Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Włoski strajk motorniczych. „Sygnalizacja utrudnia nam pracę”

Dodano: 20.04.2017 | 10:33

Kierujący tramwajami uważają, że źle ustawione cykle świateł przyczyniają się do opóźnień w kursach. Co na to Zarząd Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej?

Na zdjęciu: Rondo Toruńskie jest jednym z newralgicznych w mieście. Tramwaje pojawiają się tam co kilka minut.

Fot. Leszek Grabowski / archiwum

Środa, godzina ósma, rondo Toruńskie. Dwa tramwaje stoją na jego środku przed sygnalizatorami z poziomą kreską, odpowiednikiem czerwonego światła. Składy blokują przejazd przez skrzyżowanie. Kilka minut później scenariusz powtarza się na sąsiednim rondzie Fordońskim. Awaria sygnalizacji? Bynajmniej.

CZYTAJ TAKŻE: Drogowcy uruchomią nową linię międzygminną. Dokąd pojedzie?

To reakcja motorniczych na ubiegłotygodniowy materiał przygotowany przez TVP Bydgoszcz bezpośrednio po wypadku tramwaju z autobusem PKS na ulicy Jagiellońskiej [CZYTAJ WIĘCEJ]. Cytowany w nim Wojciech Nalazek, naczelnik Wydziału Inżynierii Ruchu w Zarządzie Dróg Miejskich i Komunikacji Publicznej, wskazywał, że już 18 sekund przed zderzeniem tramwaj miał zakaz wjazdu na skrzyżowanie. Dodatkowo zaprezentował filmy ilustrujące inne składy przejeżdżające przez skrzyżowania na wspomnianej poziomej kresce. – Wypadki były, są i będą. Teraz próbuje się na nas zrzucić zbiorową winę za ewentualne zdarzenia – komentują jego słowa motorniczy.

I dlatego od minionej soboty w sposób bardzo restrykcyjny stosują się do wskazań sygnalizatorów. Twierdzą bowiem, że znaczna część sytuacji, gdy tramwaj przecinał skrzyżowanie na poziomej kresce, to wina źle skalibrowanej sygnalizacji świetlnej. Efekty dokumentują na filmach umieszczanych masowo w internecie. Pokazują one między innymi sytuację na rondzie Fordońskim, gdy tramwaj linii nr 7 skręcający z ulicy Fordońskiej w stronę mostu Pomorskiego na pierwszym sygnalizatorze otrzymuje światło pionowe („jedź”), a przy zjeździe ze skrzyżowania musi się już de facto zatrzymać. To oznacza konieczność przeczekania całego cyklu świateł, co trwa nawet trzy minuty.

Jak twierdzą w rozmowie z nami motorniczy, to nie koniec przypadków źle działającej sygnalizacji. – Kolejnym wrażliwym punktem jest rondo Toruńskie, gdzie tramwaj jadący do lub z Babiej Wsi, jeśli wjedzie za pierwszy sygnalizator, a nie zdoła zjechać ze skrzyżowania, musi czekać na inny tramwaj, który wzbudzi światło umożliwiające przejazd – opisuje Michał Grossmann, jeden z motorniczych i zarazem instruktor szkolenia jazdy tramwajami. I dodaje, że podobne przypadki, gdzie priorytet dla komunikacji miejskiej to fikcja, to między innymi ulicy Focha w rejonie węzła Garbary, skrzyżowanie ulicy Gdańskiej i Jagiellońskiej (przy kościele Klarysek) czy ciąg ulicy Dworcowej przy skrzyżowaniu z ulicą Królowej Jadwigi.

Grossmann zapewnia także, że kierujący tramwajami od dawna sygnalizowali problem. Na dowód pokazuje film sprzed roku z ronda Fordońskiego. – Minęło kilkanaście miesięcy i nic się nie zmieniło – podkreśla. Jak twierdzi, cykle nie uwzględniają faktu, że skład waży 40 ton i nie jest w stanie, jak samochód, ruszyć z „piskiem opon”. – Oczywiście, mógłbym to zrobić, bo – przykładowo – swing ma takie możliwości. Ale muszę pamiętać o bezpieczeństwie pasażerów. Aby pokonać kluczowe skrzyżowania na raz, musiałbym jechać ze średnią prędkością 22 kilometrów na godzinę. Tymczasem przez zwrotnice nie mogę jechać szybciej niż 10-15 km/h – wylicza.

Co na to drogowcy? W środę próbowaliśmy się skontaktować z naczelnikiem Nalazkiem, ale jego służbowy telefon milczał. Z kolei rzecznik ZDMiKP Krzysztof Kosiedowski stwierdził, że zarząd akcji motorniczych nie zamierza komentować. Dlaczego? – Nagrań nie widzieliśmy, a z Miejskimi Zakładami Komunikacyjnymi jesteśmy w stałym kontakcie i nie mamy z tym żadnego problemu. Żaden oficjalny sygnał w sprawie sygnalizacji do nas nie trafił – twierdzi Kosiedowski. W odpowiedzi na nasze dociekania dotyczące tego tematu niżej podpisany usłyszał, że „nienawidzi ZDMiKP” i szuka „kolejnego powodu, żeby w zarząd uderzyć”.

Tymczasem okazuje się, że sygnał do drogowców popłynął, i to z samego ratusza. – O sprawie dowiedziałem się w Wielkanocny Poniedziałek i nazajutrz, w pierwszy dzień roboczy, poprosiłem zarząd dróg o przeanalizowanie sytuacji i znalezienie rozwiązania, jeśli będzie ono konieczne – mówi nam Mirosław Kozłowicz, zastępca prezydenta Bydgoszczy odpowiedzialny za komunikację i transport. Efekty jego działań mają być znane na początku przyszłego tygodnia.