Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Maja Adamczyk: Chcemy być niezależnym, bezpartyjnym głosem [WYWIAD]

Dodano: 22.03.2024 | 10:51

Na zdjęciu: Maja Adamczyk to kandydatka Europejskiej Lewicy w wyborach prezydenckich.

Fot. Szymon Fiałkowski

To najbardziej niespodziewana kandydatka na urząd Prezydenta Bydgoszczy. Skąd decyzja o starcie? Jak chce poprawić relacje na linii miasto – MZK? Jaki jest jej pomysł na przeciwdziałanie wyludnianiu się miasta? I dlaczego darmowe parkowanie w strefie przez pierwszych 30 minut to dobry pomysł? Na te i inne pytania odpowiada Maja Adamczyk.

Błażej Bembnista, Sebastian Torzewski: Skąd ta decyzja o starcie? Czy nie jest już za późno, by przekonać mieszkańców do swojej osoby?
Maja Adamczyk: Nigdy nie jest za późno. Decyzja faktycznie zapadła niedawno, ponieważ tak jak mówiłam niejednokrotnie – stworzyliśmy stowarzyszenie i stwierdziliśmy, że fajnie byłoby zmienić coś w Bydgoszczy i być niezależnym, bezpartyjnym głosem. Nie podlegamy pod żadną formację. Chcieliśmy dość spontanicznie pokazać bydgoszczanom, że wszyscy mamy głos i równe prawa

Co w takim razie nie podoba się pani w Bydgoszczy?
Przede wszystkim to, że rządzą partie. Czemu władzy nie może sprawować ktoś niezależny, kto ma czystą kartę i świeże pomysły? Ja jestem głosem młodych ludzi, którzy chcą zmian.

Pojawiły się głosy, że pani start to dobre rozwiązanie dla Łukasza Schreibera, ponieważ pani może odebrać głosy przede wszystkim Rafałowi Bruskiemu i Joannie Czerskiej-Thomas. Jak się Pani odnosi do takich komentarzy?
Nie odbiorę głosów Łukaszowi Schreiberowi? Takie są głosy?

Z takimi się spotkaliśmy – wydaje się, że jako kobieta, związana z lewicą, jest pani większym zagrożeniem właśnie dla Rafała Bruskiego i Joanny Czerskiej – Thomas.
Ja nie startuję po to, by odbierać głosy poszczególnym jednostkom. My to robimy, żeby wygrać i być głosem ludzi. Niech mieszkańcy wybiorą obiektywnie taką osobę, która im się podoba, ma pomysły poparte argumentami, a nie nowe stadiony, aquaparki. Skąd to ma się wziąć? Trzeba mieć merytoryczne postulaty.

Czy struktury Europejskiej Lewicy są na tyle duże, by rządzić Bydgoszczą? Zakładamy, że zostaje pani prezydentem – wtedy potrzebna jest większość w radzie miasta, czyli w waszym przypadku prawdopodobnie koalicja.
Mi chodzi o to, by mądrze rządzić miastem i zjednoczyć się, a nie podzielić. Słyszymy, że Bydgoszcz ma się rozwijać ponad podziałami – dobrze, ale dlaczego jednocześnie bazuje się na współpracy z jedną grupa radnych? Dlaczego nie możemy tego robić razem – przecież chodzi o dobro miasta, lepszą przyszłość, żebyśmy się wszyscy rozwijali i rozmawiali z mieszkańcami, a nie o to, by rządziła teraz taka czy inna partia.

W pani programie i w pani mediach społecznościowych znajdziemy wiele odniesień do żużla i Polonii Bydgoszcz. Kibice mogą być spokojni, że jeśli wybiorą panią na prezydenta, to nastaną dobre czasy dla klubu?
Myślę, że będzie to dobry czas dla bydgoskiego sportu. Kiedyś zostaliśmy okrzyknięci mianem miasta sportu – ja byłam z tego bardzo dumna. Bydgoszcz nie ma bowiem rozpoznawalnych symboli: kto zna Twardowskiego i wie, dlaczego o 13:13 i 21:13 wychodzi z okna? Bydgoszczanie tego nie wiedzą – dlatego musimy postawić na nasze mocne strony. A jedną z nich był sport.

