Spór byłych prezesów Polonii w sądzie. Tillinger zapowiedział pozew przeciwko Jerzemu Kanclerzowi
Dodano: 12.02.2019 | 16:38Spór byłych prezesów Polonii trafił na wokandę bydgoskiego Sądu Okręgowego.
Na zdjęciu: Leszek Tillinger (z lewej) poczuł się urażony tekstami, jakie w programach zawodów w 2017 roku były zamieszczane. Skierował wobec Władysława Golloba prywatny akt oskarżenia.
Fot. Szymon Fiałkowski, Stanisław Gazda / archiwum
Blisko dwie godziny trwała kolejna rozprawa w Sądzie Okręgowym w Bydgoszczy w sprawie dotyczącej sporu między byłymi prezesami bydgoskiej Polonii: Leszkiem Tillingerem i Władysławem Gollobem.
Przypomnijmy, że spór dotyczy tekstów, jakie Gollob opublikował w programach zawodów w 2017 roku, w których w mocnych słowach krytykował działania poprzedniego sternika Polonii. Ten poczuł się urażony i skierował wobec seniora rodu Gollobów prywatny akt oskarżenia. W głównej mierze chodziło o tekst „Miałem sen”, jaki został zamieszczony w jednym z programów podczas jednego z pojedynków na stadionie przy ul. Sportowej 2.
We wtorek zeznawał obecny prezes i właściciel klubu Jerzy Kanclerz. Przed wejściem na salę rozpraw, przywitał się z Leszkiem Tillingerem, ale obaj panowie nie zamienili ze sobą ani słowa. Sam Gollob w sądzie nie był dzisiaj obecny, bowiem – jak poinformował jego pełnomocnik adw. Jakub Meisner – wczoraj przeszedł zabieg kardiologiczny w jednym z bydgoskich szpitali i do końca przyszłego miesiąca będzie musiał odpoczywać.
Zobacz również:
Tomasz Gollob wraca do Polonii! Klub ma też tytularnego sponsora
Jako pierwszy słuchany przez sąd był Tillinger. Opowiadał przed sądem niemal całą swoją historię działalności w klubie. – Od czasu, gdy usłyszałem o tych tekstach, podupadłem na zdrowiu i leczę się – mówił. – Co pana najbardziej zabolało? – pytała prowadząca rozprawę sędzia Ewa Gatz-Rumelowska. – Uderzyło mnie to, że ludzie będą na mnie patrzeć na ulicy, jeżeli uwierzą w to, co jest tam napisane – odpowiedział były prezes żużlowej Polonii. Tłumaczył, że poczuł się oskarżony o to, że wyłudzał miliony złotych z miejskiej kasy i podpisywał milionowe kontrakty z zawodnikami, a następnie ci mieli mu dawać pieniądze pod stołem. Sam Tillinger potem przyznał, że raczej nie widzi szansy na polubowne zakończenie tej sprawy, co na poprzedniej rozprawie sugerował Władysław Gollob.
– Dla mnie Leszek Tillinger będzie osobą publiczną, udziela wypowiedzi w mediach i działał w klubie – mówił Jerzy Kanclerz. Obecny prezes i właściciel Polonii zeznawał w tej sprawie w charakterze świadka. Przyznał, że błędem było to, że przy organizacji Grand Prix w 2014 roku zadecydowano się na montaż tzw. mobilnej trybuny. – Naliczyłem na niej dziewiętnastu kibiców – mówił. Kanclerz przyznał, że chyli czoła przed Tillingerem za to, że w 2008 roku w szybki sposób namówił organizatorów cyklu Grand Prix do tego, by finałową rundę cyklu zorganizowali w Bydgoszczy po tym, jak z kalendarza wypadło niemieckie Gelsenkirchen. Dodał, że w 2014 roku Tillinger był zastępcą dyrektora komitetu organizacyjnego Grand Prix i Drużynowego Pucharu Świata, a ta pierwsza impreza była deficytowa i przyniosła stratę w wysokości ok. 350 tys. zł, które klub musi spłacać do dnia dzisiejszego, choć – jak zaznaczył – toczy rozmowy z przedstawicielami BSI, by tę kwotę nieco zmniejszyć.
Kanclerz w sądzie opowiadał również o zakulisowych negocjacjach dotyczących rozliczeń finansowych między szefami klubów i zawodnikami. – Wiem, że tak to funkcjonuje, ale nie potrafię tego udowodnić – dodawał. Te słowa uraziły Tillingera, który chwilę potem zapowiedział, że skieruje również pozew przeciwko Kanclerzowi, ale potem się wstrzymał. Sędzia udostępni obu stronom nagranie wideo z posiedzenia sądu, na którym padają te słowa, tak aby można było dokładnie i precyzyjnie odczytać wypowiedź Jerzego Kanclerza.
Wiadomo za to, że kolejna rozprawa w tej sprawie została odroczona do 23 kwietnia. Wówczas przesłuchany ma być były prezes żużlowego klubu.