Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Biegły nie zostawia suchej nitki na tragicznej imprezie Start Party. „Aż dziw bierze, że wielu rzeczy nie zrobiono”

Dodano: 10.01.2019 | 16:08

Rozprawa toczy się w bydgoskim Sądzie Okręgowym.

Na zdjęciu: Na ławie oskarżonych zasiadają: była szefowa samorządu studenckiego UTP Ewa Ż., były rektor uczelni prof. Antoni B., były prorektor ds. dydaktycznych Janusz P. i były kierownik ochrony Andrzej Z. Wszyscy nie przyznają się do winy.

Fot. Stanisław Gazda / archiwum

– Ta impreza odbyła się z pogwałceniem wszystkich terminów – mówił w bydgoskim Sądzie Okręgowym biegły z zakresu bezpieczeństwa i imprez masowych, nie pozostawiając suchej nitki na tragicznej w skutkach imprezie otrzęsinowej na UTP w Bydgoszczy, na której w październiku 2015 roku zginęły trzy osoby.

Biegły osobiście stawił się w Sądzie Okręgowym, a jego opinia miała kluczowe znaczenie dla sprawy. – Nie wchodziło w grę przesłuchanie świadka za pomocą telekonferencji – mówił prowadzący rozprawę sędzia Krzysztof Dadełło. Wezwany w czwartek biegły Marian Cichoń znajduje się na liście biegłych kieleckiego sądu.


CZYTAJ WIĘCEJ: Tak relacjonowaliśmy proces po tragedii podczas Start Party na UTP w Bydgoszczy


Podczas czwartkowej rozprawy, biegły z zakresu bezpieczeństwa na imprezach masowych nie pozostawił suchej nitki na organizatorach imprezy z października 2015 roku.  – Impreza tego typu, przy takiej liczbie uczestników i płatnym wstępie wymagała ona zezwoleń, a właściwym organem do jego wydania był prezydent miasta Bydgoszczy – powiedział. W jego ocenie, sama impreza odbyła się bez wymaganych zezwoleń i z pogwałceniem prawa. – Jeżeli taka sytuacja zaistniała, to poskutkowało to późniejszym rozwojem sytuacji – przyznał. Kolejnym złamaniem zasad była sprzedaż alkoholu, która odbywała się bez żadnych wymaganych zgód.

W jego opinii, organizatorem tragicznej imprezy był samorząd studencki UTP. Ocenił, że pierwsze czynności organizator podjął 6 października, tj. na tydzień przed przeprowadzeniem wydarzenia, natomiast z wnioskiem o przeprowadzenie imprezy masowej trzeba się zgłosić 30 dni przed jej zaplanowanym terminem. – Obowiązkiem organizatora jest wystąpienie o opinie właściwych komendantów: policji, straży pożarnej, inspektora sanitarno-epidemiologicznego i organizuje kwestię zabezpieczenia medycznego – zaznaczył Cichoń i podkreślił, że te wymogi nie zostały w ogóle spełnione. Do tych wniosków – jak tłumaczył biegły – trzeba dostarczyć szereg dokumentów, które są niezbędne przy organizacji takiego wydarzenia, a tych nie dostarczono. – To są istotne kwestie związane choćby z tym, że komendant policji oprócz tego, że wskazuje siły i środki do zabezpieczenia tej imprezy, to jeszcze wydaje opinię na podstawie analizy zagrożeń – dodał. Analizę zagrożeń ocenia się poprzez teren organizacji imprezy i obszary pobliskie, na których mogą wystąpić różne zdarzenia. – Powinno się załączać szkic terenu, graficzny plan obiektu, kwestie przyłączeń mediów, gazu, energii elektrycznej, w których miejscach są zawory odcięcia wody, wskazuje się drogi dojścia i wyjścia osób z imprezy, drogi ewakuacyjne i drogi dojazdowe dla służb ratunkowych. Tego wszystkiego w tej dokumentacji nie było – informował biegły.