Jeśli chodzi o stadion Polonii, to jest to trudny temat. Chcielibyśmy, by Bydgoszcz rozwijała się pod kątem żużlowym, ale to wiąże się z kosztami. Przebudowa obiektu pochłonie 80-100 milionów złotych. My jako Europejska Lewica nie wiemy, jaki będzie budżet – należałoby powalczyć o dotacje, np. z programu Sportowa Polska. Pula pieniędzy w nim to jednak 200 milionów złotych, zatem zabralibyśmy połowę kwoty na całą Polskę. Dałoby się jednak odnowić stadion małymi krokami – renowacja całego oznaczałaby jego zamknięcie, a w konsekwencji brak zawodów sportowych. Można też pomyśleć o budowie stadionu w innej lokalizacji. Polonia i jej obiekt to zresztą temat na osobną rozmowę.

Mamy też świetne kluby piłkarskie, które szkolą młodzież – nie ma ona jednak miejsca do spania. Bursy są zazwyczaj czynne od poniedziałku do piątku, a jak są w weekendy, to dzieci są pozbawione wyżywienia. Dlaczego nie zadbamy o to?

Mamy duże predyspozycje: kilka lat temu pokazaliśmy, że możemy, zatem wykorzystajmy to ponownie.

W swoich postulatach wspomina też Pani o komunikacji miejskiej. Chce pani uzdrowić relacje na linii miasto – MZK. Jak to zrobić?
MZK to spółka miejska. Nie może być tak, że jest konflikt na linii miasto – MZK i nie ma dotarcia do sedna problemu. Musimy rozmawiać, bo ludzie chcą jak najwięcej połączeń. Dostaję od ludzi wiadomości “Pani Maju, jest problem na Łęgnowie. Wychodzę z pracy o 16:00, a autobus odjeżdża o 16:39. To dla nas duży problem”. My jako bydgoszczanie chcemy, by mieszkańcom żyło się lepiej. A jak ma się im żyć lepiej, skoro prawie godzinę czekają na autobus do domu?

By poprawić komunikację, konieczne są większe nakłady finansowe na MZK. Trzeba by było także przeprowadzić merytoryczne rozmowy, a nie mówić “nie dam i koniec”.

Prezydent Rafał Bruski często wspomina, że skoro Mobilis ma niższe stawki, to czemu ma kupować kursy od MZK po cenie wyższej niż rynkowa. Pani uważa, że trzeba i tak wspierać miejskiego przewoźnika, jeśli nawet miałoby to się negatywnie odbijać na finansach miasta?
A czy chcemy wspierać naszą spółkę czy Mobilis? Ja uważam, że trzeba stać po stronie miejskiego przewoźnika.

W programie Europejskiej Lewicy jest mowa o odzyskaniu Collegium Medicum dla Bydgoszczy czy połączeniu bydgoskich uczelni. Jak te postulaty mają się do utworzenia najpierw Politechniki Bydgoskiej, a następnie Wydziału Medycznego na niej?

Bydgoszczanie uciekają z miasta. To główny problem – zastanawiamy się, dlaczego je opuszczają. Należałoby porozmawiać z młodymi ludźmi, bo to wynika nie tylko z tego, że chcą pobyć np. w Poznaniu czy Gdańsku. Jeżeli mielibyśmy prestiż, dobrze zagospodarowaną uczelnię, to zatrzymalibyśmy odpływ młodzieży. Dlatego myślimy o takim rozwiązaniu. Musimy robić wszystko, by młodzież tu została. W programie wspominamy nie tylko o zjednoczeniu uczelni, ale też o jednoczeniu studentów różnych szkół przez organizowanie wspólnych juwenaliów.

W tym roku to już się dzieje.
Tak, ale kiedyś to wyglądało kompletnie inaczej. Miasto żyło, studenci się bawili, zyskiwali na tym przedsiębiorcy prowadzący restauracje i kluby.

