Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Paweł Bokiej: Pokażemy pomysły na Halę Targową i Młyny Rothera [WYWIAD]

Dodano: 06.02.2024 | 06:00

Na zdjęciu: Paweł Bokiej jest radnym od 2016 roku.

Fot. Szymon Fiałkowski

Paweł Bokiej to jeden z najaktywniejszych bydgoskich radnych – komentuje bieżące wydarzenia w mediach społecznościowych, zabiera głos na sesjach, pisze też interpelacje dotyczące spraw bliskiemu mu Szwederowa i Górzyskowa, ale nie tylko. Przed startem kampanii poprosiliśmy go o ocenę pięcioletniej kadencji zarówno rady, jak i prezydenta Rafała Bruskiego, pytamy dlaczego klub PiS nie głosuje za budżetem miasta oraz jaka jest jego wizja na Młyny Rothera, plac Teatralny czy Halę Targową.

Błażej Bembnista: W tej rozmowie poruszymy przede wszystkim tematy lokalne, ale nie sposób jej zacząć od pytania, w jaki sposób wyniki wyborów parlamentarnych wpływają na lokalne struktury Prawa i Sprawiedliwości i na to, jak Pana formacja przygotowuje się do wyborów samorządowych?

Paweł Bokiej: To jest ciężka sytuacja. Po porażce zawsze trzeba się otrząsnąć, są gorsze nastroje niż po zwycięstwie. Od lat śledzę politykę i zazwyczaj było tak, że zwycięzca wyborów otrzymywał jakąś premię społeczną – a teraz widzimy, że sondaże nie dały tej premii obecnie rządzącej koalicji. Może to efekt jej bardzo ostrych, radykalnych działań? Nie podobają się one części osób, które ją popierają.

Z drugiej strony widzę jednak ogromną mobilizację naszych sympatyków. Jest ich dużo na organizowanych przez PiS pikietach i demonstracjach – sytuacja w kraju mocno na nich oddziałuje. Pytanie, jak to przełoży się na wynik wyborczy. Frekwencja w wyborach samorządowych jest zawsze niższa, wygrywa się je mobilizacją. Wierzę, że jesteśmy w stanie powalczyć o dobry rezultat – i to mimo niesprzyjającej nam sytuacji.

Przed wyborami możemy już się pokusić o podsumowanie mijającej kadencji. Jako radny złożył Pan kilkadziesiąt interpelacji, zabiera Pan głos na sesjach i komentuje różne miejskie sprawy w mediach społecznościowych. To – na tle obecnej rady – czyni z Pana jednego z jej najbardziej aktywnych członków. Czy wyborcy to docenią?

Zawsze da się zrobić więcej. Wymienione przez Pana działania to w zasadzie jedyne, które mogę podejmować. Mam świadomość, że przy takim układzie politycznym i tak miażdżącej przewadze liczebnej rządzącej miastem koalicji trudno wygrywać głosowania i wprowadzać rozwiązania na rzecz miasta. My możemy nagłośnić pewne problemy, lobbować za jakimiś sprawami – ta skuteczność siłą rzeczy jest niższa, więc musimy się medialnie przebijać z narracją i pokazywać alternatywę dla obecnego układu

Ja zawsze byłem aktywną osobą, lubię zabierać głos i nie boję się krytyki. Staram się jako radny robić to, co mogę. Myślę, że ważna jest teraz aktywność internetowa – warto ją rozwijać. Staram się narzucać tematy i wyrażać własne zdanie.

Które nie zawsze jest zgodne z linią partii…

Powiem szczerzę, że lokalnie nie mamy jakiejś linii. Są sprawy absolutnie kluczowe, w których mamy dyscyplinę – na przykład głosowanie nad budżetem miasta, ale są takie, w których możemy mieć różne opinie. Mamy przyzwolenie na to, aby zabierać różne stanowiska. Nasz klub jest różnorodny i każdy członek zagospodarowuje swoją niszę. Warto robić cokolwiek, bo po niektórych radnych widzę, że nie mają profilu na Facebooku, udostępnionego telefonu czy e-maila. Media społecznościowe to dziś pierwszy kanał kontaktu.

W sprawie budżetu macie dyscyplinę i zawsze głosujcie przeciwko jego przyjęciu. Prezydent Rafał Bruski komentuje to słowami, że nie chcecie brać odpowiedzialności i jesteście przeciwko rozwojowi Bydgoszczy. Proszę wyjaśnić, dlaczego co roku podejmujecie taką decyzję?

