Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Jan Kwiatoń: W radzie miasta potrzeba osób, które zrobią coś konkretnego [WYWIAD]

Dodano: 05.04.2024 | 16:35

Na zdjęciu: Jan Kwiatoń to kandydat do rady miasta z Fordonu.

Fot. Szymon Fiałkowski/archiwum

Dlaczego społecznik i przewodniczący rady osiedla zdecydował się na start do rady miasta? Czego potrzebuje Fordon? Jak powinno się rozliczać radnych z ich pracy? I jak zmienił się Fordon od czasów, gdy działał Społeczny Komitet Telefonizacji? Na te i inne pytania odpowiada Jan Kwiatoń.

Sebastian Torzewski: Co skłoniło społecznika do kandydowania do rady miasta?
Jan Kwiatoń (przewodniczący Rady Osiedla Nowy Fordon, kandydat do Rady Miasta): Powodów jest wiele. Udało nam się zaktywizować społeczeństwo fordońskie przez wspólne dążenie do realizacji naszych potrzeb i marzeń. Podczas konsultacji społecznych zorientowaliśmy się jednak, że nasze głosy niezależnie od liczby nie zawsze są brane pod uwagę, a czasem wręcz przeciwnie: spotykają się z oporem nie tylko urzędników, ale też – co przykro mi mówić – radnych. To jest jeden z przykładów, ale takich spraw jest o wiele więcej. Po prostu zdaliśmy sobie sprawę, że łatwiej nam będzie dążyć do realizacji planów mieszkańców Fordonu, gdy będziemy mieli swojego rzeczywistego przedstawiciela w radzie miasta.

A dlaczego z komitetu prezydenta Rafała Bruskiego?
Wśród społeczników większość to idealiści. Ja również. Zresztą, wytykał mi to – oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu – pan prezydent, do którego nie raz zwracałem się po pomoc.

Takie idealistyczne podejście do pewnych rozwiązań miałem też ponad pięć lat temu, gdy zawiązało się Bydgoskie Porozumienie Rad Osiedli. Chodziło nam wówczas o zjednoczenie społeczników z całej Bydgoszczy. Wtedy wszyscy się poznaliśmy i teraz w sprawach bydgoskich potrafimy się zdzwonić i zająć wspólne stanowisko, niezależnie od opcji politycznej. Podczas jednego z naszych zebrań powstał wtedy pomysł startowania do rady miasta. Mocno nad tym pracowaliśmy, ale brakowało nam doświadczenia. Zwróciliśmy się do Krajowego Forum Samorządowego, które obiecało nam pomóc. Szybko jednak zorientowaliśmy się, że Krajowe Forum Samorządowe preferuje ludzi, którzy byli związani wówczas z partią Kukiz’15.

Wycofaliśmy się z tego, ale następstwa okazały się dla nas jako społeczników bardzo przykre. Osoby, które chciały wtedy zyskać na naszym ruchu, nie zapomniały, że się wycofaliśmy. Jedna z takich osób pojawiła się na zebraniu Rady Osiedla Nowy Fordon w 2018 roku. Przez fakt, że startuje w obecnych wyborach, nie podam nazwiska. Ta osoba zarekomendowała człowieka do naszej rady, który na zebraniach rady siedział i bez naszej wiedzy nagrywał, a później nas wszystkich skrzywdził. To było dla nas bardzo bolesne, ale zarazem wspaniałe doświadczenie. Gdy miałem jechać na komisję rewizyjną i słuchać tego szamba, osoby z rady osiedla, starsi mieszkańcy, powiedzieli: “Janek, nie pojedziesz tam sam.” Wszyscy pojechali ze mną i słuchali, jakie słowa padają pod naszym adresem. Zdaliśmy sobie wtedy sprawę, że stanowimy taką społeczną diasporę, że trzymamy się razem, że stanowimy konkretną siłę i się nie poddamy. Zrodził się w nas taki duch fightera. Stąd pomysł, aby mieć człowieka w radzie, abyśmy my jako społecznicy, nieważne z jakiego osiedla, nie byli tak jak w tamtym przypadku osamotnieni.

