Milion złotych na monitoring mostu Uniwersyteckiego wyrzucony w błoto. Miał badać wiele istotnych parametrów
Dodano: 22.03.2021 | 08:00Eryk Dominiczak | e.dominiczak@metropoliabydgoska.pl
Na zdjęciu: 1 marca ze spółkami Kormost i Mosty Łódź podpisano umowę na podparcie mostu Uniwersyteckiego. Będzie to wstęp do właściwej naprawy, która ma potrwać do jesieni.
Fot. Szymon Fiałkowski
Warty ponad milion złotych monitoring want mostu Uniwersyteckiego okazał się bezużyteczny, bo gdy po raz pierwszy chciano skorzystać z jego zapisów, na przeszkodzie stanął „problem techniczny” – wynika z odpowiedzi zastępcy prezydenta Mirosława Kozłowicza na interpelację przewodniczącego klubu radnych Prawa i Sprawiedliwości Jarosława Wenderlicha. Prezydent Rafał Bruski twierdzi tymczasem, że w materiale Telewizji Polskiej poddano w wątpliwość uczciwość i kompetencje wykonawców zamkniętej od kilku tygodni przeprawy.
Monitoring naciągów want mostu Uniwersyteckiego jest języczkiem u wagi, bo pośrednio przyczynił się do odkrycia zniekształceń zakotwień lin utrzymujących most nurtowy nad Brdą. A konkretnie – jego awaria, która zmusiła Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej do zbadania naciągów want inną metodą. Kiedy zdiagnozowano problem? Tutaj zarówno drogowcy, jak i wiceprezydent Kozłowicz nie są wylewni. Konkretny termin nie pada, ale z dużą dozą prawdopodobieństwa należy przyjąć, że była to jesień 2019 roku. Dlaczego? Ponieważ wtedy należało przymierzać się do dokonania pierwszego przeglądu stanu mostu po upływie – w grudniu 2018 roku – pięcioletniej gwarancji na przeprawę.
Gdy więc okazało się, że monitoring zainstalowany przez krakowską spółkę NeoStrain nie działa (Kozłowicz pisze lakonicznie o „problemie technicznym”), w zapisach ogłoszonego wiosną 2020 roku przetargu na przeglądy bydgoskich mostów i wiaduktów pojawił się zapis o konieczności uwzględnienia w ofercie badania naciągów want mostu Uniwersyteckiego. Postępowanie wygrała firma Kormost, która zleciła analizę profesorowi Krzysztofowi Żółtowskiemu. I to on podczas wizji lokalnej zauważył odkształcenia blach zakotwień want (same liny znajdowały się w dobrym stanie). To z kolei doprowadziło najpierw do ograniczenia ruchu na moście (w sierpniu ub. roku), sporządzenia ekspertyzy dotyczącego stanu mocowań (w grudniu) i wreszcie – po badaniach próbek stali na Uniwersytecie Technologiczno-Przyrodniczym i sporządzeniu raportu końcowego – do wyłączenia obiektu z użytku (29 stycznia br.).
Dzisiaj wiemy już, że monitoring kosztował nieco ponad 1,1 miliona złotych. W skali całej, wartej ponad 200 mln złotych inwestycji – relatywnie niewiele. Tyle tylko, że to w wartościach bezwzględnych nadal kwota duża, a pożytek z jej wydania okazał się żaden. Co więcej, jego naprawa miała pociągnąć za sobą dalsze koszty. I tu pojawia się pytanie – jakie. Z jednej strony bowiem p.o. dyrektora ZDMiKP Wojciech Nalazek wskazywał, że naprawa miała kosztować 300 tysięcy złotych, ale z drugiej wiceprezydent Kozłowicz pisze w odpowiedzi na interpelację Wenderlicha, że oferta z września 2020 r. opiewała na 155 tys. złotych, ale „swoim zakresem znacznie wykraczała poza uszkodzenie i nie obejmowała optymalizacji (systemu – red.)”. Czym miałaby być optymalizacja – nie wiadomo. Wiadomo natomiast, że do tej pory „jednoznacznie stwierdzono uszkodzenie jednego czujnika na wancie”.