Ja bym zapytał pana prezydenta, czy kiedy w Polsce rządziło PiS posłowie z jego ugrupowania głosowali za przyjęciem budżetu państwa? W tym dokumencie znajdują się ważne rozwiązania dla miasta i regionu. Nie lubię określenia “totalna opozycja” i radykalnego języka, ale sądzę, że ich radykalizm na arenie ogólnopolskiej był dużo większy niż nasze lokalne opinie. Staramy się proponować konstruktywne rozwiązania.

Czemu nie głosujemy za budżetem miasta? Po pierwsze – jesteśmy totalnie marginalizowani przez pana prezydenta. Pełnię funkcję radnego od 2016 roku i od tego czasu ani jeden nasz, nawet najdrobniejszy wniosek nie został przyjęty. Nigdy koalicja KO-Lewica nie wykazała jakiejkolwiek woli współpracy ani nawet dyskusji nad naszym pomysłem, by wspólnie coś przeforsować. Jeśli zawsze składamy wnioski budżetowe i one z góry są odrzucane, to nie możemy podpisywać się pod budżetem.

Moim zdaniem, sprytniejszym ruchem prezydenta Rafała Bruskiego byłoby przyjęcie któregoś z naszych wniosków budżetowych i pokazać: “ja chcę z wami rozmawiać, a wy zawsze jesteście przeciw”. On jednak nigdy nie podjął takiej próby.

Prezydent pewnie odpowiedziałby, że PiS nie uwzględniał poprawek parlamentarzystów Koalicji Obywatelskiej dotyczących spraw bydgoskich. I to jest fakt.

Ale to łatwo sprawdzić – w zeszłej kadencji uwzględniono część wniosków opozycji. Nie pamiętam budżetu państwa, w którym wszystkie poprawki byłyby odrzucane z klucza partyjnego. Oczywiście niektóre wnioski budziły kontrowersje i były blokowo przegłosowywane, ale te przyjmowane nigdy nie przebijały się do opinii publicznej. Ta proporcja jest inna niż w Bydgoszczy – żaden nasz wniosek nie przechodzi.

To jaka jest Pana ocena mijającej kadencji rady miasta? Jej posiedzenia są raczej dość przewidywalne i nudne.

Zdaję sobie sprawę, że nasze obrady śledzą najwytrwalsi. Mijającą kadencję oceniam negatywnie – nie mogę wyrazić innej opinii. Nie będę oceniać poszczególnych radnych – są ci bardzo zaangażowani, a są tacy, którzy rękawów sobie nie wyrywają. Chodzi mi bardziej o ogólną atmosferę sesji – nigdy nie było super, ale w ostatniej kadencji wszystko zostało podostrzone. Myślałem, że wraz ze zmianą pokoleniową na kluczowych stanowiskach nastąpi jakieś porozumienie, obrady będą miały inną jakość, a dyskusje będą miały inny style – niestety jest jeszcze gorzej niż było.

CZYTAJ TAKŻE: Łukasz Schreiber zrobił pierwszy ruch na wyborczej szachownicy i ogłosił start w wyborach prezydenckich. „Bydgoszcz potrzebuje gospodarza, a nie administratora”

Kadencja zaczęła się od nieposzanowania przez koalicję jakichkolwiek parytetów. Coś, co było standardem – równy podział przewodniczących komisji – zostało złamane. Komisjami szefują radni Koalicji Obywatelskiej, a opozycja nie ma swojego przedstawiciela w prezydium rady. Jego obecność ułatwiłaby pracę i przebieg samych obrad i byłaby dobrym argumentem dla opcji rządzącej: “przecież ustaliliśmy porządek, a wy teraz to kwestionujecie”. Oni nie próbują takich zabiegów. To mnie bardzo dziwi i smuci, podobnie jak sam styl prowadzenia sesji.

Ocena Moniki Matowskiej jako przewodniczącej rady nie będzie pozytywna?

Oczywiście. Jest to przewodnicząca całkowicie zależna od prezydenta. Jakkolwiek byśmy nie oceniali jej poprzedników, to były to charyzmatyczne osoby z dorobkiem, które często traciły na tym, że potrafiły się postawić. Wtedy miało się wrażenie, że przewodniczący jest ponad radnymi i czuwa nad porządkiem obrad – teraz pani Matowska nadużywa swoich kompetencji, jeśli chodzi o zabieranie głosu. Rozumiem, że może to uczynić w każdym momencie, ale powinna to robić w sprawach stricte porządkowych.

