Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Patryk Mikita: Chcę jeszcze wrócić na najwyższy poziom. W Zawiszy mamy drużynę na awans

Dodano: 17.10.2024 | 09:35

Na zdjęciu: Patryk Mikita we wrześniu został piłkarzem Zawiszy Bydgoszcz.

Fot. mat. prasowe klubu

To był najciekawszy transfer Zawiszy od lat. Piłkarza z takim CV dawno bowiem w Bydgoszczy nie było. Dawno też nie było zawodnika, który zanotowałby tak dobre wejście do zespołu. Dlaczego przyszedł do Zawiszy? Czy drużyna zacznie w końcu grać dobrze w obu połowach? Jak wspomina dzielenie szatni z Kuciakiem, Radoviciem i Rzeźniczakiem? Na te i inne pytania odpowiada Patryk Mikita – były zawodnik Legii Warszawa i Widzewa Łódź, który w pierwszych pięciu meczach dla Zawiszy zdobył 5 bramek. 

Sebastian Torzewski: W wygranym 3:2 meczu z Flotą udowodniliście, że Zawisza może w tej lidze wygrać z każdym i potencjał jest większy niż świadczy o tym miejsce w tabeli?
Patryk Mikita (piłkarz Zawiszy Bydgoszcz): Potencjał naszej drużyny jest bardzo wysoki. Powiedziałbym nawet, że przewyższa tę ligę. Z Flotą pokazaliśmy, że stać nas na wygranie z każdym. Zwłaszcza w drugiej połowie, bo w pierwszej znowu nie zagraliśmy dobrze.

No właśnie, te pierwsze i drugie połowy. Rozmawiacie o tym i zastanawiacie się, dlaczego to tak wygląda, że Zawisza musi notorycznie odrabiać straty?
Trenerzy zwracają na to dużo uwagi, bo rzeczywiście od kiedy tu jestem, to jeszcze nie zagraliśmy dwóch dobrych połów. Dużo o tym rozmawiamy.

Pamiętam, że podczas mojego pierwszego meczu w Zawiszy, na wyjeździe z Polonią Środa Wielkopolska, oglądałem początek z ławki i pomyślałem o nas: “wow, fajna drużyna, piłkarsko jesteśmy od nich lepsi”. A potem nagle straciliśmy jedną bramkę, potem drugą… Popełniamy dużo błędów indywidualnych w obronie. Nadal jednak myślę, że mamy naprawdę dobry zespół i awans jest w naszym zasięgu. Z meczu na mecz się w tym utwierdzam.

Jesteście w trakcie wyjazdowego maratonu. Zdarzyło ci się już grać osiem meczów pod rząd na obcych boiskach? Jaki to ma wpływ na drużynę?
Jeszcze nie miałem takiej sytuacji. Ale czy to na nas jakoś wpływa? Mamy kibiców, którzy wszędzie jeżdżą za nami, zawsze ich słychać i teraz w Świnoujściu też byli liczną grupą. Myślę więc, że to nie ma aż takiego znaczenia, czy gramy u siebie czy na wyjeździe. Jesteśmy dobrą drużyną, ze świetnymi kibicami i wszystko zmierza w odpowiednim kierunku.

Jak ty w ogóle trafiłeś do Zawiszy?
Miałem propozycje z I oraz II ligi i chciałem zostać na tym poziomie. Była już jednak końcówka okna transferowego, zainteresowane kluby miały kłopoty, musiałaby pozbyć się kogoś, aby zrobić dla mnie miejsce, a ja miałem problemy z moim byłym menadżerem i nic z tego nie wyszło. Z trenerem Adrianem Stawskim miałem kontakt przez cały czas. Już wcześniej pytał, czy nie chciałbym mu pomóc, jak obejmie jakąś drużynę. Gdy pojawiła się możliwość, był bardzo zdeterminowany, porozmawiał z władzami klubu i szybko się dogadaliśmy.

Nie obawiałeś się zejścia do III ligi?
No właśnie nigdy nie grałem na tym poziomie i nie wiedziałem, czego się spodziewać. Dużo rozmawiałem na ten temat z żoną, bo ona też odgrywała  w tym wszystkim kluczową rolę. Trochę się bałem, ale jak to się mówi: kto nie ryzykuje, ten nie pije szampana. Trudno przewidzieć przyszłość i nie wiem, co będzie, jeśli w grudniu lub czerwcu dostanę ofertę od klubu z wyższych lig. Na pewno przyszedłem do Zawiszy wrócić do dobrej dyspozycji, pomóc klubowi oraz sobie i liczę, że razem zrobimy awans.

Bilansu 5 meczów i 5 bramek pewnie nawet w najodważniejszych planach nie przewidywałeś.
Przyszedłem, aby grać i od początku strzelać jak najwięcej. Niech to trwa jak najdłużej, bo wszyscy na tym korzystają.

