Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Sativa: Robimy muzykę, niezależnie od wszystkiego dookoła [WYWIAD]

Dodano: 29.03.2018 | 11:34

Zapraszamy do lektury rozmowy z bydgoskim duetem rapowym!

Na zdjęciu: Marta "Ziuta" Rembecka i Łukasz "CgN" Cigenhagen wydali nową płytę.

Fot. Stanisław Gazda

Najpierw zmieniło się ich życie, a potem muzyka. Ich uczucie wzmocniła podróż autostopem. Od tego momentu zaczęli działać jako zespół, a nie duet indywidualności. Dziś efekty przemiany możemy sprawdzić, sięgając po album „BadGirl & BadBoy”. Marta „Ziuta” Rembecka i Łukasz „CgN” Cigenhagen– czyli Sativa opowiadają, jak tworzyli ostatnią płytę, co zmieniło się w ich życiu od słynnego „Dla Fordonu” i czym jest dla nich Bydgoszcz. Marta i Łukasz nie stoją w miejscu nie tylko w kwestiach muzycznych – planują kolejną wyprawę po Europie, ale też własny biznes.

Błażej Bembnista: Od waszego pierwszego głośnego kawałka „Dla Fordonu” minęło prawie osiem lat. Co się u Was zmieniło? Po dokonaniach muzycznych widać, że nie stanęliście w miejscu, tylko działacie dalej.

Ziuta: To, że my się nie zatrzymujemy, świadczy o naszej miłości do muzyki. Robimy ją niezależnie od wszystkiego dookoła. To też nasze szaleństwo i wariactwo, które w sobie mamy – oczywiście w pozytywnym znaczeniu. Sprawia nam to dużą przyjemność, więc dlaczego nie mielibyśmy robić muzyki? Na scenie pojawia się wiele składów, których głównym celem jest sława i szybkie zaistnienie, nieważne w jaki sposób. Myślą, że w pół roku będą miały miliony wyświetleń. Kiedy widzą, że nie zawsze każdemu przychodzi to tak od razu, szybko porzucają rapowanie. Nasza droga się zmieniła, tak jak my dojrzeliśmy. Jeżeli człowiek stałby pod blokiem przez osiem lat i poruszał tylko taką tematykę, to źle by to o nim świadczyło. Ta płyta jest już taką dojrzalszą Sativą. Oczywiście z pazurem i pikanterią.

Zastanawia mnie, jak tworzycie kawałki. Czy piszecie je osobno, czy razem? Jak wygląda rytm tworzenia w duecie?

Ziuta: Dojrzeliśmy jako skład. Wcześniejsze nasze produkcje były często połączeniem dwóch solistów. Łukasz miał swoją wizję, ja miałam swoją i wyglądało to tak, że ja dogrywałam się do jego pomysłu, on do mojego i tak tworzyliśmy kawałki. Teraz robimy to wspólnie. Jeśli któremuś z nas się coś nie podoba, to odchodzimy od tego. Czasami jest tak, że siadamy do bitu i wspólnie wymyślamy jakaś koncepcję. Przy pracy nad „BadGirl & BadBoy” było dużo takiego wspólnego tworzenia. Lubiliśmy czasami gdzieś wyjść, na przykład nad Brdę i pisać zwrotki na łonie natury.

CgN: Wielu ludzi interesuje to, czy się nie kłócimy. Tę płytę pisaliśmy razem. Zawsze artysta ma swoje ambicje solowe. My się już jednak dotarliśmy i teraz jest ok. Kiedy zaczynałem, to działałem częściej z kolegami, ale oni już przestali rapować. Były głosy, że jesteśmy ze sobą dla muzyki. Jesteśmy już razem dziewięć lat, nikt nie wytrzyma tyle czasu tylko ze względu na muzykę (śmiech).

Nie macie wrażenia, że poprzez swoje zwrotki komunikujecie się ze sobą?

Ziuta: Myślę, że czasami mówimy w nich o rzeczach wewnętrznie trudnych, które łatwiej jest powiedzieć w muzyce niż bezpośrednio drugiej osobie. My ostatnio się jednak bardzo dobrze dogadujemy. Dużo ze sobą rozmawiamy na wszelkie tematy. Bardzo nad tym pracujemy.

Czy „BadGirl & BadBoy” to płyta o relacjach damsko-męskich?

Ziuta: Tworząc tę płytę chcieliśmy zrobić coś, co nam wcześniej nie wychodziło, czyli płytę spójną i muzycznie i tematycznie. Są na niej utwory i bardziej imprezowe, i bardziej poetyckie, ale jej główny szkielet to relacje damsko-męskie. Patrzymy na nie z różnych stron – wspólnego szaleństwa, biegania po nocach i wspólnych podróży, ale też z romantycznej, typowo miłosnej strony.