Mamy zatem do czynienia z “budką suflera”?

Przewodnicząca komentuje każdą wypowiedź. Warto poinformować Czytelników, że radny może zabrać głos na trzy minuty, a potem ma minutę na odpowiedź. Pani przewodnicząca komentuje na swój sposób wystąpienie każdego radnego…

Zazwyczaj jednak zabiera głos po wypowiedziach radnych PiS.

Tak, i w dodatku radni nie mogą się do tego odnieść. A to idzie w eter. Zadajemy pytanie prezydentowi, a przewodnicząca wychodzi ze swoimi opiniami. To jest jedna z rzeczy, które wpływają na jej ocenę. Druga to zależność od prezydenta Bruskiego i tego, co on narzuca. Obrady są prowadzone stronniczo.

Podam jako ciekawostkę, że opozycja ma prawo złożenia projektu uchwały, która w teorii musi być ujęta w porządku obrad. Przewodnicząca Matowska traktuje regulamin bardzo literalnie – w porządku znajdzie się nasz punkt, ale na sesji zarządza głosowanie i radni Platformy i Lewicy go zdejmują. Nie ma nawet nad nim dyskusji. Zdarzyło się także, że koalicja wniosła identyczny projekt uchwały, co nasz. To są małe rzeczy, ale fatalnie wpływają na atmosferę podczas sesji.

Z tematów politycznych przejdźmy na te, które bardziej interesują bydgoszczan. Nie sposób zacząć od Pana wystąpienia na ostatniej sesji, które dotyczyło realizacji zbiorników retencyjnych i przywrócenia przejezdności ulic. Zwrócił Pan uwagę, że odpowiedzi z ratusza są sprzeczne ze sobą, co wywołało reakcję Rafała Bruskiego. Co zdaniem Pawła Bokieja zawiodło w realizacji tej wielkiej inwestycji?

Zawiodło jej fatalne zaplanowanie i nadzór nad nią. Rozpoczęła się pięć lat temu – wyłoniono wykonawcę, który sobie z tym nie poradził. Miasto bardzo długo zwlekało z zerwaniem z nim umowy. Potem trzeba było zinwentaryzować roboty, rozpisać nowe przetargi – prezydent miał do wyboru albo zwrot pieniędzy z UE, albo podjęcie kolejnej próby. Podjął ją – tylko czasu na realizację było mało. Roboty się skumulowały – mieliśmy prawie 100 miejsc, które były naraz rozkopane. To się nie mogło udać.

Miasto wciąż utrzymuje, że inwestycja zakończyła się 11 grudnia, bo została rozliczona część kanalizacyjna. Bydgoszczanie widzą jednak, że roboty wciąż trwają.

Widać to m.in. na Mickiewicza, Staszica czy Skorupki, Podgórnej czy Pięknej – jako reprezentant Szwederowa szczególnie zwracał Pan uwagę na te ostatnie ulice.

Nie mam za złe prezydentowi, że powalczył, ale mam za złe, że obudził się zbyt późno i od początku należycie nie nadzorował tej inwestycji. Teraz za to manipuluje informacjami i nie potrafi wziąć winy na siebie. Irytuję mnie narracja “musimy się przemęczyć, by potem było lepiej”, bo nie musieliśmy się tak męczyć. Ten projekt nie wypalił jak należy – nie kwestionuję jego zasadności, ale w ostatnich miesiącach powstał wielki bałagan.

Jak zatem radny zaplanowałby realizację budowy i przebudowy kanalizacji deszczowej?

W ostatnim roku ciężko byłoby zrobić coś inaczej. Można było jedynie zrezygnować z części pieniędzy i odpuścić część zadań. Ten projekt nie był już do uratowania. Czas na to był pięć lat temu, teraz moglibyśmy co najwyżej złagodzić skutki i “wziąć to na klatę” – wytłumaczyć bydgoszczanom, czemu tak to wygląda, że miasto ratuje w ten sposób pieniądze z Unii. Można też było przeprowadzić konsultacje – na osiedlach wystarczyłoby zrobić drobne ruchy, by ułatwić życie mieszkańcom. Na przykład: inaczej sytuując przejście dla pieszych czy wprowadzić ręczne sterowanie ruchem. Mam wrażenie, że urzędnicy sami nie wychodzą z inicjatywą, a potem działają reakcyjnie, jak już się zrobi wielka afera. Ratusz powinien słuchać rad mieszkańców, a nie traktować ich jak atak na siebie.

