Sławomir Czarnecki: Młyny Rothera będą odpowiadać na zmiany, które będą się działy wokół nich [WYWIAD]
Dodano: 28.02.2025 | 06:00Na zdjęciu: Od 2019 roku Sławomir Czarnecki pełni funkcję dyrektora Młynów Rothera. Jak ocenia swoją kadencję?
Fot. Aneta Pawska/Młyny Rothera
Od pięciu lat jest liderem zespołu tworzącego Młyny Rothera – wpierw nakreślił scenariusz instytucji, a teraz odpowiada za jego „reżyserię”. Sławomir Czarnecki – dyrektor Centrum Nauki i Kultury Młyny Rothera odpowiada na pytania o wystawę „Węzły”, koncepcję „Brainspace”, Urban Lab czy brak powierzchni wystawienniczych. W rozmowie nie brakuje spostrzeżeń do dalszego rozważania, także przez inne placówki kultury w Bydgoszczy.
***
Błażej Bembnista: Młyny Rothera otworzyły się dla mieszkańców ponad trzy lata temu. Od tego czasu obiekt wypełnia się treścią. Czy jest Pan zadowolony z jej jakości i tego, co obecnie oferuje się mieszkańcom i turystom?
Sławomir Czarnecki, dyrektor Centrum Nauki i Kultury Młyny Rothera: Czuję dużą satysfakcję z tego, co udało nam się zrobić od momentu, w którym instytucja zaczęła opiekować się obiektem. Zawsze można zrobić więcej i staramy się szukać pól do poprawy swojego działania – tak też powinna funkcjonować każda organizacja. Jesteśmy cały czas w procesie: bardzo dużo udało się zrobić. Trzy wystawy stałe to spora baza do funkcjonowania Młynów.
Pamiętam rozmowę z artystką Violą Kuś, która stwierdziła, że trzeba uznać, że proces ciągłego tworzenia jest cechą instytucji kultury i zawsze będzie im towarzyszył. Młyny zawsze będą w budowie, a przez długi czas używaliśmy przecież nazwy „Młyny w budowie”. Czuję zadowolenie, a jednym z osobistych wymiarów tej satysfakcji jest zespół pracowników i pracowniczek Młynów Rothera. Niezależnie od tego, czy zajmują się księgowością, techniką czy administracją, programem, edukacją, kontaktem z naszymi gośćmi, komunikacją – robią to z wielkim zaangażowaniem. Podobnie jak osoby współpracujące z nami przy świadczeniu usług ochrony i sprzątania.
Porozmawiajmy zatem o procesie. Trwają prace nad przebudową strefy wejścia i sali konferencyjnej – a jak wyglądają przygotowania do kolejnych inwestycji? Zacznę od propozycji zapowiadanej i pozostałej z pierwotnej wizji zagospodarowania Młynów – „Brainspace”. Czy to będzie coś atrakcyjnego? Czy uda się uniknąć typowego “muzeum mózgu”?
Pomysł już jest. Mamy gotową koncepcję – jeszcze w tym roku zlecimy przygotowanie projektu. Od początku ideą prof. Marka Harata było to, by o mózgu opowiadać w sposób, który będzie interesujący dla odbiorcy. Istotą było to, by przybliżyć tematykę związaną z funkcjonowaniem mózgu oraz przede wszystkim z dbaniem o swój mózg. To doskonale objawiło się w koncepcji i takie będzie przesłanie tej interaktywnej, immersyjnej wystawy. Planowane są też działania wokół niej, żeby uświadomić sobie, jak wspaniałym narządem dysponujemy i jak ważne jest to, by go nie niszczyć.
„Brainspace” dopełni ofertę ekspozycji w Młynach Rothera – pierwsza wystawa, czyli „Węzły. Opowieść o mieście nad rzeką” jest przede wszystkim narracyjna. „Młyn-Maszyna” i „SOWA – Strefa Odkrywania, Wyobraźni i Aktywności” są interaktywne, z kolei odwiedzając „Brainspace” dotkniemy popularnego obecnie nurtu immersyjnego – wcześniejsze wystawy dysponowały multimediami bardzo oszczędnie. Będzie ona oddziaływać na wszystkie zmysły i dążyć do wystawy immersyjnej – czyli takiej, która stwarza perspektywę „totalnego zanurzenia” w realnym doświadczeniu. Czasem na odbiorcę będziemy działać samym dźwiękiem, czasem będziemy wpływać na zmysł równowagi, a czasem na wzrok. Nie chcemy przeładować odbiorcy wiedzą, a zabrać w podróż po mózgu i poruszyć tak, by sam czuł się zachęcony do działania, na przykład do pogłębienia wiedzy. Nie chcemy dużo zdradzać, ale to nie będzie trywializacja tematu i rozrywka, a mocna, intensywna opowieść.
