Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Skażone tereny i skażona polityką dyskusja. Trudna droga do kompromisu w sprawie obszarów pozachemowskich

Dodano: 17.10.2018 | 17:09
Renata Włazik, Bartosz Kownacki

Eryk Dominiczak | e.dominiczak@metropoliabydgoska.pl

Na zdjęciu: Renata Włazik (z lewej) apelowała, aby nie robić kampanii z tematu skażeń na terenach pozachemowskich. Z kolei Bartosz Kownacki (w środku) zapewniał, że instalacje Nitro-Chemu są bezpieczne.

Fot. Eryk Dominiczak

Środowa informacja prezydenta Rafała Bruskiego na temat sytuacji środowiskowej na szeroko pojętych terenach pozachemowskich zamieniła się szybko w polityczny spektakl, gdzie w większości przypadków dowolnie żonglowano argumentami na temat skażeń wynikających z produkcji chemicznej. Zapomniano w tym wszystkim o najważniejszych – o mieszkańcach Łęgnowa.

CZYTAJ RÓWNIEŻ: Trotyl w wodach gruntowych Łęgnowa i na terenach pozachemowskich. Nitro-Chem: To nie jest efekt naszej produkcji

Wprowadzenie do obrad środowego posiedzenia rady miasta informacji o sytuacji na obszarze dawnego Zachemu, jego wpływu na tereny Łęgnowa oraz najnowszego wątku – podnoszonych przez miejską spółkę Chemwik (zależną od bydgoskich wodociągów) skażeń materiałami wybuchowymi, za co ma odpowiadać Nitro-Chem, dodatkowo podniosło temperaturę sesji zwołanej z powodu głosowania nad miejskim programem in vitro. W atmosferze przedwyborczej gorączki merytoryczne aspekty dyskusji zeszły na dalszy plan, ustępując miejsca politycznym potyczkom.

Wpisały się w to zresztą wszystkie strony politycznego sporu. Zaczynając choćby od prezydenta Rafała Bruskiego, który informacje o wynikach badań wskazujących na obecność w wodach gruntowych oraz ściekach przemysłowych TNT (trotylu), DNT (dinitrotoluenu) oraz ich substancji pochodnych, skomentował dopiero w poniedziałek, a więc już po premierze reportażu „Superwizjera” TVN na ten temat. A warto wspomnieć, że wyniki badań przeprowadzonych w kwietniu i czerwcu przez krakowskie akredytowane laboratorium na zlecenie Chemwiku Bruski poznał (podobnie jak prezes MWiK-u Stanisław Drzewiecki) w okolicach połowy września. Co więcej, 21 września między innymi do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Bydgoszczy trafiło zgłoszenie szkody środowiskowej. Dlaczego wcześniej nie poinformowano mieszkańców o rezultatach badań – na razie nie wiadomo.

Prezydent Bruski twierdzi, że uwagi w jego kierunku mają wytworzyć atmosferę, iż to on i jego administracja są odpowiedzialni za aktualną sytuację na obszarze po zlikwidowanym Zachemie. W jego imieniu  dyrektor Wydziału Zintegrowanego Rozwoju Grzegorz Boroń przekonywał, że odpowiedzialność za ochronę środowiska rozkłada się na wiele instytucji, w tym wspomniany RDOŚ, Wojewódzki Inspektorat Ochrony Środowiska (we wtorek rozpoczął na terenie Nitro-Chemu kontrolę) czy – do niedawna – marszałka województwa, którego kompetencje po uchwaleniu nowego Prawa wodnego przejęła spółka Wody Polskie. Boroń wyliczał, że w minionych latach miasto prowadziło badania studni na terenie Łęgnowa, finansując też przyłącza do domów na terenie Łęgnowa-Wsi po tym, jak syndyk masy upadłościowej Zachemu (później przemianowanego na Infrastrukturę Kapuściska) wyłączył ujęcie wody, którym bezpłatnie dostarczano mieszkańcom wodę w latach 1969-2014 (decyzję o tej szczególnej rekompensacie podjęła Wojewódzka Rada Narodowa, wskazując już wówczas na znaczne skażenie terenu z powodu produkcji zachemowskiej).

Tyle że nie rozwiązało to problemu wody wykorzystywanej do celów rolniczych. Nadal w Łęgnowie są do tego wykorzystywane wody podziemne, a te – co wskazano w wielu badaniach, w tym najnowszych – wykonanych przez Akademię Górniczo-Hutniczą – zawierają szkodliwe substancje. Co więcej, do ich listy Chemwik chce dopisać TNT i DNT pochodzące – jak twierdzi – z bieżącej produkcji Nitro-Chemu. Prezentując wyniki badań prezes Drzewiecki wskazywał, że trotyl, jak i DNT znajdują się zarówno w wodach gruntowych, jak i ściekach przemysłowych odprowadzanych przez producenta z sektora zbrojeniowego. Koncentracja zanieczyszczeń następuje w rejonie zakładów, co – jak tłumaczy Drzewiecki – stanowi swoisty „odcisk palca”, że to Nitro-Chem odpowiedzialny jest za zanieczyszczenia wody materiałami wybuchowymi. – Warto dodać, że kilkakrotnie odmówiono nam możliwości przeprowadzenia kontroli w zakładach, chociaż od tego uzależnione jest funkcjonowanie pozwolenia wodnoprawnego. Dla mnie to ewenement – wskazuje prezes Drzewiecki.

