Prof. Jacek Woźny: Nowe kierunki przyczyniły się do wzrostu liczby studentów [WYWIAD]
Dodano: 03.10.2022 | 09:51Na zdjęciu: Prof. Jacek Woźny jest na półmetku drugiej kadencji na stanowisku rektora UKW.
Fot. Szymon Fiałkowski
We wtorek Uniwersytet Kazimierza Wielkiego uroczyście zainauguruje nowy rok akademicki. Jak władze uczelni oceniają tegoroczny nabór? Na jakim etapie są inwestycje realizowane przez UKW? Jakie kierunki uniwersytet zamierza uruchomić w najbliższych latach? Na te i inne pytania w rozmowie z MetropoliaBydgoska.PL odpowiedział prof. dr hab. Jacek Woźny, rektor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego.
Sebastian Torzewski: Przed nami nowy rok akademicki. Jest pan rektor zadowolony z tegorocznego naboru?
Prof. dr hab. Jacek Woźny, rektor Uniwersytetu Kazimierza Wielkiego: Jest więcej studentów. Nie są to jakieś bardzo duże liczby, ale mamy kilkuset nowych studentów więcej niż w ubiegłym roku, a to już dosyć znaczący wynik. Nowo przyjętych będzie ok. 2 500 osób. Gdybyśmy zliczyli nowo przyjętych oraz studia stacjonarne, niestacjonarne, podyplomowe i doktoranckie, to mamy około 7,5 tysiąca studentów. Przyczyniły się do tego uruchomione niedawno kierunki. Co jest bardzo ważne, odwróciliśmy tendencję spadkową sprzed trzech, czterech lat. Ona się najpierw wypłaszczyła, a teraz zaczynamy wzrastać. Przyszły rok pokaże, czy ten wzrost się utrzyma i jak mu podołamy przy obecnym systemie finansowania uczelni.
– Czy jest więcej studentów z Ukrainy?
– Jest jeszcze za szybko, aby podawać dokładne liczby, ale to może być nawet dwukrotny wzrost. Dotychczas mieliśmy nieco mniej niż 150 studentów z Ukrainy, a teraz mówimy o ponad 300, włącznie z nowo przyjętymi. Problemem jest jednak kwestia zakwaterowania. Mamy dwa akademiki, które były remontowane w ostatnich latach, ale miejsc w nich nie przybyło. Są po prostu w lepszym stanie, a nasi rodzimi studenci też przecież chcą z nich korzystać.
– To będzie taki pierwszy rok akademicki, który rozpoczniecie bez myślenia o pandemii i bez organizacji zajęć pod takim kątem?
– Sądzę, że teraz będziemy myśleli o oszczędzaniu energii. Utrudnienia związane z Covid-19 kończą się. Najpierw mieliśmy zajęcia zdalne, potem hybrydowe, a teraz wrócimy do zajęć w pełni stacjonarnych. To praktycznie jednomyślna decyzja – pragną tego i studenci, i pracownicy. Zdecydowana większość chce się normalnie kontaktować i uczyć.
Kiedy już jednak dowiemy się, jakie będą przyszłoroczne koszty mediów, to niewykluczone, że tak jak inne uczelnie pomyślimy o ograniczeniu zajęć popołudniowych, aby ograniczyć wydatki na oświetlenie i ogrzewanie pomieszczeń. To wyzwanie, któremu musimy podołać, ale też przy okazji nie możemy stracić ducha uczelni wyższej, ponieważ tu nie chodzi tylko o dokument potwierdzający ukończenie studiów, ale też o to, aby się spotykać, rozmawiać i wymieniać poglądy.
ZOBACZ TAKŻE: WIĘCEJ INFORMACJI Z UNIWERSYTETU KAZIMIERZA WIELKIEGO
– Jak pan rektor na bazie doświadczeń z ostatnich lat ocenia naukę zdalną na uniwersytecie? Taka nas czeka przyszłość czy jednak nic nie zastąpi tradycyjnych zajęć?
– Pod kątem dobrej atmosfery akademickiej nic nie zastąpi bezpośredniego kontaktu. To jest tak jakbyśmy chcieli, aby – to daleko idące porównanie – filozofia grecka w starożytności rozwinęła się zdalnie lub hybrydowo. To niemożliwe. Brak okazji do dyskusji i debatowania, brak kontaktu mistrz – uczeń czy po prostu wykładowca – student, brak możliwości wyjścia do muzeum i pokazania czegoś na żywo – to już ułomność dla uniwersytetu.
