Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

„Jan Piechocki nie był komunistą”. Czy mieszkańcy Fordonu wywalczą przywrócenie nazwy zdekomunizowanej ulicy?

Dodano: 21.03.2018 | 02:20

Relacja ze spotkania z oburzonymi mieszkańcami ulicy.

Na zdjęciu: Ulica Piechockiego - obecnie Raszewskiego - znajduje się na osiedlu Przylesie w Fordonie.

Fot. BB

Trwa walka o przywrócenie poprzedniej nazwy ulicy Zbigniewa Raszewskiego. Według jej mieszkańców dotychczasowy patron – Jan Piechocki – nie zasłużył na zdekomunizowanie. Prośby fordoniaków wspierają córka i syn Piechockiego.

Ulica dr. Jana Piechockiego początkowo nie znajdowała się na liście tych, które miały zmienić patrona w związku z ustawą dekomunizacyjną. W grudniu ubiegłego roku wojewoda Mikołaj Bogdanowicz podjął jednak decyzję o zastąpieniu Piechockiego Zbigniewem Raszewskim. Decyzja wywołała sprzeciw mieszkańców, którzy wystosowali list protestacyjny do wojewody. Bogdanowicz nie podjął jednak działań w tej kwestii, lecz społeczność zamieszkująca ulicę zdecydowała się na podjęcie kolejnych działań.


CZYTAJ WIĘCEJ: Dekomunizacja budzi emocje. Mieszkańcy Fordonu protestują


Wczoraj Rada Osiedla Nowy Fordon zorganizowała spotkanie na temat biografii dotychczasowego patrona ulicy. Udział w nim wzięli nie tylko mieszkańcy, ale też córka Jana Piechockiego – Ewa. Na początku spotkania postać bohatera sporu przedstawił historyk dr Krzysztof Halicki. Piechocki urodził się w 1899 roku, a w 1928 roku przybył do Bydgoszczy na stałe. Od tego momentu jego losy były nierozerwalnie związane z miastem nad Brdą.

Piechocki miał niekwestionowane zasługi dla Bydgoszczy. Był profesorem w gimnazjum, był też nadzwyczajnie aktywny jako recenzent teatralny. Podczas drugiej wojny światowej dwukrotnie został osadzony w koszarach przy ulicy Artyleryjskiej, podczas odsiadki odbył „marsze hańby” na Stary Rynek. W czasie okupacji pracował na budowie dróg w Łęgnowie i fabryce maszyn. Po wojnie został inspektorem szkoły, zaczął organizować szkolnictwo i angażować się w życie kulturalne miasta. Był członkiem Towarzystwa Miłośników Miasta Bydgoszczy czy Towarzystwa Literackiego – wspomniał Halicki.

Według historyka, głównym powodem dekomunizacji Jana Piechockiego była jego przynależność do Stronnictwa Demokratycznego – partii satelickiej wobec PZPR. Doktor współtworzył bydgoski oddział partii, zasiadał również w jej zarządzie wojewódzkim i krajowym. Halicki zacytował na spotkaniu wypowiedź Stefana Niesiołowskiego – prywatnie znajomego syna Piechockiego, Andrzeja.

– Zaliczanie Jana Piechockiego do tej grupy (komunistów) to zwykła podłość i kompletna ignorancja – napisał Niesiołowski w liście do Gazety Wyborczej.

Halicki uważa, że Jan Piechocki z pewnością nie zasłużył na takie traktowanie, ponieważ pracował jako pedagog i twórca, działając zawsze na rzecz Bydgoszczy. Według niego, dalsze zmiany w polityce historycznej mogą doprowadzić do tego, że obecny patron ulicy – Zbigniew Raszewski – za jakiś czas także może paść ofiarą dekomunizacji, ponieważ w 1955 toku otrzymał Złoty Krzyż Zasługi.

Córka doktora Piechockiego powiedziała, że jej ojciec „nie zmieniał poglądów jak chorągiewka”. Broniąc jego dobrego imienia podawała argumenty, które powinny wzbudzić refleksję nad decyzją wojewody. – Ojciec mój nie był żadnym komunistą. Mówił o sobie, że jest demokratą. Po wojnie organizował bydgoskie szkolnictwo – w naszym domu odbywały się egzaminy. On repolonizował Bydgoszcz, bo była zniemczona, tak jak przed wojną po zaborze pruskim. Był zaangażowany w to, co robił, a robił to społecznie. Moja matka mówiła: „Ja ciebie nie mam, bo chodzisz wciąż na jakieś zebrania”. Ojciec interesował się literaturą i teatrem, przez 50 lat był recenzentem sztuk. Wszystko co robił, traktował bardzo serio – stwierdziła pani Ewa.

Córka Piechockiego podkreśliła również, że jej ojciec był człowiekiem bardzo religijnym – chodził do kościoła, przyjmował sakramenty, a podczas wizyt duszpasterskich rozmawiał z księżmi na tematy teologiczne.

Mieszkańcy ulicy oczekują podjęcia dalszych kroków i przekonania Instytutu Pamięci Narodowej do swoich racji. Jak deklarowała jedna z osób zamieszkujących przy niej, chodzi im o to, by na tabliczce z nazwą dalej widniało nazwisko Jana Piechockiego. Inny z oburzonych mieszkańców uważa, że decyzja o dekomunizacji jest szczytem bezczelności. Prośby o spotkanie nie zostały jednak wysłuchane ani przez wojewodę Bogdanowicza, ani przez posła PO Pawła Olszewskiego. Nie jest wykluczone, że dalszym etapem działań społeczności ulicy na Przylesiu będzie akcja protestacyjna i regularne wysyłanie pism w sprawie przywrócenia poprzedniego patrona.

Błażej Bembnista