Skoro było tak dobrze, to dlaczego skończyło się tak źle? Podsumowanie sezonu Abramczyk Polonii Bydgoszcz
Dodano: 26.09.2022 | 13:17Na zdjęciu: Abramczyk Polonia Bydgoszcz wygrała dwa mecze z Cellfast Wilkami Krosno, ale to drużyna z Podkarpacia wywalczyła awans do PGE Ekstraligi.
Fot. Szymon Fiałkowski/archiwum
Tu miał być pochwalny tekst o tym, jak Abramczyk Polonia wywalczyła awans do PGE Ekstraligi. Z tych planów nic jednak nie wyszło i awansu nie ma. Sprawdzamy więc, dlaczego.
Trochę nietypowo, bo artykuł zacznę od konkluzji. Abramczyk Polonia przegrała ten sezon trochę wcześniej niż w Zielonej Górze. Stało się tak, kiedy zespół całkowicie uzależnił się od dobrej jazdy Wiktora Przyjemskiego. Kapitalna postawa młodzieżowca przysłoniła problemy innych zawodników. A że trudno oczekiwać od 17-latka, że cały sezon przejedzie bez wpadek i kontuzji, to marzenia o awansie trzeba było odłożyć. Ale po kolei.
Początki Mateja Zagara i jego kryzys w drugiej części sezonu
Słoweniec zawiódł w tym roku najbardziej – to nie podlega żadnej dyskusji. Przed sezonem wydawało mi się, że to Zagar powinien regularnie notować 12 punktów i więcej, a tym niepewnym z dwójki zagranicznych liderów będzie Kenneth Bjerre. Było jednak odwrotnie.
Zagar zaczął sezon nie najgorzej. Co prawda w Niemczech zdobył tylko 7 punktów, ale potem zanotował trzy dość udane mecze. Potem kompletnie nie po jego myśli przebiegło spotkanie z Rybnikiem u siebie (5+1), jeździł w kratkę, ale na ważne domowe mecze z Falubazem i Wilkami zdołał odbudować formę i zdobyć po 11 punktów. Szału więc może nie było, ale dramatu też nie. Dramat zaczął się właśnie po meczu z Krosnem. Od tego momentu Słoweniec tylko raz w ośmiu meczach (!) zanotował dwucyfrową zdobycz punktową, gdy przywiózł 10 punktów i 3 bonusy w rewanżowym ćwierćfinale z Wybrzeżem. W fazie play-off na kluczowych wyjazdach w Gdańsku i Zielonej Górze zdobywał tylko po 8 punktów. Polonia oba mecze przegrała.
Osobna historia to początki zawodów w wykonaniu Zagara. Pierwsze biegi to często okazja, aby odskoczyć rywalom i ułożyć sobie mecze – zwłaszcza na własnym torze. Trudno jednak wypracować przewagę, jeśli jeden z liderów notorycznie zawodzi w swoim pierwszym starcie. Średnia biegowa Zagara w jego pierwszych biegach to zaledwie 1,388. Było to 18 biegów, w których Polonia zdobyła łącznie dwa punkty mniej od rywali (50:52). Bilans byłby jeszcze gorszy, gdyby nie Adrian Miedziński, który regularnie maskował złą dyspozycję Zagara – wygrał aż cztery biegi, w których Zagar był trzeci lub czwarty. Wspomniany kryzys Słoweńca po meczu w Krośnie widać też w inauguracyjnych startach. W ostatnich ośmiu meczach Zagar aż siedem razy zaczął od „zera” lub „jedynki”.
Nie chodzi o to, żeby pastwić się nad Słoweńcem. Ale te statystyki pokazują, że nie był jednym z liderów zespołu, tak jak oczekiwano, gdy podpisywał kontrakt. Problemów było jednak zdecydowanie więcej. Niektóre były związane z dyspozycją Słoweńca, a inne nie.