Realizacja “retencji” uwidoczniła też problemy w informowaniu mieszkańców. MWiK i ZDMiKP zrzucają z siebie odpowiedzialność, a kierowcy nie interesuje, kto jest za to odpowiedzialny, tylko kiedy przestanie stać w korkach.

Prezydent Bruski dopytywał się mnie na ostatniej sesji o to, kto podpisał się pod odpowiedzią na moją interpelację. Ja uparcie twierdzę, że prezydent – nie jest on asystentem prezesa Drzewieckiego, a jego zwierzchnikiem. Jeśli przesyła mi jego odpowiedź, to znaczy, że się z nią zgadza.

Poza rozkopanymi ulicami, Szwederowo czy Górzyskowo mają inne problemy. Co powinno się zmienić na tych osiedlach?

To jedne z najstarszych osiedli. Szwederowo to przedsionek centrum Bydgoszczy – niestety czasem jest wstyd, że jego stara część wygląda tak, jak wygląda. Elewacje wymagają odnowy, a drogi oraz chodniki są wąskie i dziurawe. Ba, czasem chodników po prostu nie ma – jego brak na ulicy Nowej to absolutny skandal. Od kilkunastu lat nikt nie może sobie z tym poradzić, a odpowiedzialność jest przerzucana.

W stosunku do innych osiedli, Szwederowo jest poszkodowane. Co można z tym zrobić? Jakimś pomysłem jest budowa linii tramwajowej do ulicy Bielickiej, ale żeby to połączenie miało sens konieczne jest jego przedłużenie do Szubińskiej i ronda Grunwaldzkiego. Tramwaj do samej Bielickiej to taka inwestycja, z których słynie prezydent Bruski – na tu i teraz, nierozwiązujących konkretnych problemów. Szwederowo potrzebuje rewitalizacji – ma ona urokliwe zakątki, chociażby prowadząca bezpośrednio do centrum ulica Podgórna. Każdy wie, jak wygląda – a poprzez jej ukształtowanie i zabudowę można by stworzyć tam absolutną perełkę z kawiarniami czy ogródkami letnimi. Dziś o tym w ogóle się nie myśli.

Tramwaj na Bielicką nie poprawi zbytnio komunikacji Szwederowa z resztą miasta. Komunikacja to zresztą najgorzej oceniana przez mieszkańców usługa miejska. Jaki jest Pana pomysł na jej uratowanie?

Liczby mówią same za siebie – Bydgoszcz wydaje najmniej na komunikację w stosunku do innych miast.

Przecież w tegorocznym budżecie środki na komunikację są większe.

Są większe, ale Bydgoszcz ma tak duże zapóźnienie, że nie wpływają one na zwiększenie częstotliwości przejazdów, tylko na inne sprawy.

Dodatkowe środki są przeznaczone raczej na rosnące opłaty za prąd i paliwo.

Co z tego, że mamy nowe tramwaje, jak jeżdżą co pół godziny? Na transport publiczny trafia 9% budżetu, a wszystkie większe miasta od 11% w górę. Nie chodzi o to, by wydawać dla wydawania, tylko mądrze gospodarować środkami. Dzisiejsza częstotliwość połączeń jest karygodna; transport publiczny nie jest żadną alternatywą dla auta. Z jednej strony miasto chce wyprowadzać ruch z centrum, ale nikt nie będzie ryzykował dojazdu do pracy tramwajem, który nie dojedzie.

Komunikacja jest kosztem dla miasta, ale też inwestycją. Ona nigdy nie będzie się bilansować: sprzedaż biletów nie pokrywa nawet w połowie kosztów jej funkcjonowania. Miasto zawsze dokłada do komunikacji – trzeba tylko odpowiedzieć na pytanie, jak dużo powinno dokładać i kosztem czego. Ja uważam, że powinno – transport zbiorowy trzeba traktować jako naczynia połączone z rzeczami, na których miasto zarabia. Komunikacja to płuca miasta – gdy jest niesprawna, wszystkie inne organy słabo funkcjonują.

Wiceprezydent Kozłowicz mówi, że Bydgoszcz modernizuje zajezdnię tramwajową, bo to serce krwiobiegu, jakim jest sieć tramwajowa. Nie wiem, jak określić komunikację autobusową, ale można powiedzieć, że razem odpowiadają za życie miasta.

