Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Piotr Sieńko: Nie chcę być grabarzem bydgoskiej siatkówki [STUDIO METROPOLIA]

Dodano: 25.05.2018 | 06:00
Piotr Sieńko

Prezes Łuczniczki Bydgoszcz i członek zarządu Profesjonalnej Ligi Piłki Siatkowej kolejnym gościem w naszym cyklu Studio Metropolia.

Na zdjęciu: Będę robił wszystko, aby klub nadal grał w elicie - deklaruje w rozmowie z nami prezes Łuczniczki Bydgoszcz.

Fot. Stanisław Gazda

Nadal nie jest jasna przyszłość siatkarzy Łuczniczki w PlusLidze. W wywiadzie z cyklu STUDIO METROPOLIA o sytuacji klubu rozmawialiśmy z prezesem Piotrem Sieńką.

Szymon Fiałkowski: Pierwsze pytanie, które nasuwa się, patrząc na sytuację klubu: quo vadis, Łuczniczko?
Piotr Sieńko (prezes Łuczniczki): Nie mam na to pytanie odpowiedzi. Oczywiście warto nadal być w elicie i w Bydgoszczy, bo tutaj to budowaliśmy, ale są twarde realia rynkowe i finansowe. Nie wiem, w którym to kierunku pójdzie.

Szanse na pozostanie klubu w elicie cały czas są?
Oczywiście, na dzisiaj oceniam je na poziomie 50:50.

Czy klub ma problem z pozyskiwaniem sponsorów? Była Delecta, był Transfer i to jako sponsorzy tytularni, a dzisiaj tych firm wśród wspierających klub nie ma.
Rzeczywiście dwie firmy nam odpłynęły. Delecta była języczkiem u wagi, bo dawała ogromne pieniądze. BDA Transfer również nas wspierał, ale na dużo mniejszym poziomie finansowania. Z punktu widzenia pozyskania sponsorów tytularnych jesteśmy na minusie. Mamy też inne firmy, które nas wspierają, ale te kwoty są na tyle małe, że de facto od dwóch lat ta sytuacja jest taka, że walczymy o utrzymanie.

Przypominam sobie słowa trenera Bednaruka po trzecim barażowym meczu w Częstochowie, który mówił nam, że być może nad drużyną zbyt wysoko zawieszono poprzeczkę, że zespół nie był gotowy na grę o miejsca 8-10.
Nie chcę brać odpowiedzialności za słowa Kuby Bednaruka, to jest jego opinia. Generalnie jednak sytuacja jest taka, że miejsce, w którym jesteśmy w lidze, jest spowodowane też tym, jaki mamy budżet. Mieliśmy bardzo wysokie budżety w sezonie 2013/2014, kiedy zespół zajął czwarte miejsce (pod nazwą Delecta – red.) i 14/15, gdy sezon ukończyliśmy na piątym miejscu (nazwa Transfer Bydgoszcz – red.). Wówczas jednak mieliśmy złoty strzał w postaci zatrudnienia trenera Heynena. Na tym poziomie finansowania, jaki mamy obecnie, to sytuacja wygląda tak, że walczymy jedynie o utrzymanie i uniknięcie spadku do niższej klasy rozgrywkowej.

Jeżeli już mówimy o sprawach finansowych: jaki był budżet klubu w zakończonym sezonie?
Nie chciałbym wchodzić tutaj w szczegóły, bowiem obowiązują nas też tajemnice rynkowe. Mogę powiedzieć jedynie tyle, że był za niski. Próbowaliśmy skład budować z trenerem Bednarukiem, licząc na tak zwane złote strzały. Zdecydowaliśmy się na pozyskanie zawodników z zagranicy, którzy będą objawieniem. Takimi graczami mieli być Goas czy Batagim, a tutaj okazało się, że dwa transfery nam kompletnie się nie udały. Jak chcesz mieć stabilny skład, to musisz zapłacić dużo więcej.

W poniedziałek zebrała się Rada Sportu przy prezydencie. Pojawił się wątek, aby ratusz dodatkowo dołożył środków finansowych dla klubu. O jakiej kwocie mówimy?
Ja poprosiłem prezydenta o podwojenie tej kwoty na rok. Wynika to z prostej kalkulacji ekonomicznej: żeby mieć zespół, który będzie w stanie walczyć z czołowymi klubami, musimy mieć wyższy budżet.