Biegi nominowane
Polonia miała problemy w decydujących momentach spotkań. Wydawałoby się, że z takimi zawodnikami jak Bjerre, Zagar, Przyjemski czy Miedziński bydgoszczanie powinni mieć przewagę nad rywalami. Tymczasem jeśli spojrzymy na wszystkie biegi nominowane w tym sezonie, to bydgoscy żużlowcy zdobyli w nich 20 punktów mniej niż rywale (98 do 118). W całym sezonie Polonia wygrała tylko siedem biegów nominowanych, a przegrała czternaście.
W tych siedmiu wygranych biegach pięć startów zanotował Bjerre. Pod tym kątem zdecydowanie gorzej w decydujących gonitwach szło Adrianowi Miedziński – z jego udziałem Polonia wygrała tylko jeden bieg nominowany, a aż sześć przegrała. „Miedziakowi” trzeba jednak oddać, że z reguły to jego partner zawodził.
Nie można też powiedzieć, że braki punktowe w biegach nominowanych wynikają z faktu, że 14 i 15 bieg o niczym już nie decydowały. Przykładów nie trzeba długo szukać. Porażka w Landshut – dwa remisy w biegach nominowanych. Remis u siebie z Rybnikiem – dwie przegrane 2:4. Mecze w Zielonej Górze – łącznie trzy przegrane 1:5 i raz 2:4.
Nawet kiedy Polonia wygrywała bardzo ważne mecze, to na pewno nie dzięki dobrej postawie w biegach nominowanych – tak było z Krosnem (1:5 w ostatnim biegu na wyjeździe i 4:8 w nominowanych u siebie) czy w fazie zasadniczej z Falubazem (5:7).
Kryzys drugiej linii
Nie byłem entuzjastycznie nastawiony do transferu Adriana Miedzińskiego i nie byłem pewny, czy Daniel Jeleniewski zagwarantuje odpowiednią liczbę punktów. Do krajowych seniorów nie można jednak mieć większych pretensji. Pojechali tak jak od nich oczekiwano, a w kilku meczach zrobili coś ekstra. W fazie zasadniczej Miedziński zanotował tak naprawdę tylko dwa nieudane mecze – u siebie z Krosnem i w Gdańsku. Poza tym zawsze trzymał swój poziom. W fazie play-off kompletnie nie wyszedł mu rewanż z Wybrzeżem, a historię z Zielonej Góry wszyscy znamy. Podsumowując, był to jednak całkiem dobry sezon Miedziaka, który jako druga linia sprawdził się idealnie. Jeleniewski wpadek miał trochę więcej – jeśli za nieudany mecz w jego wykonaniu uznamy dorobek czterech punktów lub mniej, to takich meczów Jeleniewski zanotował sześć. Tyle samo razy potrafił jednak znaleźć się w przedziale 9-12 punktów z bonusami. Nie było więc najgorzej.
Trzeba jednak zwrócić uwagę, że podobnie jak Zagar, tak również Jeleniewski i Miedziński obniżyli loty w drugiej połowie sezonu. W zasadzie mecz domowy z Falubazem Zielona Góra w fazie zasadniczej był szczytowym momentem tego sezonu dla Abramczyk Polonii. Później było już tylko gorzej. Nie było to jednak aż tak zauważalne, bo na kosmiczny poziom wskoczył Wiktor Przyjemski.
Na najważniejsze mecze nie dojeżdżali liderzy
Co rzuca się w oczy, gdy spojrzymy na mecze, które Polonia przegrała lub zremisowała? W Landshut brakuje punktów Zagara, Bjerre i Michaiłowa. U siebie z Rybnikiem – Zagara, Bjerre i Michaiłowa. W Zielonej Górze – Zagara, Jeleniewskiego, Michaiłowa i jednak także Bjerre, który w ostatnim biegu przegrywa 1:5. W fazie play-off w Gdańsku – znowu Bjerre i Zagar. W półfinale play-off w Zielonej Górze – zawodzą wszyscy poza Bjerre.
