Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Michał Sztybel: Czerpiemy wiele rozwiązań od strony społecznej [STUDIO METROPOLIA]

Dodano: 30.11.2018 | 06:00

rozmawiał Błażej Bembnista | b.bembnista@metropoliabydgoska.pl

Na zdjęciu: Michał Sztybel objął stanowisko zastępcy prezydenta miasta. Jest odpowiedzialny m.in. za Wydział Inwestycji Miasta.

Fot. ST

Z nowym zastępcą prezydenta Bydgoszczy Michałem Sztyblem porozmawialiśmy o tym, dlaczego to właśnie on został wybrany na to stanowisko, a także o jego nowych wyzwaniach – zarządzaniu inwestycjami miejskimi i kierowaniem promocją oraz kontynuacji działań dotyczących komunikacji społecznej. Pytamy o to, czy mniejsze osiedla są marginalizowane, jaki wpływ na działania ratusza mają dyskusję na Facebooku i czy film z udziałem samochodu rajdowego to dobra promocja miasta.

Błażej Bembnista: – Skąd pojawił się pomysł, by to właśnie pan objął funkcję zastępcy prezydenta?

Michał Sztybel: – Propozycja oczywiście padła ze strony pana prezydenta Bruskiego. Ciężko mi mówić o tym, co kierowało prezydentem. Na pewno atutem mogłoby być to, że współpracujemy od kilku lat, że oprócz tego zakresu, związanego z komunikacją społeczną, angażowałem się w inne aspekty miasta. Myślę, że to mogło zdecydować. Mimo młodego wieku, mam już doświadczenie. Parę lat temu obrałem pewną społeczno-polityczną drogę, rezygnując z bycia radnym. Przez cztery lata pracy bezpośrednio przy prezydencie nauczyłem się więcej o mieście, niż wcześniej, kiedy pełniłem funkcję radnego.

– To oznacza, że prezydent darzy pana zaufaniem. Ta funkcja to forma nagrody za dbanie o wizerunek i pracy, jaką pan wykonał? Przez cztery lata pewne elementy w relacjach miasto-mieszkańcy uległy poprawie.

– Na pewno musi być zaufanie pomiędzy szefem a pracownikiem. To jest bezdyskusyjne. Należę do takich osób, które jak się w coś angażują, to angażują się w pełni. Jeżeli chodzi o obszary, za które odpowiadałem, to mam takie poczucie, że pokonaliśmy pewną drogę, aczkolwiek ciągle mam poczucie, że jeszcze wiele jest do zrobienia. Prezydent daje mi dużą swobodę, ma w tym zakresie do mnie zaufanie. Współpracując ze społecznikami i organizacjami pozarządowymi można to dalej zmieniać. Jeśli ktoś się skarży na miasto, to poczuwam się do odpowiedzialności, że to może być moja wina. Odpowiadam za plusy i minusy.


PRZECZYTAJ WYWIAD Z MONIKĄ MATOWSKĄ „Mieszkańcy mają duże oczekiwania”


– Kampania wyborcza, w którą był pan zaangażowany, już za nami. Czas przejść do realnych działań. Czy nie obawia się pan, że hasło wyborcze „Tylko Konkrety” nie zacznie się obracać przeciwko Rafałowi Bruskiemu? Slogan zaczyna się pojawiać w komentarzach na pojawiające się problemy dotyczące inwestycji czy awarie komunikacyjne.

– Konkrety to jest to, co ostatecznie się udaje. Droga może być zawsze ciernista i w każdym mieście, w którym są realizowane duże projekty, taka właśnie jest. Ostatecznie konkretem będzie miasto zupełnie zmienione w najbliższym czasie. Podpisaliśmy umowę na rozbudowę ulicy Kujawskiej, trwają prace w Młynach Rothera, skończymy Stary Rynek, Muzeum Okręgowe, Halę Targową.

Jak już wracamy do kampanii – była ona istotna, ale też istotna była jej wiarygodność w połączeniu z ostatnimi ośmioma latami prezydenta Bruskiego. Gdyby nie można było nic konkretnego powiedzieć, to hasło byłoby mało wiarygodne, ale wiele z tych rzeczy zostało ukończonych i dziś, po czasie nie pamiętamy o problemach i perturbacjach z tym związanych. Cieszymy się efektem.

