Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Zamrożone wspomnienia. Historia Torbydu [ZDJĘCIA]

Dodano: 30.09.2017 | 15:03

Torbyd był wymarzonym miejscem wielu osób.

Na zdjęciu: Bydgoszczanie tłumnie wybierali się na mecze hokeja. Na zdjęciu: spotkanie BTH Bydgoszcz.

Fot. Archiwum Budowlanego Klubu Sportowego

Były czasy, w których bydgoski kibic, jeśli mógł na coś narzekać, to tylko na nadmiar wrażeń. Dostarczali ich chociażby hokeiści, którzy przyciągali widzów na Torbyd.

Połowa lat 50. ubiegłego wieku przyniosła zawodnikom Gwardii dwa wicemistrzostwa Polski. Bydgoscy zawodnicy wygrywali mimo warunków, jakie mieli. Łagodny klimat nie sprzyjał lodowisku przy ulicy Zamoyskiego, więc gdy tylko robiło się cieplej, zespół musiał jeździć do Katowic na jedyne wówczas sztuczne lodowisko w kraju. Czasami udało się zagrać w Warszawie. Tak było na przykład w sezonie 1957, gdy spotkanie z ŁKS-em rozpoczęło się o drugiej w nocy, bo wcześniej tafla była zajęta.

Podobne problemy mieli hokeiści w innych miastach, więc w całym kraju ruszyły budowy sztucznych lodowisk. Inwestycje realizowano w stolicy, Łodzi oraz Toruniu, który ostatecznie wygrał z Bydgoszczą wyścig o pieniądze z budżetu centralnego. Nad Brdą działacze początkowo myśleli o modernizacji stadionu przy Zamoyskiego, ale, gdy to okazało się niemożliwe, zdecydowano, że jedyną dogodną lokalizacją będzie plac w pobliżu Bydgoskich Zakładów Mięsnych, które będą umożliwiać utrzymanie lodowiska. Powstał społeczny komitet, a istotną rolę odgrywał w nim red. Zbigniew Urbanyi z Ilustrowanego Kuriera Polskiego.

Teren, na którym planowano wybudować lodowisko, należał jednak do Centrostalu i mimo starań nie udało się go przejąć. Dlatego budowę rozpoczęto tuż obok, w kwadracie ulic Moniuszki, Chopina. Jagiellońskiej i Ogińskiego. W ekspresowym tempie, w dziewięć miesięcy (marzec – grudzień 1959) powstało czwarte w kraju sztuczne lodowisko ochrzczone mianem Torbydu. Bydgoszczanom udało się nawet wyprzedzić sąsiadów z Torunia, choć wymiary wybudowanej tafli nie spełniały wymogów dla rozgrywek hokejowych. PZHL przymknął jednak na to oko.

Zobacz także: Nowe lodowisko Torbyd przy ul.  Toruńskiej w Bydgoszczy [CENNIK BILETÓW, GODZINY OTWARCIA]

Do uroczystego otwarcia doszło 19 grudnia 1959 roku. Najpierw była defilada, potem pokazy łyżwiarzy figurowych, a na koniec rozegrano mecz hokeja w obecności sześciu tysięcy kibiców. Polonia przegrała z Górnikiem Katowice 3:9, choć wzmocnili ją słynni bracia Warwickowie. Kanadyjczycy zdobyli wszystkie bramki dla bydgoskiej drużyny, a po meczu, jak cytowano w książce wydanej z okazji 50-lecia klubu, mieli twierdzić: Potrzeba nam było dwóch tercji, aby się zrozumieć. Ale potem grało się już całkiem nieźle.

Drugi mecz na Torbydzie rozegrano już kilkanaście godzin później, a Polonia – już bez braci Warwicków – pokonała Piasta Cieszyn 10:0. Jeszcze przed końcem roku podjęła imienniczkę z Bytomia, ale tym razem przegrała 3:4. Nie byłby to może wyjątkowy mecz, gdyby nie fakt, że w zespole gości wystąpił wtedy Zdzisław Masełko, który później – już jako trener – stał się jedną z legend bydgoskiego klubu.

Wybudowanie nowego lodowiska na dłuższą metę nie okazało się lekiem na całe zło i hokeiści nadal musieli borykać się z różnymi awariami, które uniemożliwiały im grę lub treningi. Co więcej, przy lodowisku nie było szatni. – My jako dzieci przebieraliśmy się pod starą trybuną Polonii, ubieraliśmy trampki i z całym sprzętem szliśmy na lodowisko – wspomina Andrzej Mateja, były bydgoski hokeista, a obecnie trener. Czasami przed meczami seniorów drużyny podjeżdżały pod Torbyd autobusem.

