Ostatni rzut. Astoria żegna Sebastiana Laydycha
Dodano: 20.10.2017 | 10:19Na zdjęciu: Sebastian Laydych kończy karierę.
Fot. Krystian Janik
W sobotę koszykarze Enea Astorii Bydgoszcz zagrają w meczu derbowym z Notecią Inowrocław. Dla kibiców będzie to ostatnia okazja, aby zobaczyć na parkiecie Sebastiana Laydycha.
Maj 2012 roku. Pierwszy mecz turnieju barażowego o awans do I ligi. Stal Ostrów Wielkopolski podejmuje Franz Astorię. W końcówce spotkania miejscowi są już przekonani, że odniosą zwycięstwo, ale wtedy – w ostatnich czternastu sekundach gry – jeden z bydgoszczan dwukrotnie trafia za trzy punkty i doprowadza do dogrywki. W niej podopieczni Jarosława Zawadki nokautują rywali i wygrywają cały mecz 109:106. Dzień później pokonują PWiK Piaseczno i mogą cieszyć się z awansu.
– Wielu kibiców zawsze będzie pamiętać Sebastiana za te dwa rzuty z Ostrowa, ale ja chyba nie potrafię wskazać takiego jednego, pamiętnego meczu. On tych rzutów na zwycięstwo miał zdecydowanie więcej – mówi Bartłomiej Dzedzej, prezes Astorii, który w sobotę, podczas derbów z Notecią Inowrocław, podziękuje Sebastianowi Laydychowi za grę w bydgoskim klubie. Jeden z najważniejszych koszykarzy Asty w ostatnich sezonach latem zdecydował się zakończyć karierę.
Laydych rozpoczął przygodę z basketem w szkole podstawowej. Najpierw na zajęciach z minikoszykówki w Pałacu Młodzieży pod okiem Piotra Czarneckiego, a następnie u Macieja Borkowskiego. – W czwartej klasie były zajęcia naborowe. Poszedłem kilka razy z kolegą i spodobało mi się do tego stopnia, że trafiłem do klasy koszykarskiej – wspomina zawodnik. W dzieciństwie, mieszkając w kamienicy, założył na podwórku kosz i nawet zimą oddawał kilkaset rzutów dziennie.
W zespołach młodzieżowych był na tyle wyróżniającym się graczem, że kilka razy został powołany na zgrupowania szerokiej kadry Polski. Szybko, bo już wieku 18 lat, zadebiutował w drużynie seniorów Astorii. Dzięki temu miał okazję zagrać w Ekstraklasie. W 2006 roku klub nie uzyskał już bowiem licencji na grę w najwyższej klasie rozgrywkowej, po czym zaczął odbudowę od III ligi. Rok później wykupił dziką kartę na grę poziom wyżej – Wtedy zacząłem przebijać się do składu i stawać się podstawowym graczem – wspomina Laydych.
Po trzech sezonach gry w II lidze bydgoszczanom udało się wywalczyć awans. W finałowej serii pokonali SKK Siedlce, a decydujący mecz rozgrywany przy ul. Królowej Jadwigi wygrali 90:79. – Ta hala miała specyficzny charakter, więc bardzo przeżywaliśmy tamten sukces. Świętowanie trwało chyba dobry tydzień – opowiada 30-latek.
Gra Laydycha w Astorii przypadła na okres sporych zmian w klubie. W tym czasie zespół przeszedł drogę z Łuczniczki, przez hale przy Królowej Jadwigi i Waryńskiego, do Artego Areny. Z awansu do I ligi w 2010 roku też nie cieszył się długo, bo już rok później spadł. Po kolejnych dwunastu miesiącach i pamiętnym turnieju w Ostrowie udało się wrócić na zaplecze ekstraklasy, jednak nie był to koniec huśtawki nastrojów. Przegrane baraże z Politechniką Poznańską sprawiły, że Astoria ponownie spadła. Wtedy Laydych zdecydował się odejść z klubu.
Wybrał Polfarmeks Kutno, ale w nowym klubie nigdy nie zadebiutował. Podczas przygotowań do sezonu nabawił się kontuzji ścięgna Achillesa i działacze zdecydowali się rozwiązać kontrakt. W międzyczasie okazało się, że Astoria jednak zagra w I lidze. Koszykarz wrócił więc do domu.
– Szkoda, że w Kutnie mu się nie powiodło, bo miał duży talent. Może gdyby nie ta kontuzja, to jego kariera rozwinęłaby się lepiej i grałby w ekstraklasie – wspomina Jarosław Zawadka, który wówczas prowadził Astorię, a z Laydychem pracował także w czasach juniorskich. – Na pewno zawsze był dobry motorycznie i wyróżniał się rzutem z dystansu. Tymi trójkami wygrał nam parę meczów – mówi szkoleniowiec.
Laydychowi nie było więc dane zagrać w innym klubie niż Astoria i przez kolejne cztery lata występował w jej barwach w I lidze. W ostatnim sezonie klub zdołał się – choć z problemami – utrzymać. Skrzydłowy nieco rzadziej niż wcześniej pojawiał się na parkiecie, a latem zdecydował się zakończyć karierę. – Troszeczkę mniej byłem brany pod uwagę w składzie, co pewnie podcinało skrzydła. Od dwóch lat łączyłem też granie z pracą zawodową, a do tego urodził się syn i w drodze jest kolejne dziecko. Uznałem więc, że trzeba zwolnić tempo życia i poświęcić się rodzinie – tłumaczy koszykarz.
O pracy trenera Laydych nigdy nie myślał, więc pozostanie mu gra w lidze amatorskiej. Już teraz namawiali go znajomi, ale w tym roku jeszcze im nie pomoże, bo nadal jest zgłoszony do profesjonalnych rozgrywek. W sobotę, podczas meczu derbowego z Notecią Inowrocław, dojdzie bowiem do uroczystego pożegnania. – Zaproponowaliśmy Sebastianowi, żeby na ten jeden mecz podpisał symboliczny kontrakt. Dla mnie jako prezesa będzie to zaszczyt, że będę mógł mu podziękować za wszystkie lata gry w Astorii– mówi Dzedzej.
Laydych razem z zespołem wyjdzie na rozgrzewkę i prezentację. A co potem? – Sam nie wiem – mówi z uśmiechem koszykarz. – To pożegnanie ma być dla mnie niespodzianką, więc nie znam szczegółów. Nie wiem, czy pojawię się na boisku. Pewnie będzie zależało to od wyniku – zapowiada.
Początek sobotniego meczu z Notecią zaplanowano na godz. 17.