Zdecydowanie za często przewijają się tu nazwiska Duńczyka i Słoweńca. Temat Zagara już przerobiliśmy. Ale jednak oceniając dyspozycję Bjerre, nie można pominąć faktu, że gdy były problemy, to nie zawsze stawał na wysokości zadania. Do tej listy można przecież dodać jeszcze domowy mecz z Łodzią i ćwierćfinałowy rewanż z Gdańskiem, gdy Polonia wygrała, ale raczej nie napędzana przez swoich liderów. W ostatnim meczu z Falubazem też zaczął fatalnie i głównie z tego powodu nadzieje na odrobienie strat można było sobie darować.
Na obronę Duńczyka trzeba jednak przytoczyć wyjazdy do Łodzi i Rybnika oraz mecz u siebie z Krosnem. Wówczas w tych ważnych albo rozgrywanych na styku meczach, jeździł tak jak na lidera przystało. A skoro zostaje w Bydgoszczy, to miejmy nadzieję, że tak samo będzie jeździł w decydującej fazie sezonu 2023.
A co z Koniecznym i Michaiłowem?
Punktów drugiego juniora brakowało przez cały sezon. Przemysław Konieczny zbyt często miał problemy z nawet niedoświadczonymi młodzieżowcami rywali, a za rzadko podejmował walkę z bardziej renomowanymi przeciwnikami. Szczególnie słaby miał początek sezonu. Od rewanżu z Gnieznem jechał już trochę lepiej. Z reguły zdobywał 3 punkty lub 2+1, co można określić jakimś planem minimum.
Ocena Michaiłowa zależy od oczekiwań. Jeśli zestawimy go w jednym szeregu z Miedzińskim i Jeleniewskim, a tak mi się przed sezonem wydawało, to Łotysz zawiódł. Podobnie jak Konieczny miał nieudany początek. Potem ustabilizował się na poziomie 5 punktów z bonusem lub dwoma w 4 startach. Ani to dużo, ani mało.
Na ocenę Łotysza negatywnie wpływa też fakt, że zanotował on bardzo mało biegów zapadających w pamięć. Jak ktoś liczył na walecznego zawodnika ze Wschodu, to musiał obejść się smakiem. Pozytywnie zaskoczył tylko w jednym meczu – u siebie z Łodzią, gdy zgromadził 9 punktów z 2 bonusami.
W jednym z niedawnych wywiadów Jerzy Kanclerz przyznał, że myślał o sprawdzeniu Keynana Rew, ale akurat wówczas wydawało się, że Michaiłow wskakuje na wyższy poziom. Ostatecznie nie wskoczył, a młody Australijczyk bardzo dobrze prezentował się w Krośnie. I to chyba idealnie podsumowanie tego, jak było z Michaiłowem – wnosił na tyle dużo, że trudno go było całkowicie przekreślić, ale też za mało, aby ocenić go pozytywnie.
Zabrakło chyba także alternatywy w postaci zawodnika U23. Takiego Benjamina Basso. Choć i tutaj sprawa nie jest taka prosta, bo choć Basso pokazał się z dobrej strony w meczu z Falubazem, to też jednak nie był to występ, po którym wszystkim opadły szczęki. Do tego dochodzi kwestia atmosfery w drużynie. Wady i zalety utrzymywania niezłego zawodnika pod numerem 8 lub 16 zaprezentował w tym sezonie Falubaz z Mateuszem Tonderem.
Zbyt wiele zależało od Wiktora Przyjemskiego
Wiktor Przyjemski to największy talent w Polonii od lat. Zanotował fantastyczną średnią biegową 2,200 i za ten sezon należą mu się ogromne brawa. Co także warte podkreślenia, stał się żużlowcem, dla którego kibice chodzą na trybuny. Wystarczy posłuchać, jak wykrzykują jego imię, gdy ustawia się pod taśmą. To swoją drogą ciekawe zjawisko, bo od wielu lat żaden żużlowiec w Bydgoszczy nie cieszył się taką popularnością. Gdy podczas jednego z meczów para Przyjemski – Konieczny triumfowała podwójnie, kibice długo skandowali nazwisko juniora pochodzącego z Bydgoszczy, a dopiero na koniec ktoś przypomniał sobie, że warto też podziękować Koniecznemu, którego punkty w tym biegu wcale nie były oczywiste.