Oczywiście prokuratura nic nie wtedy znalazła. Tym osobom chodziło tylko o zablokowanie Wielkiej Pętli Fordonu. Wcześniej podobnie działały podczas budowy bulwaru w Starym Fordonie. Z takimi ludźmi musimy się jako społecznicy mierzyć. Jeśli nie mamy swojego obrońcy, to musimy się sami bronić. No i dlatego idę do rady miasta.

Spotykamy się w siedzibie Rady Osiedla Nowy Fordon. Temat współpracy rad z miastem był przedmiotem dyskusji w ostatnich tygodniach. Jakie pan widzi szanse na usprawnienie funkcjonowania bydgoskich rad osiedli?
To jest bardzo szeroki temat. Po pierwsze, życzę mieszkańcom Bydgoszczy, aby refleksyjnie podeszli do głosowania podczas najbliższych wyborów samorządów. Gdy społecznicy dostaną się do rady miasta, zwiększy się empatia obywatelska rady i działalność społeczna będzie lepiej słyszalna. Przecież nie może być tak, że podczas pięcioletniej kadencji rady miasta na dyżurze rady osiedla nikt się nie pojawił! A jest to obowiązek radnych. Mi już ręce opadają, bo to wszystko jest ściemnianie. Potrzeba osób, które chcą zrobić coś konkretnego, a optyka nas jako społeczników jest diametralnie inna niż tych, którzy są kolejną kadencję w radzie miasta. Jak ja się pytam radnego: “Stary, załatwiłeś tę sprawę?”, a on mi odpowiada: “No tak, napisałem interpelację”, no to co to jest za załatwienie sprawy? No przecież można oszaleć, gdy ktoś poświęca swój czas, stara się, jest zaangażowany, a potem słyszy takie rzeczy! Nie liczy się liczba interpelacji, ale sprawczość. Gdy społecznicy będą w radzie miasta, to oni będą takim łącznikiem między społecznością lokalną a radą miasta. I będzie to także korzyść dla rad osiedli.

30 lat temu miałem wraz z innymi osobami okazję budować fundamenty rad osiedli w Bydgoszczy. Było bardzo burzliwie, ale jakoś ustaliliśmy wtedy statut. On się już kilka lat temu zdezaktualizował, więc pojawiły się problemy, jak zorganizować wybory. Teraz jednak potrzebna jest reforma rad osiedli, a nie tylko lifting statutu. Obecnie jest kilka rad, które mimo obecnej sytuacji świetnie działają i lokalnym liderom, najczęściej są to przewodniczący tych rad, należy się wielki szacunek. Szkoda, że wiele osób nie zauważa ich ogromnego wysiłku. Mamy też część rad osiedli, które praktycznie nie istnieją, ale przecież tak było już wcześniej. Rady osiedla to najniższy stopień samorządności – wynika to z subsydiarności, czyli ze schodzenia jak najniżej z procesem decyzyjnym, do poziomu pojedynczego człowieka. W demokracji trzeba się go słuchać, a cały budżet miasta powinien być budżetem obywatelskim. To oczywiście ideał, do którego się dąży.

Rady osiedla mogłyby dysponować pieniędzmi publicznymi pod kilkoma warunkami. Mógłby to być na przykład fundusz inwestycyjny. Żeby jednak zarządzać publicznymi pieniędzmi, trzeba mieć kompetencje, podnosić swoje kwalifikacje, mieć motywację do tego. Dlatego radny osiedlowy powinien być opłacany. Nie może być tak, że wszystko jest robione społecznie. Ja jestem w radzie osiedla od początku jej istnienia i jako idealista przez te 30 lat uważałem, że trzeba działać społecznie. Ale w tej chwili wiem, że diety dla radnych osiedlowych są potrzebne, chociażby po to, aby podnosić swoje kwalifikacje, być kompetentnym i ponosić odpowiedzialność. Jeśli miasto nagle powie: “Dobrze, macie tutaj majątek miejski i rządźcie nim”, to nie może być tak, że radni osiedlowi nie będą wiedzieli, w jaki sposób to zrobić.