Kolejnym grzechem organizatora był brak przygotowanego regulaminu warunków uczestnictwa w takiej imprezie masowej, a straż pożarna nie określiła tego, czy stan techniczny obiektu nie zagraża uczestnictwu osób bawiących się w tej imprezie. Wszystkie służby – jak zaznaczał biegły – mają 14 dni na sporządzenie opinii, a po tym czasie takie dokumenty wracają do prezydenta miasta. – Ten wówczas wydaje lub odmawia wydania zgody na organizację takiej imprezy. Ta dokumentacja nie została sporządzona, nie było jej – mówił Marian Cichoń.

Ze strony samorządu, sprawy organizacyjne związane z imprezą przeprowadzała szefowa Ewa Ż. – Podjęła czynności w celu organizacji tej imprezy, prowadziła uzgodnienia z władzami uczelni, próbowała własnym sposobem nakreślić parametry zapewniające bezpieczeństwo temu wydarzeniu, ale to swojego celu nie spełniało, bo nie miała wiedzy, jak to zrobić – odpowiadał na pytania sądu i dodał, że inne osoby z samorządu nie pomagały jej, a działania podjęte nie prowadziły do zapewnienia bezpieczeństwa, a jedynie do ustalenia, gdzie mają być ustawione sceny, punkt sprzedaży piwa czy sprzedaż biletów. Sędzia Dadełło dopytywał o kwestię związaną z zabezpieczeniem medycznym na tej imprezie. – Był tam zaangażowany do pomocy 4-osobowy harcerski zespół ratowniczy, ale tylko jedna z osób miała jakieś uprawnienia podstawowe – przyznał. Ich działania określił jako wolontariat. – Jest rozporządzenie ministerstwa zdrowia z 2015 r., w którym podano parametry, jak taka pomoc ma wyglądać. Głównie chodzi o to, ilu lekarzy, ratowników, jaka karetka ma przyjechać. Tutaj tego nie było – dodawał.

Najmocniej biegły ocenił działania firmy ochroniarskiej. W jego ocenie, zawarta w 2012 roku umowa między uczelnią a firmą nie miała mocy sprawczej podczas tego wydarzenia, bo dotyczyła jedynie zabezpieczenia przed kradzieżą, zniszczeniem mienia czy odbiorem przesyłek. – Powinna być sporządzona odrębna umowa o zabezpieczeniu imprezy masowej, ale tej umowy nie zawarto i to jest poważne uchybienie – podkreślił. W jego opinii, firma ochroniarska zaczęła działanie na kwadrans przed imprezą. Liczba obecnych wówczas na terenie uczelni ochroniarzy – dziesięciu, to była połowa bezwzględnego wymaganego składu. Biegły wyliczał, że jeśli na sali jest 1200 osób, to wówczas powinno ich być 19. – Nie dopatrzyłem się jednak, aby tam było dziesięciu ochroniarzy. Po analizie dokumentów, doliczyłem się ich tam siedmiu – informował. Błędy ochrony wyliczał dalej: ochrona nie miała poprowadzonej odprawy, nie zostały jej przekazane kluczowe dane, a oni sami jedynie zostali rozstawieni. Zaszokował opinią: – Ochrona dała sobie narzucić pewien biznesowy układ, a to jest niedopuszczalny. Skrytykował także ich rozmieszczenie: na wejściu było trzech pracowników, w tym kierownik. – Byli ustawieni nie tam, gdzie powinni – argumentował. W jego opinii po jednym z ochroniarzy trzeba było ustawić w pobliżu wejścia i wyjścia przy feralnym łączniku, a sam kierownik ochrony nie miał szans zwrócenia uwagi na ten łącznik, bo nie przebywał wewnątrz obiektu. Ten fakt zauważali również inni świadkowie, którzy wcześniej zeznawali, że w jego pobliżu nie było żadnego ochroniarza, a za to na wąskim korytarzu robił się ścisk ludzi, przez co ci nie mieli szans swobodnie oddychać, mdleli, a później także wzajemnie się tratowali. – Łącznik grał kluczową rolę. Jeżeli ludzie nie mieli możliwości, by tańczyć i się poruszać, to zagęszczenie ludzi w tym miejscu było nadmierne – zauważył i przytoczył dane, według których uczestnicy tej imprezy mogli przebywać na obszarze 300 metrów kwadratowych, a przepisy stanowią że na 1 m2 mogą maksymalnie znajdować się dwie osoby. – To oznacza, że maksymalnie mogłoby tam być 600 osób – wyliczał.