Co jeszcze poza wzmocnieniem bydgoskich uczelni i organizacją wydarzeń jest receptą na wyludnianie się Bydgoszczy?
Nie chodzi tylko o uczelnie czy młodych ludzi, ale też o umacnianie nas wszystkich jako społeczeństwa. Prezydent musi wyjść do ludzi – podczas pierwszej kampanii Rafał Bruski przyjechał na Stary Rynek z Tomaszem Gollobem. Dlaczego teraz nie wychodzi do mieszkańców? My to zrobimy i przywrócimy wiarę w to, że prezydent to nie tylko osoba, która podpisuje dokumenty. Ludzie chcą rozmów i wychodzenia z inicjatywą.

Nawiązując do przyjazdu na Stare Miasto: w pani programie uwagę zwraca pomysł darmowego parkowania w strefie przez 30 minut. Czy to jest zgodne z obecnymi trendami dotyczącymi ograniczania ruchu w ścisłych centrach miast?
To jest bardzo dobre rozwiązanie dla przedsiębiorców, którzy są w ciągłym biegu. Podjeżdżając do urzędu, trzeba zaparkować w strefie płatnego parkowania, biec po bilet, wrzucać monety, iść z powrotem do auta i dopiero wtedy można iść, na przykład do urzędu. A tak naciskam guzik i otrzymuję darmowy bilet na pół godziny. Ten czas często wystarczy na załatwienie sprawy.

Mało kto parkuje w tygodniu w centrum po to, by iść na spacer – takie osoby wybierają komunikację miejską. A po osobach, z którymi współpracuję, widzę, że szukają miejsc postojowych, a potem parkomatu. Darmowe parkowanie przez pół godziny byłoby sporym udogodnieniem.

Rozmawiamy w centrum Bydgoszczy, ale kandydaci skupiają sporo uwagi także na Fordonie. Jedni proponują stworzenie tam “Las Palmas”, inni mówią o przystani przy Wiśle. Co by pani zrobiła dla mieszkańców tej części miasta?
Bardzo ważnym punktem jest to, że w Fordonie nie ma ratusza. Mieszkańcy muszą jeździć do centrum, przebijać się przez całą Bydgoszcz, przez całą Fordońską, żeby coś załatwić. Dlaczego nie pomyślimy o takim miniratuszu?

A na przykład osobny wiceprezydent dla Fordonu?
Myślę, że chodzi przede wszystkim o to, aby prezydent był dla tych osób – czy ja, czy inny kandydat, który zostanie prezydentem – aby nie traktować Fordonu jak osobny odłam. Tak kiedyś było, ale teraz jest to część Bydgoszczy.

W swoim programie poświęca Pani uwagę przedsiębiorcom, postulując m.in. powołanie ich rzecznika czy stworzenie oddziału rzecznika małych i średnich firm działającego przy premierze. Co Pani sądzi o tym, by obniżać czynsz przedsiębiorcom działającym w lokalach ADM, na przykład takim jak Toniebajka, czyli tworzącym punkty kulturalne, bydgoską tożsamość?
To zależy od wielu czynników – przedsiębiorcy często podnajmują od miasta lokale, które są w złym stanie. Trzeba pomyśleć o ich renowacji, ponieważ większość przedsiębiorców nie chce w nie inwestować, bo nie wie, jak długo będzie je wynajmować. Osobiście jestem za pomysłem, by odsprzedawać lokale w słabej kondycji po niższej cenie, by prowadzący działalność mogli je wyremontować. Jako miasto moglibyśmy na tym zyskać, gdyż lokale zostałyby odnowione, a biznesy funkcjonowałyby lepiej.

