Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Michał Grzybowski: Kolejny pomnik nie poprawi nam samopoczucia [STUDIO METROPOLIA]

Dodano: 03.11.2017 | 06:00

Na zdjęciu: Michał Grzybowski od kilkunastu dni jest szefem kujawsko-pomorskich struktur Nowoczesnej.

Fot. Eryk Dominiczak

Kilkanaście dni temu Michał Grzybowski został wybrany szefem regionalnych struktur Nowoczesnej, pokonując minimalnie dotychczasowego lidera ugrupowania w Kujawsko-Pomorskiem – Jacka Warczygłowę. W wywiadzie dla MetropoliaBydgoska.PL opowiada o rozpadzie bydgoskiego „Twin Towers”, szukaniu szlifu dla miasta, podbydgoskiej riwierze i o polityce z minionej epoki.

Eryk Dominiczak: Czy poseł Michał Stasiński zadzwonił do pana z gratulacjami po wyborze na szefa kujawsko-pomorskiej Nowoczesnej?
Michał Grzybowski (szef kujawsko-pomorskich struktur Nowoczesnej): Nie, ale przesłał je sms-em.

– Szorstka przyjaźń politycznych, wydawałoby się, bliźniaków?
– Z posłem Michałem Stasińskim czy raczej Michałem Stasińskim łączy mnie długoletnia znajomość. Znaliśmy się już na długo przed wejściem do Nowoczesnej. Nasze drogi rozeszły w momencie, gdy Michał podjął decyzję o przejściu do Klubu Parlamentarnego PO.

– Rozeszły się definitywnie?
– Nie wiem, jak to nazwać. Jest okres milczenia, a ja nie ukrywam, że jestem rozczarowany decyzją Michała. Pamiętam, jak wiosną 2015 roku rozmawialiśmy o projekcie Nowoczesnej. Byliśmy pełni entuzjazmu i z optymizmem patrzyliśmy w przyszłość. Do końca liczyłem na to, że jego decyzja będzie inna.

– Rozczarowanie jest tym większe, że długo graliście na niego jako jedynego posła, a po jego odejściu staliście się anonimowi?
– Uwierzyliśmy w ten projekt wspólnie, a dzisiaj jesteśmy w różnych miejscach. Czy jesteśmy anonimowi? W pewnym sensie tak, bo lider zapewniał nam rozpoznawalność. Ale to nie znaczy, że nie pojawią się osoby, które staną się twarzami Nowoczesnej w Bydgoszczy. Ale to wynika już z zainteresowania mediów. Nie mamy posłów, radnych, ale pokazujemy różne twarze, choćby szefa bydgoskiego koła Macieja Wojtczaka.

– Pan też będzie musiał wyjść z cienia.
Wiem, że to jest nieuniknione. Byłem w cieniu, ale nie oznacza to, że nie pracowałem na rzecz struktur. W minionej kadencji byłem sekretarzem regionu, który stanowi silnik napędowy partii w regionie, animuje działania. A dzisiaj jest inny czas, ludzie nie garną się do polityki. Słyszą: polityk, partia? Dziękuję, nie jestem zainteresowany, wolą się wycofać.

– Tyle że w wyborach samorządowych trzeba będzie przekonywać ludzi, a nie członków partii.
I to na pewno będzie trudne, ale zapewne śledzi pan nasze działania – wychodzimy do mieszkańców w ramach „Mapy potrzeb”, rozmawiamy z nimi, szukamy rozwiązań problemów. Nie robimy tego z poziomu stołu prezydialnego jak inne partie. Niestety, nie mamy siły sprawczej, więc często jesteśmy traktowani jak zwykli obywatele. Mamy też projekt „Malujemy Bydgoszcz”, który ma pozwolić uporządkować otoczenie. Może to są małe rzeczy, ale nikt z nas nie był wcześniej w dużej polityce. Uczymy się, analizujemy błędy.

– Czasu na naukę macie niewiele – do wyborów dwanaście miesięcy.
Sytuacja jest jednak tak dynamiczna, że nawet teraz może wydarzyć się w Warszawie coś nagłego, co wywróci do góry nogami świat polityki. Czasu jest moim zdaniem sporo, możemy pokazać, że politykę da się robić w inny sposób.