– Skoro mówimy o trwających inwestycjach – wybiegnę nieco w przyszłość, w okres po 2020 roku, bliżej końca kadencji. Mamy ukończoną Nową Astorię, mamy zagospodarowane Młyny Rothera, Teatr Kameralny, odnowione Muzeum Okręgowe, powstało wiele mniejszych inwestycji. I co dalej? Jaka jest wizja miasta na kolejne lata? Jakich zamierzeń inwestycyjnych można się spodziewać?

– Na to wpływ mają dwa elementy. Jeden – to strategia rozwoju miasta, nad którą pracujemy. Jesteśmy na finiszu, ale świadomie prezydent chciał, aby ostateczne decyzje w tej sprawie podejmowała nowa rada miasta. Drugi – nawet istotniejszy, bo pojęcie strategii jest bardzo szerokie i obejmuje lata aż do 2030 roku – to nowa perspektywa unijna. Jesteśmy w takim momencie historycznym, jeśli chodzi o miasto, że nie wiadomo czy możliwość korzystania z pieniędzy europejskich się nie zakończy. To jest naszym priorytetem, jeżeli chodzi o kolejne lata. Dlatego już teraz sprawdzamy, co będzie mogło liczyć na dofinansowanie unijne.

Podam konkretny przykład: Miasto posiada odpowiednie zdolności finansowe, aby zdecydować się na zakup nowych tramwajów i całkowicie wymienić stary tabor. Wiedząc, że w perspektywie trzech lat priorytetem może być transport niskoemisyjny, to obserwujemy, czy istnieje szansa na zrobienie tego z 15% wkładem miasta i z 85% wkładem środków europejskich. Jeżeli będziemy stawali przed takimi dylematami, to w pierwszej kolejności będziemy sięgać po środki europejskie. Podobnie, jeśli chodzi o termomodernizację budynków. Prezydent zapowiedział, że chcemy dokończyć ten projekt. Już wiemy, że dla Unii Europejskiej będzie to wciąż bardzo ważny obszar. Stąd musimy być przygotowani – nie możemy się pośpieszyć, by potem nie okazało się, że można na to pozyskać środki zewnętrzne.

Na pewno kolejne lata to wyzwania związane ze współpracą z otoczeniem. Skończy się budowa drogi S5, liczymy na start prac nad S10. To będzie ważny węzeł komunikacyjny, który może nas wyróżnić na tle kraju i być dodatkowym bodźcem gospodarczym. No i rzeka. Wieżę Eiffela można wybudować wszędzie, a tak umiejscowionej rzeki nie ma nigdzie indziej.

– To jak wykorzystać atut Brdy? To temat szerokiej dyskusji – głównie nad tym, jak mają wyglądać kolejne odcinki bulwarów. Czy tak jak w Warszawie czy Wrocławiu, czy tak jak do tej pory, co nie jest już w stanie zadowolić wielu mieszkańców. Bydgoszczanie, którzy na co dzień mieszkają w Gdańsku, Warszawie czy Wrocławiu widzą, jak te miasta wykorzystują swoje atuty. A Bydgoszcz trochę wyhamowała w tej kwestii…

– Nie zgadzam się, że wyhamowała. W ostatnich latach wokół rzeki działo się sporo. Możemy wskazać na palcach jednej ręki podobne przykłady inwestycyjne w innych miastach. Na bulwary nie ma dofinansowania unijnego, co jest pewnym minusem – ale im lepsza będzie sytuacja gospodarcza miasta, im większe będą dochody budżetowe i im lepiej będziemy wykorzystywać środki unijne, tym będzie więcej pieniędzy na zagospodarowanie terenów wokół Brdy. To jest jeden z filarów rozwoju miasta, nie ma co do tego żadnych wątpliwości. Jeśli mamy jeszcze wiele kilometrów bulwarów, które chcemy wykonać na miarę XXI wieku, to czy chcemy wykonać ich jak najwięcej, ale w przyzwoitym standardzie, czy chcemy zrobić mniejsze fragmenty, ale z przestrzenią wysokiej jakości?

Był projekt remontu bulwarów obejmujący wspólny ciąg pieszo-rowerowy. Po uwagach społeczników udało się to zmienić, przy czym nie ma tutaj ograniczeń. Jedynym ograniczeniem są pieniądze. Jeżeli będziemy mieli odpowiednie środki, to wtedy razem ze społecznikami usiądziemy i przedyskutujemy, jak będą wyglądały bulwary. Nie wyobrażam sobie, byśmy zaczynali kolejną dużą inwestycję bez rozeznania, czego chcą mieszkańcy.