Ja mieszkam na Szwederowie i często chodzę do centrum, bo samochodem jechałbym znacznie dłużej. Na dłuższych trasach jest jednak inaczej. Przytoczę życiową sytuację – mam trójkę dzieci. Gdy urodziły mi się bliźniaki, stanąłem przed ogromnym wyzwaniem logistycznym. Pomyślałem – trzeba przeprosić się z komunikacją miejską. Gdy jednak stałem z tym bliźniaczym wózkiem na przystanku i podjechał tak napakowany tramwaj, że nie dało się do niego wejść, a kolejny przyjeżdża za pół godziny i również jest pełen, to kupiłem większy samochód.

Jak już dojedziemy – w jakikolwiek sposób – do centrum Bydgoszczy, to nie zjemy już w Hali Targowej. Jako klub PiS składaliście na ostatniej sesji wniosek o omówienie sytuacji związanej z obiektem, ale został on odrzucony. Uważa Pan, że miasto nie chce wziąć odpowiedzialności za porażkę tego konceptu?

Hala Targowa miała być perłą, a okazała się klapą. Prezydent nie chce wziąć na siebie bagażu odpowiedzialności i używa absurdalnych argumentów, że takie wnioski musimy składać wcześniej. Rozumiem, że jak byśmy złożyli prośbę o omówienie jakieś specjalistycznej sprawy, to musielibyśmy o tym wcześniej poinformować. Hala Targowa czy kwestie związane z komunikacją publiczną to tematy, którymi miasto żyje na co dzień. Tym musi żyć też prezydent Bruski i musi zabrać w nich głos. Ma cały zastęp urzędników, a sesja trwa dziesięć godzin – nie ma zatem problemu, by podczas niej przygotować jakąś odpowiedź.


CZYTAJ WIĘCEJ: Halę Targową czeka przerwa


Obiekt przy Magdzińskiego miał być fajnym miejscem – takim, którego w Bydgoszczy brakowało. Tak jak w przypadku zbiorników retencyjnych, zawiódł nadzór. Miasto z początku zlekceważyło sytuację, a potem nie było innego wyjścia. Tak samo jest w przypadku Hali. W procesie konsultacji różne środowiska zgłaszały pomysły na to, jak ona powinna funkcjonować – powstał katalog, wedle którego poza częścią gastronomiczną zaplanowano też strefę handlową czy eventową. Ostatecznie powstały tylko lokale z jedzeniem. W innych miastach Polski takie miejsca praktycznie wszędzie funkcjonują w połączeniu z innymi, wzajemnie napędzającymi się elementami. U nas postawiono na jeden.

Czyli ratusz uznał, że jakoś to będzie?

Na początku Halę napędzał efekt nowości. Każdy chciał ją zobaczyć, ale nie chciał do niej wracać. W praktyce okazało się, że obiekt ma niedogodności – było w nim duszno, głośno, a ceny były dość wysokie. Nie mam pretensji do przedsiębiorców – ceny odzwierciedlały też umowy, które zawarli z operatorem, który nie był dość elastyczny.

Operator przekonuje, że wina spoczywa głównie na najemcach.

Ciężko tu ich winić. Niemożliwym jest, że nagle kilkadziesiąt osób, prowadzących działalność w innych miejscach nie mają racji, tylko ma ją operator. Wina nie może leżeć całkowicie po jego stronie, ani po stronie najemców, tylko gdzieś pośrodku. Dzierżawca nie może się wybielać. Teraz widzę pole do popisu dla miasta – wcześniej w ogóle nie egzekwowało zapisów umowy uznając, że to samograj.

Ratusz wyjaśnia, że w umowie nie zapisano kar. Jedynym rozwiązaniem było rozwiązanie umowy.

To w takim razie po co była ta umowa, skoro jej zapisy są martwe?

Zostańmy w ścisłym centrum Bydgoszczy. Niebawem zmieni się oblicze placu Wolności, trwa rewitalizacja placu Kościeleckich, mamy Wyspę Młyńską, a co by nie mówić o jakości prac na Starym Rynku, to wyprowadzenie z niego aut ożywiło przestrzeń. Zostaje nam plac Teatralny – miasto przymierza się do konkursu na jego zagospodarowanie: co by Pan na nim widział?

