Wojciech Jurkiewicz: Wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze [STUDIO METROPOLIA]
Dodano: 26.01.2018 | 07:00Na pewno jest żal kończyć karierę, bo siatkówka stanowi ogromną część mojego życia, a nadal uwielbiam grać - mówi Wojciech Jurkiewicz.
Na zdjęciu: Wojciech Jurkiewicz przymierza się do zakończenia kariery.
Fot. Stanisław Gazda
Wojciech Jurkiewicz bierze rozbrat z siatkarskim parkietem. W Studio Metropolia wspomina swoją karierę, dziewięć sezonów gry w Bydgoszczy i – choć częściowo – odpowiada na pytanie o swoje plany na przyszłość.
Szymon Fiałkowski: Po sezonie kończysz sportową karierę. Nie jest żal schodzić z parkietu?
Wojciech Jurkiewicz (kapitan Łuczniczki Bydgoszcz): Na pewno jest żal kończyć karierę, bo siatkówka stanowi ogromną część mojego życia, a nadal uwielbiam grać. Nie można jednak tego tematu ciągnąć w nieskończoność. Już w zeszłym sezonie borykałem się z tym tematem, ale zdecydowałem, że jeszcze jeden sezon będę w stanie rywalizować z młodzieżą, bo do gry już wchodzą coraz młodzi gracze. Żona często się śmieje, bo gdy mnie ogląda na boisku, to nie poznaje tego Wojtka, bo w domu aktywności fizyczne są mi obce. Ja na boisku, a ja w życiu codziennym to dwie różne osoby.
ZOBACZ WSZYSTKIE WYWIADY Z CYKLU STUDIO METROPOLIA
– Przewidywałeś, że tak dużo czasu (obecny sezon jest dziewiątym dla Jurkiewicza w Łuczniczce – red.) będziesz grał właśnie w Bydgoszczy?
– Nie, ale nie jestem typem zawodnika, który w klubie grałby jeden sezon. To były przygody dwu-, trzy-, czteroletnie. Po czterech sezonach spędzonych w Bydgoszczy wraz z żoną podjęliśmy decyzję, że na tyle dobrze się tutaj czujemy, że czas zakotwiczyć w jednym miejscu i wybraliśmy Bydgoszcz, z czego jesteśmy zadowoleni. Trzymam się tego i to właśnie tutaj zakończę swoją karierę siatkarską.
– Przez dziewięć sezonów gry w Bydgoszczy, miałeś okazję współpracować z szóstką trenerów: czterema polskimi (Waldemar Wspaniały, Piotr Makowski, Marian Kardas i obecnie Jakub Bednaruk) oraz dwoma zagranicznymi (Vital Heynen, Dragan Mihailović). Jak oceniasz pracę tych trenerów? Jaka była różnica w pracy szkoleniowców, zwłaszcza podczas treningów?
– Każdy trener ma swoją koncepcję na prowadzenie zespołu. Pamiętajmy też, że trener Marian Kardas, jak i Dragan Mihailović prowadzili nas tylko przez pewien czas. Zebrałem bardzo dużo doświadczeń od wszystkich trenerów, z którymi pracowałem. Najbardziej ekscentrycznym czy też oryginalnym trenerem był Heynen, którego metody były dość rewolucyjne, ale wchłonęły się w obraz polskiej siatkówki. To była największa różnica, ale teraz pod wodzą Jakuba Bednaruka mieliśmy bardzo intensywny okres przygotowawczy. Niedoskonałości trzeba nadrobić pracą i zawsze tak postępowałem.
– Coraz częściej pojawiają się informacje, że Vital Heynen ma zostać trenerem kadry siatkarzy. Uważasz, że to dobry wybór?
– O tym decydują włodarze polskiej siatkówki, ale było głośno na początku o tym, że tę kadrę ma poprowadzić tylko polski trener. Ja myślę, że Vital Heynen to dobra postać i dobry kandydat, zna polskie realia. Jest bardzo niekonwencjonalnym trenerem i można będzie się spodziewać wielu ciekawych rozwiązań. Jeśli zostanie trenerem kadry siatkarzy, to będę trzymał bardzo mocno kciuki za całą polską siatkówkę.
