Ruszył proces byłego właściciela bydgoskiego klubu. „Tam mogło dojść do zawalenia budynku”
Dodano: 16.05.2018 | 16:50Na zdjęciu: Jednym ze świadków, który zeznawał na środowej rozprawie był biegły z zakresu pożarnictwa.
Fot. Szymon Fiałkowski
W środę w bydgoskim Sądzie Rejonowym rozpoczął się proces Huberta B., byłego właściciela nieistniejącego już pubu Jack przy ulicy Długiej. Prokuratura postawiła mu dwa zarzuty.
Oskarżony nie stawił się w sądzie, bowiem odbywa wyrok w innej sprawie – za poświadczenie nieprawdy – w zakładzie karnym w Fordonie. Adwokat Huberta B. mec. Marcin Taczalski na samym początku wniósł o umorzenie sprawy w zakresie zarzutu sprowadzenia bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy budowlanej, ale wniosek został przez sąd oddalony.
Śledczy postawili Hubertowi B. dwa zarzuty. – Jest on podejrzany o sprowadzenie bezpośredniego niebezpieczeństwa katastrofy budowlanej i o tak zwaną samowolę budowlaną, czyli prowadzenie prac związanych z rozbudową i nadbudową budynku bez wymaganych pozwoleń – mówi Andrzej Szopa z Prokuratury Rejonowej Bydgoszcz-Południe, która prowadziła śledztwo i przygotowała akt oskarżenia. Ten ostatni śledczy oparli na opiniach biegłych. – Tam mogło dojść do zawalenia budynku – przekonuje prokurator Szopa.
Jednym ze świadków, który składał wyjaśnienia przed sądem, był biegły z zakresu pożarnictwa. Jak przyznał, obiekt był kontrolowany kilkakrotnie, pierwszy raz w 2010 roku. W styczniu 2016 roku została wydana decyzja o wyłączeniu obiektu z eksploatacji. – Miała ona rygor natychmiastowej wykonalności – zaznaczył biegły. Klub miał cztery poziomy, dwa bary i salę taneczną. W Jacku odbywały się koncerty gwiazd polskiej sceny muzycznej. Dobudowaną część budynku już rozebrano, a obiekt jest całkowicie wyłączony z użytkowania.
Hubertowi B. grozi nawet do dziesięciu lat pozbawienia wolności. Mężczyzna nie przyznaje się do winy i jednocześnie w żaden sposób, nawet w toku prowadzonego postępowania, nie ustosunkował się do stawianych mu zarzutów.