym, że S5 miała być gotowa na Euro 2012 wiedzą już chyba wszyscy z ludami Amazonii włącznie. I granie tą kartą przystoi jedynie przy grze w „wojnę” w domu, a nie podczas poważnych rozdań w debacie publicznej.

Co więcej, taka broń może stać się obosieczną, bo aktualnie rządzący PiS (który uwielbia wbijać szpilę o S5 Olszewskiemu) już za moment będzie rozliczany z budowy S10, która ma stać się dla miasta najważniejszą trasą w osi wschód – zachód. Postępy są na razie nikłe, a opowieści o złej, rządzącej osiem lat PO za chwile pokryje gruba warstwa kurzu, po którego wzbiciu wszyscy będą się jedynie krztusić. W pewnym momencie – już pewnie ze śmiechu.

Inna sprawa, że i poseł Olszewski nie bardzo dba o zamknięcie tego rozdziału historii, przypominając, jak „dopychał kolanem” budowę trasy ekspresowej. Pamiętajmy – opóźnionej o kilka lat w stosunku do pierwotnych założeń.

8. Rafał Bruski skacze z KOD-em.

Sytuacja jak z Latosem i Rydzykiem. Prezydent wielokrotnie przebywał na rozmaitych protestach, także pod bydgoską siedzibą PiS przy ulicy Gdańskiej, robiąc „hop, hop, hop”, za co – także przez niżej podpisanego – był krytykowany. Tyle że to dzisiaj niewiele wnosi do dyskusji, bo to spór ideologiczny zdecydowanie bardziej ogólnopolski niż lokalny, choć – to trzeba przyznać – mogący rzutować na relacje miasta z władzami w Warszawie.

Powodów do krytyki aktualnej administracji miasta na pewno nie brakuje, ale wymaga to wysiłku intelektualnego i zgromadzenia palety argumentów. A na to mało kto ma ochotę. Nie umiejąc przedstawiać swoich programów, część kandydatów w nadchodzących wyborach skupia się jedynie na utyskiwaniu na Bruskiego. Paradoksalnie – jednocześnie przyznając, że negatywna kampania może do zmian na Jezuickiej nie doprowadzić. Czego dowodem jest chociażby fiasko ubiegłorocznej akcji referendalnej, która miała zakończyć karierę Bruskiego w fotelu prezydenta.

9 .Czas głosować na ludzi, nie na partie!

Wyeliminować partyjniactwo! – grzmią i sami sobie klaszczą ci, którzy uważają, że z partią nigdy nie mieli nic wspólnego. Takich jednak w Bydgoszczy w zasadzie nie ma, bo listy są ściśle związane z ugrupowaniami politycznymi (a nie społecznymi). Pojawienie się na wspomnianych listach społeczników jest podobno dowodem budowania szerokiego frontu, a faktem jest, że każde bydgoskie ugrupowanie jest tak ubogie w członków, że musi posiłkować się ludźmi z zewnątrz. W przeciwnym wypadku na listy trzeba wpisywać (nawet te krótsze niż cztery lata temu) rodziny – i tak nadal na listach mamy nazwisko Rega (mimo że Tomasz, wieloletnie radny, nie startuje), dwa razy pada nazwisko Pastuszewski, jest nawet pani o nazwisku Misiewicz, a creme de la creme jest obecność na listach Kukiz’15 klanu Jaruzelów (pięć osób w pięciu różnych okręgach).

10. Program przedstawimy w najbliższym czasie…

Słuchając lokalnych polityków można odnieść wrażenie, że wybory nie są zaplanowane na 21 października, a co najmniej na wiosnę przyszłego roku. „Nie chcemy się spieszyć”, „program nie jest dopięty”, „właśnie finalizujemy założenia” – takich komunałów usłyszeliśmy w ostatnich tygodniach mnóstwo. Oczywiście, realizacja postulatów (ich szczegóły też podamy potem) uzależniona jest od posiadania skarbnika / drugiej Marii Skłodowskiej-Curie / szamana wioski, dzięki czemu jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki Bydgoszcz stanie się stolicą świata. Ale najpierw nas wybierzcie!