– W sezonie 2013/2014 zajęliście czwarte miejsce w PlusLidze, dzięki czemu występowaliście w europejskich pucharach. Dla Ciebie sportowo w Bydgoszczy to najważniejsze osiągnięcie?
– Tutaj na pewno tak, to był nasz najlepszy sezon dotychczas – tak klubowo, jak i dla mnie. Ale też był duży niedosyt, bo po wygraniu fazy zasadniczej, apetyty na medal były duże. Wówczas mieliśmy znakomity okres, ale nie przełożyło się to na utrzymanie trzonu kadry, bo niektórzy zmienili kluby, poszli do mocniejszych zespołów. Ten sukces nie odbił się pozytywnie i zaczął się powoli gorszy okres. Chociaż w sezonie 2014/2015 pod wodzą Vitala Heynena potrafiliśmy zaskoczyć pozytywnie i po dwumeczu z ZAKSĄ zajęliśmy piąte miejsce.
– Wpływ na to, co dzieje się w zespole, ma to, że zespół jest budowany od podstaw?
– To jest pokłosie tego, co się stało po sezonie 2013/2014. Kiedy przychodziłem do Bydgoszczy, również spora część składu została zmieniona. Wówczas ta drużyna z dolnych rejonów ligowej tabeli miała dużo większe aspiracje (sezon 2009/2010 – red.), ale nie wyszło to tak, jak byśmy oczekiwali (bydgoski klub zakończył wówczas rywalizację w lidze na szóstym miejscu – dop. red.) i jak był budowany zespół. Od kilku lat jest wietrzenie szatni i szukamy transferów. Tutaj jest tak, że szukamy tego złotego środka, ale pamiętajmy, że to ma też podłoże ekonomiczne. Były problemy ze sponsorami, a drużyna jest co roku budowana na miarę możliwości.
– Walczycie w dolnych rejonach ligowej tabeli. Zabolała mocno ubiegłotygodniowa porażka 1:3 w wyjazdowym meczu z MKS-em Będzin? Luty to będzie miesiąc prawdy dla zespołu?
– Na pewno zabolała, ale nie rozdzieramy szat i walczymy dalej. To nie jest koniec, bo przed nami jeszcze pół sezonu gry. Niekoniecznie luty będzie miesiącem prawdy, ale to równie dobrze mogą być kolejne miesiące prawdy, czy się utrzymamy. Nasza sytuacja nie jest różowa i wszyscy sobie z tego doskonale zdajemy sprawę. Wydawało się, że jesteśmy na dobrej drodze, nasza gra wyglądała dobrze. Jechaliśmy do Będzina z wiarą, że jesteśmy w stanie się zrewanżować MKS-owi za porażkę z pierwszego meczu. Walczyliśmy do końca, ale bez happy-endu. Bez względu na to, jaka będzie nasza sytuacja, będziemy walczyć do ostatniej piłki.
– Masz już jakieś plany na to, co będziesz robił po zakończeniu sportowej kariery?
– Nigdy nie mów nigdy. Nie widziałem siebie nigdy w roli trenera lub asystenta, więc to ma w tej chwili najmniejsze szanse na powodzenie. Na razie skupiam się na grze w Łuczniczce, na dokończeniu tego sezonu, a później poważnie się zastanowię. Po pozostaniu w Bydgoszczy żona założyła firmę, pracuje w branży nieruchomości i tam też jest dużo do zrobienia. Są również inne plany, ale będę nad nimi się zastanawiał bliżej końca kwietnia lub w maju.
– Schodzisz z siatkarskiego parkietu w poczuciu spełnienia się w grze? Jesteś zadowolony z tej kariery, czy też jest myśl, że jeszcze coś więcej można było z tej kariery wyciągnąć więcej?
– Nie zastanawiałem się nad tym mocno, ale na pewno jestem zadowolony z tego, co osiągnąłem. Ambicje na pewno były większe, można było mocniej pokazać się w reprezentacji. Tak jak zupełnie przez przypadek zaczęła się moja przygoda z siatkówką, tak mogę teraz powiedzieć – jestem człowiekiem szczęśliwym i spełnionym. Chcę powiedzieć dziękuję po ostatnim meczu ligowym, a nie w sytuacji, w której przydarzyłaby mi się kontuzja. Cieszę się z każdego dnia spędzonego na boisku, bo już wiem, że tych dni będzie coraz mniej.