W swoich materiałach wyborczych wspomina pan, że przed nami okres lepszej sytuacji finansowej miasta. Jak więc można te środki wykorzystać w Fordonie?
Przede wszystkim należałoby zrealizować to, co zostało zamrożone, gdy miasto zostało pozbawione pieniędzy, jak np. Park Akademicki. Kolejna kwestia to plany, które miały być realizowane, ale są realizowane w mniejszym zakresie. Mam tu na myśli komunikację, np. przykład trasę W-Z. Rady osiedla powinny mieć do dyspozycji większe budżety. Obecnie budżety te nie zmieniły się od lat.

Będzie można też z większą dozą prawdopodobieństwa marzyć lub dążyć do rozwiązania problemów, o których dotąd nie myśleliśmy. Na przykład ja od środy zdałem sobie sprawę, że trzeba o tym głośno mówić, że obok nas istnieje alternatywny świat, świat pełen problemów, na co dzień niedostrzegalnych. Ale w środę mieliśmy w Fordonie spotkanie pełnomocnika ds. osób z niepełnosprawnościami z tymi osobami i ich opiekunami. Dwie i pół godziny merytorycznej rozmowy. Tak na marginesie, spotkanie było zapowiedziane, a proszę sobie wyobrazić, że nikt z kandydatów na radnych nie przyszedł. Nikt nie zauważył? Nie jest to medialne? Staram się być spokojny…

Pyta się pan, na co przeznaczyć te pieniądze. Pani Małgosia, starsza, samotna pani, z niepełnosprawnym synem, jest chora, musi iść do szpitala na operację, ale nie może, bo nie ma z kim syna zostawić. To są niesamowite problemy tych ludzi. Ta pani opowiadała nam o swoich losach. Dobrym pomysłem byłoby więc zorganizowanie domu opieki 24-godzinnej, gdzie np. w takim przypadku można by otrzymać pomoc. Jest budynek po SP nr 9. Będą pieniądze. Przecież można ten teren zagospodarować i zrobić tam taki właśnie dom opieki, aby pomóc opiekunom osób z niepełnosprawnościami. Słucham różnych pomysłów na ten budynek, one się zmieniają, ale proszę mi wierzyć – pieniądze wydane na pomoc ludziom, którzy żyją w świecie, którego być może na co dzień nie zauważamy, to jest coś najważniejszego.

Czytam wywiady z kandydatami do rady miasta, którzy roztaczają wizje, że zrobią tu komunikację, inne rzeczy. Podam przykład, co dla mnie jest najważniejsze. Kilka lat temu pomogliśmy pani, która miała niepełnosprawność i miała niepełnosprawnego syna, a mąż ją wyrzucał z mieszkania. Trwało to półtorej roku, byliśmy już zmęczeni tą sytuacją, ale bardzo się zaangażowaliśmy. Pamiętam, że gdy ta pani przyszła pewnego dnia i podziękowała nam, bo wszystkie sprawy zostały załatwione, to połowa naszej rady osiedla się popłakała, łącznie ze mną. To właśnie są rzeczy najważniejsze. Pytał pan, dlaczego startuję z Koalicji Obywatelskiej. Było małżeństwo z Bora – Komorowskiego. Powiedzieli mi: “Panie Janku, weszliśmy do tego mieszkania jako osoby pełnosprawne, młodzi ludzie. Spotkało nas nieszczęście i np. nie możemy się doprosić w ADM o pomoc, o jakąś rampę dla wózka”. Tragedia, ale żyli, walczyli, prosili o pomoc. Poszedłem do pana prezydenta. Mówię: “Panie prezydencie, trzeba pomóc tym ludziom”. I się udało. Wtedy się przekonałem, krótko mówiąc.

