Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Bartłomiej Dzedzej: Nadal chcemy stawiać na wychowanków

Dodano: 17.05.2017 | 09:52

| Rozmawiał Sebastian Torzewski

Na zdjęciu: : Bartłomiej Dzedzej ma za sobą najtrudniejszy rok, od kiedy jest prezesem Astorii. W przyszłość patrzy jednak z optymizmem.

Fot. ST

Enea Astoria Bydgoszcz utrzymała się w I lidze. O nerwach z tym związanych oraz planach na najbliższe miesiące i lata porozmawialiśmy z prezesem klubu Bartłomiejem Dzedzejem.

Sebastian Torzewski: Jak duży kamień spadł panu z serca po trzecim meczu z rezerwami Rosy Radom?
Bartłomiej Dzedzej: Ulga była ogromna. Na całej hali można było usłyszeć „uff” i kilka kamieni na pewno spadło. Po fazie zasadniczej trudno było być spokojnym o utrzymanie, ale ostatecznie zawodnicy stanęli na wysokości zadania.

Przed startem rozgrywek chyba nikt nie spodziewał się tak słabego sezonu zasadniczego.
Na pewno nie. Mieliśmy świadomość, że w zespole zaszły duże zmiany i powtórzenie szóstego miejsca będzie wyczynem. Wierzyliśmy jednak, że ten zespół zaskoczy. W końcu zaskoczył, ale zdecydowanie za późno. I to jedyny pozytyw, bo kiedy budowaliśmy skład wizja drużyny i postawy poszczególnych zawodników była diametralnie inna od tego, co zaprezentowali później na parkiecie.

Zrobiliście już analizę? Wiecie, co poszło źle?
Na pewno Kacper Stalicki prezentował się gorzej niż oczekiwaliśmy. Paweł Krefft i Łukasz Paul dopiero w play-outach pokazali, na co ich stać. Do tego doszło parę pechowych spotkań i nakręcała się spirala. Przeprowadziliśmy już skrupulatną analizę tego sezonu i myślę, że po spojrzeniu na nowy skład będzie widać, czy wyciągnęliśmy wnioski czy powielamy błędy z minionego sezonu.

To był dla pana najtrudniejszy rok w roli prezesa klubu?
Tak trudnego okresu jeszcze nigdy nie miałem. Pozyskanie Enei spotęgowało emocje. Pod względem marketingowym na pewno był to najlepszy rok i o klubie zrobiło się głośno, przez co wzrosły też oczekiwania kibiców i nas samych. Wiedzieliśmy, co będzie oznaczał spadek.

Enea zgłaszała swoje niezadowolenie z postawy zespołu?
Przedstawiciele Enei nie musieli do nas dzwonić, żebyśmy znali konsekwencje. Traktujemy się poważnie, obie strony wywiązują się z zapisów umowy i gdybyśmy spadli to nie byłoby rozmów, tylko po prostu koniec współpracy.

Dwa razy w tym sezonie Astoria zmieniała trenera. Która z tych decyzji była trudniejsza?
Obie były bardzo trudne, choć podejmowaliśmy je w różnych etapach sezonu. Były to jednak konieczne kroki. Ktoś może powiedzieć, że decyzja o zatrudnieniu trenera Chudeusza się nie sprawdziła, ale gdyby wtedy Konrad Kaźmierczyk nie stanął z boku, to nie wiadomo, czy później pod jego wodzą drużyna by tak zaskoczyła. Z trenerem Chudeuszem rozstaliśmy się w dobrej atmosferze. On sam zauważał, że zamiast postępu drużyna gra coraz gorzej. Mam szacunek do obu szkoleniowców, którzy prowadzili Astorię w tym sezonie.

Konrad Kaźmierczyk nadal będzie trenerem?
Dostał propozycję kontraktu, przedstawiliśmy mu plany na najbliższe lata i porozmawialiśmy o wizji składu. Ma podjąć decyzję do przyszłego tygodnia (rozmawialiśmy przed weekendem – dod. ST). Zgłaszają się do nas inni szkoleniowcy, ale dla nas priorytetem jest trener Kaźmierczyk. Rozumiemy też, że musi przeanalizować, czy chce dalej pracować w Bydgoszczy i dopóki się nie określi, to żadnych poważnych rozmów z innymi kandydatami nie podejmiemy.

Budowę składu rozpoczęliście od przedłużenia kontraktu z Mateuszem Fatzem.
Na pewno trzeba się cieszyć z postępów, jakie Mateusz poczynił w minionym sezonie, ale on też wie, że stać go na więcej i będzie chciał to pokazać. Podpisał z nami trzyletnią umowę i to na pewno jest sygnał, że myślimy nie o jednym roku, ale o zespole, który ma się rozwijać.