To jest tak atrakcyjna przestrzeń, że w przyszłości powinien na niej powstać budynek podnoszący prestiż miasta i przynoszący nową ofertę dla bydgoszczan.

Jaka to miałaby być oferta?

Na razie nie powiem dokładnie, co ja bym tam widział, gdyż to wymaga większej dyskusji. Bydgoszcz ma jednak problem z zagospodarowaniem obecnie istniejących przestrzeni. Wpompowaliśmy 100 milionów złotych w Młyny Rothera – wizualnie podniosło to atrakcyjność tego miejsca, ale odnoszę wrażenie, że nie ma na nie pomysłu. Można tam raz pójść, zobaczyć i tyle.

Rozmawiałem z wieloma osobami na temat wystawy “Węzły” – wszyscy ocenili, że potencjał historii miasta nie został w niej należycie wykorzystany.

Po prostu w Młynach nie widać, że włożono tam 100 milionów. Jeśli Bydgoszcz tak inwestuje w obiekt w samym sercu miasta, to musi przynieść to efekt “wow”. Nie ma w mieście rzeczy, z której jesteśmy naprawdę dumni i czym możemy się pochwalić. Prezydent Bruski zawsze to sprowadza to megalomaństwa, ale mi się wydaję, że miasto tego potrzebuje. Wszystko robimy na tu i teraz. Myślę, że w naszej kampanii jedną z ważnych propozycji będzie plan na Młyny Rothera. Będziemy mówić o pomyśle na ich zagospodarowanie, jak i Hali Targowej. Te miejsca muszą żyć i powinny być oczkiem w głowie prezydenta.

Skoro mówimy o Młynach, to porozmawiajmy o imprezach kulturalnych. Można odnieść wrażenie, że są one kierowane głównie do bydgoszczan. W zeszłym roku najwięcej osób – także spoza miasta – przyciągnął koncert Bedoesa. Miasto pomogło w przedsięwzięciu, ale to raper i jego otoczenie wpadli na ten pomysł. Ratusz co roku organizuje stałe wydarzenia, takie jak Ster na Bydgoszcz czy Rzeka Muzyki. Te imprezy urozmaicają ofertę rozrywkową, ale przyciągają stałą, lokalną publiczność. W jakim kierunku powinno iść miasto?

Jak rozmawiam z ludźmi z mojego pokolenia i młodszymi, to pierwsze co się nasuwa to zdanie “W Bydgoszczy nic się nie dzieje”. Mam wrażenie, że to powszechna opinia – zwłaszcza po pożarze Fabryki Lloyda, czyli ostatniego miejsca, w którym można byłoby pójść na dobry koncert. Oferta dla młodych ludzi jest znikoma – ta kultura wyższa jeszcze się trzyma. Mamy filharmonię, teatr, operę i Akademię Muzyczną, choć te wszystkie instytucje mają swoje problemy – są w trakcie bądź przed przebudową. Są one również niedoinwestowane, ale mają swoją ofertę. Tej dla młodych ludzi nie ma.


CZYTAJ WIĘCEJ: Czy Bydgoszcz to miasto dla młodych? Bydgoszcz G10 zorganizowało debatę [RELACJA]


Również sport w Bydgoszczy kuleje. Nie ma meczów reprezentacji Polski, Grand Prix na żużlu. Tymi wydarzeniami żyło całe miasto, GP to było święto. W kulturze takim wydarzeniem było Camerimage. Wiem, że Marek Żydowicz jest człowiekiem bardzo trudnym we współpracy, ale ten festiwal wykraczał poza nasze miasto. Czuło się, że mamy coś ekstra, czego sami nie jesteśmy w stanie zrobić. My byliśmy dumni z Camerimage – a teraz impreza odbywa się w Toruniu. W zamian miasto chciało dofinansowywać swoje festiwale, ale nie mają one takiej renomy. Camerimage może był imprezą niszową, ale na europejskim, wręcz światowym poziomie. Takie wydarzenia muszą mieć odpowiednią infrastrukturę – liczę, że czwarty krąg Opery Nova coś zmieni.

Czwarty krąg był jednak koncepcją dostosowaną pod potrzeby Camerimage…

Tak, ale może on posłużyć innym celom. Inny przykład – nie mamy stadionów dostosowanych do potrzeb. Nie mamy obiektu stricte piłkarskiego, konieczna jest dalsza przebudowa obiektu Polonii.

