Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Tartak. Odcinek (nie)ostatni. Co dalej z budową trasy Uniwersyteckiej?,

Dodano: 20.12.2018 | 08:52
egzekucja Tartaku Bydgoszcz

Eryk Dominiczak | e.dominiczak@metropoliabydgoska.pl

Na zdjęciu: Wywóz maszyn oraz wyposażenia tartaku rozpoczął się w poniedziałek, 10 grudnia.

Fot. Stanisław Gazda

Po ponad tygodniu kończy się egzekucja terenu tartaku przy ulicy Ujejskiego pod rozbudowę trasy Uniwersyteckiej. Krzysztof Pietrzak, były współwłaściciel działek, przekonuje, że odbywa się ona nielegalnie. I zapowiada wytaczanie spraw przeciwko osobom, które o wywozie zdecydowały bądź się go podjęły.

Egzekutor wojewody Maciej Kubiak w asyście policjantów pojawił się na Wzgórzu Wolności w poniedziałek, 10 grudnia punktualnie o godzinie siódmej. W tym samym czasie pracownicy firmy Enea odłączyli prąd na działkach, przez które ma przebiegać przedłużenie trasy Uniwersyteckiej. Teren wokół tartaku został ogrodzony, do jego ochrony również oddelegowana została policja. Na działkach pojawił się ciężki sprzęt, który rozpoczął demontaż i wywożenie wyposażenia tartaku.

Tak szeroko zakrojona akcja to efekt podpisania kilka dni wcześniej przez Mikołaja Bogdanowicza umowy z firmą, która podjęła się egzekucji terenu. Co jednak znamienne, służby wojewody – mimo że mają taki obowiązek – odmawiają informacji o nazwie firmy oraz zawartym w umowie wynagrodzeniu. Przypomnijmy, że wcześniej fiaskiem zakończyło się osiem przetargów na wywóz sprzętu z ulicy Ujejskiego. Wiosną podpisano w trybie z tzw. wolnej ręki umowę z firmą Kraz Transport Wykopy z Gdyni, ale jej sprzęt spłonął kilka dni przez planowaną na koniec maja egzekucję. Postępowanie w tej sprawie nadal prowadzi prokuratura w Gdańsku.

Krzysztof Pietrzak od początku działań egzekucyjnych konsekwentnie przekonuje, że są one nielegalne. Powołuje się między innymi na decyzję Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju, który w drugiej połowie maja umorzył postępowanie egzekucyjne w stosunku do jednej z jego krewnych, również byłej współwłaścicielki terenu na Wzgórzu Wolności. Dopatrzył się uchybień formalnych – w roli wierzyciela wystąpił tam bowiem, w imieniu miasta, Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej, a zdaniem urzędników ministerstwa powinien nim być wojewoda.

Decyzja mogła wydłużyć i tak już mocno opóźnione prace nad rozbudową trasy Uniwersyteckiej. Inwestycja miała być bowiem zakończona do połowy roku, a same działki przy ul. Ujejskiego miały zostać przekazane wykonawcy prac – firmie Kobylarnia – blisko rok temu. Mogła, więc wojewoda zdecydował się ją zaskarżyć do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie. Jednocześnie zawnioskował do ministra o wstrzymanie decyzji do czasu wyroku. Tyle że warszawski sąd pod koniec sierpnia odrzucił skargę, twierdząc, że wojewoda nie jest stroną postępowania, stąd „nie ma legitymacji procesowej” do jej wniesienia. Sprawa pozostaje jednak nierozstrzygnięta, gdyż wojewoda Bogdanowicz odwołał się do Naczelnego Sądu Administracyjnego. A ten nadal swojego postanowienia nie wydał. Co powoduje, że decyzja ministra pozostaje wstrzymana. I z tej furtki korzysta wojewoda w związku z egzekucją.

Pytanie – co jeżeli NSA podtrzyma decyzję resortu inwestycji? Pietrzak twierdzi, że dla niego będzie to z kolei furtka do złożenia przeciwko wojewodzie doniesienia do prokuratury o przekroczenie uprawnień. Co ciekawe, nawet samo ministerstwo nie jest pewne swojej decyzji. Świadczy o tym fakt, że od początku roku nie odniosło się do zażaleń innych siedmiu byłych współwłaścicieli działek. – Jesteśmy zobowiązani podejmować wszelkie kroki w celu dokładnego wyjaśnienia sprawy – tłumaczy Zbigniew Przybysz z biura komunikacji Ministerstwa Inwestycji i Rozwoju. Ale zaraz dodaje, że „przedwczesne wydanie pozostałych rozstrzygnięć” mogłoby doprowadzić do niejednolitości orzecznictwa. Kiedy – w przypadku, gdyby NSA jednak uchylił postanowienie ministra.

Krzysztof Pietrzak zapowiada, że nie będą to jedyne procesy, które wytoczy w nadchodzących miesiącach. Twierdzi, że w czasie wywozu sprzętu i produktów tartaku zostało zniszczonych wiele maszyn. Kwota, której zamierza się domagać, rośnie z dnia na dzień. Obecnie ma wynosić nawet 1,7 miliona złotych. – Zniszczonych zostało przynajmniej pięćdziesiąt procent naszych maszyn. W białych rękawiczkach chciano nas zrujnować. Zabolało nas to emocjonalnie i finansowo, ale się nie poddamy – zapowiada. Pietrzak, który przez wiele miesięcy o zaniedbania oskarżał głównie administrację prezydenta Rafała Bruskiego, teraz ostrze wymierza głównie w Bogdanowicza, jego urzędników oraz firmę wykonującą egzekucję (i jej podwykonawców).

Sama egzekucja – początkowo planowana na zaledwie trzy dni – trwała półtora tygodnia. Termin jej zakończenia był stale przesuwany mimo kilkunastu organizowanych dziennie transportów. Część wyposażenia tartaku trafia do magazynów urzędu wojewódzkiego przy ulicy Przemysłowej, część – do Otorowa, gdzie działkę nabyła rodzina Pietrzaków i gdzie zamierza odtworzyć tartak. Sam Krzysztof Pietrzak twierdzi jednak, że część sprzętu zaginęła. Zarzuca wykonawcom, że ci nie przeprowadzili inwentaryzacji. – Procesy potrwają wiele lat. Ale ja jestem cierpliwy – zapowiada Pietrzak. W czwartek ma nastąpić wywóz ostatnich elementów tartaku – drewnianych domków, gdzie mieściło się między innymi biuro firmy.

Po zakończeniu egzekucji działki przy ul. Ujejskiego mają zostać przekazane firmie Kobylarnia. Nowy termin zakończenia inwestycji ustalono na koniec marca, choć niewykluczone, że i on zostanie wydłużony (realny termin zakończenia prac szacuje się na połowę przyszłego roku). Wykonawca już teraz jednak domaga się dodatkowych pieniędzy za opóźnienia na placu budowy. Ile – tego nie chce ujawniać, ale nieoficjalnie mówi się, że w grę wchodzi już kwota siedmiocyfrowa.