Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Łukasz Krupa: Ostatnie lata to krok milowy dla metropolii

Dodano: 13.02.2024 | 10:31

Na zdjęciu: Łukasz Krupa został w styczniu wiceprezydentem Bydgoszczy.

Fot. Szymon Fiałkowski/archiwum

Był już posłem, a ostatnio kierował promocją miasta, zajmuje się sprawami Metropolii Bydgoszcz, a przez poprzednich 5 lat zasiadał także w prezydium Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego. W styczniu w życiu Łukasza Krupy zaszła jednak poważna zmiana – został zastępcą prezydenta Bydgoszczy. Dlaczego zamiast spotami woli promować miasto wydarzeniami? Czego potrzebuje Bydgoszcz, aby wzmacniać swoje więzi z okolicznymi gminami? I czy jarmark bożonarodzeniowy potrwa dłużej? Na te i inne pytania odpowiada nowy wiceprezydent Bydgoszczy w rozmowie z MetropoliaBydgoska.PL.

Sebastian Torzewski: Jak wrażenia po pierwszych tygodniach pracy na nowym stanowisku?
Łukasz Krupa (zastępca prezydenta Bydgoszczy): Jest dużo zadań i nowych obszarów, ale ośmioletnie doświadczenie pracy w urzędzie, w tym pięcioletnie w roli dyrektora, to jest cenne i bardzo mi pomaga. Wiadomo, że sporo trzeba się nauczyć, ale wiele mechanizmów jest tożsamych dla całego urzędu, więc nie mam poczucia, że coś mnie przerasta. Wydziały, które nadzoruję, kierowane są przez bardzo doświadczone i kompetentne dyrektorki, więc współpraca od początku układa się nam bardzo dobrze. Ja generalnie lubię wyzwania i pracę pod presją czasu, a po kilku latach bliskiej współpracy z prezydentem Bruskim wiem, czego oczekuje od współpracowników, więc tym bardziej jest w porządku. Prezydent to świetny szef i cieszę się, że możemy współpracować jeszcze bliżej.

Zastanawiał się pan, czy przyjąć posadę wiceprezydenta?
Mógłbym zażartować, że prezydentowi się nie odmawia. Ale tak zupełnie serio, to kiedy pan prezydent zapytał, czy zgodziłbym się objąć tę funkcję – mając świadomość, że do końca kadencji pozostało zaledwie trzy miesiące – nie miałem wątpliwości, czy się zgodzić. Bardziej pojawił się pewien rodzaj stresu, który dziś – kiedy o tym myślę – wydaję się, że był czymś zupełnie naturalnym. Przecież, z jednej strony awans na tak ważne stanowisko to ogromny zaszczyt, wyróżnienie i zawodowy awans, z drugiej jednak strony świadomość, że jest to duże wyzwanie i odpowiedzialność, a jeszcze z trzeciej że przed nami gorący okres przedwyborczy i z marszu trzeba było wejść w nową rolę. Oczywiście priorytetem w codziennej pracy są bieżące sprawy urzędowe, ale kampanijny okres zawsze wiąże się z charakterystycznym napięciem.

Prawo nie pozwala łączyć funkcji radnego sejmiku z zastępcą prezydenta, więc musiał Pan zrezygnować.
Tak, z sejmiku faktycznie musiałem zrezygnować. W zasadzie mandat radnego województwa automatycznie wygasł w dniu powołania na zastępcę prezydenta.

Skoro praca w sejmiku dobiegła końca, to jak ją pan podsumuje?
Jako radny starałem się koncentrować przede wszystkim na sprawach, które miały dla Bydgoszczy strategiczne znaczenie na przyszłość, choć niekoniecznie były w danym momencie tematami interesującymi dla opinii publicznej. Ostatnie pięć lat to krok milowy, jeśli chodzi o miasto w kontekście metropolii. To w tej kadencji bardzo mocno walczyliśmy razem z panem prezydentem o zmianę w strategii województwa, która rozdzieliła wspólny obszar funkcjonalny bydgosko-toruński na dwa odrębne obszary. Dziś obszar funkcjonalny Bydgoszczy jest tożsamy z obszarem stowarzyszenia Metropolia Bydgoszcz, a realizując Zintegrowane Inwestycje Terytorialne otrzymamy blisko pół miliarda złotych na inwestycje w gminach metropolii. Skutecznie działające od kilku lat stowarzyszenie krok po kroku przygotowuje się do utworzenia formalnego związku metropolitalnego, jeśli stosowne przepisy wejdą w życie. Wierzymy, że wkrótce to nastąpi.