⇒ CZYTAJ TAKŻE » Tomasz Moraczewski: Nie jestem chłopcem do bicia


– To kto będzie kandydatem Nowoczesnej na prezydenta Bydgoszczy?
– Trwają rozmowy, szukamy ciekawej osobowości, ale nie jest to proste. Ostatnie miesiące pokazały, że trudno o dobrego kandydata.

– Bo start oznacza bolesną porażkę?
– N
ie wiemy, jak będzie wyglądała ordynacja wyborcza. A jedynym kontrkandydatem dla prezydenta Bruskiego jest na razie Marcin Sypniewski z Wolności. Poza tym, może okazać się, że będzie jedna tura…

– …i wtedy poprzecie Rafała Bruskiego?
Będziemy rozmawiać. Jesteśmy otwarci. Jak skutecznie rozmawiać ze społeczeństwem pokazał PiS. Nie da się ukryć, że politycy szybko zapominają o swoich wyborcach. Obecnie jestem zbudowany tym, że urząd miasta zaczyna rozmawiać z bydgoszczanami.

Chodzi panu o debaty w sprawie strategii miasta? Nie brakuje głosów, że to już kampania wyborcza.
– Zawsze warto usiąść i poznać opinię innych osób. Mnie chodzi akurat o debaty pani Rembowicz-Dziekciowskiej (dyrektor Miejskiej Pracowni Urbanistycznej – dod. red.). Koledzy byli na spotkaniu w WSB dotyczącym zagospodarowania nabrzeży Brdy. Sala była prawie pełna. Kilka lat temu podobnie działał ówczesny dyrektor teatru Paweł Łysak, który zrobił masterplan dla kultury. Niestety, nie jest to eksponowane. Te działania pokazały, jak ważny jest dialog mieszkańcy – urzędnicy.

– Jaką alternatywą dla obecnych w radzie miasta ugrupowań może być Nowoczesna?
Zawsze od polityków oczekuje się gotowych recept…

Po to ich wybieramy.
– To prawda. Dla mnie ważna jest na przykład kwestia Myślęcinka. Wielki potencjał rozmieniany na drobne. Pamiętam park z lat siedemdziesiątych. Wszystko było piękne, ładne i nowe. Dzisiaj idę z dzieckiem do lunaparku i mówię: Jezu, przecież tak było 30 lat temu. W kontakcie z prezesem parku jest Maciej Wojtczak. Wiemy, że finanse Myślęcinka są ograniczone, dlatego chcemy zaangażować w sprawę szersze gremium. W Bydgoszczy jest wiele rzeczy zrobionych dobrze, nie można mówić, że wszystko jest źle, ale brakuje dbałości o detale, pewnego szlifu. Popatrzmy na zieleń – w centrum miasta widać usychające drzewa, chwasty. Do tego dochodzi wizja miasta. Prezydent Nowej Soli Wadim Tyszkiewicz osobiście jeździ i pokazuje za granicą ofertę parku przemysłowego, a u nas? Tego mi brakuje u prezydenta Bruskiego.

– Tyle że prezydent Bruski ma od tego człowieka – prezesa Andrzeja Półgrabskiego.
– Ale ja nie słyszę o jego wyjazdach, a warto o takich rzeczach informować mieszkańców.

– Inwestycje w parku się jednak pojawiają.
– Stawiamy na logistykę, nie inwestuje u nas żaden duży przemysł wytwórczy. A przecież mówi się, że Bydgoszcz to centrum Europy narzędziowej.

My w ogóle chcemy, żeby Bydgoszcz była miastem wszystkiego – przemysłu, wody, studentów.
– Bo nasze miasto takie jest, trochę niepoukładane. Możemy być dalej miastem wody – zastanawia mnie brak nacisków na remont śluz, udrożnienie drogi wodnej E70. Ożywiłoby to wszystkie miejscowości na szlaku, przysłużyło się Bydgoszczy. Niewykorzystany jest potencjał Zalewu Koronowskiego. Jeśli chodzi o przemysł, to mamy perłę w koronie – Pesę.

