Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Marzena Błaszczyk: O inwestycjach musimy myśleć przyszłościowo [STUDIO METROPOLIA]

Dodano: 28.06.2019 | 09:21

Na zdjęciu: Marzena Błaszczyk jest wiceprzewodniczącą Stowarzyszenia Społeczny Rzecznik Pieszych w Bydgoszczy.

Fot. Szymon Fiałkowski

Niektórzy uważają, że ich stowarzyszenie jest radykalne w swoich poglądach. Oni jednak tłumaczą, że chcą zadbać o tych, którzy na drogach są najsłabsi. Czy po dwóch latach ich działania zmieniliśmy podejście do pieszych? Jakich zmian potrzebuje centrum Bydgoszczy? I dlaczego bydgoskie autobusy są bardziej sexy niż tramwaje? Na te i inne pytania odpowiada Marzena Błaszczyk, wiceprzewodnicząca Stowarzyszenia Społeczny Rzecznik Pieszych w Bydgoszczy.

Sebastian Torzewski: W sobotę posadzicie łąkę kwietną na Szwederowie. Skąd taka inicjatywa stowarzyszenia kojarzonego z działaniami na rzecz pieszych?
Marzena Błaszczyk: Mieszkańcy zgłosili nam, że samochody notorycznie przejeżdżają przez zatokę autobusową, chodnik i nielegalnie parkują. Zaraz obok jest parking przy Czerwonej Torebce, zawsze jest tam trochę miejsc, więc dla kierowców nie ma żadnego powodu, żeby stawać akurat w tym miejscu. W lutym napisaliśmy do zarządu dróg, ale otrzymaliśmy odpowiedź, że nie ma w budżecie tyle środków, żeby przy każdym przystanku stawiać barierki. Zgłosiliśmy się więc do konkursu unijnego, w którym można było pozyskać maksymalnie 1500 zł. Gdybyśmy jednak ustawili same gazony, to ten wyjeżdżony środek by pozostał, stąd pomysł na łąkę. Za pośrednictwem stowarzyszenia Pracownia nawiązaliśmy kontakt z różnymi specjalistami w tej dziedzinie, pomógł nam też wydział gospodarki komunalnej i pojawiły się osoby, które zaoferowały własne sadzonki. Ostatnio Karol Podyma z fundacji Łąka podarował trochę wysokiej jakości nasion. Liczymy, że dzięki tej inicjatywie mieszkańcom będzie się przyjemnie chodziło po osiedlu i czekało na autobus.

– To będzie pierwsze z wielu takich miejsc w Bydgoszczy?
– Możliwe, bo mamy jeszcze kilka zgłoszeń o dzikich zjazdach. Dzięki współpracy z ludźmi z zewnątrz poznaliśmy know-how, przetarliśmy ścieżkę w urzędzie miasta, więc postaramy się dalej próbować, ale też dzielić się tą wiedzą z innymi.

– Stowarzyszenie Społeczny Rzecznik Pieszych działa od ponad dwóch lat. W tym czasie zmieniła się w mieście mentalność w sprawach pieszych?
– Na pewno jesteśmy jako stowarzyszenie bardziej rozpoznawalni. Z jednej strony łatwiej dzięki temu załatwiać niektóre rzeczy, ale z drugiej – niektórzy patrzą na nas jak na wariatów, którzy cały czas tylko powtarzają te same hasła odnośnie pieszych.

Może jesteście zbyt radykalni w swoich postulatach.
– Wydaje mi się, że nie, choć niektórzy mogą nas tak odbierać. Taka łatka często jest w Polsce przypinana ruchom miejskim. Nam zależy na bezpieczeństwie najsłabszych uczestników ruchu, więc tak naprawdę sprzyjamy też kierowcom, bo myślę, że nikt, kto prowadzi auto, nie chciałby znaleźć się w sytuacji, gdy zza nieprawidłowo zaparkowanego samochodu wybiegnie mu nagle dziecko. Takich zdarzeń jest dużo i jeśli postawi się na pierwszym miejscu tego najsłabszego uczestnika ruchu, to zapewni się bezpieczeństwo nie tylko jemu, ale też wszystkim pozostałym.

