Zdjęcia: Szymon Fiałkowski
Amerykański mistrz świata na żużlu? Młodsi kibice od razu odpowiedzą: Greg Hancock! Czterokrotny czempion przez rok jeździł w Polonii Bydgoszcz, ale akurat tego epizodu ani on, ani klub nie wspominają najlepiej. Myśląc „Amerykanin w Polonii” zdecydowanie lepiej cofnąć się do początku lat 90. Wtedy z Gryfem na plastronie jeździł Sam Ermolenko.
Czas transformacji ustrojowej przyniósł wielkie zmiany w polskiej lidze żużlowej, w której zaczęli startować obcokrajowcy ze światowej czołówki. Pierwszym był w 1990 roku Hans Nielsen. W 1991 roku dołączyli kolejni. Polonia zaczęła od mariażu ze Szwedami, lecz młodzi i zdolni Tony Rickardsson i Peter Karlsson nie poprowadzili klubu do długo wyczekiwanego mistrzostwa.
Jak gwiazda rocka
Rok później koncepcja uległa zmianie, a do drużyny dołączył m.in. Sam Ermolenko. – Pamiętam, jak trafiłem do Bydgoszczy. Samo wymówienie nazwy miasta było trudne – śmiał się Amerykanin podczas wizyty w naszym mieście przy okazji wrześniowego turnieju Tauron SEC.
Ermolenko przed podpisaniem kontraktu w Polonii odwiedził kilka klubów. W Bydgoszczy został gorąco przywitany. – Poczułem się jak gwiazda rocka. Dzisiaj jest to dla mnie sentymentalna podróż. Odwiedziłem znane mi miejsca. Wiele się zmieniło, ale tor i atmosfera są te same – mówił Amerykanin.
Niewiele brakowało, a Ermolenko nie tylko nie trafiłby do Polonii, ale nawet nie zostałby żużlowcem. W 1976 roku miał wypadek na motocyklu. Przeszedł wiele operacji i zdołał wrócić do ścigania na motocyklach. Prawą nogę miał już jednak trochę krótszą od lewej. Kilkanaście lat później lekarze wpakowali mu tam jeszcze 25 śrub, gdy po upadku na długim torze doznał wielokrotnego złamania.
Ermolenko zaczął karierę żużlową – z dzisiejszej perspektywy – dość późno, bo jako 19-latek. Gdy przychodził do Polonii, był już dwukrotnym brązowym medalistą Indywidualnych Mistrzostw Świata. Na złoto czas miał dopiero nadejść. Najpierw wraz z bydgoską drużyną sięgnął po prymat w polskiej lidze.
Mistrzostwo w Gdańsku
Rzeczywistość rozgrywek ligowych była w 1992 roku nieco inna. Kadry były dużo szersze niż obecnie, a wielu obcokrajowców startowało tylko w części spotkań. Akurat Ermolenko występował w Polonii dość często. W tamtym sezonie pojechał w 15 spotkaniach, w których zanotował średnią 2,548.
Wystąpił między innymi w przedostatniej kolejce w Gdańsku, gdzie Polonia zapewniła sobie tytuł mistrzowski. Wybrzeże spadało wtedy z ligi i trener Zenon Plech wystawił odmłodzony skład. Prowadzący Polonię Władysław Gollob nie zamierzał jednak ryzykować i powołał najmocniejszą kadrę. W obecności 4 tysięcy kibiców Ermolenko zdobył 7 punktów w 3 startach, Polonia wygrała 72:18 i cieszyła się z pierwszego po 21 latach zwycięstwa w lidze.
Zgodnie z ówczesną tradycją zawodnicy Wybrzeża po wygranych meczach robili rundę honorową na ciągniku. Tym razem na maszynie zasiedli bydgoszczanie. Podczas niedawnej wizyty w Bydgoszczy Ermolenko został zapytany, czy pamięta świętowanie tytułu. – Gdybym pamiętał, to znaczyłoby, że nie była to dobra impreza – odpowiedział ze śmiechem.
Jedyny taki
W 1993 roku Polonii nie udało się obronić mistrzostwa. Rozpoczynał się trzyletni okres panowania Sparty Wrocław, a bydgoszczanom przypadło srebro. Ermolenko w tamtym sezonie rzadziej startował w Polsce – pojawił się 7 razy, uzyskując kosmiczną średnią 2,886. W 35 biegach aż 29 razy był pierwszy, 2 razy drugi za swoim kolegą z pary i 4 razy drugi za rywalem. Ani razu nie przyjechał trzeci lub czwarty.