Czy podoba się Pani to, co dzieje się w Młynach Rothera i ich zagospodarowanie. To też temat trwającej kampanii: miasto prezentuje swoje pomysły, Łukasz Schreiber swoje – czy Pani zdaniem w Młynach powinniśmy stawiać na rozwój obecnych funkcji, czy powinniśmy iść w stronę pomysłu Schreibera, czyli centrum gamingowego?
Zacznijmy od tego, że jest to miejsce kultury. Czy to byłoby dobre miejsce na centrum gamingowe? Wydaje mi się, że jesteśmy w takich czasach, że odbiegamy od gier multimedialnych. Ten okres minął, stawiamy na rozwój umysłu. Często też słyszymy, że nasze dzieci za dużo siedzą przed komputerem – mają zatem robić to samo poza domem?

Moim zdaniem w Młynach powinniśmy postawić na kulturę. Jest to piękne miejsce, zróbmy z niego placówkę tętniącą życiem, ale życiem kulturalnym. Niech odbywają się tam wystawy, pokazy, teatry uliczne.

Jaka jest Pani opinia na temat mieszkań komunalnych? Miasto Bydgoszcz powinno je budować oraz remontować istniejący zasób, czy tak jak obecnie realizować te zadania tylko przez BTBS?
To zależy od tego, jaki mamy na to budżet i w jakim stanie są mieszkania. Musimy pomyśleć, czy ich renowacja będzie opłacalna, czy należy podjąć współpracę z innym podmiotem i budować nowe mieszkania. Niestety, na to potrzeba dużych nakładów finansowych – interesowałam się tym tematem i wiem, że miasto często nie ma pieniędzy na remonty, przez co okres oczekiwania na mieszkanie znacząco się wydłuża. Kolejki są długie i nie maleją. Najpierw trzeba pomyśleć o tym, jak wygląda budżet, a potem jak rozwiązać ten istotny problem społeczny.

Przed wyborami sporo mówi się też o Myślęcinku. Czy wykorzystujemy jego potencjał, czy należy go wydobyć poprzez inwestycje, np. aquapark, biegunarium?
Rozmawialiśmy z mieszkańcami na temat ulokowania tam aquaparku. Były na ten temat różne głosy – również takie, że taka inwestycja w Myślęcinku to świetny pomysł. Ale pod jej realizację trzeba przejąć bardzo duży obszar, co sprawiłoby, że to miejsce byłoby pełne samochodów i zabudowań. Doszliśmy do wniosku – słuchając też innych osób – że to nie byłby dobry pomysł. To miejsce docelowo ma być oazą spokoju – w chwili obecnej bydgoszczanom odpowiada taki kształt Myślęcinka.

Wydaje mi się jednak, że bydgoskie ZOO potrzebuje nakładów finansowych, gdyż obecnie nie wygląda zbyt ciekawie – zwłaszcza jeśli chodzi o miejsca dla zwierząt. Nie zabudowywałabym Myślęcinka. Przydałby się tam jednak tor rolkowy – ja też tam jeżdżę i muszę robić slalom pomiędzy rowerzystami a spacerowiczami.

Obecne władze musiały tłumaczyć się z zamknięcia Hali Targowej. Co by pani zrobiła na miejscu prezydenta – zwłaszcza, że do końca kwietnia operator musi przedstawić szczegóły planu naprawczego?
W Hali Targowej powstały miejsca na lokale gastronomiczne. Mnie zastawia, czy wcześniej dokładnie sprawdzono potrzebę ich usytuowania w tym miejscu?

Kilka lat temu odbyły się konsultacje społeczne, w których wskazano, że powinna tam znajdować się gastronomia, ale położono też nacisk na to, by funkcjonowała wraz z handlem i usługami. A tych funkcji operator nie zapewnił.
Przechadzając się po Starym Mieście widzimy, że restauracje nie są zapełnione. Dla mnie taki pomysł na Halę był dobry, ale nie w bydgoskich warunkach. Hala kiedyś działała, gdyż wystawiali się tam lokalni przedsiębiorcy. Ja, będąc w tym miejscu po przekształceniu w foodhall, czułam się przytłoczona, muzyka grała głośno. Czy jedzenie posiłków w takim miejscu jest komfortowe? Dla mnie nie.