Ważnych spraw było oczywiście więcej. Procedowaliśmy w kadencji także inne ważne dokumenty, których zapisy są bardzo istotne z punktu widzenia rozwoju miasta. Mam tu na myśli np. Plan Zagospodarowania Przestrzennego Województwa czy Audyt Krajobrazowy. Zapisy dokumentów wojewódzkich oddziałują często bezpośrednio lub pośrednio na dokumenty i plany gminne. Stąd na przykład odpowiednio wypracowane zapisy w Audycie Krajobrazowym umożliwią utworzenie terminalu przeładunkowego w Emilianowie, a w dalszej perspektywie parku przemysłowego wokół niego. Wbrew pozorom, często to nie są łatwe sprawy, biorąc pod uwagę wszystkie uwarunkowania.

Cieszę się także z zupełnie innych tematów. Z tego, że udało się rozpocząć budowę czwartego kręgu Opery Nova, o co także jako radny zabiegałem, czy z tego, że miałem przyjemność uczestniczyć w procesach tworzenia regulaminu i wyboru kandydatów na pierwszą w historii naszego województwa kadencję Młodzieżowego Sejmiku Województwa Kujawsko-Pomorskiego. Poznanie opinii młodych ludzi o tym, jak według nich żyje się w naszym województwie i z jakimi problemami się borykają oraz co należałoby zmienić to bardzo ważny głos dla nas polityków. Zwłaszcza, że te opinie i problemy znacząco różnią się pomiędzy młodzieżą z dużych miast, mniejszych miejscowości czy obszarów wiejskich. Pracowałem też w zespole przygotowującym wojewódzki program dofinansowania metody in vitro na wypadek, gdyby nie było możliwości dofinansowania z budżetu państwa. Dzisiaj jednak cieszymy się, że jesteśmy po zmianie rządu i taki program będzie obowiązywał na szczeblu krajowym.

Czuję się spełniony po tej kadencji w sejmiku. To ważne dla mnie doświadczenie zawodowe i polityczne poszerzające horyzonty, ale także dające możliwość wpływania na procesy, które są ważne dla miasta i mieszkańców.

Wspomniał pan o Metropolii Bydgoszcz. Jakie są plany stowarzyszenia na najbliższe miesiące?
Metropolia Bydgoszcz działa z powodzeniem od 7 lat pogłębiając współpracę międzysamorządową w takich obszarach jak rozwój autobusowych połączeń międzygminnych, gospodarka odpadowa, grupowe zakupy prądu i gazu, wspólna promocja gospodarcza i turystyczna, polityka senioralna czy realizacja instrumentu ZIT.

Potrzebujemy natomiast rozwiązań prawnych, aby współpraca mogła iść jeszcze dalej. Dzisiaj wiele podejmowanych przedsięwzięć wymaga niestety zaangażowania finansowego poszczególnych gmin i nie zawsze te gminy są w stanie dokładać.

Jest inicjatywa Unii Metropolii Polskich, aby po kilku latach funkcjonowania metropolii na Śląsku przywrócić ustawę i możliwość tworzenia związków metropolitalnych przez inne największe polskie miasta. Taki instrument jest po prostu bardzo potrzebny.

Metropolia, która dziś funkcjonuje na Śląsku jako jedyna w Polsce, dostaje na swoje działania dodatkowo prawie 6% z PIT-u mieszkańców. To bardzo duża kwota – w przypadku tamtej metropolii – to poziom ok. 500 mln zł rocznie. Jednym z głównych zadań jest rozwój komunikacji międzygminnej, a to jest bardzo ważne w kontekście wykluczenia transportowego i dostępu do funkcji miejskich, edukacji, kultury czy służby zdrowia przez mieszkańców gmin ościennych. My tymczasem mamy ograniczenia, bo dla wielu gmin, które są mniej zamożne lub bardziej oddalone od Bydgoszczy, współfinansowanie połączeń jest nieosiągalne.

