Adrianna Sułek: Moim celem jest start na olimpiadzie. Powalczę o to [STUDIO METROPOLIA]
Dodano: 27.07.2018 | 06:00Rozmawiał Szymon Fiałkowski | s.fialkowski@metropoliabydgoska.pl
Na zdjęciu: Adrianna Sułek w Tampere sięgnęła po brązowy medal mistrzostw świata w siedmioboju.
Fot. Stanisław Gazda
Urodzona w 1999 roku lekkoatletka Zawiszy niedawno osiągnęła życiowy sukces, sięgając w fińskim Tampere po brązowy medal mistrzostw globu w siedmioboju. W cyklu Studio Metropolia rozmawiamy z Adrianną Sułek.
Swoją przygodę ze sportem zaczynała od gry w siatkówkę. W Zawiszy trenuje pod okiem Wiesława Czapiewskiego. Jest multimedalistką mistrzostw Polski juniorów – sięgała między innymi w tym roku po złoto w pięcioboju (w hali) w Toruniu oraz w siedmioboju (na stadionie) w Suwałkach. Na tych ostatnich zawodach wynikiem 5901 punktów pobiła rekord Polski do lat 20, który poprawiła w połowie lipca w Tampere (5939 pkt.) i wywalczyła brązowy medal.
Szymon Fiałkowski: Gratulujemy zdobycia medalu mistrzostw świata w Tampere, choć mało brakowało, a z Finlandii wróciłabyś bez medalu, gdzie pobiłaś trzy rekordy życiowe.
Adrianna Sułek (lekkoatletka Zawiszy Bydgoszcz): Dziękuję za gratulacje. Ten medal kosztował mnie bardzo dużo wysiłku psychicznego. Skok wzwyż to była nieplanowana porażka. Nie liczyliśmy na pokonanie wysokości 1.80 m, bo w ostatnim czasie praktycznie w ogóle nie robiłam treningu pod tę konkurencję. Liczyłam, że scenariusz będzie podobny jak podczas mistrzostw kraju w Suwałkach, gdzie na początku na rozgrzewce było źle, ale w konkursie już było lepiej. W Tampere tak dobrze nie było. Nie wiem czego zabrakło.
Kto bardziej po tej rywalizacji się denerwował: ty czy trener Czapiewski?
Nikt. Po skoku wzwyż potrzebowaliśmy ochłonąć i ja musiałam też się wypłakać. Marzyłam o złotym medalu, bo taki był mój cel przed zawodami, a po tej konkurencji on poszedł w niepamięć. Liczyłam na przekroczenie granicy sześciu tysięcy punktów. Wiedziałam też, że po skoku wzwyż nie włączę się do walki o srebrny medal.
W Tampere po złoty medal sięgnęła Brytyjka Niamh Emerson, a srebro wywalczyła Austriaczka Sarah Lagger. Rzeczywiście obie zawodniczki aż tak mocno zdominowały rywalizację?
Gdyby nie konkurs skoku wzwyż, to śmiało mogę powiedzieć, że bym z nimi rywalizowała. Zakładałam z trenerem, że uda się pokonać granicę 6200-6300 pkt. Na moje szczęście dobrze, że nie wystartowała Alina Skuch. Było mówione, że to będzie najwyższy poziom w historii siedmioboju juniorek. Uzyskany przeze mnie wynik 5939 punktów to rekord kraju. Moje ambicje nie są spełnione, ale cieszę się z tego brązu, to mój pierwszy medal na międzynarodowej imprezie. Na poprzednich zawodach właśnie po rzucie oszczepem moja walka o medale się kończyła. Moje ambicje w tym sezonie nie są spełnione.
Przed kończącym zmagania biegu na 800 metrów nad Tampere spadła ulewa. Jak wspominasz ten bieg?
Miałam w nim kontrolę, wiedziałam że ten dystans to mój atut. Emerson i Lagger wiedziały o tym. Musiałam skupić się na Kubance i Austriaczce. Kiedy dowiedziałam się, że mam medal, to popłakałam się ze szczęścia. Trzeba było pokonać rywalki o przeszło dziesięć sekund, co było ciężkie.
Siedmiobój – siedem konkurencji, dwa dni zmagań. Jest taka konkurencja, której w tych zmaganiach nie lubisz?
Nie ma takiej. Cały czas sporo „psikusa” sprawia mi rzut oszczepem, ale rekord życiowy, który uzyskałam w Tampere (39,35 m – przyp. red.) nadal nie jest dla mnie zadowalający. Dziewczyny rzucają znacznie dalej, ale mam nadzieję, że niebawem je dogonię.
