Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Żyjemy już w innym świecie [FELIETON RADOSŁAWA SIKORSKIEGO]

Dodano: 11.03.2022 | 13:16

Na zdjęciu: Radosław Sikorski pełni funkcję europosła od 2019 roku.

Fot. nadesłane

Szanowni Państwo!

Historia dramatycznie przyspieszyła. Nie wiemy, jakie będą długofalowe skutki rosyjskiej agresji na Ukrainę, ale jedno wiemy na pewno – tydzień po rozpoczęciu wojny żyjemy już w innym świecie.

Unia Europejska finansuje zakup broni dla ukraińskich wojsk, pomoc militarną przesyłają też poszczególne kraje, w tym Niemcy, co jeszcze kilka dni temu było politycznym science-fiction. Zakres sankcji nałożonych na Rosję przez państwa szeroko rozumianego Zachodu jest bezprecedensowy. Z kraju wycofują się największe koncerny, rosyjscy sportowcy są wykluczani z zawodów, a rosyjskim związkom sportowym odbiera się prawa organizacji imprez. Bezpieczni nie są też kremlowscy oligarchowie – prezydent Stanów Zjednoczonych w najważniejszym przemówieniu w roku, orędziu o stanie państwa, zapowiedział prześwietlenie ich majątków w USA, a Francja i Niemcy już poinformowały o zajęciu dwóch jachtów, z których każdy wart jest setki milionów dolarów. Wymiana handlowa z Rosją została dramatycznie ograniczona, rosyjskie samoloty nie mogą latać nad prawie całą Europą i Ameryką Północną, a Rosjanie zostali odcięci od najpopularniejszych systemów płatności bezgotówkowych.

Ale chyba najważniejsze – i przyznam zaskakujące nawet dla mnie – jest objęcie sankcjami rosyjskiego banku centralnego. Dlaczego to tak istotne? W ramach przygotowań do możliwego konfliktu Władimir Putin zgromadził ponad 600 miliardów dolarów rezerw finansowych w złocie i obcych walutach. Ta poduszka finansowa pozwoliłaby długo niwelować negatywny wpływ wojny na gospodarkę. Ale objęcie sankcjami banku centralnego oznacza, że do większości tych środków Kreml nie ma dziś dostępu.

Na czym polegają sankcje? W przeszłości rezerwy banku centralnego przechowywano w złocie oraz obligacjach innych banków centralnych i rządów. Dziś fizycznych obligacji już nie ma. Banki centralne dysponujące rezerwami w obcej walucie mają konta w bankach centralnych tych państw, które emitują daną walutę. Rezerwy, na przykład w funtach, to obecnie zapis na koncie w Banku Anglii, w dolarach – zapis na koncie w Federal Reserve itd. Takie zapisy Rosja nadal ma, ale w wyniku sankcji nie może z nich skorzystać.

Skutek? Zgromadzone środki są znacznie mniejsze niż przewidywał Putin. Tygodnik „The Economist” podaje, że w czerwcu 2021 roku „około 7 proc. rosyjskich rezerw w obcych walutach było przechowywanych w USA, 12 proc. we Francji, 10 proc. w Niemczech i 10 proc. w Japonii. Jeśli założymy, że obecnie proporcje są takie same, sankcjom może podlegać około 400 miliardów dolarów z funduszu wojennego Putina”.

Tymczasem rubel szybko traci na wartości, a w związku z odcięciem kraju od sieci płatniczych Mastercard i Visa dramatycznie rośnie zapotrzebowanie na gotówkę. To już jest kryzys finansowy, który wkrótce stanie się kryzysem gospodarczym. Niewiadomą pozostaje, jak zareagują zwykli Rosjanie – czy uznają, że wojna z bratnim narodem jest warta ruiny państwa i zerwania relacji z Zachodem?