W wielu wywiadach opowiadałeś już o swojej przeszłości, ale ponieważ piłkarza z takim CV dawno w Zawiszy nie było, to chciałbym, abyśmy jednak na chwilę wrócili do początków twojej kariery. Gdy dziś wracasz myślami do czasów w Legii, to jak oceniasz tamte lata? Zacząłeś z wysokiego C, ale potem kariera nie rozwinęła się tak jak mogłeś oczekiwać.
Zacząłem bardzo wysoko, bo jako chłopak z Warszawy mogłem zagrać dla klubu, któremu wszyscy wokół kibicowali. Wszystko szybko się potoczyło. Trafiłem do Legii w ostatnim momencie, bo miałem propozycję testów w Pogoni Szczecin i byłem już spakowany, ale wtedy odezwali się z Legii, że zapraszają do siebie, bo nie chcą, żeby chłopak z Mazowsza wyjeżdżał do innego województwa. Po pół roku w Młodej Ekstraklasie trafiłem do pierwszej drużyny. To był fajny czas i bardzo się wtedy cieszyłem ze zdobycia mistrzostwa Polski, gry w Lidze Europy i eliminacjach Ligi Mistrzów.  W pewnym momencie doszło jednak do zmiany trenera i nowy postawił na inną młodzież. Ja musiałem szukać miejsca gdzie indziej. Skończyło się tak, że w jednym sezonie zaliczyłem mistrzostwo z Legią i spadek z Widzewem.

Jak wspominasz tamtą Legię? W debiucie, gdy strzeliłeś bramkę Widzewowi, zagrałeś w podstawowym składzie razem z między innymi Kuciakiem, Rzeźniczakiem, Jodłowcem, Radoviciem i Kucharczykiem. Jak odnalazłeś się wśród nich?
Wydaje mi się, że jestem dość otwartym zawodnikiem, może na początku trochę nieśmiałym, ale szybko pokazałem na boisku, że potrafię grać, dzięki czemu starsi mieli większe zaufanie.  Wchodząc do takiej szatni, wszystko poznawałem od nowa. Rywalizowałem o miejsce w składzie z Markiem Saganowskim i Władimirem Dwaliszwilim, a to byli wtedy topowi zawodnicy. Legia ogólnie miała wtedy bardzo dobrych zawodników i trzeba było sobie radzić w szatni pełnej znanych nazwisk. Trzymaliśmy się z innymi młodymi, ale starsi pomogli wejść i myślę, że fajnie mnie przyjęli.

Patryk Mikita: Chcę jeszcze wrócić na najwyższy poziom. W Zawiszy mamy drużynę na awans
Patryk Mikita w barwach GKS Tychy w meczu pucharowym przeciwko Zawiszy w 2022 roku. | Fot. Szymon Fiałkowski

Po odejściu z Legii przez kilka lat szukałeś sobie miejsca i dopiero w Radomiaku wróciłeś do wysokiej dyspozycji. Wtedy jednak przytrafiła się kontuzja. 
W Radomiaku miałem fajne liczby, poznałem pełno wspaniałych ludzi i do momentu kontuzji wszystko nabierało sensu. Awansowaliśmy do I ligi, strzeliłem w niej chyba 14 bramek, miałem 7 asyst. Było zainteresowanie z Ekstraklasy, dochodziły też słuchy, że może być wyjazd za granicę. To mnie nakręcało, ale w barażach o awans zerwałem więzadła poboczne, łakotka była do szycia. Wróciłem do gry po ośmiu miesiącach i wtedy wywalczyliśmy awans.

Ty jednak pozostałeś w I lidze, przenosząc się do Stomilu Olsztyn. I dzięki temu poznałeś trenera Adriana Stawskiego.
Drużyna nie była tam zbyt mocna, budżet był niższy niż u reszty drużyn i trenerowi trudno było to wszystko zestawić. Ja zdobyłem trochę bramek (11 – dod.red) i przeniosłem się do GKS Tychy.

Z początków kariery pozostała jeszcze wypowiedź ówczesnego prezesa Legii Bogusława Leśnodorskiego, który będąc pod wrażeniem twojego występu z meczu Młodej Legii z Norwich powiedział, że “ten Mikita… to jakiś kosmita”. Dziś Patryk Mikita to już ponad 30-letni, ukształtowany piłkarz, który chce jeszcze raz wrócić na najwyższy poziom?
Ja się nie poddaję i powiedziałem sobie, że chciałbym zagrać w Ekstraklasie jeszcze chociażby jeden sezon, a może i w lepszej lidze. Walczę, żeby wrócić. Wiek to tylko liczba i muszę na boisku pokazać, że stać mnie jeszcze na grę na najwyższym poziomie.

Sebastian Torzewski