To jest dobre, że pierwszego dnia są cztery konkurencje. Po tym pierwszym dniu budzimy się zmęczone, inne zakwaszone i ciężko się zmobilizować do dynamicznej rozgrzewki w skoku w dal. Z dziewczynami nie możemy się nie lubić, spędzając czas tak w upale, czy w deszczu.
Wspomniałaś o tej granicy 6000 punktów. Wiesz, że to było minimum Polskiego Związku Lekkiej Atletyki na sierpniowe mistrzostwa Europy w Berlinie, a twoje nazwisko było wymieniane w kontekście startu w Niemczech.
Najważniejsze jest jednak wypełnienie minimum europejskich federacji. Nasza federacja je mocno śrubuje, by nasi zawodnicy byli jak najwyżej. Rzeczywiście, PZLA rozważała zabranie mnie do Berlina, jednak dzisiaj (wywiad przeprowadzony w środę – red.) trener podjął decyzję, że nie startuję w Niemczech. Chciałam na pewno, może za rok będę musiała pokazać, że jestem gotowa na pokonanie granicy 6000 punktów.
Jest żal, że nie pojedziesz do Berlina na mistrzostwa?
Na pewno jest żal, do końca się nie pogodziłam jeszcze z tą decyzją. Ufam, że trener podjął właściwą decyzję i że ona wyjdzie na korzyść dla nas obu.
Skąd u ciebie zrodziła się miłość do królowej sportu?
Nauczyciele wychowania fizycznego zaszczepili do mnie miłość do lekkiej atletyki. Zauważyli, że mam predyspozycje szybkościowe, czy nawet do rzutów. Poza tym, że zabierali nas na mecze siatkówki i turnieje lekkoatletyczne pokazywali, że te zmagania są ciekawe. I tak się stało, że pokierowali tym, że trafiłam do Zawiszy i pod opiekę najlepszego fachowca w kraju – trenera Wiesława Czapiewskiego.
Jak oceniasz współpracę z trenerem Czapiewskim?
To mój wymarzony szkoleniowiec i śmiało mogę powiedzieć, że nie ma w Polsce lepszego fachowca. Mam nadzieję, że przed nami długa i owocna kariera. Mamy jasno postawione cele wobec siebie, wzajemnie się rozumiemy.
Kilka dni po brązowym medalu w Tampere, wystartowałaś także w mistrzostwach Polski w Lublinie. Jak oceniasz ten start?
W biegu płotkarskim poprawiłam rekord życiowy, ale ze względu na zbyt silny wiatr te wyniki nie mogą być uznane (rywalizację ukończyła na czwartej pozycji – dop. red). Byłam mocno zmęczona, ale chciałam zmierzyć się z najlepszymi zawodniczkami, którzy są w bardzo wysokiej formie. Startowałam także w skoku w dal, lecz cztery z sześciu skoków miałam nieuznane, minimalnie, ale jednak przekraczałam belkę. Uzyskałam wynik 6.05 m i cieszę się, że kilka razy ta granica została przeze mnie przekroczona.
Byłam zmęczona, ale cieszę się z tego startu, bo chcę się mierzyć z najlepszymi lekkoatletami.
Jaki masz sposób motywacji przed startem?
Dzień przed zawodami nie powinnam przebywać w środowisku sportowym, a raczej się wyłączyć. Przed samym startem staram się skupiać na najważniejszych elementach w danej konkurencji. W biegu płotkarskim muszę być skupiona na pierwszych krokach. Najwięcej czasu muszę poświęć na technicznych konkurencjach: rzucie oszczepem i pchnięciu kulą. Tutaj zamiast szybkości wymagana jest dokładność.
WIĘCEJ WYWIADÓW Z CYKLU STUDIO METROPOLIA
Jakie masz najbliższe plany startowe na ten sezon?
W piątek wystartuję w biegu na 200 metrów podczas Memoriału Sidły w Sopocie. Liczę, że w mocnej obsadzie, bo na starcie pojawi się m.in. Patrycja Wyciszkiewicz, uda mi się poprawić rekord życiowy, bo mój wynik 23.96 sek. nie jest wyśrubowany w tym sezonie. Start w Sopocie będzie ostatnim przed sezonem halowym.
Zaczynają się już też powoli przymiarki pod starty w sezonie halowym?