I to każe postawić kolejne pytania dotyczące monitoringu, bo uszkodzenie jednego czujnika nie powinno zaważyć na danych z całego systemu. A sytuacja robi się jeszcze ciekawsza, gdy weźmiemy na tapet wypowiedź prof. Mikołaja Miśkiewicza z Politechniki Gdańskiej, która obecnie ma za zadanie przygotować kontrekspertyzę dla projektanta mostu – spółki Transprojekt Gdański. Twierdzi on bowiem (w rozmowie z „Gazetą Wyborczą”), że monitoring nie wykazałby awarii węzłów mocujących, ale „zapis danych może jednak wskazać moment, w którym mogła zostać zainicjowana deformacja blach węzłowych”. A teraz sięgamy po listę monitorowanych parametrów udostępnioną przez NeoStrain. Czytamy, że wśród nich znajdują się: siły w wantach, przemieszczenia, odkształcenia konstrukcji stalowej, przemieszczenia kątowe, temperatura konstrukcji. Dostępna powinna być ponadto stacja pogodowa, która bada prędkość i kierunek wiatru, wilgotność oraz temperaturę.
——
Monitoring to niejedyny duży znak zapytania przy sprawie mostu Uniwersyteckiego. Drugim jest – wielokrotnie podnoszone na łamach MetropoliaBydgoska.PL – nierówne traktowanie stron zaangażowanych w jego budowę. W procesie wyjaśniania przyczyn awarii, która doprowadziła do zamknięcia przeprawy, wszystkie powinny być traktowane z identycznym dystansem. Tymczasem o ile drogowcy względem projektanta – wspomnianego Transprojektu Gdańskiego go zachowują (słusznie), o tyle w stosunku do Kormostu, czyli spółki powiązanej z jednym z wykonawców – firmą Gotowski – już niekoniecznie. Dowodem jest szybka decyzja o podpisaniu z nim umowy w trybie bezprzetargowym na podparcie mostu. Rozpoczęte kilka dni temu działania są wstępem do właściwej naprawy, która – według obecnych szacunków – ma potrwać do jesieni. Kto wykona samą naprawę – nie jest już przesądzone. Negocjacje (także w trybie zamówienia „z wolnej ręki”) z Kormostem (i Mostami Łódź, innym wykonawcą pierwszego etapu trasy Uniwersyteckiej) zakończyły się niepowodzeniem. ZDMiKP zapowiedziało ogłoszenie w ciągu kilku dni przetargu na wykonanie projektu naprawy i jej przeprowadzenie.
Ekspertyza prof. Żółtowskiego, na ten moment – jedyny pełny dokument o wadach mostu – faktycznie zawiera wskazanie, że do obecnej sytuacji doprowadziły błędy projektowe. Tyle że raport Żółtowskiego nie pozwala miastu dochodzić roszczeń. Taka ścieżka powstanie, gdy ustaleń dokona prokuratura, a ewentualnie potwierdzi je sąd. A na razie Prokuratura Okręgowa w Gdańsku dopiero rozpoczyna badanie sprawy. Jest właściwie przesądzone, że postępowanie potrwa kilka lat, a do tego czasu ciężar kosztów naprawy spadnie na miasto. Ruch radnych PiS w postaci wniosku do ministra sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry o objęcie działań prokuratury nadzorem ma wyłącznie wymiar symboliczny i ma podnieść w oczach opinii publicznej ich rangę.