Podczas której poczujemy „przyjemne mrowienie”?
Gość ma z jednej strony poczuć zachwyt, a z drugiej – co jest ważnym wątkiem i ujęło mnie w koncepcji prof. Harata – budować współczucie dla osób, które doświadczają różnych zaburzeń neurologicznych. Wiemy, że coraz częściej występują one w społeczeństwie; a depresja staje się swojego rodzaju epidemią.
Precyzując – w tym roku będzie przetarg na projekt ekspozycji? Co dalej?
Na podstawie gotowej koncepcji możemy ogłosić przetarg na projekt wykonawczy i zrobimy to w tym roku. Będzie to projekt złożony i skomplikowany, zatem zakładam, że prace nad nim zajmą minimum rok. Potem wejdziemy w fazę realizacji: jej termin będziemy w stanie określić po przygotowaniu projektu. Dla mnie perspektywa oddania wystawy dla zwiedzających w ciągu trzech lat byłaby optymalna.
W zeszłym roku zapowiadał Pan również powstanie księgarni z pamiątkami, pracowni kulinarnej z wkomponowanymi w nią elementami wyposażenia z Piekarni Bigońscy – co jest istotne dla tożsamości Bydgoszczy, strefy ogólnodostępnej czy pracowni edukacyjnej (m.in. laboratorium nasion). Jak wyglądają przygotowania do ich realizacji?
To wszystko zacznie się materializować w przyszłym roku. W połowie tego roku zaczniemy prace związane z dostosowaniem pomieszczeń, by wprowadzić w Spichrzu Mącznym funkcję edukacyjną. Perspektywa uruchomienia pracowni edukacyjnych jest znacznie bliższa niż „Brainspace”. To dla nas ważne, że wyposażenie piekarni i cukierni Bigońscy pojawi się w pracowni kulinarnej. Nie będą to tylko eksponaty, ale miejsce aktywności. Pracownia domknie jedną z opowieści o Młynach: na wystawie „Węzły” opowiadamy o rozwoju Bydgoszczy, dzięki któremu powstały Młyny, na „Młyn-Maszynie” nawiązujemy do tego, jaką funkcję pełniły, a w pracowni kulinarnej będziemy mówili o efektach ich młyńskiej pracy.
Warto podkreślić, że w Młynach mamy już jedną pracownię kulinarną – w kawiarni społecznej „Nowe Miejsce”. Kulinaria wpisują się w trend turystyczny, który nigdy nie traci na ważności – doświadczenia smaku. Zachowana pamięć o piekarni i cukierni Bigońskich będzie hołdem dla wszystkich bydgoskich rzemieślników i przedsiębiorców, którzy przed II wojną i po niej budowali dobrobyt miasta.
Siłą Bydgoszczy jest przemysłowa historia miasta. Czy Młyny nie będą także poruszały innych tematów z nią związanych? Przez pięć lat Pana kadencji pojawiło się zapewne znacznie więcej pomysłów niż tylko te poddane pod realizację?
Będziemy to rozpracowywać. Jest potencjał do opowiadania o każdym zakładzie pracy. Każdy aspekt dziedzictwa przemysłowego zasługuje na swoją wystawę czasową bądź projekt. Chcielibyśmy to robić, ale mamy ograniczone zasoby, musimy wybierać. Tworzymy jednak Bydgoskie Dni Projektowe, a one są także okazją do mówienia o dziedzictwie. W zeszłym roku opowiadaliśmy o neonach, o wizualnej stronie miasta; wcześniej wraz z Fundacją Bochińskich tworzyliśmy wystawy, które podejmowały temat dziedzictwa przemysłowego i projektowego Bydgoszczy.