Nitro-Chem konsekwentnie odrzuca oskarżenia o zanieczyszczenie wód i odprowadzania niespełniających norm ścieków. Na środowej sesji reprezentujący nieobecnego prezesa Krzysztofa Kozłowskiego rzecznik prasowy Tomasz Zieliński przypominał, że spółka nie znała wcześniej wyników badań, na które powołuje się Chemwik, a ponadto realizuje program ochrony środowiska poprzez funkcjonowanie (od trzech lat) instalacji do stężania najcięższych zanieczyszczeń, a od czerwca tego roku – także podczyszczalni ścieków. Próbowaliśmy ustalić, czy czerwcowe próbki pobrane na potrzeby badań pochodziły już z okresu po uruchomieniu wspomnianej podczyszczalni (czyli po 22 czerwca), ale prezes Drzewiecki odesłał nas do szefa Chemwiku Roberta Marcińczyka. Z nim jak dotąd nie udało nam się porozmawiać.

Pikanterii sprawie dodaje fakt, że Nitro-Chem i Chemwik znajdują się w sporze prawnym. Konkretnie – chodzi o (jak deklaruje Stanisław Drzewiecki) 2,6 miliona złotych, których producent uzbrojenia nie zapłacił za oczyszczenie ścieków w roku 2014. Nitro-Chem zarzuca natomiast miejskiej spółce, że ta zawyżała koszty oczyszczania ścieków. Na szali sporu ma znajdować się znacznie wyższa kwota, szacunkowo nawet 20 mln zł. Przedstawiciele Nitro-Chemu próbują w ostatnich dniach formułować tezę, że prezes Marcińczyk na antenie TVN-u przyznał, że Chemwik nie oczyszcza ich ścieków. Tyle że to nieprawda, bo takie sformułowanie w „Superwizjerze” nie pada. Szef spółki-córki MWiK-u tłumaczy bowiem, że oczyszczalnia, która jej podlega, musi jedynie przepuścić tranzytem, ale nie całe ścieki, ale ich część zawierającą trotyl. Chemwik tłumaczy bowiem, że nie posiada zdolności do oczyszczania ścieków z TNT czy nawet DNT.

Spór natury środowiskowej przenosi się na grunt polityczny, stąd wydaje się niemal niemożliwe, aby w okresie wyborczym komukolwiek zależało na rzetelnym przedstawieniu sprawy. Choć należy przyznać, że prezes Drzewiecki w prezentacji pokazywał głównie mapy, wykresy oraz wartości, a sam – na sugestię o tym, że sprawa z natury ma wymiar „słowo przeciwko słowu” – przekonuje, że prezentuje fakty, z którymi trudno polemizować. My chcieliśmy zapytać przedstawicieli Nitro-Chemu w poniedziałek o kilka aspektów związanych z kontrolami, ale na konferencji prasowej nie przewidziano puli pytań od dziennikarzy. Spółka od kilku dni zasłania się specjalnym profilem działalności i szczególnym znaczeniem dla obronności kraju, choć rzecznik Zieliński zadeklarował, że na pytania mediów Nitro-Chem będzie odpowiadał „w miarę możliwośći”, choć „nie zawsze może to zająć godzinę czy dwie”.

Próby politycznego podgrzania sporu widać było jednak między innymi w pytaniach radnego niezrzeszonego Bogdana Dzakanowskiego, który w trakcie dyskusji zapytał w pierwszej kolejności o składowisko „Zielona”, które nie ma związku z produkcją Nitro-Chemu i jest pozostałością po zakończonej na początku lat 90. XX wieku produkcji fenolu (obecnie należy do prywatnej spółki, która odkupiła je od syndyka upadłego Zachemu), a następnie o składowisko Lisia (znajdujące się również w innym miejscu, gdzie także składowano odpady pozachemowskie). Również po stronie miasta należy dostrzec zaniedbania. Renata Włazik, mieszkanka Łęgnowa, która od wielu miesięcy nagłaśnia sprawę, zauważyła, że w sprawie skażeń z mieszkańcami spotykali się wyłącznie: poseł PiS Piotr Król, wiceprzewodniczący miasta Jan Szopiński (SLD Lewica Razem) oraz radni: Grażyna Szabelska i wspomniany Dzakanowski. Z balkonu sali sesyjnej, zdominowanego w środę przez przedstawicieli związków zawodowych Nitro-Chemu, przypomniano, że miasto nadal wydaje dla tych terenów pozwolenia na budowę. Dyrektor Boroń bronił racji miasta, przypominając, że pod koniec ubiegłego roku wśród mieszkańców kolportowano informację o skażeniach.

Spór pomiędzy miastem (Chemwikiem) a Nitro-Chemem przeniósł się z drugiego piętra ratusza na jego dziedziniec. Wczesnym popołudniem głos w sprawie zabrał były wiceminister obrony narodowej i poseł PiS Bartosz Kownacki, którego asystentem był obecny prezes Nitro-Chemu Krzysztof Kozłowski. Kownacki zaapelował, aby nie wytwarzać wokół zakładów zatrudniających blisko pół tysiąca osób atmosfery niepewności. Zapewniał, że instalacje spółki są bezpieczne, a problem terenów pozachemowskich jest wieloletni i w ten sposób należy na niego patrzeć. Obok niego ze swoim oświadczeniem wystąpiła wspomniana Włazik. „Informuję, że moje działania mają na celu zwrócenie uwagi władz, również władz miasta, na skażenia występujące od wielu lat. Jeszcze raz zwracam się z prośbą o interwencję, a nie – robienie kampanii moim kosztem” – to jego fragment. – Chyba rzeczywiście najlepiej rozmawiać o tym po 4 listopada (termin II tury wyborów na prezydenta Bydgoszczy – dod. red.) – podsumował prezes Drzewiecki, który wspólnie z dyrektorem Boroniem odpowiadali na pytania mediów po wystąpieniu Kownackiego oraz Włazik.

Do tematu wrócimy.