Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Potrącenie pieszej na wokandzie bydgoskiego sądu. Ruszył proces

Dodano: 04.04.2019 | 19:32

Rozprawa ruszyła w bydgoskim Sądzie Rejonowym.

Na zdjęciu: Do potrącenia doszło w maju ubiegłego roku u zbiegu Gdańskiej i Chodkiewicza.

Fot. Szymon Fiałkowski / zdjęcie ilustracyjne

W bydgoskim Sądzie Rejonowym ruszył proces mężczyzny, który w maju ubiegłego roku potrącił kobietę wysiadającą z tramwaju linii nr 4.

Do zdarzenia doszło 25 maja ubiegłego roku na przystanku u zbiegu ulic Gdańskiej i Chodkiewicza. 39-latka została potrącona przez kierującego toyotą w momencie, gdy wysiadała z tramwaju na tym przystanku. Ona sama następnie straciła przytomność i przez kilka godzin przechodziła szereg specjalistycznych badań w jednym z bydgoskich szpitali.

To była pierwsza rozprawa w tej sprawie. Wcześniej obie strony próbowały tę sprawę rozwiązać na drodze mediacji, jednak bezskutecznie. Stąd też początek przewodu sądowego w tej sprawie. Dodajmy, że poszkodowana kobieta chciała zadośćuczynienia w wysokości 10 tysięcy zł, natomiast mężczyzna chciał jej zaproponować 1 tys. zł, na co pokrzywdzona nie chciała się zgodzić.

Akt oskarżenia odczytał Michał Mikulski z prokuratury Bydgoszcz – Północ. Oskarżony mężczyzna przyznał się do potrącenia kobiety, ale nie uważa, żeby zrobił to w sposób umyślny. Jak tłumaczył, dowodem na to ma być monitoring, który udostępnił ze swojego pojazdu. – Dziwnym trafem monitoring w nowoczesnym tramwaju typu Swing nie działał oraz monitoring udostępniony przez miasto, mimo że wcześniej wiele zdjęć z tego zdarzenia znajdowało się w sieci – mówił. Jak tłumaczył, potem odnaleziono monitoring z ul. Focha, ale ten nie ma żadnego związku ze sprawą. – Po dokonanej przeze mnie analizie zapisu monitoringu z mojego rejestratora mogę stwierdzić, że tramwaj po wypuszczeniu wszystkich pasażerów na przystanku, mając czerwone światło do skrętu w ul. Chodkiewicza zamknął wszystkie drzwi, włączył kierunkowskaz i ruszył do skrętu w prawo – dodawał dalej. – Ja zauważywszy tę sytuację i nie widząc nikogo na przystanku, mając zielone światło dla pojazdów poruszających się na wprost, ruszyłem. Minąłem czwarte drzwi tramwaju, trzecie, a zbliżając się do drugich drzwi za motorniczym zauważyłem otwierające się te drzwi i zauważyłem wysiadającą panią, która została poszkodowana – mówił dalej.

Oskarżony tłumaczył, że ta ocena nie jest obiektywna, a subiektywna, że drzwi otworzyły się gwałtownie i poszkodowana wysiadła, a on sam miał niewiele czasu na reakcję. – Potrąciłem panią, żałuję tego. Nie było to celowe działanie – zapewnił. Jak dodawał, w dalszej kolejności powiadomił niezwłocznie służb ratunkowych, a do czasu przyjazdu służb to on zajmował się poszkodowaną, utrzymując z nią kontakt, tak jak szkolono go przy udzielaniu pierwszej pomocy w nagłych wypadkach. – W tym czasie podeszła pani, która powiedziała, że jest lekarzem, więc ustąpiłem jej miejsca, żeby jako fachowa osoba udzielała pomocy i za trzy minuty były dwie karetki – podkreślał. Przed sądem ponownie przeprosił poszkodowaną kobietę, która do dzisiaj korzysta z pomocy lekarzy. – Całe życie uczono mnie, żeby pomagać ludziom, gdyż służba w armii to jest niesienie pomocy, obrona obywateli i niedopuszczanie do wyrządzania im krzywdy – dodawał. W jego ocenie, zarzut umyślnego spowodowania tego zdarzenia jest wielce krzywdzący.

Później zeznawała również kobieta. – Jechałam do rodziny tramwajem linii nr 4. Wysiadając z niego vis – a – vis przystanku-wiaty zostałam uderzona. Nie pamiętam całego wydarzenia, bo w tym momencie straciłam przytomność. Nie pamiętam nic, tylko moment wysiadania z tramwaju – opowiadała poszkodowana. Jak tłumaczyła, z pojazdu zarówno z przodu, jak i z tyłu wysiadali również pasażerowie, a ona opuszczała tramwaj środkowymi drzwiami. – Od momentu, gdy trafiłam do karetki, to nie pamiętam nic – dodawała 39-latka. Wspominała, że potem przechodziła szereg specjalistycznych w jednym z bydgoskich szpitali, które trwały dobrych kilka godzin. – Ból był silny. Bolała mnie głowa, nie wiedziałam jeszcze wtedy, że byłam ranna. Ratownicy poinformowali mnie, że nie mogli mi podać morfiny, bo muszą mi zrobić badania, podłączyli mi kroplówkę, która miała ten ból ukoić – podkreślała. Jak mówiła, do momentu wypadku była osobą aktywną, uprawiającą sport, a teraz tak nie jest.

Sąd odroczył rozprawę. Kluczowa dla sprawy ma być opinia biegłych sporządzona po całym zdarzeniu – chodzi o dokument dot. biegłych z zakresu ruchu drogowego. Nowy termin rozprawy nie został jeszcze wyznaczony.

Szymon Fiałkowski