Liczymy, że obecny rząd powróci do koncepcji przyjętej ustawą w 2015 roku i wprowadzi nowe przepisy, które umożliwią nam i innym dużym miastom utworzenie związku metropolitalnego i pozyskanie dodatkowych środków z budżetu państwa na rozwój.

W ostatnich latach jednym z największych przedsięwzięć kierowanego przez pana Biura Promocji Miasta i Współpracy z Zagranicą był jarmark świąteczny.

Realizujemy wiele ciekawych, cieszących się dobrą opinią mieszkańców i gości miasta inicjatyw. Ster na Bydgoszcz, Rzeka Muzyki, Biegi Urodzinowy i Niepodległości czy Woda Bydgoska to już stałe punkty w bydgoskim kalendarzu wydarzeń. Nie sposób także nie wspomnieć o ogólnopolskiej rywalizacji o puchar Rowerowej Stolicy Polski i całym projekcie Aktywne Miasta, który zrodził się i jest koordynowany właśnie przez biuro promocji. Nie ukrywam jednak, że do Bydgoskiego Jarmarku Świątecznego mam wyjątkową słabość, bo bardzo zabiegałem, żeby ten jarmark powstał i każdego roku osobiście nadzoruję jego przygotowania.

Gdy usiedliśmy z moją ekipą promocji i stwierdziliśmy, że chcemy przejąć organizację jarmarku, po nieudanej jednej edycji na Rybim Rynku wiele osób z zewnątrz odradzało i przekonywało, że to się nie uda, że jesteśmy za blisko Poznania czy Gdańska, że u nas nie ma takich tradycji. Zdecydowaliśmy jednak, aby spróbować i uznaliśmy jednocześnie, że trzeba to zrobić na bardzo wysokim poziomie i z klimatem. Od początku postawiliśmy na muzykę na żywo, wysoki poziom dekoracji i iluminacji świątecznych, zróżnicowane atrakcje towarzyszące. Zaowocowało to wysoką frekwencją mieszkańców i gości miasta, a z roku na rok pojawiało się coraz więcej wystawców, nie tylko z regionu, ale również z Polski i zagranicy.

Jak pan ocenia tegoroczną edycję?

Tegoroczna edycja była dla nas takim podsumowaniem tych pięciu lat. Zadziały się rzeczy, z których jesteśmy bardzo dumni. Mieliśmy wiele wycieczek zorganizowanych z różnych części kraju, a wiele portali internetowych umieszczało nasz jarmark w rankingach najlepszych polskich jarmarków. Mieliśmy też takie niespodzianki jak spontaniczna wizyta Andrzeja Piasecznego, który nagle wszedł na scenę i zaśpiewał razem z Adą Rychwalską. Nie wszyscy wierzą, ale to naprawdę było niereżyserowane. Był też Dawid Kwiatkowski, który przyjechał w stroju Mikołaja i zapraszał na swój wiosenny koncert w Bydgoszczy. To pokazuje, że udało się wejść do czołówki polskich jarmarków i że dziesiątki tysięcy mieszkańców i gości są z pobytu na jarmarku zadowolone.

Przygotowanie jarmarku to kilka miesięcy ciężkiej pracy. W czasie ostatniej edycji odbyło się 126 koncertów. Sam dobór artystów, zawarcie umów, przygotowanie sceny i nagłośnienia to już duże przedsięwzięcia, a to tylko jeden z elementów składowych całości. Do tego wybór wystawców, konieczność położenia tysięcy metrów kabli, dobór świątecznych iluminacji, szopka, choinka i wydarzenia towarzyszące. W całej organizacji bierze udział wiele miejskich instytucji i kilkadziesiąt osób, a my jako biuro promocji koordynujemy całość, dokładając starań, aby każda kolejna edycja była lepsza od poprzedniej.

Myślicie o tym, żeby jarmark potrwał dłużej niż do świąt? Takie głosy regularnie się pojawiają, a w tym roku kilku wystawców rzeczywiście działało dłużej.