Bydgoskie zakłady miały – a niektóre do dziś mają – działy projektowe. To ważne, by podkreślić kreatywny potencjał miasta. Będziemy dalej snuć opowieści o przemyśle- robimy to w ramach projektu Wywiad-Rzeka. W jego ramach zbieramy historie, przyjmujemy pamiątki, skanujemy zdjęcia – dziedzictwo jest dla nas ważne i w naszym przekonaniu jest budulcem tożsamości miasta. Przy czym, nie należy tylko nostalgicznie rozpamiętywać tego, co było, ale być dumnym z Bydgoszczy i iść do przodu.
PRZECZYTAJ TAKŻE: Nowe plany Młynów Rothera. Wiosna pod znakiem młodzieży, spotkań literackich i rozmów
Mówimy o dziedzictwie też po to, by mówić o przyszłości i o przemysłach kreatywnych. Młyny – co mnie bardzo cieszy – stają się kreatywnym sercem Bydgoszczy. Odbywają się tu hackathony, konferencje dla start-upów, spotkania różnych branż, np. cykliczne spotkania dla projektantów, grafików i innych osób z branży kreatywnej z Bydgoszczy i okolic „Dawaj na Dizajn”. Jako instytucja udostępniamy organizatorom naszą przestrzeń – dla mnie było to ważne od początku.
A jakich tematów nie było na początku, a teraz funkcjonują?
Na pewno temat migracji. Do Bydgoszczy przybywają nowi mieszkańcy i mieszkanki. Kawiarnia Nowe Miejsce, przestrzeń międzypokoleniowych i międzykulturowych spotkań, jest na to odpowiedzią. Impulsem do jej powstania był wybuch pełnoskalowej wojny w Ukrainie, równo trzy lata temu. Projekt udało się zrealizować dzięki wsparciu Miasta Bydgoszczy i IKEA.
Drugi temat to młodzi. Obecnie skupiamy się na nich – to też jest efekt tego, co zadziało się wokół Młynów. Młodzież spontaniczne wypełniła Młyny, szczególnie taras po jego otwarciu. Nie mogliśmy tego zignorować, chociaż temat młodych nie był wiodący na początku funkcjonowania Młynów.
Czy dzięki mikrograntom i innym programom, jak Open Call 5×5 Młynom udaje się skutecznie przyciągać młodzież?
Udaje się to robić w ten sposób, że przyciągamy poszczególne grupy, świadomie organizujemy wydarzenia, np. szkolenia dla młodzieżowych liderów czy mikrogranty. Są też grupy, które przyciągają same Młyny – ich atmosfera, klimat. Młodzi korzystają z naszej przestrzeni i się w niej spotykają. To wydaje się drobnym działaniem, ale dzięki temu jesteśmy „trzecim miejscem” w ich życiu, mogą się u nas poczuć bezpiecznie. Postrzegamy to w kategoriach sukcesu; teraz staramy się zapraszać młodzież na spotkania dotyczące tematów dla nich ważnych. Rozpoczęliśmy cykl „Odpowiedzialni za siebie”.
PRZECZYTAJ WIĘCEJ: Mocne przesłania i osobiste historie. Nowy cykl Młynów Rothera z rekordową frekwencją
Trzeba też jasno powiedzieć, że przyciąganie młodych ludzi do instytucji jest potężnym problemem. To nie wynika z ich złej woli. Młodzi – co wynika z badań – są potwornie przeciążeni i zmęczeni. System edukacyjny, problemy dnia codziennego, dojazdy do szkoły wykańczają ich na tyle, że naprawdę należy się cieszyć z każdej młodej osoby, która korzysta z oferty kulturalnej.
Chciałbym wrócić do Bydgoskich Dni Projektowych. Trzeba Panu oddać, że wraz z zespołem ożywił bydgoską ofertę kulturalną i edukacyjną, czego przykładem jest to wydarzenie. Czy Dni Projektowe w tym roku podniosą poprzeczkę?
Bydgoskie Dni Projektowe to ambitny projekt. On jest rozpisany na lata. Pozwólmy się mu spokojnie rozwijać, szukać swojej drogi. Chcę nie tyle iść w spektakularność wydarzenia, a bardziej w działanie przez cały rok, w trwałe efekty. W zeszłym roku na jednym z warsztatów prowadzonych przez Natalię Wielebską z Traffic Design narodził się pomysł na projekt „zróbMY. to” – stworzenia na terenie Politechniki Bydgoskiej miejsca sprzyjającego integracji społecznej i pracę nad nim trwają, są duże szanse na realizację. To dla nas miara sukcesu przedsięwzięcia.