Jeśli jednak chodzi o samo zdobywanie wiedzy, to tutaj jestem dość wstrzemięźliwy w ocenie. Wiadomo, że krążą legendy o profesorach, którzy od lat mają te same wykłady, a studenci od lat uczą się podobnych rzeczy. Tak też być nie powinno i akurat zdalne nauczanie wymusiło tworzenie nowych prezentacji, uaktualnianie ich. Studenci szybko mogą wszystko sprawdzić w Internecie.
Dla rozwoju nauki pewnie więc dalibyśmy radę, natomiast dla rozwoju myślenia już niekoniecznie. Zdalnie, bez kontaktu z drugim człowiekiem, nie nauczymy się myśleć.
– Wyczekuje pan już zakończenia remontu budynku starej biblioteki na Chodkiewicza? Otworzy to nowe możliwości przed uniwersytetem.
– Wykładowcy i studenci będą wpuszczeni do budynku prawdopodobnie w połowie października i wówczas, mówiąc w przenośni, ulica Grabowa będzie tutaj. Na pewno ożywi to kampus, do którego dołączy parę setek studentów z dobrych kierunków. To jest duża korzyść. Politechnika buduje swój kampus przy ul. Kaliskiego. My dysponujemy placami w rejonie centrum miasta i tutaj się koncentrujemy. Studenci z Przemysłowej przenieśli się na Poniatowskiego, z Mińskiej na plac Kościeleckich, a teraz z Grabowej na Chodkiewicza. Jest bliżej, oszczędniej i jest więcej okazji do rozmowy.
– Uczelnia planowała sprzedać budynek znajdujący się przy ul. Grabowej. Na jakim etapie są te plany?
– Są cały czas aktualne. Jesteśmy na etapie przygotowywania wycen, oczekujemy na dokumenty od rzeczoznawców. Pamiętajmy, że częściowo w tym budynku znajduje się jeszcze ISOB, czyli szkoła NATO, która będzie przenosić się na ul. Bośniacką. Dlatego budynek przy Grabowej będzie jeszcze przez jakiś czas wykorzystywany dydaktycznie.
– Wcześniej przez wiele lat szkoła NATO miała przenieść się na ul. Pestalozziego.
– Obecnie jest tam otwarty plac. Budynek, który groził zawaleniem, już zniknął. Teren należy do UKW i jest terenem przyszłościowym. Może byłoby to dobre miejsce dla kierunków związanych z medycyną, jeśli kiedyś je uruchomimy.
– Zanim porozmawiamy o nowych kierunkach – prowadzone inwestycje infrastrukturalne to też kwestia sytuacji finansowej uczelni. Jaki wpływ na Uniwersytet Kazimierza Wielkiego ma wszystko to, o czym od wielu tygodni słyszymy: inflacja, podwyżki cen prądu?
– My mamy to szczęście, że wiele inwestycji zostało już zrealizowanych lub są na ukończeniu. Inne mają już rozstrzygnięte przetargi i podpisane umowy, w związku z czym wykonawcy nie mogą zmieniać kosztorysów. Obecnie za ponad 10 mln zł realizujemy jeszcze remont budynku z aulą i stołówką w kampusie głównym przy ul. Chodkiewicza. Przez działalność wody podziemnej pod fundamentami powstały pustki, przez które budynek mógł się osunąć.
O remoncie budynku biblioteki już mówiliśmy. Poprawiliśmy też warunki prowadzenia zajęć dla Instytutu Prawa i Ekonomii przy placu Weyssenhoffa. Jest jeszcze inwestycja realizowana w Ogrodzie Botanicznym.
Jakbyśmy to wszystko podliczyli, to przez ostatnie 3-4 laty mamy prawie 40 milionów złotych wydanych na inwestycje już w większości zrealizowane. Środki te pochodziły z obligacji skarbowych, czyli wydaliśmy to, co państwo przeznaczyło dla nas na inwestycje. Na szczęście żadna z nich nie zaczęła nagle wymagać dużego zwiększenia budżetu.
Jest jeszcze, wspomniana już, potężna inwestycja za ponad 30 mln, czyli szkoła NATO przy Bośniackiej. Mamy nadzieję, że to będzie taka perełka, która pomoże przyciągnąć oficerów do ośrodka NATO, bo dotychczas siedziba szkoły była pewną barierą.
– Przy okazji wyborów na rektora wspominał pan o planach utworzenia nowych kierunków. Prawo już funkcjonuje. Była też mowa o fizjoterapii i w dalszej perspektywie o pielęgniarstwie. Jakie są szanse na ich uruchomienie?