Piesi potrzebują rzecznika?
– Otrzymujemy kilka zgłoszeń miesięcznie. Piesi to często są osoby starsze, samotne, rodzice z dziećmi. Jeśli się skarżą, to najczęściej w domu albo sąsiadom.  Z kierowcami jest inaczej. Zobaczmy, ile jest sytuacji, gdy przebudowywany jest jakiś budynek, stawia się rusztowania, a informacji, którędy mają iść piesi, nie ma żadnych. Wtedy trzeba szukać drogi i przechodzić w często niebezpiecznych miejscach. Ostatnio była podobna sytuacja z mostami kolejowymi, gdzie nagle zamknięto przejście i do teraz nie ma nawet znaku o tym informującego, choć to akurat ma się niedługo zmienić. A teraz zastanówmy się, co byłoby, gdyby zabrakło informacji dla kierowców o zamknięciu przejazdu kolejowego. Od razu wszyscy powiedzieliby, że to skandal.

– Zauważyliście w podejściu urzędu miasta lub zarządu dróg zmianę w podejściu do pieszych, od kiedy działacie?
– Na pewno poprawiła się świadomość. Natomiast cały czas trzeba jeszcze pracować, aby było lepiej. Gdyby było dobrze, to nie tworzylibyśmy rynsztoku na Starym Rynku. Chcielibyśmy, żeby miasto patrzyło funkcjonalnie na inwestycje. To nie są remonty, które robi się raz na kilka lat, ale co kilkadziesiąt. A myślenie w dalszej perspektywie każe nam zastanowić się nad tym, co mówią demografowie – że będziemy coraz starszym społeczeństwem i co mówią klimatolodzy – że będzie coraz cieplej. Pod tym kątem trzeba myśleć o infrastrukturze dla pieszych. Za 20 lat z tej infrastruktury będzie korzystało wielu seniorów. Każdy dodatkowy wysiłek, każda przeszkoda będą ich zniechęcać do wychodzenia z domów. Tymczasem według naukowców jednym z największych problemów do 2050 roku będzie depresja. Jeśli będziemy mieć dużo osób starszych, które nie będą się ruszać z domu, to dojdą kolejne czynniki nasilające stany depresyjne. To wszystko jest z sobą powiązane. Dobra infrastruktura to więcej znajomości, kontaktów towarzyskich. I więcej zdrowszych, szczuplejszych ludzi, bo będą chodzić, a nie jeździć wszędzie samochodem.

– Gdy widzi Pani wspomniany Stary Rynek, to co Pani myśli?
– Jest to trochę zmarnowany potencjał. Te niedociągnięcia, które widać, przede wszystkim rynsztok, sprawiają, że trudno być tak do końca zadowolonym.

– Ale wiele osób, zwłaszcza tych, które nie śledzą aż tak bydgoskich mediów społecznościowych, tego rynsztoku nawet nie zauważyło podczas wizyty na Rynku.
– Powtórzę się – projektant miejsca, które jest uznawane za salon miasta, powinien myśleć o najsłabszych uczestnikach ruchu. To nawet nie są osoby na wózkach, ale ktoś niewidomy lub niedowidzący, kto nie spodziewa się takiego zagłębienia między nim a ławką, na której chce usiąść. W marcu pisaliśmy pierwsze pismo w tej sprawie i udało się dołożyć płytki, ale nam wydaje się, że to za mało. Również mieszkańcy Starego Rynku, których spotkaliśmy w czasie konsultacji, zgłaszali, że zimą, gdy zbierze się odrobina wody i przymarznie, to będzie pułapka. Oczywiście, zdrowa osoba poradzi sobie bez problemu. Gorzej z tymi, którzy będą szli o kulach albo z balkonikiem. O nich także powinniśmy myśleć. Tym bardziej, że miasto we wniosku o dofinansowanie z Unii kilkanaście razy deklarowało, że to miejsce będzie w zupełności pozbawione barier architektonicznych.