Chcieliśmy poprzez Dni Projektowe wypełnić niszę i zająć się tematyką dizajnu, chociaż nie tworzymy typowego festiwalu dizajnu, bo od tej formuły się odchodzi. Bydgoskie Dni Projektowe to bardziej festiwal miejski. W tym roku zrobimy kolejny krok, ale to nie będzie „więcej, szybciej i mocniej”, za to bardziej wejdziemy w miasto i codzienność.
Skoro mówimy o mieście – czy tak jak społecznicy wiąże Pan duże nadzieję z Urban Labem?
To spełnienie marzeń społeczników. Bardzo się cieszę, że udało się go otworzyć. Jest to program miasta, koordynowany przez Biuro Aktywności Społecznej, ale nieprzypadkowo został zlokalizowany w Młynach jako przestrzeni, która ma potencjał przyciągania i stała się już hubem kreatywnym. Wiążę duże nadzieję z tym programem – on tematycznie dotyczy młodych ludzi, do 35. roku życia, czyli także tych, które pracują zawodowo, założyli rodziny.
Takie formy laboratoryjne i badawcze są dla mnie interesujące. Urban Lab wprowadzi nowe idee. Myślę, że będzie takim „think-tankiem”.
Znaczenie Młynów jest spore, o czym świadczy, że stały się być może jedynym miejscem debaty o Bydgoszczy – o jej przyszłości, o młodzieży czy o architekturze i urbanistyce. Czy będzie ich więcej? Czuję, że jest taka potrzeba, bo podczas nich pojawią się ważne tematy i przyciągają one środowisko kreatywno-miejskie.
Myślę, że tych ognisk debaty jest więcej – i tak powinno być. Widzę w Bydgoszczy potrzebę, by działania kulturalne „rozlewały się” na osiedla i były prowadzone przez różne, także małe, organizacje. My jesteśmy miejscem na Wyspie Młyńskiej i pracujemy na rzecz tego konkretnego miejsca, ale kultura powinna przenosić się z ulicy na ulicę. Nie możemy poprzestać na symbolicznej Gimnazjalnej. Ulicy, która tętni życiem i ma status kultowej. Powinniśmy mieć już pięć takich „Gimnazjalnych”.
Nam też zdarza się wyjść z murów, takie odważne wyjście skierowaliśmy do Fordonu. Na etapie prac nad wystawą „Węzły” osoby ze Stowarzyszenia Miłośników Starego Fordonu uświadomiły nas o jego znaczeniu i odtąd staramy się o Fordonie pamiętać. Cieszę się, że jesteśmy postrzegani jako miejsce debaty, bo to jest jeden z założonych celów Młynów Rothera. Kultura jest powiązana z miastem, a Młyny mają znaczący potencjał symboliczny, by być takim miejscem.
Tworzymy warunki do tego – na przykład poprzez mikrogranty dla organizacji pozarządowych. Nie ma przeszkód, by w ich ramach zgłosić debatę. W naszych murach odbyła się m.in. debata „Młode Miasto” organizowana przez Stowarzyszenie Bydgoszcz G10 – na takie inicjatywy jesteśmy cały czas otwarci. Sami także – np. przy okazji projektu „Wywiad Rzeka” czy Bydgoskich Dni Projektowych – chętnie rozmawiamy i zapraszamy do dyskusji.
Teraz rozpoczęliśmy nowy cykl: „90 minut o kulturze” – rozmawiając np. o publiczności debatujemy także o mieszkankach i mieszkańcach Bydgoszczy; tak samo prowadzony jest dialog w ramach Forum Filozoficznego. To się wszystko ze sobą łączy – jesteśmy miejscem, gdzie wszyscy mogą bezpiecznie ze sobą rozmawiać.
“90 minut o kulturze” to dość odświeżająca formuła z odliczaniem czasu. Kultura jest też częścią historii miasta…
Na końcu wystawy „Węzły” znajduje się część poświęcona muzyce niezależnej z lat 80. i 90. Dla mnie to jednocześnie symbol tego, że historia miasta się nie kończy – ona dotyczy też lat dwutysięcznych. Historia blokowisk to też część dziedzictwa, początki sceny rap i na przykład kariery Bedoesa – to jest już historia najnowsza miasta.