– Udało nam się z prawem, wcześniej też z prawem w biznesie, a teraz jeszcze ze studiami magisterskimi z ekonomii. Nie odstajemy więc od UMK i mamy te same kierunki administracyjno-prawnicze co oni. Prawo w biznesie jest nawet jakąś naszą przewagą.
Z kierunkami okołomedycznymi jest o tyle trudno, że pod względem obiektów i kadry są to drogie kierunki. Rozmawiałem nawet ostatnio o tej sprawie z posłem Latosem.
Wniosek na fizjoterapię był już złożony, ale wrócił z ministerstwa z koniecznością poprawy. Będziemy go wkrótce ponawiać. Pielęgniarstwo to dalszy plan, bo to nie są nakłady liczone w kilku milionach, a w dziesiątkach milionów złotych.
Mamy duży plac w pobliżu Muzeum Dyplomacji i Uchodźstwa Polskiego u zbiegu ulic Ogińskiego i Sieńki. Myślimy tam o zdrowotności, ale tej lżejszej, a nie medycznej czy klinicznej. Chcemy utworzyć w tym miejscu przedszkole uniwersyteckie nakierowane na dzieci z zagranicy, na przykład dzieci oficerów NATO. Na służbę do Bydgoszczy przyjeżdża wiele młodych osób z zagranicy i nie mają co począć z dziećmi. Byłby to przy okazji wstęp do opieki pedagogicznej i psychologicznej dla osób kształconych na naszym uniwersytecie. Obok planujemy obiekt na większą skalę, który w przyszłości mógłby posłużyć właśnie pielęgniarstwu. Mamy więc miejsce na te kierunki, ale musimy pozyskać środki.
– W kontekście tego placu mówiło się też o Centrum Kultury Studenckiej.
– I to się nie zmieniło. Koncepcja jest, ale musieliśmy lokować środki w budynkach, które nagle zaczęły szwankować, jak biblioteka czy budynek w kampusie przy Chodkiewicza. To kosztowało w sumie 30 mln zł. Z tego placu jednak nie rezygnujemy i pozostaje on w planie rozwojowym uczelni. Może więc przedszkole, może centrum studenckie. Na pewno coś w kierunku nauk społecznych lub zdrowotnych. Raczej nie nauki ścisłe. Laboratoria już mamy – pojawiły się teraz w Copernicanum dzięki środkom z Kontraktu Terytorialnego.
– W tym roku dwa kierunki UKW: „Cyberdemokracja i studia na rozwojem” oraz studia podyplomowe „Zarządzanie dostępnością – specjalista ds. dostępności” otrzymały certyfikat Studia z przyszłością. W najbliższych latach uczelnia planuje szukać swojej szansy na przyciągnięcie studentów właśnie tymi mniej oczywistymi kierunkami?
– Myślę, że tak, aczkolwiek tymi klasycznym także przyciągamy. Będziemy mieli problem ze znalezieniem sal wykładowych dla studentów prawa, gdzie mamy 170 osób. To jest taki nieśmiertelny, bardzo klasyczny kierunek cieszący się ogromną popularnością.
Pomysły na nowe kierunki muszą płynąć z jednostek. Dzięki prof. Arturowi Lasce i dr. Wojciechowi Trempale pojawił się pomysł na cyberdemokrację. Oni mają dużo oryginalnych koncepcji, więc myślę, że jest na to szansa. Szczególnie na tych wydziałach, które w ramach parametryzacji otrzymały najwyższą kategorię. Tam możemy być oryginalni w swoich pomysłach. Pozostaje jednak pytanie, ilu jeszcze studentów możemy przyjąć. Ciągle nie działa tak zwany algorytm. Z roku na rok otrzymujemy tę samą kwotę powiększoną nieznacznie o procent inflacyjny, choć przyjmujemy coraz więcej studentów.
– To dziś największy problem dla dalszego rozwoju uczelni?
– Tak. Wygrywają na tym uczelnie, które mają mniejszą liczbę studentów przy tej samej subwencji, a tracą te, które przyjmują coraz więcej osób.
– Wspomnieliśmy o parametryzacji. Jak pan rektor ocenia jej tegoroczne wyniki?
– Czekamy jeszcze na rozpatrzenie odwołań. W tej chwili mamy podobną skalę kategorii A i B+ jak poprzednio, ale zmieniły się dyscypliny. Chcielibyśmy, aby niektóre dyscypliny, jak psychologia czy historia wróciły do wyższych kategorii sprzed parametryzacji.