Żeby jarmark był dobry muszą być spełnione trzy elementy: dobra organizacja i promocja, wystawcy oraz klienci. Tylko wtedy, gdy te trzy obszary będą ze sobą korelować, to można myśleć o sukcesie. Wiadomo, że wystawcy są tutaj po to, aby zrobić jak najlepszy biznes. Wystawcy spoza Bydgoszczy, wynajmują tu mieszkania i spędzają kilka tygodni, reorganizując swoje życie osobiste. Także nasi lokalni wystawcy rękodzieła czy lokalnej kuchni, często w nocy bądź wcześnie rano, szykują produkty, aby po południu sprzedać je na jarmarku. Po 33 dniach również i oni czują zmęczenie. Sugestie, aby jarmark trwał dłużej, pojawiają się dość często, ale część wystawców chce spędzić ten czas w gronie rodziny, czemu nie można się dziwić. Twierdzą, że mieliby problem z zatrudnieniem kogoś na ten okres, a w części branż jest to niemożliwe. Przecież w rękodziele osoba, która wytwarza produkty, potem sama je sprzedaje, chce o tym opowiedzieć, dodaje każdemu produktowi unikatowość i duszę. Ciężko to zastąpić zatrudnionym pracownikiem. My z kolei – jako organizatorzy – nie zamierzamy uzależniać przyznania wystawcy miejsca na jarmarku od tego, czy będzie chciał zostać i handlować po świętach. W ostatniej edycji kilku wystawców zdecydowało się pozostać przez święta aż do 7 stycznia. Ich opinie są dość zróżnicowane, więc przed nami głębsza analiza i decyzje co do kolejnej edycji.

Kierujecie się tym, jaki termin wybierają inne miasta?

Filozofia w innych miastach jest różna. Są miasta, które mają jarmark do początku stycznia, ale też wiele dużych europejskich miast kończy przed świętami podobnie jak my. My zawsze zaczynamy jarmark w tym samym czasie, gdy zaczynają się jarmarki w Poznaniu, Gdańsku czy Berlinie, bo chcemy stwarzać wystawcom takie same warunki, jakie mieliby w innych miastach. Im nie robi różnicy, czy jadą na jarmark 100, 200, 300 czy 500 kilometrów, jeśli mają spędzić w tym miejscu kilka tygodni. Chcą miejsca, gdzie jest dobra organizacja i dużo ludzi. Wracają do nas, więc najwidoczniej są zadowoleni.

Rozpoczęły się już przygotowania do miejskich wydarzeń. Jak w tym roku ma wyglądać Ster na Bydgoszcz?

Na konkretny program jest jeszcze za wcześnie, ale wiadomo, że w tym roku Ster na Bydgoszcz będzie wydarzeniem poprzedzającym Światową Konferencję Kanałów (World Canals Conference), która odbędzie się w naszym mieście w dniach 24-26 czerwca. To międzynarodowe, branżowe wydarzenie odbywające się na przemian w Europie, Azji i Ameryce przyciąga szerokie grono ekspertów, naukowców, przedsiębiorców, reprezentantów władz publicznych, promotorów korzystania ze śródlądowych dróg wodnych, ale także wodniaków amatorów i ludzi interesujących się wodą zarówno od strony technicznej, jak i turystycznej.

Ster na Bydgoszcz jak co roku ma być wydarzeniem kierowanym do mieszkańców w różnym wieku, a uczestnikom konferencji, którzy zdecydują się przyjechać kilka dni wcześniej chcemy pokazać, że woda, to jeden z naturalnych elementów promocji naszego miasta.

W sierpniu w Bydgoszczy odbył się koncert Bedoesa, który organizował bydgoski raper, ale służby miejskie trochę pomagały. Frekwencja na tym koncercie to dowód, że jeszcze jest do zagospodarowania kwestia wydarzeń dla trochę młodszych mieszkańców, tych w wieku licealno-studenckim?

Z pewnością ten koncert pokazał, że jest ogromny potencjał w publice. Był absolutnie spontaniczny, a my jako miasto niewiele musieliśmy pomóc, bo formalnym organizatorem była ekipa Borysa i to oni wykonali ogromną pracę. Frekwencja rzeczywiście przeszła najśmielsze oczekiwania. To też pokazuje format artysty, który wyszedł z Bydgoszczy, zrobił ogromną karierę, ale wrócił do miasta, otwierając tu studio, w którym nie tylko nagrywa własną twórczość, ale także wspiera młode talenty. Być może ten koncert będzie inspiracją i zachętą dla innych artystów i organizatorów, aby realizować duże przedsięwzięcia muzyczne właśnie w Bydgoszczy.