Ostatnio widziałem na kanale YouTube Bydgoski Fyrtel film młodego twórcy internetowego, który chodził po Wyspie Młyńskiej i opowiadał, między innymi, o Młynach Rothera. Powiedział, że kiedyś tutaj było inaczej, ale „ja tego nie pamiętam, ja pamiętam zrewitalizowaną Wyspę”. Dla mnie naturalnym jest odwołanie do wspomnienia Wyspy jako dzikiego miejsca. Teraz mamy ludzi, którzy pamiętają tylko zrewitalizowaną Wyspę, przestrzeń oswojoną.
Wizja zagospodarowania Wyspy Młyńskiej były kreślone już od lat 70., kiedy to Muzeum Okręgowe otrzymało na niej budynki. Czesław Potemski, wybitny bydgoski archeolog i dyrektor placówki w latach 1982-1985 mówił, że Wyspa będzie tętnić życiem i będzie to jedyny taki kompleks – kreślił wizję pomostu łączącego ją ze „wspaniałym teatrem opery”. Wizja się spełniła…
Rzadko o tym myślimy, ale Opera Nova, Muzeum Okręgowe i Młyny Rothera tworzą mocną dzielnicę kultury. Do tego funkcjonuje Boska Wenecja… Możemy dodawać wszystkie mniejsze i większe podmioty. Tworzymy dzielnicę kreatywną.
Jak zatem rozwijać taką dzielnicę kreatywną?
Trzeba wykorzystać potencjał i komunikować go jako wspólny. To jest krok, który możemy zrobić już teraz. Warto by dołożyć trochę funkcji – rozrywkowych i kulturalnych. Im więcej ich na Wyspie, to mamy więcej powodów by tu zostać na dłużej, a nie tylko przez nią przejść. Tak trzeba ją rozwijać, by przyciągać ludzi do centrum. Ważne są udogodnienia komunikacyjne plus wydarzenia. Na pewnym etapie musimy pomyśleć nad wspólnymi wydarzeniami.
Współpraca przydałaby się, bo różnie się o niej mówi, a potencjał jest potężny i mogłyby z niego postać niezwykłe rzeczy. Wracając do „Węzłów” – rozmawiając z miłośnikami miasta słyszę, że „Węzły” pozostawiają niedosyt, ale za to turyści chwalili ekspozycję. Można docenić odwzorowanie neonu „Poznaj piękno ziemi bydgoskiej” czy poruszenie mało popularyzowanego tematu sceny niezależnej, ale może bydgoszczanie – zwłaszcza ci żyjący miastem – po prostu chcieliby więcej. Czy oczekiwania wobec tej wystawy zostały spełnione?
Dla nas cele „Węzłów” zostały spełnione. Słyszymy to również od mieszkańców, którzy obejrzeli tę wystawę i opowiadali o swoich wrażeniach. Widzimy, że spędzają na niej dużo czasu. Jest czytelna także dla turystów.
Taka wystawa nigdy nie zadowoli specjalistów, czyli osób, które mają dużą wiedzę. Nie jest ona pracą naukową, a rodzajem opowieści. W dobrej opowieści wybiera się pewne fakty, a inne pomija. Pracując nad scenariuszem „Węzłów” czuliśmy wielki ból, ponieważ musieliśmy rezygnować z treści, które chcieliśmy pokazać. Nie wszystko da się powiedzieć. Rozumiem też odczucia, że czegoś na niej brakuje – przy tak dużym projekcie zawsze zdarzają się nieścisłości czy różne interpretacje faktów. Tym osobom może też chodziło o formę ekspozycji – liczyli na więcej elementów albo uznali odsłuchy opowieści za mało dynamiczne.
CIEKAWOSTKI Z BYDGOSZCZY! OBSERWUJ NAS NA TIK-TOKU
@metropoliabydgoska.pl Znaliście te ciekawostki? ???? #bydgoszcz #bydgoszczcity #metropoliabydgoska #metropoliabydgoskapl #bydgoszczanie #ciekawostkibydgoszcz #staryrynekwbydgoszczy ♬ original sound – ???????????????????????????????????????????? ????????
Celowo oszczędnie korzystaliśmy ze środków wyrazu, by uniknąć przeładowania, czy epatowania. Wystawa miała być intymna, o to nam chodziło, dlatego jeden z elementów wystawy ma formułę pamiętnika, przedstawiającego historię Bydgoszczy z perspektywy kobiet. Obecnie zauważamy, że dobrze sprawdzają się audioprzewodniki; dopełniają one zwiedzanie indywidualne.
