Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Trwa dyskusja o wyborach prezydenckich. Najnowsza propozycja? Zmiana konstytucji i głosowanie za dwa lata

Dodano: 03.04.2020 | 14:05

Na zdjęciu: Wciąż nie wiadomo, kiedy odbędą się wybory prezydenckie.

Fot. Szymon Fiałkowski

W maju czy jednak później? Przełożone poprzez ogłoszenie stanu klęski żywiołowej czy zmianami w konstytucji? Trwa dyskusja na temat przeprowadzenia planowanych na 10 maja wyborów prezydenckich.

W poniedziałek swoje stanowisko w kwestii przeprowadzenia wyborów przedstawił prezydent Rafał Bruski. Po wideokonferencji z premierem Mateuszem Morawieckim zorganizował transmisję na żywo, na której sprzeciwił się organizacji wyborów i stwierdził, że nie będzie do tego namawiał swoich współpracowników. Bruski wysłał nawet list otwarty do Tomasza Latosa, w którym pytał posła PiS, jak on „jako lekarz medycyny i przedstawiciel znanej bydgoskiej rodziny lekarskiej” potrafi pogodzić słowa przysięgi Hipokratesa z bezwzględnym popieraniem przeprowadzenia wyborów w terminie.

Prezydent wyliczał w liście, że przy organizacji wyborów już dziś w Bydgoszczy pracuje kilkadziesiąt osób, a docelowo byłoby to ponad 2 500. Dalej pytał: „10 maja do urn wyborczych może wybrać się ponad 250 tysięcy bydgoszczan, w tym członkowie Pana rodziny, przyjaciele i znajomi. Czy jest Pan gotów stanąć przed nimi, spojrzeć w oczy i powiedzieć, że nic im nie grozi? Szczerze przyznam – ja nie potrafię”.

Latos odpowiedział na Facebooku, nazywając list Bruskiego „dziwnym” i pytając, czy to „prowokacja polityczna w trudnym czasie”. – Podobnie jak Prezydent Bruski nie mam wpływu na termin wyborów. Nie wiem, jaka będzie sytuacja epidemiologiczna zarówno 10 maja, jak i 10 lipca czy nawet 10 września – napisał Latos. – Teraz każdy powinien odpowiedzialnie zadbać o to, co do niego należy. Prezydent Bruski powinien zadbać o bezpieczne dla mieszkańców działanie komunikacji publicznej i właściwe funkcjonowanie Szpitala Miejskiego. Bydgoszczanie mówią, że jest tu dużo do zrobienia – odpowiadał poseł.

Wspólne pismo do władz centralnych wystosowali także szefowie Unii Metropolii Polskich i Związku Miast Polskich, którzy domagają się podjęcia natychmiastowych działań zmierzających do przesunięcia wszystkich zaplanowanych w najbliższym czasie wyborów i referendów. Prezes Unii Metropolii Polskich Tadeusz Truskolaski (zarazem prezydent Białegostoku) i prezes Związku Miast Polskich Zygmunt Frankiewicz zaapelowali, aby przeprowadzić wybory w momencie, gdy nie będzie już stanu epidemii ani niebezpieczeństwa jej nawrotu. Twierdzą także, że należy wprowadzić stan klęski żywiołowej. Ich zdaniem wprowadzane ograniczenia już i tak prawie wyczerpują listę przewidzianą w ustawie, a taka decyzja pozwoli na legalne nieprzeprowadzenie wyborów i referendów, ich ponowne zarządzenia w odpowiednim czasie i stosowne przedłużenie kadencji prezydenta RP.

Wprowadzać stanu klęski żywiołowej nie chce jednak obóz władzy. – Wiązałoby się to z poważnym ograniczeniem praw obywatelskich, czego chcieliśmy uniknąć. Dopóki państwo może działać w oparciu o obowiązujące akty prawne, to powinno w ten sposób właśnie funkcjonować – podkreślił szef kancelarii premiera Michał Dworczyk podczas piątkowej konferencji prasowej.

Tego samego dnia wywiadu w radiowej Jedynce udzielił Jarosław Kaczyński. Prezes PiS stwierdził, że decyzja o przeprowadzeniu wyborów jest „jedyną racjonalną i zgodną z konstytucją”, a ich przełożenie o rok „byłoby całkowicie nielegalne”. – Nie ma do tego odłożenia żadnych powodów w tej chwili, jeżeli wybory będą przeprowadzone w sposób bezpieczny z punktu widzenia zdrowotnego – przekonywał prezes PiS, dodając, że czeka nas kryzys gospodarczy, a permanentna kampania wyborcza, do jakiej doszłoby w razie przełożenia wyborów o rok, to czynnik niezwykle utrudniający walkę z kryzysem.

Kaczyński przyznał także, że przeciwnikiem przeprowadzania wyborów w maju jest wicepremier Jarosław Gowin. I to właśnie o decyzji ministra nauki i szkolnictwa wyższego, a zarazem szefa koalicyjnego Porozumienia, dyskutowano w ostatnich dniach najwięcej. Według informacji RMF FM Gowin miał usłyszeć ultimatum, zgodnie z którym za sprzeciw wobec przeprowadzenia wyborów korespondencyjnych zapłaciłby wyrzuceniem jego i jego współpracowników z rządu.

Gowin swoją decyzję przedstawił w piątek wczesnym popołudniem. Zaproponował, aby zmienić konstytucję i przełożyć wybory na 2022 rok. Oznaczałoby to, że Andrzej Duda rządziłby siedem lat, ale nie mógłby ubiegać się o reelekcję. Takie rozwiązanie wymagałoby po pierwsze zgody w obozie Zjednoczonej Prawicy. Jako pierwsza z PiS propozycję Gowina skomentowała rzecznik partii Anita Czerwińska. – Mając na uwadze interes Polski, popieramy i będziemy popierać propozycję premiera Gowina, oczywiście jeśli znajdzie się większość w Sejmie i Senacie dla poparcia takiego rozwiązania – napisała na Twitterze.

Do zmiany konstytucji potrzebna jest też chęć do współpracy ze strony opozycji. A o to – jak zapowiedział Borys Budka – będzie trudno. – Jesteśmy otwarci na wszelkie rozmowy, jak przeprowadzić proces wyborczy i przeprowadzać przez sejm ustawy, które gwarantują zdrowie i bezpieczeństwo publiczne – zapewniał szef PO, dodając jednak, że w obecnej konstytucji istnieją zapisy pozwalające przełożyć wybory bez wprowadzania zmian w ustawie zasadniczej. Czyli wprowadzając stan klęski żywiołowej.

W piątek przed godz. 14:00 rozpoczęły się obrady sejmu.

Sebastian Torzewski