– Perłę z rysami.
– Tak, ale to jest firma, która zatrudnia kilka tysięcy ludzi i miasto powinno ją wspierać – oczywiście nie finansowo, ale jesteśmy jednym z ostatnich miast, gdzie pojawiły się jej tramwaje. Jeszcze z byłym już prezesem Tomaszem Zaboklickim ktoś powinien porozmawiać i zaproponować, żeby prototypy pojazdów pojawiały się na naszych torach.

– Prezydent za mało rozmawia z przedsiębiorcami?
– Takie, nazwijmy to umownie, obiady czwartkowe z biznesem powinny się odbywać. Za to są spotkania z parlamentarzystami. A przecież funkcjonują organizacje reprezentujące pracodawców – Przedsiębiorcy RP, Nadwiślański Lewiatan czy inne. Kolejna bolączka – Bydgoskie Centrum Targowo-Wystawiennicze. Wielki obiekt, mnóstwo wydanych pieniędzy – stoi niewykorzystany. Targi Wod-Kan, Hubertus czy wynajęcie sal konferencyjnych na szkolenia to za mało. A słyszymy, że od przedstawicieli przemysłu narzędziowego żąda się wielkich pieniędzy za organizację targów w tym miejscu.

– Dlatego część wystaw i targów odbywa się w hali Łuczniczka czy Artego Arenie. Bo jest bliżej…
– …i taniej. Kiedyś byłem zainteresowany organizacją wydarzenia w BCTW. Dostałem ofertę na prawie 100 tysięcy złotych. Alternatywne propozycje opiewały na zdecydowanie niższe ceny.

– Czy Myślęcinek i Zalew Koronowski to tematy, na których można dziś się wybić?
– Trudno przewidzieć, bo są dziwne czasy. Pieczyska marzą mi się jako nasza lokalna riwiera z fajnymi hotelami, marinami. W Myślęcinku też może być przyjemniej, więcej zadbanej zieleni, nowoczesne place zabaw dla dzieci i młodzieży. A do tego więcej miejsc parkingowych na osiedlach.

Ludzie na to ostatnie chętnie przystaną. Podobnie jak na bliskość szkoły, basenu, dobrą komunikację i prosty chodnik przed klatką. Syndrom ciepłej wody.
Tylko jakie fajerwerki możemy zaproponować? Jest opera, będzie dobudowywany czwarty krąg. Filharmonia szykuje się do rozbudowy, podobnie teatr. Planowany jest remont dużej sceny. Jest też kwestia aquaparku. Teraz pewnie jest za późno, ale można było pomyśleć o dobudowaniu na terenach dawnej Astorii czegoś o podobnej funkcji.

– Pytanie – czy nas stać na ozdobniki.
– Argument, po co nam aquapark, skoro na Miedzyniu nie ma dróg, zawsze może się pojawić. Ale jeżeli chcemy w Bydgoszczy coś stworzyć, to coś unikalnego.

Aquapark może być unikalny?
– Jeździłem wiele lat temu do Sopotu i zawsze byłem zachwycony tamtejszym aquaparkiem. Ale gdy zbudowano taki obiekt w Redzie pomyślałem: „Wow, można inaczej”. Nie ukrywam też, że jestem ciekawy ostatecznej koncepcji Młynów Rothera. Ostatnio dostaliśmy 15 milionów złotych na Ogrody Wody.

– Czy liberalna i proprzedsiębiorcza Nowoczesna uważa, że to miasto powinno organizować takie przestrzenie?
– W kraju wiele podobnych obiektów realizują wyłącznie miasta. Centrum Nauki Kopernik, Młyny Wiedzy czy Centrum Experyment w Gdyni. Co do młynów, to od dawna mówiłem, że powinniśmy postawić tam na eksponowanie Mariana Rejewskiego, centrum z pogranicza logiki i matematyki.

– My mówimy, Poznań buduje.
– Gdy to mówiłem, w Poznaniu jeszcze nie było takich planów. U nas pewne rzeczy odbywają się w niewielkich kręgach, radni skupiają się na tarciach, udowadnianiu, kto ma rację.