A jak Pan ocenia drugą część „Węzłów”, poświęconą ekologii?
To był eksperyment – próba przeskoku i pogodzenia dwóch konwencji. Ja sercem jestem bliżej pierwszej, historycznej części, ale jestem zwolennikiem tego, by pokazać, że ta historia wciąż się dzieje i my ją ciągle tworzymy. Ta część to wskazanie na to, że w kontekście lokalnym dotykamy zagadnienia globalnego. To jest dla mnie bardzo cenne, niezależnie od oceny estetycznej tej części wystawy. Gdy szkicowałem pomysł na „Węzły”, notowałem frazę „na przykładzie Bydgoszczy”, byśmy nie tylko celebrowali bycie bydgoszczaninem, bydgoszczanką, ale na przykładzie Bydgoszczy opowiadali o świecie. Tak jak Młyny były częścią większego systemu gospodarczego i społecznego, tak samo my jesteśmy w sieci globalnych powiązań i odczuwamy to na co dzień chociażby w polityce.
Debaty o bydgoskiej kulturze często wskazywały na to, że w mieście nie ma przestrzeni wystawowej, a dzieła sztuki zalegają w magazynach – badając historię Czesława Potemskiego wiem, że w latach 80. było tak samo. Czy ograniczenia Młynów, związane np. z wysokością pomieszczeń nie zamykają drogi na wykorzystanie ich w tym celu?
Jesteśmy zabytkiem architektury przemysłowej i działamy w warunkach ograniczeń związanych z tym, że jesteśmy w historycznym budynku. Wystawy stałe są rdzeniem Młynów i osią, wokół której tworzy się program, ale to są jedne z narzędzi do opowiadania o dziedzictwie, nauce. Możemy o tych rzeczach opowiadać inaczej – nie chciałbym, by Młyny Rothera były kojarzone tylko z przestrzenią wystawienniczą. Jesteśmy Centrum Nauki i Kultury, które ma wiele funkcji, a wystawy są jedną z nich.
Jeśli patrzymy na szerszy kontekst, to powinniśmy o tym rozmawiać w kontekście ekosystemu kultury. Nie mamy w Młynach dużej sali widowiskowej, ale po drugiej stronie rzeki jest Opera, która za chwilę będzie mieć do dyspozycji jeszcze więcej sal. Mamy ekspozycję narracyjną o mieście, ale nie jesteśmy Muzeum Okręgowym i nie zamierzamy nic mu ujmować z jego ról i zadań.
PRZECZYTAJ TAKŻE WYWIAD Z DR ANNĄ KORNELIĄ JĘDRZEJEWSKĄ, DYREKTOR MUZEUM OKRĘGOWEGO
Skoro już o nim mowa – zgadzam się, że Muzeum brakuje nowoczesnej przestrzeni wystawienniczej. W pełni popieram pomysł, by w strukturze Muzeum Okręgowego im. Leona Wyczółkowskiego w Bydgoszczy powstało Muzeum Historii Bydgoszczy. Powinno mieć zupełnie nowy budynek, aby mogło korzystać ze wszystkich możliwości wystawienniczych. Lokalizacja to już temat odwiecznych dyskusji – czy powinna nią być Zachodnia Pierzeja Starego Rynku czy Plac Teatralny.
Podzielam pogląd, że przestrzeń w Spichrzach nad Brdą nie będzie wystarczającą przestrzenią dla potencjału Muzeum Historii Bydgoszczy, także z uwagi na swoje ograniczenia z uwagi na zabytek – zresztą jest to budynek o podobnej funkcji co Młyny. Pojawiły się koncepcje dotyczące wykorzystania obiektów Akademii Muzycznej po jej przenosinach do nowego kampusu. Muzeum myśli też o terenie po spalonych w 1960 roku spichrzach…
Trzeba marzyć, bo bez wizji nie ma realizacji.
To jakie są Pana marzenia kulturalne?
Rozlewanie kultury po mieście, o czym już wspomniałem. By była obecna na Szwederowie, na ul. Podgórnej; i tak dalej, by zdobywać dla kultury ulicę po ulicy i by one zaczęły żyć. To tworzyłoby dobre warunki do pączkowania inicjatyw kulturalnych i społecznych: część z nich czuje się lepiej w małej, nieformalnej, offowej przestrzeni. Niech w Bydgoszczy tworzą się takie miejsca, jak klub Mózg i życzmy sobie, żeby on również jak najdłużej prosperował.