Statystyki były imponujące, ale przecież mówiliśmy o najlepszym zawodniku świata. Oficjalnie najlepszym, bo tamtego roku w Pocking Amerykanin stanął na najwyższym stopniu podium.
– Postanowiłem wówczas przygotować się nieco inaczej niż do poprzednich finałów. Odseparowałem się. Rok wcześniej we Wrocławiu odniosłem takie wrażenie, że ludzie rządzący światowym żużlem nie do końca szanują zawodników. Zacząć lać deszcz, a oni po prostu włączyli czas 2 minut i nie zastanawiali się, co myślimy o warunkach. Uznałem, że może nie trzeba się aż tak spinać – wspomina Ermolenko.
W 1993 roku został wtedy pierwszym i jak dotąd jedynym mistrzem świata, który w momencie zdobywania tytułu był zawodnikiem Polonii. – To był wyjątkowy czas. Z perspektywy tych trzech dekad jeszcze bardziej doceniam to, co się działo. Wtedy aż tak o tym nie myślałem. Byłem skoncentrowany na kolejnych występach – opowiada Ermolenko, który w tym roku odwiedził nie tylko Bydgoszcz, ale też Pocking, gdzie świętowano 75-lecie speedwaya w tym mieście.
Świetny czas Amerykanów
Gdy Ermolenko zdobywał tytuł, akurat dobiegała końca złota era Duńczyków. Później Hans Nielsen zdobył już tylko jeden tytuł, w 1995 roku. Wtedy właśnie swój czwarty i ostatni krążek IMŚ zanotował Ermolenko, plasując się na trzecim miejscu w nowo powstałym cyklu Grand Prix.
To właśnie pojedynki z Nielsenem Amerykanin wspomina szczególnie. – To była twarda rywalizacja, ale bardzo w porządku. Hans był oczywiście lepszy, ale ja chciałem go pokonać i dzięki temu rozwijałem się jako zawodnik – tłumaczy.
Rok później zajął 9. miejsce i na zawsze pożegnał się z rywalizacją o tytuł najlepszego na świecie. Prym wiedli jego rodacy – Billy Hamill (złoty w 1996) i Greg Hancock (najlepszy w 1997).
Z Gollobem i przeciw niemu
Ermolenko, rocznik 1960, zbliżał się już wtedy do czterdziestki. W Polonii ostatni raz jeździł w sezonie 1994. Trudno sobie to wyobrazić, ale bydgoszczanie ze świetnie dysponowanymi Tomaszem Gollobem (2,604), Samem Ermolenko (2,508) i Jackiem Gollobem (2,247) zajęli w lidze dopiero 8 miejsce na 10 zespołów.
W kolejnym sezonie Amerykanin przeniósł się do jeżdżącej poziom niżej Łodzi. W Bydgoszczy był różnie wspominany. Niektórzy wypominali, że miał być jednym z głównych prowodyrów „antygollobowej” koalicji, jaka miała funkcjonować w połowie lat 90 wśród żużlowców światowej czołówki.
Po odejściu z Polonii w Ekstralidze pojawił się jeszcze tylko w dwóch meczach – w 1997 roku w barwach Włókniarza Częstochowa. Wyszło średnio, bo rok po zdobyciu mistrzostwa Lwy spadły z ligi.
Dla Ermolenki powrót do Polski zawsze jest wyjątkowy, bo jego rodzina ze strony ojca pochodzi z tej części Europy. Tutaj też Amerykanin może zobaczyć żużel na najwyższym poziomie, bo w jego kraju dyscyplina od lat przeżywa kryzys.
– Struktura tego sportu w Ameryce jest zupełnie inna niż w Europie. Nie ma takiej infrastruktury i tradycji jak w Polsce. Tutaj znacie historię zawodników i klubów. W Stanach tego nie ma i to jest duży problem. Jakąś nadzieją jest rozwój social mediów. Łatwiej dotrzeć do młodych ludzi, którzy zajrzą w telefon i zobaczą speedway – kończy Ermolenko.
- Wypadek na trasie S5. Droga jest zablokowana w obu kierunkach - 26 września 2025
- Wypadek na trasie Bydgoszcz – Koronowo. Były utrudnienia - 26 września 2025
- Trzech liderów Stali Gorzów to za mało. Tak Polonia jechała po złoto w 1992 - 26 września 2025