Sytuacji nie ułatwiał też brak maszynowni. Dlatego w 1975 roku zrezygnowano ze współpracy z rzeźnią i skorzystano z opuszczenia placu przez Centrostal. Hokeiści przenieśli się na tymczasową taflę, a na dotychczasowej ruszyły prace.

W planach było nawet utworzenie budynku na wzór hali Olivia. – Byłem w Gdańsku oglądać obiekt, ale okazało się, że w Bydgoszczy mamy za mało miejsca, więc zdecydowano się na zadaszenie – wspomina Andrzej Jałoszyński, który kierował wtedy budową. W tamtych czasach większy nacisk kładziono już jednak na budownictwo mieszkaniowe, więc prace na Torbydzie trwały aż pięć lat. Pomagali policjanci, więźniowie i hokeiści. – Czasem przychodzili na przykład po meczach i wykonywali różne prace – opowiada Jałoszyński, który na co dzień miał do dyspozycji około dwudziestu ludzi.

Efektem prac było poszerzenie lodowiska, powstanie długo wyczekiwanej maszynowni, trybun i dachu. – Prace były trudne konstrukcyjnie, bo to był obiekt o wielkiej rozpiętości. Zdecydowaliśmy się na nową wtedy metodę tworzenia dachu, który był podobny do plastra miodu – opowiada Jałoszyński. Pod ziemią znalazło się aż 21 kilometrów rur.

Torbyd był miejscem nie tylko dla hokeistów, ale też zwykłych mieszkańców. – Każdej zimy to był centralny punkt miasta. Ślizgawka była bardzo oblężona, bo całe rodziny przychodziły od świtu do nocy – wspomina Waldemar Matuszak, sędzia klasy międzynarodowej i komentator hokeja. Latem, gdy nie było lodu, jeżdżono na wrotkach i organizowano koncerty.

Przez wiele lat hokej był obok żużla i piłki nożnej najważniejszą dyscypliną sportową dla bydgoszczan. Pierwsze powojenne pokolenia wzorowały się na bramkarzu Andrzeju Tkaczu, a kolejne – na olimpijczyku z Sapporo Marianie Feterze. – Kiedy ja zaczynałem grać, to miasto żyło hokejem – wspomina Mateja. Z czasem jednak hokeistów dotknął kryzys. Balansowali między I a II ligą, sekcja na kilka lat trafiła do Budowlanego Klubu Sportowego, a w 1992 roku utworzono Bydgoskie Towarzystwo Hokejowe, które funkcjonowało do 2003 roku. Dwanaście miesięcy później zamknięto Torbyd.

Gdy ważyły się losy lodowiska, do Bydgoszczy przyjechali nawet działacze PZHL. Namawiali, aby spróbować modernizacji. Pozwolenie na używanie systemów chłodzących obowiązywało jeszcze przez kilkanaście miesięcy, ale władze miasta zdecydowały się zamknąć obiekt. – Prezydent Dombrowicz podjął moim zdaniem błędną decyzję. Powinno się wcześniej wybudować nowe lodowisko albo spróbować zmodernizować istniejące, bo tak właśnie zrobiono w wielu innych miastach – ocenia Matuszak.

Gdy lodowisko zamykano, w Bydgoszczy jeszcze ok. 70 dzieci trenowało w grupach młodzieżowych. – Nikt wtedy nie myślał, że przez kilkanaście lat będziemy bez lodowiska. A Torbyd stał i straszył wszystkich dookoła – wspomina Mateja. Miasto chciało sprzedać obiekt, jednak przez lata nie było chętnych. Proponowana cena spadała, aż w końcu zdecydowano, że budynek zostanie wyburzony za symboliczne 2 złote. Rozbiórkę przedłużyły chronione gatunki zwierząt, które osiedliły się na Torbydzie. Lodowisko przestało istnieć w 2016 roku, a działka trafiła do toruńskiej spółki ARD.

Pamięć o Torbydzie okazuje się jednak ciągle żywa wśród bydgoszczan, bo to właśnie ta nazwa zyskała największe poparcie w plebiscycie zorganizowanym przy okazji budowy nowego lodowiska na Babiej Wsi. Mateja liczy, że nowy obiekt – wbrew pierwszym zapowiedziom ratusza – pomoże odrodzić się bydgoskim hokeistom. – Teraz musimy z naszymi grupami młodzieżowymi jeździć do innych miast. Czekam więc na oddanie nowego obiektu i liczę, że znajdzie się w nim odrobina miejsca dla hokeja, chociaż młodzieżowego – zapowiada.

Sebastian Torzewski