Co możemy z tym zrobić? Ja przede wszystkim nie dopuściłabym do takiego przedsięwzięcia. Teraz możemy postawić na handel. Mamy Bydgoski Frymark – dlaczego w Hali Targowej nie zrobić miejsca dla lokalnych przedsiębiorców?

Czyta Pani Bydgoszcz Informuje?
Czytam.

Jakie jest Pani zdanie na temat mediów samorządowych? Czy kontynuowałaby pani ich działalność?
Wydaje mi się, że tak. To ważne, by wiedzieć, co się dzieje na bieżąco, choć ja pomyślałabym o prasie.

Bydgoszcz Informuje jest też dostępne jako bezpłatny biuletyn, w którym znajdziemy treści z portalu.
Ale czy dociera do osób starszych?

Raczej tak, bo jest dostępne np. w Biedronce czy Lidlu, szybko się rozchodzi.
Tego akurat nie widziałam.

Czy jednak taki informator jest w ogóle potrzebny? Łukasz Schreiber nazywa go propagandowym, a jego istnienie wpływa na inne bydgoskie media. Wcześniej prezydent Bruski krytykował za to istnienie Kuriera Ratuszowego. Powstanie Bydgoszcz Informuje tłumaczy jednak zmianami na rynku medialnym wprowadzonymi przez PiS.
Nie chcę się licytować, co inni zrobili dobrze, a co źle.

Sporo pani mówi o tym, że będzie pani pytać mieszkańców o zdanie na różne tematy. W jakiej formie? Konsultacje społeczne, panele obywatelskie, głosowania internetowe?
Tak, oczywiście. Rodzaj konsultacji będzie zależał od tego, do jakiej grupy społecznej będziemy chcieli dotrzeć – nie zapytam się osoby w wieku powyżej 80 lat o to, czego potrzebuje, przez internet. Jeśli chodzi o młodzież, to dziś jest ona bardzo otwarta. Często się spotykają, mają różne pomysły, a ich podstawowym kanałem komunikacji jest internet. Pewne sprawy możemy załatwiać np. poprzez Facebooka.

A dyżury z mieszkańcami? To proponuje Joanna Czerska-Thomas. Bydgoska Prawica wysnuła za to pomysł śniadań z lokalnymi przedsiębiorcami. Planuje Pani podobne działania?
Tak, po to jest prezydent – nie tylko po to, by siedzieć w urzędzie. Nie ograniczajmy tej władzy. Przyznajmy wprost – obecnie kontakt z nim nie jest na najlepszym poziomie.

Dlaczego pani zdaniem tak się dzieje?
To pytanie do prezydenta Bruskiego, dlaczego nie pojawia się tam, gdzie go wywołują.

A gdzie powinien się pojawić?
Ja zostałam kilka razy wywołana do tablicy – dostaje wiele wiadomości, bo ludzie są chętni do rozmowy. Umówiłam się na kilka spotkań z osobami, które poprosiły mnie o kontakt, ale prezydent Bruski ma tylu współpracowników – którzy zajmują się też mediami społecznościowymi – że powinni oni wyłapywać problemy, a prezydent powinien z nimi rozmawiać. Pan jeździ samochodem?

Błażej Bembnista: Ja bardziej tramwajem, kolega samochodem.
Więc pan jeździ samochodem, a pan tramwajem. To kogo powinniśmy zapytać o komunikację miejską? Pana, który jeździ tramwajem.

Albo kierowcy, by zachęcić go do przesiadki na komunikację miejską.
Też, oczywiście.

Puentując: niezależnie od wyniku wyborów Europejska Lewica pozostanie na stałe w bydgoskiej polityce?
Zostaniemy i będziemy działać dalej. Jeśli nie uda się nam teraz, to może za pięć lat? Będziemy działać dla mieszkańców. Liczymy jednak, że uda nam się wejść do samorządu i tam będziemy mieli dużo do powiedzenia. Będziemy tworzyć jedność, bo wierzymy w jedność i w to, że jesteśmy w stanie scalić się ponad podziałami dla dobra miasta.

Sebastian Torzewski