– Wydział inwestycji miasta to trudny wydział. W ostatnim czasie uwidacznia się kilka przeszkód w realizacji zamierzeń – czyli opóźnienia związane z procedurą przetargową, wysokie ceny oferowane przez wykonawców i zupełnie inny aspekt, czyli emocje, jakie wzbudzają inwestycje wśród mieszkańców. Czy widzi pan szansę na to, aby coś zmienić i przyspieszyć realizacje miejskich planów?

– Gdyby mieszkańcy oczekiwali rewolucji w tym zakresie, to nie wybraliby prezydenta już w pierwszej turze. Ewolucja zawsze jest potrzebna – akurat w tym obszarze uważam, że mamy bardzo doświadczonych urzędników. Moim zadaniem jest ich wsparcie w procesie decyzyjnym i przyśpieszenie niektórych rzeczy. Ja się nie boje opóźnień – czasami się one zdarzają. Bardziej istotne jest pytanie, czy te opóźnienia wynikają z naszych błędów, czy z uwarunkowań zewnętrznych. A od nich zależy mnóstwo elementów. Często jest tak, że mieszkańcy tego nie wiedzą. Na pewno będziemy chcieli, aby informacje o inwestycjach jeszcze skuteczniej docierały do mieszkańców. Bydgoszczanie są inteligentni i sami wyciągną wnioski, czy to my nie dajemy rady, czy ktoś inny. Jeżeli chodzi o jakość inwestycji i osoby za nie odpowiedzialne, to nie mam uwag, ale czuję, że w zakresie komunikowania tego, co robimy, albo w zakresie wyprzedzania pewnych działań czy rozmawiania z mieszkańcami na etapie przygotowywania procesu inwestycyjnego, możemy parę rzeczy poprawić. Na pewno to zrobimy.

– Schodząc nieco niżej – mieszkańcy poszczególnych osiedli sygnalizują, że mniejsze inwestycje także napotykają na problemy. Aktywni społecznicy z Mariampola zwracają uwagę, że wykonanie ich projektu w ramach budżetu obywatelskiego się opóźnia. Nie ma też decyzji w sprawie budynku po szkole podstawowej nr 9. Proponują też zmiany dotyczące oświetlenia ulic, opłaty adiacenckiej czy utwardzenia dróg gruntowych. Jak pan chce rozwiązywać takie problemy?

– W obszarach, które mi podlegają, stworzyliśmy dosyć jasne i precyzyjne mechanizmy. Jeżeli jest kwestia konsultacji społecznych – bardzo znacznie rozszerzyliśmy inicjatywę konsultacyjną. Rada osiedla czy grupa mieszkańców może w dowolnym temacie zwrócić się z wnioskiem o ich przeprowadzenie. Budżet obywatelski daje pewne możliwości, ale też pewne ograniczenia. Zakres projektu musi mieścić się w kwocie przegłosowanej przez mieszkańców. Tutaj mamy dokładnie taką sytuację, dlatego świadomie na etapie weryfikacji nazwa zadania uległa zmianie i dotyczyła punktu widokowego zamiast wieży widokowej. Jeżeli zadanie ma charakter mocno otwarty i przekroczenie jego standardu powoduje podniesienie kosztów, to podajemy, że będzie on realizowany do zaplanowanej kwoty. Tu mamy dokładnie taką sytuację. Jeżeli wnioskodawca oraz jednostka realizująca projekt ostatecznie uzgodni zakres, który mieści się w kwocie przeznaczonej na BBO, to będzie on wykonany. W to, co tam powstanie, nie mam zamiaru ingerować. Uważam, że jest to rola wnioskodawcy.

– A co w kwestii budynku po szkole? Były w tej sprawie konsultacje społeczne. Czy planowane jest ostateczne rozstrzygnięcie?

– To jest obszar, który mi nie podlega, więc nie chciałbym się wypowiadać. Aczkolwiek znając ten teren i jego uwarunkowania – budynek jest w dużej odległości od zabudowań – umieszczanie tam funkcji publicznych, moim zdaniem, byłoby nie do końca zasadne. Zwłaszcza biorąc pod uwagę, jak skonstruowany jest Fordon i jak wygląda kwestia jego urbanizacji.