W tych wszystkich zachwytach nie można jednak zapomnieć, że Przyjemski to nadal 17-latek o dość filigranowej budowie ciała, który na trudniejszych, bardziej fizycznych nawierzchniach ma duże problemy. Było to widać na przykład podczas meczu w Krośnie czy podczas SGP2 w Pradze.
Przyjemskiego nie omijają też kontuzje i nadal brakuje mu doświadczenia, gdy na dystansie jest tłoczno i wszystkich czterech zawodników walczy o pełną pulę. To wszystko jest oczywiście normalne w przypadku 17-latka. Nie jest jednak normalne, gdy na 17-latku oparta jest cała drużyna. A w drugiej części sezonu wyraźne pogorszenie formy Zagara, Jeleniewskiego i Miedzińskiego było nieco ukryte świetną dyspozycją Przyjemskiego. W meczach z Łodzią, Gdańskiem i Landshut junior był niepokonany przez czternaście biegów z rzędu i to na nim opierały się zwycięstwa Polonii. Później jednak przyszła kontuzja palca i punktów Przyjemskiego bardzo brakowało w Gdańsku. Z Falubazem okazało się za to, że nastolatek nie zawsze będzie robił dwucyfrówkę i bydgoski zespół mógł spisać sezon na straty. Jeśli w przyszłym roku Abramczyk Polonia ma awansować, to w decydującym momencie sezonu nie może wszystko spoczywać na Przyjemskim.
Co teraz?
Pozostanie Wiktora Przyjemskiego w Bydgoszczy jest kapitalną decyzją i dla klubu, i dla żużlowca. Polonia zachowała swój największy atut, a junior zyska jeszcze rok, który moim zdaniem bardzo mu się przyda. Za tę zdroworozsądkową decyzję żużlowcowi i jego otoczeniu należą się słowa uznania.
PGE Ekstraliga to dziś trochę inna dyscyplina sportu niż zmagania na jej zapleczu. W Lublinie, Toruniu czy Częstochowie Przyjemski nie byłby w żaden sposób faworyzowany – byłby po prostu kolejnym pozyskanym juniorem, podczas gdy w Polonii jest przez działaczy i kibiców traktowany w pewien sposób specjalnie.
Zostaje też Kenneth Bjerre i na tym koniec, jeśli chodzi o oficjalne informacje. Ta nieoficjalne są takie, że pozostanie także Daniel Jeleniewski, przyjdzie Szymon Szlauderbach (U24), a wrócą David Bellego i Andreas Lyager. Koncepcja ze Szlauderbachem wydawała mi się bardzo dobra, póki myślałem, że w razie gorszej dyspozycji będzie mógł jeździć za niego Benjamin Basso. Na to jednak regulamin nie zezwala. Ewentualną rezerwę będzie więc stanowił Wiktor Przyjemski.
Ściągnięcie Polaka do lat 24 pozwoli zakontraktować trzech zawodników zagranicznych. Na papierze Bellego i Lyager nie są takimi tuzami jak Zagar. Dużo gorzej jednak nie pojadą. Jeśli Duńczyk utrzyma dyspozycję z tegorocznych rozgrywek, a Francuz pokaże, że w Lesznie dodatkowo się rozwinął, to będzie dobrze. A jak któryś z nich zawiedzie, to może być różnie. No ale o to przecież nam wszystkim w sporcie chodzi – przed sezonem lubimy bawić się w przewidywania, a tuż po jego zakończeniu – wymądrzać się ze statystykami w ręku.