Nawiązując do Polonii – jak wielu mieszkańców jest Pan sympatykiem żużla. Jako członek komisji sportu brał Pan udział w ostatnim posiedzeniu z udziałem prezesa Jerzego Kanclerza. Opowiadał on o planach klubu na ten rok – czy jego słowa dają Panu nadzieję, że w 2025 roku Polonia pojedzie w Ekstralidze?

Żużel jest sportem nieprzewidywalnym. Wystarczy jedna kontuzja, jeden defekt maszyny i marzenia mogą prysnąć. Pan prezes robi wszystko, by zoptymalizować szanse Polonii, ale wszystko w rękach zawodników. Fajnie, że po latach mamy chociaż tę nadzieję – na razie co roku przeżywamy rozczarowania. Trzeba oddać panu Kanclerzowi, że po latach stagnacji odbudował nadzieję. Do wisienki na torcie brakuje awansu. Ekstraliga w Bydgoszczy kiedyś była oczywistością, dziś jest mglistym wspomnieniem. Sądzę, że awans byłby niesamowitym impulsem.

Czy to wpłynęłoby na miasto i pozwoliłoby na przeznaczenie większych środków na klub, ale też kontynuację rozbudowy stadionu?

Pewnie tak. Jak się tak zastanowić, to w sportach drużynowych – a te są najchętniej oglądane – odnosimy sukcesy jedynie w tenisie stołowym. Bardzo podziwiam prezesa Gwiazdy Zbigniewa Leszczyńskiego – to osoba niezwykle sprawna, operatywna i od dawna zaangażowana w sport. Brakuje nam więcej ludzi z takim zapałem, by wyciągnąć bydgoski sport z dołka.

Miasto też nie stwarza dobrych warunków do aktywności sportowej. Jeśli nawet popatrzymy na sport nie tylko przez pryzmat tych najpopularniejszych dyscyplin, ale przez pryzmat sportu dzieci i młodzieży i sportu olimpijskiego, to odnosimy w nim sukcesy – ale pan prezydent potrafił w roku przedolimpijskim obciąć stypendia sportowcom. To była oszczędność rzędu 20-30 tysięcy złotych. Jest to symbolem tego, że miastu na tym nie zależy.


POWINNO CIĘ ZAINTERESOWAĆ: Akademia Czarnego Gryfa. Duża liczba zgłoszeń do projektu żużlowej ABRAMCZYK Polonii


W kwestii stadionu Polonii prezydent też lubi powtarzać, że nie ma pieniędzy. A one są – wszystko jest kwestią priorytetów. Mamy budżet wynoszący dwa miliardy złotych; oczywiście musielibyśmy z czegoś zrezygnować, ale jeśli się chce, to taki montaż finansowy można utworzyć.

Ekstraliga wymaga inwestycji w obiekt przy Sportowej 2.

A prezydent Bruski lubił krytykować wszystko, co było związane z poprzednią opcją rządzącą. Nie potrafił z nią rozmawiać, nie potrafił iść na kompromis i lobbować o inwestycje. Prezydenci innych dużych miast – także z jego opcji politycznej – zachowywali się inaczej. On napawał się tym, że miasto nie dostało pieniędzy, by to potem wypominać.

Na stadion Polonii były środki z różnych programów. Mogliśmy o nie powalczyć, ale prezydenta bolało, że to będzie inwestycja rządowa. Mam wrażenie, że starając się o fundusze centralne wybierał takie zadania, które są potrzebne, ale bydgoszczanie nie mieli o nich pojęcia – jak zajezdnia tramwajowa. To dziwne podejście, bo ktokolwiek by nie partycypował w inwestycji, to cały splendor spływa na prezydenta.

Skoro mówimy o prezydencie, musimy na koniec poruszyć temat kampanii. Rozumiem, że przygotowania już trwają – a należy dodać, że w tym roku mamy inny kształt okręgów wyborczych, a miejsc w radzie będzie o trzy mniej niż obecne. Jakie są Pana plany na najbliższe dwa miesiące?

Mój okręg się powiększył – do Szwederowa i Górzyskowa dołączyło Wzgórze Wolności. Chcemy, aby nasze listy były mocne – silne nazwiska i praca kandydatów może nam pomóc przynajmniej obronić dwa mandaty w każdym okręgu. Planujemy odmłodzić listy i pokazać nowe twarze, a także zobowiązać ubiegających się o mandat radnego do aktywności, zwłaszcza w mediach społecznościowych i do spotkań z ludźmi. Mogę zapewnić, że nie będzie na nich ludzi, którzy zostaną tylko wpisani i nie będą nic robić.