– Bo za rok wybory.
– Ale to taki model polityki, powiedzmy, XX-wieczny. W dobie informatyzacji ten system powinien być przewrócony. Osoby o rożnych poglądach powinny szukać najlepszych dla miasta rozwiązań. Kolejny pomnik nie poprawi nam samopoczucia. Pomysły obecnych polityków są zachowawcze. Idźmy w wypożyczalnię aut elektrycznych. Warszawa co prawda to już ma, Kraków pewnie zaraz będzie miał, ale to nas – w mikroskali – wyrwie z marazmu. Ścierajmy się na ciekawe pomysły.

Po co był panu start na szefa regionalnej Nowoczesnej?
– Wystartowałem, bo uważam, że można inaczej zarządzać strukturami, bardziej zadaniowo. Można uruchomić potencjał ludzi, nie okopywać się w swoich miastach, tylko współpracować. I to chyba przekonało ludzi.

– Biuro poseł Pauliny Hennig-Kloski w Bydgoszczy to pana pomysł?
– Nie, to był pomysł pani poseł, gdy zasygnalizowaliśmy, że dla Bydgoszczy brak osoby z parlamentu to problem…

– Dla Bydgoszczy czy bydgoskiej Nowoczesnej?
– Myślę, że i jedno, i drugie. Nie rozgraniczałbym tego. Część toruńsko-włocławska ma naturalnego lidera w postaci Joanny Scheuring-Wielgus, a my zostaliśmy zostawieni sami sobie.


CYKL WYWIADÓW STUDIO METROPOLIA CO PIĄTEK NA METROPOLIABYDGOSKA.PL


– Nowoczesna ma już dzisiaj grupę liderów szerszą niż sam Ryszard Petru?
– Ryszard Petru jest naszym niekwestionowanym liderem…

– Niekwestionowanym?
– Oczywiście, powie pan, że kolega Misiło rzucił mu rękawicę, ale to jest naturalne. Ja też rzuciłem ją Jackowi Warczygłowie. Mamy dzisiaj grupę rozpoznawalnych osób – posłanki Lubnauer, Gasiuk-Pihowicz, Schmidt czy Hennig-Kloska są tego dowodem. A naszych posłów jest niewielu, bo tylko 26. W dodatku jesteśmy w opozycji, a media nie zawsze są zainteresowane tym, co się w partiach opozycyjnych dzieje. Naszym generalnym problemem jest szczupłość kadr.

– Ilu radnych chcecie mieć w kolejnej kadencji?
Trudno to ocenić. Jest jednak trochę czasu, jesteśmy otwarci na różne środowiska, a nie trzeba być członkiem Nowoczesnej, żeby u nas wystartować. Nie mamy określonej liczby mandatów do zdobycia, nie powiem, że chcemy mieć piętnastu radnych. Ale może się okazać, że 15 osób spod szyldu Nowoczesnej zdobędzie faktycznie mandaty.

To połowa członków Nowoczesnej w Bydgoszczy!
– Koło w Bydgoszczy liczy 60 członków.

– Czyli jedna czwarta.
– Stanowisk jest wiele… liczymy na wprowadzenie kilku radnych do sejmiku. Mamy ambitne cele, ale znamy swoje miejsce w szeregu. Jest PiS, potem PO… dopiero potem mówi się o Nowoczesnej. Walczymy o elektorat na poziomie 15 procent.

– Pan jedynkę ma już zagwarantowaną?
– Wolałbym wystartować z ostatniego miejsca. Oczywiście, znowu odwołamy się do rozpoznawalności, powiemy, że lider pociągnie za sobą innych. Z drugiej strony, niech ludzie ocenią to, co robię… a jeszcze za wiele nie zrobiłem, dadzą mandat nie za miejsce, ale dokonania. Tak samo, uważam, powinno być w przypadku posłów i samorządowców.

– Straszny z pana idealista.
– Nie jest pan pierwszą osobą, która mi to mówi. Ale ja uważam, że to wszystko może inaczej funkcjonować. Rzeczywistość bywa jednak o wiele bardziej brutalna.