– Zmieniamy część miasta. Czy mieszkańcy Miedzynia mogą się spodziewać kolejnych, poza basenem i przebudową Nakielskiej, inwestycji na swoim osiedlu? To kolejna grupa aktywnych społeczników, zwracająca uwagę na problemy „małej ojczyzny”.

– Pamiętajmy, że Bydgoszcz ma ponad 350 tysięcy mieszkańców. Na każdym osiedlu są spore oczekiwania. Na pewno jednym z mechanizmów, które chciałbym wdrożyć, jest przygotowanie mapy potrzeb, która byłaby swego rodzaju wskaźnikiem. Już budżet obywatelski niejako jest takim narzędziem, które pozwala nam określać, gdzie coś bardziej jest potrzebne, a gdzie nie.

Jeżeli chodzi o osiedla w zachodniej części miasta – ja nie zgadzam się z tezą, że w jakikolwiek sposób są one marginalizowane. Przypomnę, że oprócz basenu, którego budowa ruszy w przyszłym roku, zacznie się też przebudowa ulicy Nakielskiej. Zlecimy koncepcje na pozostałą część ulicy od ronda Grunwaldzkiego do ulicy Nasypowej. Nakielska to jedna z bardzo ważnych dróg w naszym mieście. Pokazuje ona, jak w soczewce, problemy Bydgoszczy – czy mamy tworzyć infrastrukturę dla mieszkańców miasta, czy dla osób dojeżdżających? Czy ma tam dominować komunikacja publiczna, czy postawić na komfort pieszych i drogi rowerowe? Udało znaleźć się pewien kompromis, który bardzo radykalnie zmieni tę okolicę. Przypomnę również, że na Miedzyniu powstało pełnowymiarowe boisko ze sztuczną trawą. Do tego jednym z konkretów, przedstawionych przez prezydenta Bruskiego na kolejną kadencję, jest uruchomienie komunikacji wewnątrzosiedlowej, co w domyśle oznacza też wprowadzenie jej na Miedzyniu.

– Do tego potrzeba zakupić minibusy. MZK dysponuje obecnie dwoma takimi pojazdami i zazwyczaj można spotkać je w Fordonie. Czy taki tabor znajdzie się w planach zakupowych?

– To oczywiste, że w wypadku uruchomienia regularnej komunikacji wewnątrzosiedlowej takie zakupy będą konieczne. Nie nadzoruję spółki komunikacyjnej, więc nie chcę deklarować perspektywy czasowej. To po prostu odbędzie się w trakcie tej kadencji, co deklarował prezydent podczas kampanii wyborczej.

– Pod pana nadzorem znajdują się działy odpowiedzialne za konsultacje społeczne i budżet obywatelski. Jakie są pierwsze spostrzeżenia po wprowadzeniu zmian, w których udział miała strona społeczna?

– Główny plus to to, że w BBO zafunkcjonowały projekty ponadosiedlowe. Mamy poczucie, że zadania wybrane w tej edycji – czyli rewitalizacja terenów wokół Kanału Bydgoskiego oraz tężnie – są nieszablonowe, niestandardowe. To najbardziej cieszy. Po drugie – ten element wymagał współpracy rad osiedli i wydania przez nie trzech pozytywnych opinii. Mieliśmy pewne perturbacje związane z próbą wpłynięcia na wynik głosowania, co spowodowało, że minimalnie obniżyła nam się liczba osób głosujących – ale sama liczba głosów wzrosła. Bardzo ważnym zadaniem będzie odbudowanie zaufania.

Pewne ograniczenia w kwestii budżetu obywatelskiego poczyni ustawa. Nie jesteśmy z tego zadowoleni. Wedle niej, budżet obywatelski to ściśle głosowanie i nie dopuszcza się innych możliwości decydowania o projektach – takie rozwiązania funkcjonują np. w Dąbrowie Górniczej, gdzie budżet jest bardziej efektem konsensu grup mieszkańców, spotykających się na publicznych spotkaniach, często prowadzonych przez moderatora. Ustawodawca nie przewiduje takiej opcji. Mam takie poczucie, że prawo musi odpowiadać na konkretne problemy. Tutaj nie odpowiada na żaden z nich. Nie pomaga nam określić, czy powinno się głosować w wieku 15, a może 16 lat, albo jak chronić dane osobowe.