Jako drugi umowę przedłużył Dorian Szyttenholm. Wyobraża pan sobie Astorię bez niego?
Na pewno nie. Zarówno klub, jak i sam zawodnik nie wyobrażają sobie, żeby miał grać gdzie indziej. Dopóki Dorian będzie wykazywał się takim zaangażowaniem jak dotychczas, to rozmowy kontraktowe będą  formalnością.

Pierwszym nowym zawodnikiem jest Mikołaj Grod, który ma za sobą świetny sezon w Noteci. Trudno było go namówić na powrót do Astorii?
Mikołaj był dla nas priorytetem i to od niego planowaliśmy zacząć ruchy transferowe. Chciał do nas wrócić, a my chcieliśmy, żeby ponownie grał w naszych barwach, więc ogólne zasady współpracy szybko ustaliliśmy. Później były jeszcze kwestie finansowe, które zawsze zajmują więcej czasu, ale udało się porozumieć. Mikołaj ma za sobą rewelacyjny rok, w którym potwierdził, że dobry sezon u nas nie był przypadkiem. Może grać na najwyższym poziomie w lidze i być liderem zespołu.

Kto odejdzie z drużyny?
Z kimś na pewno się rozstaniemy, ale te osoby dowiedzą się o tym jako pierwsze. Ten sezon może i miał szczęśliwe zakończenie, ale nie można go oceniać pozytywnie. Zmiany muszą być i kiedy ktoś przychodzi, to wiadomo, że ktoś będzie musiał odejść.

Jaki to był rok dla zespołów młodzieżowych Astorii?
Generalnie był bardzo średni, ale cieszy postawa łączonego z Novum zespołu juniorów, który stanął na wysokości zadania i był w półfinale mistrzostw Polski. Byłem na dwóch meczach półfinałowych i jestem dumny z chłopaków, którzy walczyli i – choć byli słabsi koszykarsko – do końca wierzyli, że mogą powalczyć o finał. Mocno inwestujemy w młodzież, zresztą jest to jedno z założeń naszej współpracy z Eneą. Tworzymy dwie klasy sportowe w szkołach przy Koronowskiej oraz Staroszkolnej i inwestujemy w dzieci, żeby w przyszłości stanowiły o sile zespołu seniorskiego.

Przed poprzednim sezonem Astoria ściągała zawodników młodych, ale spoza miasta. Odeszliście od bydgoskiego modelu budowania drużyny?  
Większość zawodników była z Bydgoszczy, choć wiadomo, że odgrywali różne role. Nadal jednak chcemy stawiać na wychowanków, dlatego podpisaliśmy umowy z Mateuszem i Dorianem oraz inwestujemy w młodych zawodników, których rola będzie rosła. Jest na przykład Kuba Kondraciuk, który co prawda pochodzi z Torunia, ale koszykarsko wychował się w Bydgoszczy. Będziemy chcieli, żeby dalej się rozwijał, tak samo jak inni młodzi koszykarze.

W ostatnich latach wychowankowie regularnie wracali do Astorii.
Ci, którzy obecnie grają poza Bydgoszczą, prezentują taki poziom, że można się tylko cieszyć i robić wszystko, żeby klub dołączył do tego poziomu. Chociażby Kuba Dłuski zagrał fantastyczny sezon w Krośnie i wie, że wszyscy go wspieramy. Ci koszykarze zawsze mogą tu przyjechać, trenować i nikt przed nimi nie będzie zamykał drzwi.

Zbudowanie składu właśnie w oparciu o tych wychowanków to taki scenariusz idealny dla Astorii?
To by oznaczało, że mamy budżet na poziomie PLK, a zespół z takimi zawodnikami jak Dłuski czy Piotr Robak byłby kandydatem do gry w finale.  To rzeczywiście byłoby coś idealnego. Każdy, kto jednak dłużej obserwuje nasz klub, wie, że staramy się prowadzić wszystko w przemyślany sposób i najważniejsze są finanse. Nie będziemy budować zespołu tak, żeby już za rok być w PLK. Enea daje nam stabilizację, więc podpisujemy dłuższe kontrakty, żeby małymi kroczkami dojść  do tego, aby za 2-3 lata być na szczycie ligi i walczyć o awans. Chcemy, żeby obecni sponsorzy regularnie zwiększali wsparcie i żeby dołączali do nich kolejni.

W nowym sezonie I liga będzie jeszcze bardziej wyrównana niż dotychczas?
Wejdzie Kraków, czyli chyba pierwszy w historii beniaminek, który od razu będzie murowanym faworytem do awansu. Na szczęście w sporcie nic nie jest za darmo i trzeba walczyć na parkiecie. Spadną Kutno i Tarnobrzeg, zostanie ktoś z dwójki Legia – Gliwice. Tychy już w tym roku były mocne, a z dobrej strony pokazały się też Poznań i Leszno.  Na pewno więc będzie ciekawie.

Sebastian Torzewski