Ze względu na sezon halowy zrezygnowaliśmy ze startu w Berlinie. Gdybyśmy wystartowali w mistrzostwach Europy, to opóźniłoby się też przygotowania i leczenie mojej nogi przed halową częścią sezonu. Na hali nie ma oszczepu, który płatał mi figle. Chcemy jak najlepiej pokazać się w biegu na 200 metrów, gdzie z czołówką biegam na zbliżonym poziomie. Tam chcę pokazać się z jak najlepszej strony.
W 2014 roku byłaś siatkarką Pałacu Bydgoszcz i grałaś na pozycji środkowej. W tym roku sięgałaś po mistrzostwo kraju młodziczek, a indywidualnie otrzymałaś nagrodę dla najlepszej zawodniczki na tej pozycji.
To prawda, to były piękne czasy. Jednak zdecydowanie łatwiej odnaleźć mi się w sporcie indywidualnym. Jest trochę ciężej i to nie jak w siatkówce, gdzie mam do ataku 25 piłek i ewentualnie kilka w tie-breaku, a tutaj wykonuję jeden bieg, trzy skoki i rzuty – to minimum z minimów. Jestem w innym sporcie i trenuję w innych godzinach. Pretensje mogę mieć tylko do siebie, albo mogę być zadowolona z rezultatów i współpracy z trenerem.
Po zakończeniu przygody z lekką atletyką chciałabyś jeszcze wrócić do gry w siatkówkę?
Oczywiście, że tak. Nie jest powiedziane, że jak skończę z lekką atletyką i będę w takim wieku, w którym nie będę robiła wyników, to będę chciała pograć z zawodniczkami. Tęsknię za tym sportem. Najciężej było się rozstać z tymi dziewczynami, to było kilka lat dzień w dzień spędzone w gronie dwudziestu dziewcząt. Tych znajomości teraz takich nie ma. Trenuję tutaj z Pawłem Wojciechowskim, Dominikiem Bochenkiem.
STUDIO METROPOLIA – CO PIĄTEK NA METROPOLIABYDGOSKA.PL
Jak to się stało, że grałaś na pozycji środkowej?
Lubiłam tę pozycję. Miałam postawione ultimatum, że jeśli chcę grać w ekstraklasie, to mam zmienić pozycję na libero. A to nie była moja pasja, dość wysoko skakałam. Powiedziano mi, że środkowa nie ma wysoko skakać, tylko straszyć wzrostem. Ale nadal chodzę na mecze.
Jesteś stypendystką programu „Skok w marzenia”, który organizuje była tyczkarka Monika Pyrek-Rokita. Możesz przybliżyć działanie tego programu?
Monika Pyrek patrzy na cele i perspektywy zawodnika pod kątem przyszłości. Jeżeli ktoś ją zainteresuje, ma wygórowane cele, to taka osoba jest wspierana. To świetna idea i bardzo polecam ten program. Wsparcie z niego jest nieocenione. Można postawić na rozwój kariery pod względem sprzętu specjalistycznego, odżywek czy współpracy z psychologiem sportowym.
W sierpniu przyszłego roku, tutaj na stadionie Zawiszy zostaną rozegrane drużynowe mistrzostwa Europy. Chciałabyś wystartować przed własną publicznością?
Jak najbardziej. Nie mogę jednak myśleć o tym, że zacznę skakać powyżej 2 metrów w skoku wzwyż, albo biec przez płotki poniżej 13 sekund. Marzę jednak o tym, aby „wkraść się” do składu na skok w dal. Jestem w stanie się do tego przygotować.
Sportowe marzenia Adrianny Sułek?
Medal na olimpiadzie. Chciałabym wystartować już w Tokio w 2020 roku, ale będzie to bardzo trudne. Przyzwyczaiłam kibiców do rekordów Polski na poziomie juniorskim. Rekordy kraju na tym poziomie są na wysokim poziomie. Żeby wejść na poziom 7000 punktów i zdobyć medal – ciężko będzie to zrobić w ciągu dwóch lat. Ale za kolejne cztery lata w Paryżu – powalczę o to.
W ciągu dwóch lat jestem w stanie powalczyć o pokonanie granicy 6500 punktów. Szczerze powiedziawszy, mając dorobek poniżej 6000 pkt., to nie ma co jechać na igrzyska i zamykać klasyfikację, bo nie o to chodzi.
- Krutikow poza Astorią. Bydgoski klub rozwiązał kontrakt ze szkoleniowcem - 15 października 2024
- Tragedia na drodze wojewódzkiej. Nie żyje jedna osoba - 14 października 2024
- Pożar budynku mieszkalnego. Jedna osoba była reanimowana - 14 października 2024