SPRAWDŹ WYNIKI BYDGOSKI BUDŻET OBYWATELSKI – EDYCJA 2018


– A w jakim kierunku pójdzie Bydgoski Budżet Obywatelski? Co edycję czytamy te same komentarze, że z BBO realizowane są zadania, które powinno wykonywać miasto. Czy stawiamy na ograniczenie zgłaszania niektórych projektów – na przykład chodników czy placów zabaw, czy staramy się promować inicjatywy, które są pomysłowe?

– Czytam to, co dzieje się w Internecie. Bardzo wnikliwie się temu przyglądam. Z wielu rzeczy czerpię, ale też z kilkoma się nie zgadzam. Kilka dni temat przeczytałem komentarz „Jak tam Bydgoszcz? Znowu będziecie robili chodniki i ulice”. Jak spojrzymy na suche statystyki, to uliczki i chodniki są w zdecydowanej mniejszości, jeżeli chodzi o realizacje z BBO. To kilka projektów na 49 osiedlowych, czyli mniejszość. Czy wprowadzać ograniczenia w tym zakresie? Pytaliśmy o to w konsultacjach społecznych, rozmawialiśmy o tym na radzie ds. partycypacji społecznej. Ostatecznie takie decyzje nie zapadły, ale nie wiem jak będzie w przyszłości. Nie chcę decydować samemu. Z osobistego punktu widzenia – świat by się nie zawalił, gdybyśmy wprowadzili pewne zapisy mówiące o tym, że w pewnej odległości nie mogą powstać dwie takie same inwestycje, albo ograniczenie w zakresie chodników czy uliczek. Zresztą wprowadziliśmy pewien mechanizm, który zminimalizował takie inwestycje – chodzi o ograniczenie 75% środków z puli na jeden projekt. To powoduje, że jeśli na danym osiedlu wygra zadanie polegające na utwardzeniu ulicy, to i tak 25% przeznaczone jest na mniejsze projekty. W tej edycji mamy ich dużo więcej.

– Jak już nawiązaliśmy do Internetu – który jest przestrzenią wymiany poglądów i reakcji na pomysły urzędników – to w jakim kierunku powinno pójść zarządzanie miastem? Grupy mieszkańców mają różne interesy. Wyróżniają się dwie: „skyscraperowo-hydeparkowa”, która jest zaangażowana w życie miasta, ale wiele ich pomysłów można uznać za radykalne – na przykład w kwestii ograniczenia ruchu samochodowego, promowania komunikacji miejskiej czy zmian w zakresie zagospodarowania przestrzennego.

– To nie są radykalne pomysły. To są pomysły promiejskie.

– Można się z tym zgodzić. Ale z drugiej strony mamy osoby o innych priorytetach. One oczekują od miasta szerokich ulic. Którą drogę wybrać? Dyskusje na te tematy są często gorące, a struktury miasta są w nich mocno krytykowane – od ZDMiKP po MPU. A ta druga grupa także nie jest zadowolona z pewnych rozwiązań, np. dotyczących Starego Rynku. Jak miasto ma godzić te często sprzeczne interesy?

– Ja uważam, że czerpiemy wiele rozwiązań od strony społecznej. Jest wiele przykładów, będących efektem dyskusji mieszkańców. Zawsze powtarzam taką tezę: to nie jest pytanie czy, tylko kiedy. Co do kierunku rozwojowego – czyli promowania komunikacji publicznej, budowy przystanków wiedeńskich – nie ma dyskusji co do filozofii, tylko zadajemy sobie pytanie: kiedy? Od strony administracyjnej znamy więcej uwarunkowań, które mają wpływ na realizację danej inwestycji. Wszyscy się wzajemnie uczymy i podpatrujemy. Każdy będzie miał inne priorytety. Ja osobiście stoję po stronie tych osób, które uważają, że komunikacja publiczna i piesi są najważniejsi, aczkolwiek rozumiem, że miasto powinno być podzielone na pewne strefy. Im dalej od centrum, tym priorytety mogłyby się lekko zmieniać. Rozmawiamy o tym w gronie wiceprezydentów.

Wiele pomysłów wprost wynikało z inicjatywy społeczników, nad wieloma myśleliśmy równolegle ale ich realizacja przyspieszyła ze względu na ich działania. Nie widzę tu problemu – to będzie kontynuowane i wzmacniane. Ale nigdy nie zadowolimy wszystkich. Trzeba każdego wysłuchać, ale ostatecznie odpowiedzialność ponosi prezydent i rada miasta – oczywiście w zakresie swoich kompetencji.