Sativa to nie tylko muzyka. To tez przyjaźń, przygody, podróże, zabawa, połączenie dusz i ciał dwojga ludzi. To wszystko usłyszeć możecie na ich najnowszym albumie, którego odsłuch wraz z kolejnym klipem pojawił się w zeszłym tygodniu na kanale 55Rec. Płyta jest utrzymana w koncepcji damsko-męskiej. Jak mówią jej twórcy, jest pierwszą ich tak spójną produkcją. Bity wyprodukowane przez mainstreamowych graczy takich jak np. Poszwixxx czy Pham oraz mix/mastering Waldemara „Wdk” Dańczaka dodają albumowi jeszcze większej wartości muzycznej. Płyty można zamówić, pisząc na ziutasativa@gmail.com, poprzez Allegro lub kupić w sklepie 4freaks przy Gdańskiej 22. Płyta jest też dostępna w wersji cyfrowej na Spotify, iTunes, Tidalu czy Deezerze.


Mocny klip do tytułowego kawałka, jak i tematyka poruszona w kilku utworach wymagała od was sporej odwagi. Obawialiście się, jak to zostanie przyjęte?

Chcieliśmy zrobić szalony teledysk. Bardzo inspiruje nas zespół Die Antwoord. Oni są parą tak jak my i mają różne nietuzinkowe pomysły, często na pograniczu dobrego smaku i nie przejmują się jak zostaną odebrane. Ograniczony budżet sprawia, że niestety nie zawsze możemy rozwinąć się z koncepcją, musimy okrajać nieco naszą pomysłowość.

Jak wyglądał dobór podkładów? Szukaliście bitów pod koncepcję płyty?

W „Bad Girl and Bad Boy” zainwestowaliśmy spore pieniądze, także w bity i mastering. Już nie szukaliśmy po kolegach, tylko poszukiwaliśmy podkładów do kupienia. Pierwszy zamysł był taki, że szukaliśmy nowoczesnych instrumentali, ale nie chamskich trapów, tylko bitów z pewnym smakiem. Na płycie mamy kilku producentów – najwięcej podkładów zrobili nam Poszwixx i K4M. Daje to spójny klimat – nie ma 15 różnych producentów i 15 różnych bitów. Chcieliśmy się oprzeć na bitach typu – jak my to mówimy – „radiówki”, przyjemne dla ucha, do których można podśpiewywać, jak w kawałku „Jestem artystą”. Druga kategoria to bardziej szalone bity jak „Chodź mała” czy „Mała mi”.

Mówiliście, że w płytę zainwestowaliście spore pieniądze. Czy to się zwróci?

Ziuta: To się nie zwróci. Może w jakimś procencie.

CgN: Nawet jak zarobimy trochę pieniędzy, to myślimy „a może jeszcze jeden teledysk zrobimy”?

Czym się inspirujecie, tworząc własną muzykę?

Ziuta: Na pewno wspomnianymi Die Antwoord – niekoniecznie muzycznie, bo oni tworzą inny gatunek, ale przede wszystkich ich osobowością. Ich różne kreacje i artystyczna otoczka nam się podoba. Jesteśmy również parą, co na polskiej scenie hiphopowej jest ewenementem. Nowa scena – ci 18-, 20-latkowie, rapujący o braku szacunku do kobiet, pieniądzach, narkotykach – nie do końca odpowiada nam tematycznie, ale odnajdujemy się w obowiązujących trendach, jeśli chodzi o bity. Idziemy z duchem czasu i nie słuchamy już typowych oldskuli.

CgN: Kiedyś szukałem więcej inspiracji u kogoś, teraz znajduje je w swoim życiu. Jak byłem młodszy, inspirowałem się tymi, których słuchałem – Ziperą, WWO i innymi ze sceny warszawskiej. Teraz słucham innej muzyki niż sam tworzę, kieruję się swoim własnym, indywidualnym artyzmem.

Czy macie swoich doradców, którzy wam coś podpowiadają albo słuchają kawałków przed premierą?

Ziuta: Podczas tworzenia nie mamy doradców. Jak mieliśmy już zrobione pół płyty, puszczaliśmy gotowe numery najbliższym znajomym. Pytaliśmy, który z nich najbardziej się im podoba i który powinien być singlem. „Chodź mała” pasował i nam, i znajomym, ale jeżeli chodzi o resztę, to zdania były bardzo podzielone.

Jak łączycie pasję z życiem zawodowym? Muzyka nie jest raczej hobby, które musicie wykonywać regularnie, jak treningi na siłowni.

Ziuta: Powiem ci, że tak to do końca nie jest. Jeżeli chcesz coś zrobić w odpowiednim czasie, musisz się trzymać terminów. Pod koniec robienia płyty pojawiło się ciśnienie na zasadzie „jeszcze mamy trzy numery do skończenia”. Czas gonił, a nie mogliśmy się wybrać do studia, bo praca. Ostatni rok to przede wszystkim praca, muzyka i siłownia. Mieliśmy mało czasu tylko dla siebie.

