Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Obiad w cukierni Staropolska? Tak jest! [RECENZJA]

Dodano: 08.12.2018 | 08:00

Na zdjęciu: Agata Jędraszczak czuwa nad menu cukierni Staropolska.

Fot. Stanisław Gazda

W nowej formule cukiernia-piekarnia przy Chodkiewicza 19  funkcjonuje już od miesiąca. I chyba się sprawdza. Sprawdzili to także dziennikarze, zaproszeni na brunch prasowy, połączony z prezentacją nowego menu oraz nowej idei stojącej za koncepcją restauracji w cukierni Staropolskiej.

Jeszcze za wcześnie, żeby takie standardy obowiązywały we wszystkich punktach Staropolskiej w mieście. Wszystko rozbija się o wielkość lokalu i techniczne możliwości dostosowania go do wymogów restauracji. Nowe lokum przy Chodkiewicza było wręcz wymarzone, więc skrzętnie skorzystano z takiej okazji. Skorzystano też z pomocy nie byle kogo, bo jednej z najlepszych blogerek kulinarnych w Polsce Agaty Jędraszczak.

Agata tworzyła dla Wojciecha Kozłowskiego, właściciela bydgoskich cukierni Staropolska, receptury na tartaletki.  Były też wymyślane przez nią  sałatki na wynos. Aż w końcu dostała propozycję czuwania nad menu, pracą kucharzy – bycia dobrym, kulinarnym spirytus movens  tego miejsca. Mając pełną dowolność realizowania swoich koncepcji – Agata postawiła na pieczywo, stąd na śniadanie proponowane są  grzanki w bogatej oprawie dodatków. Często się zdarza, że staje przy garach i pracuje na równi ze swoimi podwładnymi. Ale bardzo to lubi. Rola, jaką pełni w Staropolskiej jest preludium do spełnienia największego marzenia – posiadania własnego lokalu. Póki co, praca przy otwarciu restauracji w Staropolskiej jest najlepszym treningiem, jaki mogła sobie wyobrazić. Agata twierdzi, że każdy, kto chciałby kiedyś otworzyć swój własny kulinarny biznes, powinien przejść taką szkołę życia, mogąc na żywym organizmie przetestować, jak funkcjonuje restauracja, nomen omen od kuchni.

Miesięczna „rozbiegówka” lokalu już zaowocowała zweryfikowaniem menu. Praktycznie każdego tygodnia pojawiają się tu jakieś nowinki, niespodzianki, aczkolwiek karta dań, jak najbardziej, obowiązuje. I podzielona jest na: menu śniadaniowe, w ramach którego można posilić się klasycznie, na sposób wytrawny (jajecznica, omlet ze szpinakiem lub szynką, jajko sadzone), albo na słodko, konsumując pełnoziarnistą granolę, śniadaniowe pankejki na maśle z greckim miodem, czy omlet z cukrem pudrem, jogurtem greckim i konfiturą. Menu lunch, to do wyboru: zupa dnia, zupa krem z pieczonych pomidorów z dodatkiem mascarpone oraz grzanki z różnego rodzaju dodatkami, czy tarta z brokułami i serem pleśniowym. W menu pizza – jest ich siedem rodzajów, wśród nich wege i fit. Można też wybierać spośród siedmiu rodzajów sałatek.

Nietrudno się domyślić, że karta menu stworzona została tak, by do Staropolskiej można było wyskoczyć w przerwie między zajęciami, w czasie wykorzystywanym przez innych na kawę czy papierosa, albo przyszedłszy kupić chleb, bułki albo ciastka – i tak na zupełnym luzie zaspokoić mniejszego lub większego głoda.

Podana nam zupa-krem z białych warzyw ma nieprzypadkowe „maźnięcie” po wierzchu oliwą koperkową. Oliwa, wiadomo, konserwuje i wzmacnia smak i zapach połączonych z nią dodatków, toteż znajdujący się w niej zmiksowany koper czuć jakby był świeżo zerwany w ogródku. Zupa jest o  tyle ciekawa pod względem smakowym, że ma swój smak jako całość, ale też jedzona pozwala się rozłożyć przez kubki smakowe na czynniki pierwsze. Można wyraźnie wyczuć obecność pietruszki, selera, kalafiora, czy ziemniaków, którym zawdzięcza swoją gęstość. Jest mile rozgrzewająca, pożywna.

Pierogi z gęsiną na modrej kapuście z sosem śliwkowo-piernikowym, to element menu grudniowego z karty dań. Mają być smakiem z przedsmakiem świąt. Moim zdaniem słodko-kwaśna modra kapusta z dodatkiem goździków i rodzynków oraz słodko-kwaśno-piernikowy sos „skradły show” głównym bohaterom – pierogom. A były ręcznie robione, solidnej wielkości (porcja składa się z pięciu), z dużą ilością farszu umieszczonego w po domowemu robionym cieście. Nie wiem, czy to z powodu zdominowania przez dodatki, a może dlatego, że pierogi były odrobinę niesłone – nie odkryły przede mną swoich walorów.

Za to deser – fondant podany z gałką lodów w otoczeniu wiśni w żelu był prawdziwą wisienką na torcie, choć to przecież czekolada z niego wyciekała, że aż miło…