– Jak to się stało, że do wymiany żarówki czy płytek na moście Staromiejskim konieczne było powołanie Menedżera Starego Miasta i Śródmieścia? Od razu pojawiła się krytyka – czemu to społecznicy, a nie urzędnicy dbają o to, jak wygląda miasto. Czy można dokonać zmian w tej materii?

– Nie wpłyniemy jednym podpisem na to, aby każda osoba była odpowiedzialna za to, co ją otacza. Jedni to mają, inni nie. Urzędnicy to też ludzie – są osoby bardzo zaangażowane, często też działające społecznie w organizacjach pozarządowych, ale są też tacy, którzy wykonują swoje obowiązki i skupiają się na tym. Nie będę oceniał urzędników – pracując w urzędzie widzę przede wszystkim ludzi i to jest najważniejszy czynnik. Możemy mieć śmiałe wizje, super plany, ale na końcu ludzie muszą je realizować. Nie wierzę w jakąkolwiek złą intencję, złe zamiary, że ktoś przechodził i nie widział. Pamiętajmy, że mamy do czynienia z ludźmi. Jakbym miał wskazać to, co mi się nie podoba w Internecie, to zbyt łatwe ferowanie wyroków wobec urzędników.

– Czy pomysł na film promujący Bydgoszcz z udziałem samochodu rajdowego był udany?

– Przede wszystkim: to nie był film promocyjny miasta. To był pomysł wnioskodawcy w ramach konkursu „Bydgoszcz Kręci”. Komisja zdecydowała się na dofinansowanie tego projektu ze względu na pomysł – było to coś nowego i innego niż do tej pory. To nie jest film promocyjny miasta, który będzie pokazywany na targach i wystawach. My jesteśmy partnerem tego przedsięwzięcia, a nie głównym zleceniodawcą, który stworzył i zamówił ten film. W ramach tego konkursu zrealizowane zostaną łącznie trzy produkcje.


ZOBACZ FILM „EMOCJE GWARANTOWANE”


– Czy przed pokazaniem filmu szerszej publiczności był on konsultowany z miastem? Zarzuty, jakie pojawiły się po publikacji dotyczyły nie tylko jazdy samochodem, ale też wrażenia opustoszałego miasta czy braku podpisów do przedstawianych obrazów. My wiemy, kim jest ten człowiek wybiegający z Opery Nova, ale osoby z innych miast nie znają Macieja Figasa.

– Przypomnę: my nie jesteśmy autorami projektu. Dbamy o to, by zakres promocyjny był wykonany zgodnie z umową. Wnioski, które pojawiły się w Internecie, przydadzą się do wykorzystania na przyszłość, by na takie elementy zwracać uwagę. Tak jak szanuje uwagi negatywne, tak nie mogę powiedzieć, że nie widzę też jednocześnie kilkuset lajków pod każdym postem na temat tego filmu. Grupa niezadowolonych jest w zdecydowanej mniejszości. To nie film promocyjny tylko dodatkowy pomysł pokazania miasta w ciekawy sposób na ten czas.

– Czy będą nowe pomysły na promocje miasta? Patrząc na projekt przyszłorocznego budżetu, widzimy pewną kontynuacje sprawdzonych działań.

– Jesteśmy na etapie prac nad marką miasta. To proces, który trwa dosyć długo i był wiele razy publicznie komentowany. Ja na ten aspekt życia miasta patrzę zupełnie inaczej. Prace nad strategią marki są próbą odpowiedzi na pytanie – jak chcemy, by Bydgoszcz była postrzegana? Nie ukrywam, że pod to będę starał się proponować dostosowywanie środków. Chciałbym przyjąć filozofię działania, że to my określamy, co jest dla nas priorytetem. Jeżeli uznamy, że chcemy być polską stolicą NATO, i wiemy, że w przyszłym roku przypada okrągła rocznica przystąpienia Polski do NATO, to chciałbym, byśmy byli stroną inicjującą i myśleli, jak to wykorzystać, a nie czekać na to, co nam ktoś zaoferuje. Z naszej strony widzę większą rolę kreacyjną, ale najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie, jak chcemy być postrzegani i czy jest to spójne z naszą strategią marki.

