Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Dr hab. Izabela Kapsa, prof. UKW: Widać większe zainteresowanie sprawami lokalnymi [WYWIAD]

Dodano: 05.04.2024 | 10:20

Na zdjęciu: Dr hab. Izabela Kapsa, prof. UKW jest wykładowczynią na Wydziale Nauk o Polityce i Administracji UKW.

Fot. Szymon Fiałkowski

Dr hab. Izabela Kapsa, prof. UKW jest związana od lat z Wydziałem Nauk o Polityce i Administracji. Na samym końcu kampanii poprosiliśmy ekspertkę od systemów i partii politycznych, a także od marketingu politycznego o ocenę bydgoskiej odsłony przedwyborczej walki. Co pokazali kandydaci na urząd prezydenta, wokół jakich tematów toczyła się ta kampania i czego możemy się spodziewać po niedzielnych wyborach?

Błażej Bembnista: Pani profesor, czy ta kampania przebiega obok bieżącej polityki? Oczywiście pewne decyzje Sejmu czy rządu wpływają na nią – jak np. postawa marszałka Szymona Hołowni wobec ustaw aborcyjnych. W Bydgoszczy mamy czterech zróżnicowanych kandydatów, ale nie wydaje się, by wybory samorządowe interesowały społeczeństwo w takim stopniu jak parlamentarne – co pewnie wpłynie na frekwencję.

Dr hab. Izabela Kapsa, prof. UKW: Wybory samorządowe zwykle nie cieszą się taką popularnością jak wybory prezydenckie czy parlamentarne. Frekwencja w wyborach 15 października była rekordowa i to był optymistyczny sygnał, ale nie spodziewałabym się, że 7 kwietnia dobijemy do takiego poziomu. Chociaż często przewidujemy zainteresowanie udziałem w wyborach, uwzględniając prognozę pogody. I jak sobie popatrzymy na ten aspekt, to ta niedziela może sprzyjać głosowaniu.

Może też jednak zachęcić wyborców do wypoczynku, a nie do pójścia na głosowanie.

Oczywiście. Pamiętajmy też o tym, że ta kampania wyborcza odbywa się w nietypowym czasie. Po pierwsze – mamy wiosnę, a jesteśmy przyzwyczajeni do tego, że wybory odbywają się jesienią. Termin przypadł na okres świąt wielkanocnych i innych okazji, których wcześniej nie obchodziliśmy w okresie wyborczym – np. Dzień Kobiet czy obchody rocznicy wejścia Polski do NATO. To nowe okoliczności, które wpisały się w kalendarz wyborczy.

Jeśli chodzi o zainteresowanie polityką, to możemy dostrzec zmiany. To, co zostało zapoczątkowane zeszłorocznymi wyborami do Sejmu i Senatu ma szansę przełożyć się na zainteresowanie tymi wyborami. Proszę zwrócić uwagę, jak dużo mamy kandydatów w tych wyborach – Bydgoszcz może nie jest rekordowa pod tym względem, ale w gminach ościennych kandydatów na wójtów i radnych jest znacznie więcej niż do tej pory. Nie jest to trend ogólnopolski, ale rzeczywiście w niektórych społecznościach coś tąpnęło, widać większe zainteresowanie sprawami lokalnymi.

Wracając do zainteresowania samymi wyborami – myślę, że jest stosunkowo wysokie, bo cały czas opieramy się na podziale PiS – antyPiS. Ten podział się nie skończył. Tematyka w wyborach samorządowych też nie jest oddzielona od tematów ogólnokrajowych, aczkolwiek gdy spojrzymy na Bydgoszcz, to w programach kandydatów dominują kwestie lokalne.

W Solcu Kujawskim, Dobrczu czy Nowej Wsi Wielkiej na pewno dojdzie do zmian, gdyż ustępująca burmistrz i wójt nie stanęli do walki o kolejną kadencję.

To akurat wynik decyzji samych włodarzy. Choć nie zapominajmy, że często w takich sytuacjach kandydują wprawdzie nowe osoby, ale jednak związane ze „starym” środowiskiem. Co ciekawe, w całej Polsce gmin, w których kandyduje tylko jedna osoba jest ponad czterysta, o około sto więcej niż podczas poprzednich wyborów samorządowych. Zwykło się mówić, że tam gdzie nie ma kontrkandydata to znaczy, że burmistrz dobrze rządzi – a często wcale tak nie jest. Najczęściej jest tak, że nie ma oddolnego ruchu albo układ polityczny jest na tyle zabetonowany, że trudniej się przebić.


CZYTAJ TAKŻE: Samorządowcy z Metropolii Bydgoszcz podsumowali kadencję. Trzech z nich nie startuje w wyborach


Jakie tematy zdominowały zatem bydgoską kampanię? Pierwszy, który się nasuwa to oczywiście transport publiczny.