Tylko że ratusz odpowiada wprost, że takich środków nie ma, a i tak klub otrzymał najwięcej pieniędzy spośród tych, które grają w elicie.
To prawda, ale liczę, że uda nam się zwiększyć zainteresowanie ze strony ratusza. Wiem, że pan prezydent jest twardym negocjatorem i będę z nim na ten temat nadal rozmawiał. Nie chcę być jednak twarzą kampanii prezydenckiej prezydenta Bydgoszczy.

A może warto byłoby głębiej sięgnąć do kieszeni potencjalnych sponsorów?
Ta opinia jest słuszna, ale nieadekwatna do naszej sytuacji. Drenujemy rynek sponsorski zarówno w mieście, jak i województwie. Praktycznie wszędzie pukaliśmy do firm, próbujemy dotrzeć do spółek skarbu państwa. Poza tym nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Numerycznie mamy największą liczbę sponsorów. Próbowaliśmy zainteresować między innymi Pesę czy Jutrzenkę, ale te firmy nie są zainteresowane sponsoringiem sportowym. Jak się popatrzy w Bydgoszczy, to brakuje wielkich firm, które byłyby taką formą promocji zainteresowane.

Zawodnicy też dopytują pana o sytuację, która się dzieje wokół klubu?
Tak, proszę pamiętać że mamy graczy, którzy posiadają ważne kontrakty z klubem (niedawno umowę z Łuczniczką przedłużył atakujący Paweł Gryc – dop. red.) i oni pytają mnie, co się dzieje z zespołem, a ja jednak nie mam odpowiedzi na to pytanie.

Cztery podmioty: Stal Nysa, AZS Częstochowa, Dafi Kielce i AZS Politechnika Gliwice były zainteresowane zakupieniem miejsca od Łuczniczki w PlusLidze. Jak ta sytuacja wygląda na teraz?
Rzeczywiście, mogę powiedzieć że to miało miejsce. Natomiast nie jest tajemnicą, że rozmowy z Nysą zakończyły się fiaskiem. Nie ukrywam, że bardzo mi zależy, abyśmy nadal grali w elicie, ale sytuacja jest bardzo trudna. Do końca czerwca powinny zapaść pierwsze decyzje.

Pojawiają się też zarzuty, że na trybunach brakuje kibiców, na mecze w tym sezonie przychodziło po niespełna 1500 osób. To też jest duży problem.
Mieliśmy czwartą frekwencję w lidze na poziomie 1800 widzów na mecz. Rzeczywiście, jest taka sytuacja, ale nasz poziom sportowy sprawił, że kibice nie przychodzą na pojedynki. Mamy jednak dobrą reklamę, nasze banery reklamowe są na mieście, poprzez media również zachęcamy kibiców, organizując konkursy na bilety na poszczególne pojedynki. Kibice przychodzą na halę, by zobaczyć widowisko, a nie porażkę 0:3 w setach do 10. Nadmienię tylko, że mamy niski budżet na cele administracyjne, a jednak potrafimy tym zarządzać.

Czuje się pan grabarzem bydgoskiej siatkówki?
Nie. Ja jestem emocjonalnie związany z tym miastem. Będę robił wszystko, aby klub zagrał w elicie, ale nie położę głowy pod topór, że ten cel uda nam się zrealizować. Być może będziemy grali w innym mieście, być może w I lidze.

Mimo tych całych zawirowań równolegle próbujecie budować skład na nowy sezon. Pojawiła się nawet informacja, że ma dołączyć do zespołu rozgrywający z zagranicy. Skąd taka decyzja?
Młodzi polscy zawodnicy na tej pozycji zostali już przejęci przez inne kluby. W kręgu naszych zainteresowań był Michał Kędzierski, ale zdecydował się na grę we Włoszech. Poza naszym zasięgiem finansowym jest były reprezentant kraju Łukasz Żygadło. Brakuje polskich zawodników na tej pozycji.

Jeżeli zespół przystąpi do PlusLigi – z czternastu zawodników w kadrze będzie tylko dwóch obcokrajowców?
Tak bym chciał, bo przy zawodnikach zagranicznych pojawiają się też tak zwane opłaty poboczne: zapłata rodzimej federacji, kwestie podatkowe, samolotowe, zapłata menedżerom.

Szymon Fiałkowski