Marzenia ściśle związane z Młynami – mówiliśmy już o różnych planach, ale jeden element jest na etapie koncepcji. Jest to zagospodarowanie placu od strony ulicy Mennica. Marzy się nam, by powstało miejsce, w którym można usiąść, odpocząć, w którym pojawi się zieleń. Nie chcemy, by ta przestrzeń była pustym placem.
Z marzeń wydarzeniowych – jest dużo takich. Ja cały czas mówię o pomyśle wydarzenia „Bulwary” – to byłoby wielkie święto nad rzeką.
Można by je połączyć ze świętem światła. Odbywa się ono na Wyspie Młyńskiej, ale aż się prosi o wykorzystanie otaczającej ją Brdy i Młynówki.
Potrzebujemy inicjatyw, które łączą instytucje i wzmacniają ich potencjał, zachęcając mieszkańców na co dzień nieuczestniczących w życiu kulturalnym do zauważenia i uczestnictwa w tym wydarzeniu, bo ono wychodzi z murów instytucji. To byłoby świetne; Lublin ma „Noc Kultury”, a my moglibyśmy mieć „Bulwary”. Moglibyśmy mieć też „Noc Muzyki” – to takie moje nowe marzenie.
Skoro Bydgoszcz jest miastem muzyki…
Wyobraźmy sobie, że w każdym klubie, w każdej instytucji, w każdej sali koncertowej w jedną wakacyjną sobotnią noc odbywają się koncerty – także plenerowe, co pokazuje, między innymi, Józef Eliasz. To byłoby niesamowite święto muzyki.
Mówi Pan o bulwarach nad Brdą – one zaraz się powiększą o kolejne odnowione odcinki, zatem warto by pomyśleć, by np. na Bartodziejach były one przygotowane na imprezy plenerowe. Wspomniane stowarzyszenie Bydgoszcz G10 przedstawi koncepcje ich wyglądu.
Jeśli nawiązujemy do takich koncepcji, jak lubelska „Noc Kultury” czy gdański „Festiwal Narracje”, to są to interwencje w przestrzeni, która nie musi być specjalnie przygotowana. Wchodzi się z działaniem, a Bydgoszcz ma świetnych artystów, na przykład sztuk wizualnych, którzy są do tego przygotowani.
Sceną może być barka.
Na wodzie już się sporo działo. Mamy zatem wszystkie elementy układanki.
Jak już wyszliśmy z Młynów, to spójrzmy na nie od strony Wyspy Młyńskiej. Czy na taras wejdziemy kiedyś od strony trawnika? Tego naturalnego przejścia z wyspy pod Młyny bardzo brakuje.
Dyskutowaliśmy o tym na początku, że można było to zaprojektować inaczej. Teraz wydaje mi się, że te przestrzenie są zintegrowane: ludzie pokazują, że tak właśnie jest, z łatwością korzystając z wejść na taras. W przyszłości można pomyśleć o przebudowie, ale w tej chwili nie przeszkadza to w korzystaniu z Wyspy Młyńskiej.
Jakie będą Młyny w 2030 roku?
Rozmawialiśmy o tym niedawno w naszym zespole, bo staramy się myśleć o Młynach Rothera w perspektywie 50/100 lat. Młyny będą odpowiadać na zmiany, które będą się działy wokół nich, co jest dużą wartością. Jako zespół chcielibyśmy, by nadal służyłyby celom publicznym i służyły mieszkańcom i mieszkankom Bydgoszczy. W obecnej sytuacji geopolitycznej nie jest to takie oczywiste.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Młyny Rothera wchodzą w kolejny etap inwestycji. Spore zmiany wewnątrz [WIZUALIZACJE]
- Czy Bydgoszcz pójdzie w ślad za Katowicami i zwiększy podatek od nowych, niesprzedanych mieszkań? - 15 września 2025
- Wyjątkowy spacer po Solcu Kujawskim. Śladami budynków użyteczności publicznej - 15 września 2025
- Znamy korzystne oferty na przebudowę Jana Pawła II, Podmiejskiej i Srebrnej - 15 września 2025