Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Dekret Bieruta po bydgosku

Dodano: 23.11.2017 | 06:29

Grupa mieszkańców Kapuścisk walczy o możliwość wykupienia lokali komunalnych, a grupa spadkobierców dawnej właścicielki terenów – o odszkodowanie.

Na zdjęciu: Janusz Chabowski pokazuje jeden z dokumentów z Ministerstwa Infrastruktury. Każdy z mieszkańców starających się o wykup mieszkań na Kapuściskach ma ich już pokaźny plik.

Fot. Stanisław Gazda

Grupa mieszkańców Kapuścisk od piętnastu lat walczy o możliwość wykupienia lokali komunalnych, a grupa spadkobierców dawnej właścicielki terenów, na których stoją ich bloki – o odszkodowanie za, ich zdaniem, niezgodne z prawem wywłaszczenie. Na drodze stają im kolejne ministerstwa odpowiedzialne za infrastrukturę.

Eryk Dominiczak
e.dominiczak@metropoliabydgoska.pl

28 grudnia 1951 roku. Większości osób, których sprawa dotyczy, nie było jeszcze na świecie, względnie – miała dopiero kilka lat. Ale właśnie wtedy prezydium Wojewódzkiej Rady Narodowej podjęło decyzję o wywłaszczeniu Władysławy Czajkowskiej, właścicielki liczącej sobie blisko dziewięć tysięcy metrów kwadratowych działki przy ówczesnej ulicy Bełzy. Dzisiaj stoi na niej sześć bloków przy ulicach: Kapuściska, Baczyńskiego, Wojska Polskiego oraz Ciesielskiej.

Podstawa wywłaszczenia – które w okresie wiary w sukces planu 6-letniego i związanej z tym industrializacji kraju były na porządku dziennym – to dekret z 26 kwietnia 1949 roku o nabywaniu i przekazywaniu nieruchomości niezbędnych dla realizacji narodowych planów gospodarczych. Choć  faktyczny dekret Bieruta powstał ponad trzy lata wcześniej i dotyczył wyłącznie Warszawy, w zasadzie nikt związany z bydgoską sprawą inaczej go nie nazywa.

Rok 2002. Efektem korespondencji z urzędem wojewódzkim jest wniosek spadkobierców Władysławy Czajkowskiej o odszkodowanie za niezgodne z prawem pozbawienie jej własności. Jak dzisiaj tłumaczą, zadecydował jeden element – w 1954 roku zmieniono przeznaczenie wywłaszczonej działki – przekazano ją na cele mieszkaniowe, podczas gdy wcześniejsza decyzja zakładała jej wykorzystanie na „cele publiczne”. Pod tym pojęciem kryje się między innymi budowa drogi czy linii tramwajowej dla intensywnie rozwijających się wówczas Kapuścisk stanowiących zaplecze mieszkaniowe nieistniejącego już Zachemu.

Od tego momentu rozpoczęła się trwająca już półtorej dekady batalia o rozstrzygnięcie, czy WRN podjął decyzję zgodną z prawem. A to sprawa kluczowa również dla drugiego frontu, który otworzyli mieszkańcy starający się o wykup swoich mieszkań. – Nasze wnioski są cyklicznie odrzucane z powodu braku decyzji ministerstwa – tłumaczy Janusz Chabowski mieszkający przy ulicy Kapuściska 13, pokazując segregator wypełniony korespondencją z kolejnymi ministrami.

Sprawa dotyczy blisko 200 lokali we wspomnianych sześciu blokach. Z jednej strony – właścicieli 90 z nich, którzy wykupili je przed 2002 rokiem i zawiązali wspólnoty mieszkaniowe. Z drugiej – ponad setki mieszkań, które nadal mają status komunalny.


Artykuł pochodzi z listopadowego numeru czasopisma MetropoliaBydgoska.pl.
Wszystkie archiwalne wydania można znaleźć w zakładce Gazeta.


I to właśnie liczba lokali, a mówiąc precyzyjniej – stron postępowania jest zdaniem ministerialnych urzędników największą przeszkodą do rozwiązania problemu. Od września 2015 roku postępowanie jest zawieszone z uwagi na brak pełnej dokumentacji dotyczącej spadkobierców po osobach, które lokale przed kilkunastoma laty nabyły. Jak duże mogą być luki w dokumentach, pozwala ocenić liczba osób wymienionych jako strony właśnie w roku 2015. Sięgała wówczas aż 170 osób, nie licząc mieszkańców wnioskujących o wykup, których formalnym reprezentantem jest ADM.

Zdaniem części mieszkańców, żadne z ministerstw funkcjonujących w ostatnich latach nie było zainteresowane rozstrzygnięciem sprawy. – Na wszystkie nasze pisma, także te kierowane przez naszych pełnomocników, odpowiedzi są zawsze takie same. To absurd! – denerwuje się Jadwiga Ostrowska, która jako jedna z pierwszych podjęła walkę o wykup swojego mieszkania.

Ministerstwo Infrastruktury i Budownictwa cyklicznie tłumaczy, że niedopuszczenie do sprawy którejkolwiek ze stron postępowania może skutkować zakwestionowaniem decyzji resortu przez sąd administracyjny. Zwłaszcza że konsekwencje decyzji MIB mogą być bardzo poważne.

Jakie? Jak tłumaczy w rozmowie z nami Szymon Huptyś, rzecznik prasowy ministerstwa, decyzja o stwierdzeniu nieważności wywłaszczenia sprzed niemal 70 lat powoduje skutek od dnia orzeczenia. Oznacza to, że – przynajmniej teoretycznie – działka powinna wrócić w ręce spadkobierców właścicielki. – Bardzo prawdopodobne, że z tego powodu aktualni właściciele mieszkań nie chcą odbierać korespondencji z Warszawy – mówi nam osoba dobrze znająca sprawę.

Tyle że Huptyś w odpowiedzi na nasze pytania wyjaśnia: W przypadku uznania, że zaszły nieodwracalne skutki prawne (a takimi mogą być np. sprzedaż działki w części lub całości – dod. red.), ministerstwo może co najwyżej stwierdzić wydanie decyzji z naruszeniem prawa. W orzecznictwie sądów administracyjnych przeważa bowiem pogląd, że zbycie nieruchomości uniemożliwia stwierdzenie nieważności decyzji wywłaszczeniowej.

Spadkobiercy Władysławy Czajkowskiej podkreślają, że interesuje ich odszkodowanie, nie odzyskanie zabudowanej od lat działki. Niewykluczone, że w najbliższych dniach zawiążą sojusz ze starającymi się o wykup lokali komunalnych mieszkańców Kapuścisk. Na czym ma on polegać? Na ponownym zainteresowaniu sprawą wszystkich bydgoskich parlamentarzystów oraz prezydenta Rafała Bruskiego i przewodniczącego rady miasta Zbigniewa Sobocińskiego. – Liczymy na ich pomóc w rozmowach z ministerstwem. Każdy z nas chciałby jeszcze ostatnie lata spędzić faktycznie u siebie – podsumowuje Janusz Chabowski.

W całym kraju toczy się obecnie około 300 postępowań związanych z wnioskami o stwierdzenie nieważności wywłaszczeń na mocy dekretu z 1949 roku.