Na ten moment należałoby przyjąć, iż każda ze stron – od projektanta, przez inwestora, aż do po wykonawcę (taka kolejność wynika z kilku orzeczeń sądów administracyjnych) – mogła popełnić błąd skutkujący zamknięciem mostu. Nawet jeśli chociażby firmy Gotowski i Mosty Łódź podkreślały w swoim oświadczeniu, że wszystkie ich prace były wykonane zgodnie z projektem i posiadają na to stosowne potwierdzenia w dokumentach. Pełna transparentność w sprawie wielomilionowej inwestycji nakazuje przyglądać się każdemu etapowi powstania mostu z dużą uwagą, nie usuwając z radaru żadnej z zaangażowanych firm. Dlatego należy w pełni rozumieć chęć kontrolowania przez drogowców prac Politechniki Gdańskiej przy kontrekspertyzie, ale należałoby również z chłodną głową podchodzić do zapewnień prezesa Marka Gotowskiego, że chce on „jako bydgoszczanin i budowlaniec” pomóc przy rozwiązaniu problemu. Oczywiście takiej deklaracji należy przyklasnąć, ale w tym wypadku pomoc ma konkretną wartość. Na dzisiaj – niespełna 1,8 mln złotych za podparcie mostu.
——
W tym kontekście co najmniej zastanawiający jest fragment wypowiedzi prezydenta Rafała Bruskiego w związku z piątkową, nadzwyczajną sesją rady miasta (zwołaną na wniosek PiS). W piśmie przekazanym radnym zauważa on, że „co gorsze, poddano w wątpliwość uczciwość i kompetencje bydgoskich, cenionych w całej Polsce w branży mostowej, przedsiębiorców, którzy zbudowali most i sprawują nad nim nadzór”. Takie słowa-wytrychy szkodzą wyjaśnianiu sprawy, bo równie dobrze można byłoby tam podstawić firmę Transprojekt Gdański, która wykonała wiele obiektów mostowych i też mogłaby być „ceniona w całej Polsce”. A jednak w tym wypadku jest już podejrzewana (nie mylić z podejrzaną) o popełnienie błędu skutkującego koniecznością przeprowadzenia naprawy o wartości (wg szacunków Marka Gotowskiego) od kilku do kilkunastu milionów złotych.
Wypowiedź prezydenta Bruskiego odnosiła się do materiału „Magazynu Śledczego Anity Gargas” z 11 marca, ale wątki powiązań między firmami współpracownicy programu zaczerpnęli z bydgoskich mediów, w tym naszego portalu. A samą wartość tego „reportażu” (do którego niżej podpisany odmówił wypowiedzi) definiuje między innymi fakt, że przez ponad 20 minut nie pada tam ani razu nazwisko byłego prezydenta Konstantego Dombrowicza. A to za jego kadencji (należało podać tę informację dla zwykłej uczciwości) prowadzono prace projektowe, przeprowadzono przetarg i podpisano umowę na wykonanie trasy Uniwersyteckiej. Tyle że oznaczałoby to konieczność powiązania z niewygodną sprawą dzisiejszego radnego sejmiku, który uzyskał mandat z list PiS. Dlatego zamiast Dombrowicza znalazło się miejsce dla Donalda Tuska, a nawet Rafała Trzaskowskiego.
Materiał jest zresztą najeżony błędami, uproszczeniami i powrotem do dawnych wątków. Słyszymy więc chociażby, że most zamknięto po niespełna siedmiu latach (choć zrobiono to po ponad siedmiu). Dowiadujemy się o mało eleganckich, ale niezwiązanych z obecną sytuacją, okolicznościach nadawania mostowi nazwy. No i wszystko podlane jest sosem z mieszanki szarpania za klamki (mające wytworzyć wrażenie, że wszyscy chowają się przed dociekliwym reporterem) i rozmów z saneczkarzami korzystającymi z fragmentu zamkniętej przeprawy. Ręce opadają. Choć opadły głównie barierki, które – na wniosek twórcy materiału – udało się podnieść, aby nie umożliwiać osobom postronnym wejścia na most.
CZYTAJ WIĘCEJ ARTYKUŁÓW NA TEMAT ZAMKNIĘCIA MOSTU UNIWERSYTECKIEGO :: TUTAJ ::
- Brawurowa ucieczka ulicami i chodnikami miasta. Sprawca zmyślił historię o kradzieży auta - 28 kwietnia 2022
- Pijany motocyklista doprowadził do zderzenia w parku przemysłowym. Tragedia była o krok - 28 kwietnia 2022
- Zabytkowe kamienice w Bydgoszczy idą do renowacji. W tym roku tylko trzy - 28 kwietnia 2022