Za to wręcz ogromnym zaszczytem jest dla mnie fakt, że możemy doktoryzować z filozofii. Podobnie z fizyki, nauk o kulturze i religii oraz nauk o administracji i polityce. To pokazuje, że jesteśmy uczelnią o profilu nauk humanistycznych i społecznych. Na nauki ścisłe pozostaje 20-30 procent, ale to jest przecież rola Politechniki. My nigdy nie będziemy politechniką, ale możemy tworzyć nowe myśli i poglądy.
– Na dobre chyba już porzuciliśmy myśli o łączeniu bydgoskich uniwersytetów czy tworzeniu federacji.
– Tak. Jest co prawda list intencyjny podpisany przez prof. Tretyna, prof. Topolińskiego i przez moją osobę, natomiast ma to już bardziej honorowy wymiar. Współpracujemy przy weterynarii i tam dyplom będzie z trzema pieczęciami, natomiast nie ma innych kierunków, które byśmy współtworzyli.
Każdy ze względu na sytuację wprowadza trochę odrębne przepisy. Tak było z powodu pandemii, gdy każdy ratował się samodzielnie. Teraz podobnie będzie pewnie z opłatami – każdy będzie starał się prowadzić swoją uczelnię ekonomicznie. Oczywiście odbywa się współpraca związana z konferencjami czy zatrudnianiem pracowników, ale profile naszych uniwersytetów są różne, co najlepiej pokazało utworzenie Politechniki.
CZYTAJ TAKŻE: WYWIAD Z REKTOREM POLITECHNIKI BYDGOSKIEJ PROF. MARKIEM ADAMSKIM
– Wspólne juwenalia są jeszcze możliwe?
– To jest tak jak z pandemią i opłatami – każda uczelnia prowadzi swoje działania. Współpracujemy z Collegium Medicum UMK i Akademią Muzyczną, natomiast z Politechniką nawet z racji odległości jest to trudne, aby nasi studenci jeździli do nich, a oni tutaj. Pewnie więc część będzie wspólna, a część w rodzimych kampusach uczelni.
– Ale Bydgoski Festiwal Nauki, którego kolejna edycja już w październiku, jest przykładem dobrej współpracy.
– To rzeczywiście się odbywa i nie ma tutaj żadnych zastrzeżeń. Mamy nawet grupę specjalistów pod wodzą prof. Marka Macko oddelegowaną do tej sprawy i szykujemy najbliższą edycję przy współpracy wszystkich uczelni.
W ubiegłym roku uczelnia ogłosiła też podjęcie współpracy z Muzeum Okręgowym i Parkiem Kultury w Młynach Rothera. Czy w planach są współprace także z innymi lokalnymi instytucjami i przedsiębiorstwami?
– Z Muzeum Okręgowym współpracujemy już od wielu lat przy wszelkiego rodzaju imprezach. W Parku Kultury wiele rzeczy odbywa się trybem przetargowym – przy wynajmie powierzchni bardziej liczy się budżet i oryginalny pomysł niż głos naukowca. Ale mamy za to bardzo dobrą współpracę z Komendą Wojewódzką Policji. Nasi studenci z kierunków prawo czy kryminologia od lat mogą odbywać praktyki w całym województwie i są świetnymi fachowcami. Mamy też umowy z instytucjami sportowymi, ze szkołami. Ciągle coś się dzieje. Pięknie rozwija się współpraca z Golubiem-Dobrzyniem, skąd przyjmujemy laureatów olimpiad bez żadnych egzaminów. Jest duża chęć tej młodzieży, aby zostać w województwie, a do tego w Bydgoszczy, z czego się bardzo cieszymy.
– Jesteśmy właśnie na półmetku pana drugiej kadencji, która z uwagi na przepisy będzie też ostatnią.
– I chyba dobrze, że jest taki przepis, bo ta druga kadencja jest ze względu na czynniki zewnętrzne dużo trudniejsza.
– Wyznaczył pan sobie jakieś cele na te dwa lata?
– Cel fundamentalny to zakończyć wszystko to, co zostało rozpoczęte – zamknąć inwestycje i otworzyć budynki, które przez lata były niewykorzystywane. Mam też nadzieję, że szkoła ISOB w końcu po wielu latach szukania znalazła swoje miejsce.
Cały czas myślimy też o tych nowych kierunkach. Wszyscy pytają o kierunki zdrowotne, okołomedyczne, ale tu wciąż jest bariera w postaci ogromnych kosztów. Marzeniem jest oczywiście kierunek lekarski, ale tego bez współpracy zewnętrznej i dodatkowej subwencji na pewno nie damy rady samodzielnie zrobić. Jeśli taka szansa by się pojawiła, to my jesteśmy gotowi. Gdyby chociaż udało się rozpocząć działania w tym kierunku, to byłaby już dobra perspektywa.