Medycy protestowali i…badali na Starym Rynku [ZDJĘCIA]
Dodano: 16.10.2017 | 16:51Na zdjęciu: Akcja prostestacyjno-edukacyjna środowisk medycznych na Starym Rynku.
Fot. Stanisław Gazda
Młodzi medycy na Starym Rynku od godziny 10.00 prowadzą akcję protestacyjno-edukacyjna. Rozdają mieszkańcom ulotki ze swoimi postulatami, a przy okazji świadczą drobne usługi medyczne, organizują kurs udzielania pierwszej pomocy. W ten sposób wspierają głodujących kolegów w Warszawie.
Załoga stojącej na Starym Rynku karetki pogotowia włączyła radio. Przebiegając po różnych stacjach radiowych słyszy niepokojące, niekiedy sprzeczne informacje na temat protestu lekarzy-rezydentów: „PiS-owi nie na rękę jest strajk lekarzy, więc prezydent Duda na pewno nie podejmie się negocjacji”; „O godzinie 14.00 Porozumienia Zawodów Medycznych ma podjąć decyzję, czy również inne zawody z ochrony zdrowia dołączą do protestu lekarzy rezydentów i czy inne miasta dołączą do protestu głodowego”; ”W poniedziałek minister zdrowia ma podpisać zarządzenie o powołaniu zespołu w sprawie przyszłości służby zdrowia”; „Rząd odrzuca zaproszenie do rozmów”.
Na Starym Rynku są lekarze rezydenci ze wszystkich bydgoskich szpitali, są studenci medycyny, pielęgniarki, ratownicy medyczni. To już nie jest tylko protest lekarzy-rezydentów, czy protest solidarności z nimi. W Bydgoszczy mamy do czynienia z protestem środowisk medycznych.
Dostrzegamy Małgorzatę Tafli-Klawe, kierownika Zakładu Fizjologii Człowieka w Katedrze Fizjologii CM UMK i Jacka Klawe, fizjologa z Collegium Medicum Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Bydgoszczy:
– To są nasze zawodowe dzieci. Chcemy być dziś z nimi. Kształciliśmy ich. Chcemy towarzyszyć im w ich dążeniach do lepszego życia, pracy i warunków.
Na transparentach trzymanych w rękach uczestników akcji widnieją napisy: „Protest Medyków”, „My wyjeżdżamy – Wy umieracie – 6,8%”, „6,8 PKB na ochronę zdrowia”, „Dobro pacjenta obchodzi studenta”.
Dostajemy ulotkę popierającą protest i wyjaśniającą, kim jest lekarz-rezydent? To lekarz, który ukończył 6 lat studiów, 13 miesięcy obowiązkowego stażu i jest w trakcie specjalizacji, która może trwać od 4-6 lat. Średni czas uzyskania tytułu specjalisty, to w Polsce 37 lat. Rezydent ma taki sam zakres obowiązków i odpowiedzialności, jak lekarz specjalista. Z ulotki można też dowiedzieć się, o co tak naprawdę walczą rezydenci? Pierwszy najważniejszy postulat, to zwiększenie nakładów na ochronę zdrowia do poziomu nie mniej niż 6,8 PKB w ciągu najbliższych trzech lat. Ponadto chodzi o rozwiązanie problemu braku personelu medycznego – w Polsce na 1000 pacjentów przypada 2,2 lekarza, co jest najmniejszym wskaźnikiem w UE. Rezydenci chcą likwidacji biurokracji. Dopiero ostatnim punktem jest poprawa warunków pracy i płacy w ochronie zdrowia – obecnie podstawa „na rękę” to 2215 zł dla lekarza-rezydenta – czytamy w ulotce. Na niej są też informacje, co każdy z nas może zrobić, aby poprzeć protest lekarzy? Na przykład uświadamiać osoby z najbliższego otoczenia o prawdziwych powodach protestu.
– I my, będąc tu na Starym Rynku, też to robimy. Akcja ma charakter edukacyjny i prozdrowotny – mówi Bogna Prusowska, lekarz-rezydent V roku chirurgii Szpitala Uniwersyteckiego Nr 2, pracująca na oddziale chirurgii ogólnej.
– Obalamy też mity, że jesteśmy młodymi singlami, mającymi czas na wszystko. Wbrew pozorom mamy swoje rodziny. Jesteśmy normalnym pokoleniem 30-latków. A podstawowy problem rezydenta, to brak czasu: na naukę, dla rodziny, dla siebie, na odpoczynek. Pracujemy na etatach, do tego dochodzą obowiązkowe dyżury i presja wywierana na nas, żeby pracować więcej i dłużej, bo brakuje lekarzy. Bardzo bym chciała dostać podwyżkę, ale bardziej istotne jest to, żebym mogła pracować na nowoczesnym sprzęcie, zaproponować pacjentom badania lub rehabilitację w odpowiednim czasie.