Jak mówił biegły, kluczowa była godzina 22:00. – Wtedy powstało zagrożenie i powinna być reakcja z ich strony, a byli rozproszeni i nie mieli szans zareagować – mówił. Inną sprawą, która rzutowała na brak sprawnej reakcji ze strony ochrony, było to że ci nie mieli przy sobie krótkofalówek, za pomocą których służby się porozumiewają. Zdaniem biegłego, ci do dyspozycji mieli w sumie do dyspozycji tylko trzy krótkofalówki, z których tylko jedna krążyła między ochroniarzami, drugą miał kierownik, a trzecia znajdowała się w akademiku studenckim. Do biegłego padło pytanie, co powinno się stać w momencie w którym jest zagrożenie. – Kierownik ochrony powinien zwrócić się do organizatora o to, aby nie wpuszczał więcej osób. W innym wypadku powinien sam podjąć decyzję o zamknięciu wejścia na jej teren. Ochrona zachowała się w sposób statyczny – zaznaczał.

Na koniec serię pytań do biegłego mieli obrońcy. – Skąd pan ma wiedzę, że tam było 1200 osób – pytał mec. Grzegorz Hawryłkiewicz. – Wiem o tym z analizowanych akt – odpowiadał. Obrońca dalej dociekał: – Od ilu osób zaczyna się impreza masowa? Biegły przyznawał, że to wynika z ustawy o imprezach masowych i podawał przykład meczów piłkarskich. – Jeżeli sprzeda się na nie 999 biletów, to wówczas nie jest to impreza masowa. Nawet jeżeli tutaj tych osób byłoby 998, to i tak trzeba było zapewnić im bezpieczeństwo. Dla obrońcy byłego rektora UTP prof. Antoniego B. to było za mało. – Co powinno się stać, jeśli liczba uczestników imprezy byłaby przekroczona? – Wówczas dowodzący ochroną powinien dokonać lustracji terenu, a następnie szczegółowej analizy, czy liczba uczestników została odpowiednio zagęszczona i czy nie jest ich za dużo. Powinien też zapytać organizatora, ile osób weszło na teren imprezy. Jeśli pojawiłoby się zagrożenie, wówczas organizator ma obowiązek przerwać imprezę. Mówił też, że nie był na miejscu zdarzenia i nie prowadził tam oględzin, ale w przeszłości stykał się z takimi imprezami na terenie szkół czy uczelni wyższych.

Na zakończenie, biegły ocenił tę tragedię do… katastrofy na Titanicu. – Na Titanicu, gdy statek się rozbił to orkiestra grała, a tutaj leżały trzy trupy i DJ grał – przyznał. Marian Cichoń powiedział też, że w przeszłości już dochodziło do incydentów na tej imprezie. – Może jeszcze raz by się to udało, ale w tym przypadku fatalna praca ochrony, a właściwie jej brak doprowadził do tragedii. Aż dziw bierze, że wielu rzeczy nie zrobiono – zakończył swoją analizę, którą przedstawiał sądowi przez blisko trzy godziny.

Wszystko wskazuje na to, że w marcu odbędą się mowy stron w tym procesie. Na razie sąd wyznaczył termin jeszcze jednego posiedzenia na 15 lutego.

Szymon Fiałkowski