Budżet jest bardzo ważnym wyznacznikiem. Na to dają zgodę radni, wokół tego musimy się poruszać. Ale jeśli chodzi o perspektywę długofalową, to dla mnie jest czas na postawienie grubej kreski i przemyślenie, jak należy realizować strategię marki w oparciu o to, co my chcemy, a nie to, czego chcą podmioty zewnętrzne od nas.

– Komunikacja na linii miasto-mieszkańcy też uległa zmianie. Pojawiło się więcej treści audiowizualnych, wydarzenia miejskie mają inną oprawę, konferencję są transmitowane na żywo. Jakie będą kolejne kroki? Może budowa tożsamości bydgoskiej wśród mieszkańców, której zdaniem wielu wciąż brakuje. Szczególnie w wypadku, kiedy wielu mieszkańców opuszcza Bydgoszcz na rzecz większych ośrodków – by tam iść na studia czy znaleźć lepszą pracę – bądź okolicznych gmin.

– Dane na temat migracji pokazują wzrost mieszkańców w powiecie bydgoskim. Rozwijamy się jako Metropolia Bydgoszcz. To jest kierunek, który musimy pokazywać w Polsce – że jesteśmy ósmym co do wielkości miastem w kraju, o wszystkich funkcjach metropolitarnych. Nie ma aspektów życia, w których nie spełnialibyśmy kryterium metropolitarności. Mamy słabsze, ale i silniejsze strony, ale mamy wszystko, co jest potrzebne do życia w dobrej metropolii. Kluczem jest czynnik gospodarczy – jeżeli będą dobre oferty pracy, to osoby będą wracały. Mamy jedną z najniższych stóp bezrobocia na tle kraju, co musi się przełożyć na wzrost wynagrodzeń.

Jest jeden minus, z którym jako miasto sami sobie nie poradzimy, jeżeli nie będzie bodźca z innej strony. To są uczelnie wyższe, które są jednymi z najsłabszych w Polsce. To, co pan powiedział – że młodzi ludzie wyjeżdżają z Bydgoszczy na studia – jest efektem tego, że nie ma wystarczającej oferty na miarę ich ambicji. W tym zakresie musi nastąpić zmiana. Jeżeli chodzi o edukację w zakresie obywatelskiego zaangażowania mieszkańców w życie miasta, będziemy na pewno zwiększali swoje działania. Prezydent w swoim programie wyborczym zadeklarował organizowanie paneli obywatelskich, dotyczących najważniejszych bydgoskich tematów. Użyjemy do tego wszystkich możliwych narzędzi, które oferuje współczesny świat. Ale patrząc na to, jak wyglądała frekwencja wyborcza w poprzednich wyborach i zaangażowanie obywatelskie, wiemy, że jeszcze wiele lat pracy przed nami. W ostatnich wyborach frekwencja była znacznie lepsza niż cztery lata temu. Jesteśmy na 5-6 miejscu, jeśli chodzi o miasta wojewódzkie.

– A czy oficjalne profile miasta będą przejmować dobre wzorce z innych miast, na przykład z Łodzi? Niektórzy uważają, że pewne treści publikowane przez ratusz stawiały sprawę w następujący sposób: prezydent się stara, a inne otoczenie polityczne jest przeciwko niemu.

– Jednym z naszych podstawowych zadań jest obserwacja tego, co się dzieje gdzie indziej. Uważam, że dobre pomysły warto kopiować i się tego nie bać, zwłaszcza że jest to sfera publiczna, gdzie te rzeczy mogą funkcjonować w podobnym wymiarze. To, co sprawdziło się w jednym miejscu, ma duże szanse sprawdzić się w innym. Nie ukrywam, że w przypadku Łodzi bardzo wnikliwie obserwujemy jej działania i niektóre wdrażamy.

Nie mam za to poczucia, żebyśmy wykorzystywali kanały komunikacji miasta w celach politycznych. Zawsze staraliśmy się to oddzielić i ciężko mi znaleźć taki przypadek, za który musieliśmy się wstydzić.

– Na koniec pytanie z innego działu. Czy Chemik Bydgoszcz utrzyma się w piłkarskiej III lidze? Był pan przez wiele lat związany z klubem.

– Wierzę, że się utrzyma, ale nie jestem prorokiem.

PRZECZYTAJ INNE WYWIADY Z CYKLU STUDIO METROPOLIA

Błażej Bembnista