Głównymi organizatorami dzisiejszej akcji są lekarze-rezydenci ze Szpitala im. Biziela. Z jego dyrekcją zostało ustalone, że na miejscu zostają dyżuranci i specjaliści, którzy nie opuszczają miejsc pracy, a ci lekarze, którzy tutaj są, przebywają na urlopach wypoczynkowych. Poświęcają swój czas na odpoczynek dla bydgoszczan. Pacjenci z powodu akcji na pewno nie ucierpią.
– Bo tak naprawdę walczymy o dobro nas wszystkich. Wszyscy jesteśmy pacjentami…- dodaje B. Prusowska i wyjaśnia, że protest lekarzy-rezydentów nie jest protestem antyrządowym, przeciwko komuś, nie jest przez nikogo sterowany. To protest o coś, w sprawie czegoś.
– Nie popieramy żadnej partii. Nasza partia to zdrowie, to walka o to, żeby polskim pacjentom żyło się jak najlepiej. Chce lepszej przyszłości dla siebie, dla pana redaktora, dla swojej mamy, dzieci i tych, których nie znam – włącza się do rozmowy Judyta Kowalczyk, studentka VI roku, za dwa lata lekarz-rezydent.
Bartosz Fiałek, od trzech lat lekarz rezydent ze Szpitala Uniwersyteckiego nr 2 im. dr. Jana Biziela w Bydgoszczy, główny PR-owiec akcji wyjaśnia, kto bierze w niej udział, po co i dlaczego?
– Popieramy protest, mówimy mieszkańcom, kim są rezydenci i o co im chodzi, czyli głównie o konieczności wzrostu finansowania polskiej służby zdrowia, a dodatkowo udzielamy prostych porad medycznych, mierzymy ciśnienie, poziom cukru we krwi, uczymy zasad reanimacji. Nie będzie krzyków, gwizdów, ani innych przejawów emocji. Podchodzimy do tej akcji bardzo taktownie. Trzysta osób potwierdziło swoją obecność, a kolejnych sześćset jest zainteresowanych. Jeżeli nie będzie żadnych konkretów ze strony rządzących, będą kolejne pikiety i akcje.
– Co jeszcze o lekarzach-rezydentach powinniśmy wiedzieć?
-Że dostają średnio 2200-2400 zł „na rękę”, a czy ja za te pieniądze godnie żyję, trudno mi powiedzieć, gdyż większość czasu spędzam w szpitalu, pracując 280-300 godzin miesięcznie. Najdłużej zdarzyło mi się przepracować 350 godzin. Gdyby to rozłożyć na tygodnie, to wychodzi 77 godzin tygodniowo, a na dni, to pracuję 11-12 godzin dziennie.
Do Bartosza, który przez megafon dziękuje za tak liczny udział w akcji i wsparcie ze strony wszystkich środowisk medycznych, zbliża się przedstawiciel pacjentów. Bierze megafon i mówi:
– Z wielkim szacunkiem obserwuję przebieg waszego protestu. Szanuję za profesjonalizm, odwagę i wytrwałość. Jesteście ludźmi, którzy zrobili na mnie ogromne wrażenie. Jesteście młodymi ludźmi, przed którymi dopiero kariera zawodowa, a już podjęliście się podjęcia ogromnego ciężaru walki o wszystkich: o pacjentów, wasze koleżanki i kolegów, także z innych branż medycznych.
A teraz rodzic córki, która po ukończeniu Collegium Medicum zarabiała 1200 zł i musiała wyjechać z Polski, dziękuje za ten protest, który może sprawi, że lekarze nie będą musieli uciekać z kraju.
Podchodzę do jednej z pań, która na małej tekturce ma wypisane, że popiera protest lekarzy.
– Nie tylko lekarzy, wszystkich medyków – prostuje ten napis. –Mam syna na rezydenturze i wiem, ile to kosztuje go wysiłku, ile mnie, jako matki kosztuje wyrzeczeń, żeby się kształcił, bo nauka wcale nie jest darmowa. Całe szczęście, że mieszka w Bydgoszczy, ale gdyby musiał dojeżdżać, nocować. A ile kosztują podręczniki, pomoce naukowe? O tym się nie mówi – zauważa mama Mateusza pracującego na oddziale ortopedii.
- Pałace Krajny [WIDEO] - 19 maja 2020
- Marny los ruin zamku w Nowym Jasińcu [WIDEO] - 17 maja 2020
- Pośpimy krócej! Tej nocy zmiana czasu na letni! - 28 marca 2020