Wiele miejsca w swoich materiałach wyborczych poświęcił pan także terenom zielonym. To jest coś, czego fordonianie potrzebują?
Jeżeli kilkakrotnie robiliśmy konsultacje społeczne i do miasta wypłynęło z Fordonu tysiące wniosków o ochronę terenów zielonych, to znaczy, że fordonianie tego chcą. Chcemy zachować oryginalność Fordonu. Mieszkamy w naprawdę fajnym miejscu. Opisuje to zresztą Wielka Pętla Fordonu, która przebiega przez miejsca bardzo ciekawe i piękne.

Wielu mieszkańców zwierza mi się: “Panie Janku, ja w tym mieście to rzadko bywam, nie chce mi się tam wyjeżdżać. W Fordonie nam brakuje tego i tego, ale jest fajnie”. Na przełomie lat 80. i 90. było zupełnie inaczej, jechało się tu jak na zesłanie a jedną z pierwszych społecznych inicjatyw był Społeczny Komitet Telefonizacji Fordonu. Teraz Fordon jest piękny, bardzo go cenimy, chronimy górny taras, lasy, tereny zielone. Nie chcemy, aby powstawały tam budynki wielorodzinne.

Kiedyś zasugerowałem prekonsultacje, które w innych miastach są dobrym obyczajem, bo można poznać zdanie mieszkańców zanim projekt jest już prawie gotowy i już trudno się z niego wycofać. Łatwiej byłoby nam obronić tereny zielone, gdyby odbywały się takie prekonsultacje i gdyby prywatni gestorzy działek mieli trochę więcej empatii obywatelskiej. Tak jak było kiedyś. Mówię tu chociażby o spółdzielniach mieszkaniowych.

Chcemy na podstawie zapisów w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego zablokować status tych miejsc, aby nigdy nikomu nie przyszło do głowy ścinać tam drzewa i stawiać bloki. Chcemy w tych miejscach stworzyć parki leśne, aby cieszyć się pięknem Fordonu.

Osobnym tematem jest Central Park. To temat wymyślony przeze mnie i nazwa wymyślona przeze mnie, ale nie mówię, że to musi się tak koniecznie nazywać. Chodzi o filozofię – tak samo jak w Nowym Jorku powstał Central Park, aby ochronić teren przed zabudową, tak i tutaj ta nazwa ma charakter symboliczny. Fajnie byłoby to miejsce zagospodarować w taki sposób.

A czego potrzebują mieszkańcy Fordonu w kwestiach komunikacyjnych?
Takich rozwiązań, które spowodują, że nie będzie korków. Na przykład trasa W-Z. Można też mówić, że Fordon potrzebuje równoległej nitki do Fordońskiej, bo jak rozsypią się Wiadukty Warszawskie – a ich cechą jest to, że się sypią – to będzie kłopot. Stąd idea przedłużenia ulicy Twardzickiego. Dla mnie ważne jest to, aby postawić kropkę nad i, jeśli chodzi o tramwaj do Fordonu, czyli tramwaj do Starego Fordonu. Są już wstępne przymiarki, aby od Ronda Misji Pokojowych ONZ poszło to dalej prosto aż do Starego Fordonu. Po drodze, koło stacji PKP, mógłby funkcjonować miniwęzeł przesiadkowy. Dzięki temu mieszkańcy bardziej mogliby poczuć, że Bydgoszcz leży również nad Wisłą.

Trudniej będzie w radzie miasta niż było podczas wypraw w Himalaje?
Hmm… Podczas wypraw w Himalaje przeszkodą były własne słabości i własne stresy, natomiast pomocą było takie działanie do bólu kolektywne. I takiego działania bym sobie życzył w radzie miasta.

Sebastian Torzewski