***

Rosja przez lata była de facto pasożytem na systemie zachodnim. Wielu polityków na Zachodzie nie chciało przyjąć do wiadomości, że Władimir Putin jest naszym wrogiem. Powszechnie uznawano go za pozera, kogoś, kto od czasu do czasu pokrzyczy, ale jest na tyle racjonalny, by dało się z nim robić interesy. Ostatnie kilka dni doszczętnie zrujnowały ten obraz. Zachód zdjął więc rękawiczki i okazało się, że – mimo pogardy ze strony Kremla – demokracje liberalne mają narzędzia zdolne poważnie zaszkodzić rosyjskiej „twierdzy gospodarczej”, którą chciał zbudować Putin.

W zachodnich mediach pojawiają się więc analizy mówiące, że rosyjski prezydent osiągnął cele dokładnie przeciwne od zamierzonych. Zamiast rozbić Unię Europejską, doprowadził do jej zjednoczenia przeciw rosyjskiej agresji; zamiast osłabić NATO i odepchnąć od swoich granic, tylko wzmocnił determinację do obrony państw naszego regionu; zamiast pokazać słabość Stanów Zjednoczonych, pozwolił im odbudować prestiż po fatalnie przeprowadzonym wycofaniu żołnierzy z Afganistanu. Jest w tych analizach wiele racji. Ale przestrzegam przed huraoptymizmem.

Przede wszystkim wojna w Ukrainie może potrwać jeszcze długo, a jej koszty wkrótce odczują także mieszkańcy Zachodu – w postaci wyższych cen czy konieczności zaopiekowania się setkami tysięcy uchodźców, którzy zostaną z nami na dłużej. Z czasem coraz głośniejsze mogą stać się wezwania do szukania porozumienia z Rosją i „zatrzymania wojny”.

Należy więc nieustannie przypominać, że jedynym sposobem na zatrzymanie wojny jest zatrzymanie Putina. A pomoc uchodźcom to niewiele w porównaniu z ofiarą, jaką ponoszą Ukraińcy. Z kolei przed wzrostem cen i szantażem energetycznym najlepiej zabezpieczy nas nie uleganie żądaniom Kremla, lecz unia gazowa, która pozwoli na wspólne, europejskie negocjacje z Rosją prowadzone z pozycji siły, nie petenta.

To nie koniec zagrożeń. Obecnie dominują komentarze wychwalające decyzję kanclerza Niemiec, Olafa Scholza, o wysłaniu broni Ukraińcom, przeznaczenia na Bundeswehrę dodatkowych 100 miliardów euro i natychmiastowego zwiększenia wydatków na zbrojenia do 2 proc. niemieckiego PKB. Podzielam te opinie. Sam wielokrotnie wzywałem Niemcy do wzięcia większej odpowiedzialności za wspólną Europę. Obawiam się jednak, że już wkrótce pojawią się ostrzeżenia – a z pewnością tak będzie w Polsce – przed nawrotem niemieckiego militaryzmu. Aby do tego nie dopuścić musimy zrobić wszystko, żeby wzrost niemieckiej potęgi zrównoważyć wpływami instytucji europejskich. Bo, wbrew twierdzeniom eurofobów, Unia Europejska nie służy zwiększaniu niemieckich wpływów. Silna Unia Europejska oznacza okiełznanie potęgi Niemiec w ramach europejskich procedur tak, aby nadal były bezpieczne dla Europy, dla swoich sąsiadów i dla samych siebie.

***

Donald Tusk mówił ostatnio, że „na naszych oczach zmienia się cała architektura świata”. Także od Polski zależy, jaki kierunek przyjmie ta zmiana, czy doprowadzi do trwałego pogłębienia europejskiej współpracy i gdzie w nowej rzeczywistości znajdzie się nasz kraj. Tydzień wojny pokazał, jak słuszne były działania wszystkich tych polskich polityków – prezydentów, premierów, ministrów – dążących do jak najściślejszego związania Polski z instytucjami państw Zachodu. I jak bardzo błądzą ci, którzy jeszcze niedawno chcieli dyskutować o polexicie.

W sytuacji tak poważnego zagrożenia mądrzy przywódcy jednoczą siły. Głupcy szukają krótkoterminowych zysków, jakiegoś „politycznego złota”.


Artykuły Radosława Sikorskiego ukazują się na MetropoliaBydgoska.PL w ramach działu OPINIE I FELIETONY.