Podczas kampanii ważna będzie aktywność w Internecie, ale są to wybory lokalne, więc niezbędne są spotkania na terenie swojego okręgu. Im więcej uściśniętych dłoni, tym wynik jest lepszy. Praca jest dużo ważniejsza niż banery – ale oczywiście gdzieś trzeba będzie się zaznaczyć.

0 0 votes
Article Rating
Błażej Bembnista
Subscribe
Powiadom o
guest
6 komentarzy
najstarszy
najnowszy oceniany
Inline Feedbacks
View all comments
Patryk
Patryk
5 miesięcy temu

Niesamowicie żenują te opowieści pokazujące przenoszenie warszawskiej wojny plemiennej na lokalny grunt. Bokiej mówi wprost, że PiS głosuje przeciwko budżetowi bo tworzy go centrolewica. Co to za argument? Gdzie tu merytoryka? Chyba ważniejsze jest, co jest w budżecie, niż to, kto go tworzył, co? Odrzucanie wszystkich poprawek tylko dlatego, że są od PiS-u to ten sam poziom piaskownicy. Szkoda tylko, że działacze bawią się za moje pieniądze.

zzzzz
zzzzz
5 miesięcy temu

No i już pierwszym pytaniem typ się skreślił. Zamiast odpowiedzieć, że nie ma wpływu, to się wcielił w partyjnego funkcjonariusza, do tego bredząc, że niby wyborcy obecnego rządu są niezadowoleni z tego, że rolzlicza pisowców xD. Właśnie oni tym są zachwyceni. Kiedy doły partyjne zrozumieją, że ogólnopolska polityka nie powinna mieć znaczenia w samorządzie? Tu powinien liczyć się pomysł na twoje miasto, gminę, historia dotychczasowej działalności itd., a nie to kto robi jakie demonstracje, czy jest za czy przeciw aborcji xD. Polityka centralna powinna się kończyć na poziomie sejmiku wojewódzkiego, bo tam jest wojewoda mianowany na premiera. Od powiatu w… Czytaj więcej »

zzzzz
zzzzz
5 miesięcy temu

No i jeszcze gość bredzi, że nie głosują za budżetem Bydgoszczy, bo posłowie w Sejmie nie głosują za budżetem centralnym poprzedniego rządu xD.
Ludzie kochani, czy to jest poważny arguemtn? Jakikolwiek argument? Tak jak pisałem wcześniej, mniej patrzenia na Warszawę, a więcej na Bydgoszcz. Najłatwiej być zawsze na nie, zamiast poprzeć dobre pomysły w naszej ocenie i sprzeciwiać się złym.
Gość ewidentnie myśli, ze robi wielką politykę na szczeblu centralnym, a jest radnym Bydgoszczy.
Dalej szkoda czytać.

zzzzz
zzzzz
5 miesięcy temu

Ma typ jednak jeden plus. Jest przynajmniej aktywny i widoczny, nie to co inni radni, czy np. nasz kochany senator co zapada w sen co kadencję. Jakby tylko bardziej skupiał się na Bydgoszczy i jej problemach, a mniej na partyjniactwie to byliby z niego ludzie.

Arte
Arte
5 miesięcy temu

już przebiera nogami , jak wygramy wybory to zrobimy lokalne , koryto + , pisowska rodzina na swoim + ( spółki samorządowe ) , willa , mieszkanie + . Wystawili kandydata na prezydenta miasta który będąc w rządzie , nic nie zrobił dla miasta ( jego koledzy partyjni miliardy zł. przyznawali na swoje okręgi wyborcze ) , a teraz będąc w opozycji , gwarantuje pozyskanie funduszy rządowych . Żałosne i śmieszne .

Piotr
Piotr
5 miesięcy temu

Chcieli Tuska to mają Tuska, za 4 lata się dopiero okaże czy Tusk, to dobry wybór, czy tylko internetowa fikcja. A co do hali, to po prostu zróbcie tam halę targową, taką prawdziwą jak kiedyś i jak jest na placu Piastowskim i będzie tam pełno ludzi. W centrum nie ma gdzie kupić warzyw, taniej bibelotów, rzeczy używanych, książek używanych, a to wszystko jest na halach targowych. Teraz dopiero widzicie, jak likwidować jest łatwo. Ale coś stworzyć, to już jest trudno.