CgN: Podczas pracy nad płytą zmieniało się nasze życie. Z niektórymi tekstami nie utożsamiam się już tak bardzo, życie potrafi mocno zmienić się przez dwa lata. Najpierw powstawały melanżowe kawałki, a potem, wraz z przemianą – te spokojniejsze.

Marta, na tej płycie pokazujesz swoje umiejętności wokalne. Jak się do tego przygotowywałaś?

Ziuta: To było dość spontaniczne. Do jednego z utworów napisałam pierwszy śpiewany refren. Zawsze wzbraniałam się przed śpiewaniem, bo miałam z tyłu głowy słowa mojej nauczycielki od muzyki, która mówiła, że wykonuje piosenki poprawnie, ale nie mam dobrego głosu do śpiewania. Zakodowała mi w głowie, że mój głos nie jest ładny i już tak chętnie nie śpiewałam, wstydziłam się. Zdobyłam jednak większą pewność siebie, przestałam przejmować się zdaniem innych ludzi i stwierdziłam, że spróbuję. Odważyłam się, zaśpiewałam w studiu – wyszło fajnie, więc stwierdziliśmy „czemu nie”. Z utworu na utwór miałam większą odwagę i tak wyszło, że trochę podśpiewuje.

Bydgoszcz to specyficzne miasto. Czy odczuwacie, że wywiera ono na was duży wpływ?

CgN: Daje nam dużą inspirację. Każde miasto jest inne – warszawiacy maja swój specyficzny styl, taki wylansowany, co przekłada się na ich rap. W Bydgoszczy jest mniej lansu, a dużo artyzmu. Gdybym mieszkał w Barcelonie, to bym miał zupełnie inne inspiracje i inaczej pisał teksty. Byłyby bardziej plażowe, słoneczne.

A jak wam się tutaj żyje? Bydgoszcz się zmienia – jak oceniacie te zmiany?

Ziuta: Bardzo dobrze się zmienia i fajnie się tu żyje. Zaobserwowałam, że powstaje coraz więcej alternatywnych miejsc, małych kawiarenek i warsztatów. Bydgoszcz zaczyna iść w stronę artystyczną. Odkrywamy coraz więcej lokali, gdzie czas na chwilę staje, można się fajnie zrelaksować. Wcześniej z tym było słabo, nie było gdzie pójść. Brakuje tu tylko dużego klubu koncertowego.

Odbyliście wyprawę autostopem do Hiszpanii. To dość popularne, ale ryzykowne hobby. Nie da się jednak ukryć, że przynosi sporo świetnych historii.

CgN: Znajomi mówili, że nie ma szans, by oni na coś takiego pojechali. Była to trzymiesięczna wyprawa – przez miesiąc podróżowaliśmy, a pozostały czas spędziliśmy w Barcelonie. Tylko raz spaliśmy w hotelu – postawił nam go człowiek, który nas podwiózł. Spaliśmy między innymi na górze Montserrat, gdzie rozbiliśmy namiot. W nocy spotkaliśmy biegaczy, którzy się dziwili, co my tam robimy. My powiedzieliśmy, że śpimy. Zapytali, skąd jesteśmy – odpowiedzieliśmy „Polaco”, a oni mówią „A, Polaco. Pięć lat tu biegamy i nie spotkaliśmy się z tym, by tu ktoś nocował”. Teraz jedziemy na krótszą, dwutygodniową wyprawę do Bośni.

Opuściliście już Fordon, ale co w was zostawił okres mieszkania w tej części Bydgoszczy? Jak go wspominacie?

CgN: Jak miałem 18 lat, to była duża odrębność między Fordonem a resztą miasta. Różniliśmy się od nich wyglądem, byliśmy typowymi skate’ami, a Śródmieście to był białe czapeczki, dresy, ortaliony. Teraz to się wszystko zmieszało, ludzie się przeprowadzali z Fordonu do miasta i odwrotnie, a młodych połączyły szkoły. Fordon jest specyficzny pod tym względem, że to niby jest wielkie blokowisko, mieszka tu masa ludzi, ale ma Górki, ma Wisłę i trochę się czujesz tam jak na wsi. Jechałem do miasta i czułem ten hałas, tłum. 

Myślę, że w Fordonie przydałby się aquapark. Dzięki jego powstaniu coś by zaczęło się w nim dziać. Przyciągałby on nie tylko ludzi z centrum, ale też z Torunia.

Ziuta: Ja pochodzę z Nad Wisły. Na „Manhattanie” zamieszkali ludzie, którzy przeprowadzali się ze starych kamienic Śródmieścia. To też wpłynęło na połączenie się różnych sfer. Obecnie podobają mi się działania społeczników ze Starego Fordonu. Widać, że działają tam prężnie, a imprezy, które robią przyciągają ciekawych ludzi. Fordon ożył, to nie jest już sypialnia.

Dla Czytelników MetropoliaBydgoska.pl Sativa przekazała swoją najnowszą płytę. Szczegóły konkursu już wkrótce na portalu!