ZOBACZ WIĘCEJ WYWIADÓW Z CYKLU STUDIO METROPOLIA


– Jakie jeszcze są bolączki centrum miasta?
– Na pewno istniejąca organizacja ruchu. Ona ma być zmieniona, ale nie wiadomo, kiedy, bo Rynek zostanie otwarty już w ten weekend, a organizacja ma być na koniec lipca. Wąskim gardłem jest ul. Ku Młynom, a dokładnie mostek prowadzący na Wyspę Młyńską. Tam są wysokie krawężniki, bruk, wąskie chodniki. Wiem, że to było projektowane wcześniej, gdy było jeszcze inne podejście, ale zmiany by się przydały. Tam nawet nie musi być żadnej imprezy, wystarczy ładna pogoda, aby przemieszczało się tamtędy bardzo dużo ludzi. Od strony ul. Mennica jest nagminnie łamany zakaz wjazdu. Ludzie nie mieszczą się na chodnikach i idą po jezdni. To powinien być teren zamknięty dla ruchu samochodowego. Dalej mamy na przykład ul. Grodzką między Malczewskiego a Mostową. Obecnie mamy tam z jednej strony szerszy chodnik, gdzie jednak stają samochody. Z drugiej strony chodnik jest stary, ma dziury i z wózkiem trudno kogoś minąć. Jest tam co prawda strefa zamieszkania, ale mało który pieszy czuje się tam na tyle komfortowo, aby iść jezdnią. Zwracaliśmy na to uwagę w urzędzie i odpowiedziano nam, że pomyślą o tym przy okazji zmiany organizacji ruchu. Ponadto, samochody często parkują na wysokości Domu Polskiego, a to jest jedyne zejście na plac Leona Barciszewskiego dla osób z wózkiem i niepełnosprawnych. Jeśli zostanie zastawione, to żeby dostać się z tego miejsca na bulwary, trzeba dojść aż do Fary.

– Mostowa powinna być deptakiem?
– Odpowiem tak: przypomnijmy sobie, jak piękny był świąteczny jarmark – była karuzela, mieszkańcom się podobało i nikt nie narzekał na brak samochodów. Docelowo miasto powinno o tym myśleć. Tak samo jak o wydłużeniu cyklu świateł na ul. Focha, gdzie starszym osobom trudno jest spokojnie i bezstresowo przejść na drugą stronę. Nawet przewodnicy uprzedzają turystów z zagranicy, że to krótkie światła i trzeba się na nich skoncentrować.
Kolejny mankament to tak naprawdę brak przystanku dla osób jadących od strony Fordonu, które chciałyby wysiąść przy Starym Mieście. Jest albo rondo Jagiellonów z przejściem podziemnym i spacerem Jagiellońską, albo przystanek przy operze. Nie ma przystanku, z którego można szybko dostać się na Rynek. Aż się prosi, aby vis a vis przystanku Plac Teatralny, który w tym momencie funkcjonuje tylko w jednym kierunku, zrobić drugi, w kierunku ronda Grunwaldzkiego

– Postulowaliście też utworzenie pasów przy rondzie Jagiellonów.
– Tam jest za mało miejsca, żeby cokolwiek zmienić w podziemiach i dostosować je do potrzeb osób niepełnosprawnych. Nie ma podjazdów ani szans na dobudowanie windy. Jedyne sensowne rozwiązanie, aby mogli oni korzystać z węzła komunikacyjnego, to utworzenie pasów na wysokości przystanku tramwajowego.

– Kierowcom się to pewnie nie spodoba.
– Myślę, że to nie spowolni ruchu, a piesi doskonale sobie poradzą. Samochody i tak często tam stoją, a osobom, które teraz nie mogą dostać się na przystanek, będzie dużo łatwiej.

– Jak wytłumaczyć komuś, kto teraz dojeżdża do pracy w centrum miasta samochodem, że powinien przesiąść się na komunikację miejską?
– Dopóki komunikacja nie jest zorganizowana tak, aby było wygodniej, szybciej, a nawet i taniej niż samochodem, to nie przekonamy ludzi, aby jeździli komunikacją. Na naszej poprzedniej konferencji obecny był Tomasz Tosza z Miejskiego Zarządu Dróg i Mostów w Jaworznie. On powiedział, że komunikacja musi być sexy, bo wtedy przyciąga ludzi.