Na koncercie było wiele osób spoza Bydgoszczy. Jaka jest wasza wizja właśnie tej zewnętrznej promocji miasta?

To nie jest łatwy temat, bo działania promocyjne trzeba skutecznie kanalizować. Dzisiaj wiele form takiej typowej promocji w środkach masowego przekazu jest po prostu drogich. My staramy się promować miasto w głównej mierze poprzez wydarzenia, które się w mieście dzieją – wspomniany jarmark, Rowerowa Stolica Polski czy liczne festiwale, które się odbywają. Zorganizowaliśmy także wspólną formę promocji pod hasłem “Bydgoszcz na fali festiwali”, gdzie te najlepsze wydarzenia, wspieramy działaniami promocyjnymi poza granicami naszego miasta.

Bydgoszcz coraz częściej jest kierunkiem tzw. city breaków, a oferta wydarzeń w mieście – w tym organizowanych przez miejskie jednostki oraz współfinansowanych z budżetu miasta – jest coraz szersza. Część z tych wydarzeń zdobyło renomę nie tylko w kraju. Na przykład Vintage Photo Festival został włączony do sieci festiwali fotografii analogowej i zaproszony do Rumunii na Europejską Stolicę Kultury, gdzie zaprezentowano bydgoską wystawę “Kobiety Fotonu”, promującym tym samym miasto i jego dziedzictwo przemysłowe na arenie międzynarodowej. Innym przykładem może być Międzynarodowy Festiwal Filmów Animowanych ANIMOCJE organizowany przez Miejskie Centrum Kultury – festiwal przyciąga tysiące twórców z całego świata.

Tego typu promocja jest moim zdaniem najlepsza, bo jest autentyczna i mówi coś o mieście, o naszej historii, duszy. Dzisiaj nie sztuką jest wydać kilka milionów złotych na spoty promocyjne, które będą emitowane w telewizji, bo jeśli ktoś nie będzie czuł, że ma po co przyjechać do Bydgoszczy, to i tak nie przyjedzie. Natomiast jeśli usłyszy, że jest dobry jarmark, fajny cykl koncertów, unikatowe muzeum, czy festiwal tematyczny zgodny z jego zainteresowaniami, to jest większa szansa, że na takie wydarzenie przyjedzie, a przy okazji pozna uroki naszego pięknego miasta.

Dodatkowymi atutami promocyjnymi miasta jest wysoka lokata w European Best Destination w 2020 roku oraz włączenie Bydgoszczy do Sieci Miast Kreatywnych UNESCO w dziedzinie muzyki w 2023 roku.

Co z Halą Targową? Radni Prawa i Sprawiedliwości złożyli wniosek o nadzwyczajną sesję rady miasta. Wiemy, że spotkał się pan z zarządcą obiektu. Jakie są pana wnioski po tym spotkaniu?

To trudny temat. Należy podkreślić, że hala to projekt, który miał bardzo duże oczekiwania społeczne. Gdy miasto ją kupiło, wyremontowało i ogłosiło przetarg na wybór operatora, zgłosił się tylko jeden podmiot, wszyscy chcieli, aby to był tętniący życiem obiekt z duszą i charakterem. Dziś chyba wszyscy mamy poczucie, że nie do końca udało się to zrealizować. Na spotkaniu prezes Hali Targowej Patryk Maćkowiak z dużą świadomością, a jednocześnie pokorą przyznał, że obiekt znalazł się w kryzysie organizacyjnym i wizerunkowym. Jednocześnie zadeklarował głęboki reset, nowe funkcjonalności, nowe przestrzenie, nowe aranżacje, tak aby obiekt stał się miejscem, do którego jest po co iść, po co się tam zatrzymać i po co wrócić. Po tym spotkaniu przedstawiłem stanowisko operatora komisji konkursowej, która nadzorowała jego wybór i wspólnie uznaliśmy, żeby dać obecnemu najemcy czas do 30 kwietnia na przedstawienie konkretnej wizji i planów na „nowe otwarcie” hali.

Sebastian Torzewski