– Bydgoska komunikacja jest sexy?
– Autobusowa na pewno bardziej niż tramwajowa. Autobusy w większości są niskopodłogowe i łatwiej się do nich dostać z wózkiem. Wiele razy jechałam z moim dzieckiem w wózku, obok były trzy inne i jeszcze pani z balkonikiem. W tramwajach to niewyobrażalne, bo nawet do niskopodłogowego trzeba na placu Teatralnym podnieść wózek na wysokość 50 cm. Podobnie jest na Gdańskiej i Nakielskiej. Tam, gdzie tramwaj jeździł dawniej, gdzie są stare kamienice, potrzebne są zmiany. Powinniśmy iść śladem innych miast, na przykład Katowic, Krakowa i Poznania, gdzie w dzielnicach śródmiejskich również funkcjonują przede wszystkim linie tramwajowe na środku ulic, ale wybudowano przystanki wiedeńskie. Myślę, że nam też się to uda w najbliższym czasie i będzie bezpieczniej.

– Niedawno rozgorzała dyskusja na temat przyszłości kwiaciarek i parkingu na placu Wolności. Co Pani zdaniem powinno się tam wydarzyć?
– Przede wszystkim powinniśmy pomyśleć o remoncie całego początku Gdańskiej, czyli jednego z najbardziej reprezentacyjnych odcinków miasta. Chętnie weźmiemy udział w rozmowach dotyczących zagospodarowania tego miejsca. W pobliżu już jest kilka dobrych rozwiązań, na przykład wyjazd z ulicy Parkowej, gdzie jest zachowana ciągłość chodnika i infrastruktura pokazuje kierowcy, że musi zwolnić i ustąpić pieszym. Takich rozwiązań powinno być więcej.

– Bydgoska wersja systemu Park&Ride zachęci kierowców, aby zostawić samochody i przesiąść się na komunikację miejską?
– W innych miastach się to sprawdza. Można dyskutować nad lokalizacją, przede wszystkim mam tu na myśli parking przy Grudziądzkiej, który tak naprawdę jest położony bardzo blisko Starego Miasta. Trudno odpowiedzieć na pytanie, czy to nie wygeneruje większego ruchu, bo stworzenie kolejnych miejsc parkingowych zgodnie z badaniami zachęca kierowców, aby wjeżdżać do centrum samochodem. Życie pokaże, ale myślę, że ruch będzie większy. Tak samo wybudowanie buspasa na Wałach Jagiellońskich kosztem pasa zieleni, a nie jednego z pasów. Często jest tak, że kierowcy najpierw narzekają, ale potem się okazuje, że jest wiele dróg alternatywnych i ci, którzy nie muszą jechać przez miasto korzystają z nich, aby jechać odrobinę dalej, ale jednak wygodniej.

– Na stronie stowarzyszenia jest pani opisana jako piesza, narciarka i rowerzystka. O pieszych rozmawialiśmy, o narty pytać nie będę. A jak to jest z poruszaniem się po Bydgoszczy rowerem?
– Całkiem przyjemnie. Jest dosyć płasko, mamy rzekę. Wydaje mi się, że w Bydgoszczy rower jest zdecydowanie bardziej konkurencyjny w stosunku do samochodu i momentami tak samo szybki jak komunikacja miejska. Natomiast bolą takie miejsca, ale to nie tylko w Bydgoszczy, gdzie nie ma ciągłości dróg rowerowych. Liczę na to, co zostanie zaprezentowane w kwestii remontu bulwarów, bo to jest duża szansa dla miasta, aby stworzyć atrakcyjną przestrzeń. Ona na pewno będzie rekreacyjna, więc powinna temu towarzyszyć normalna infrastruktura, na przykład wzdłuż ul. Jagiellońskiej, dla tych, którzy traktują rower jako środek transportu. Spójrzmy na to, co dzieje się w parku przemysłowym. Wiele osób jeździ tam na rower, a przecież okolica centrów logistycznych nie jest zbyt atrakcyjna. Co by więc było, gdyby odpowiednia infrastruktura powstała w centrum miasta?

0 0 votes
Article Rating
Sebastian Torzewski
Subscribe
Powiadom o
guest
0 komentarzy
Inline Feedbacks
View all comments