Kwestia komunikacji miejskiej była najczęściej podejmowana przez kandydatów i najczęściej byli oni pytani o nią na debatach czy przez mieszkańców. To jest temat palący i nie jest krótkotrwały – jak chociażby problemy komunikacyjne wynikające z budowy i przebudowy kanalizacji deszczowej czy remontów dróg. W przypadku transportu publicznego problem jest dłuższy i trudniejszy do rozwiązania. W tym temacie pojawiło się kilka nowych propozycji – jak chociażby 15-minutowe miasto w programie Joanny Czerskiej-Thomas, nowe linie tramwajowe w planie Rafała Bruskiego czy nowa siatka połączeń od 2025 roku według Łukasza Schreibera.

Łukasz Schreiber przedstawił też wiele elementów programowych.

Tak, zaprezentował na pewno znacznie więcej nowych pomysłów niż prezydent Bruski, który mocno postawił na to, co udało mu się zrealizować, a mniej skupił się na tym, co jeszcze mógłby zaproponować. Skoncentrował się na tym, jak będzie rozwijał pewne elementy i zapowiedział kontynuację swojej pracy.

To zresztą nie jest zaskakujące w przypadku urzędującego od kilkunastu lat prezydenta miasta. Pan prezydent postawił bowiem na dwutorową kampanię: z jednej strony pokazał to, co udało mu się zrealizować, a z drugiej przedstawił zapowiedź dalszych działań. I z pewnością z takim przekazem trafia do tej grupy bydgoszczan, która jest zadowolona ze zmian i dostrzega rozwój miasta – chociażby poprzez porównanie tego, co działo się przed 2010 rokiem a tym, co jest dzisiaj. Zmiany te wynikają zarówno ze sposobu zarządzania miastem, ale też są związane np. z pozyskiwaniem środków zewnętrznych czy polityką krajową, która w pewnych okresach sprzyjała rozwojowi, a w innych nie.


CZYTAJ TAKŻE: Łukasz Schreiber: W naszym mieście króluje dziś niedasizm [WYWIAD]


A co zrobili konkurenci? No właśnie udział w wyborach urzędującego prezydenta wywołał niejako naturalnie pojawienie się narracji antyprezydenckiej. Największym przeciwnikiem prezydenta jest kandydat Bydgoskiej Prawicy, który prowadzi kampanię w sposób mocno krytyczny wobec obecnej władzy. W większości wypowiedzi Łukasza Schreibera czy w postach umieszczanych w jego mediach społecznościowych dominuje kampania negatywna. Ta negatywna retoryka ma zresztą związek z finiszem kampanii. Przykładem było złożenie pozwu do sądu przeciwko Rafałowi Bruskiemu, który jednak został oddalony.

Chociaż należy też przyznać, że u Łukasza Schreibera zobaczyliśmy dużo nowych propozycji, i to zarówno w kwestiach socjalnych, jak i kulturowych. Kolejną osobą, która zaproponowała sporo nowych rozwiązań jest Joanna Czerska-Thomas. Ona wystartowała stosunkowo późno i jest znana w przestrzeni publicznej, ale nie wiem, czy na tyle znana, by przebić się w tak specyficznym czasie kampanii wyborczej, która jak zaznaczyłam przebiega w nietypowym okresie. Nie wiem, czy te kilka tygodni wystarczyło, by przekonać bydgoszczan do propozycji zarówno samej kandydatki, jak i jej komitetu wyborczego. Dodam, że pani Czerska-Thomas zasiada w radzie miasta i jest kojarzona ze środowiskiem raczej współpracującym niż rywalizującym z obecnym prezydentem miasta.

Kogo zatem mogłaby przekonać? Według mnie osoby, które nie są zadowolone z rządów prezydenta Bruskiego, ale nigdy nie oddadzą głosu na Łukasza Schreibera, bo w wyborach 15 października głosowali albo na KO, albo na Trzecią Drogę. Czy propozycje Joanny Czerskiej-Thomas i styl prowadzenia kampanii przekona mniej zaangażowanych, zwykłych mieszkańców, którzy dopiero teraz ją poznali?

Z pewnością na nowe osoby głosują ci wyborcy, którzy nie chcą oddać głosu na dotychczas rządzących. I tak, w przypadku takich miast jak Bydgoszcz, przynależność partyjna także ma tu znaczenie. Jednak nie sądzę, aby działania podjęte przez panią Czerską-Thomas w samej kampanii wystarczyły, by przekonać niezdecydowanych. Co więcej, myślę, że mając czwórkę kandydatów, należy spodziewać się drugiej tury wyborów. Chociaż nie ma co ferować wyroków na kilka dni przed wyborami, bo wyborcy potrafią zaskoczyć.

Czwartą kandydatką jest Maja Adamczyk. Jak pani profesor ocenia tę kandydaturę?

Nie sądzę, aby odegrała istotną rolę w tych wyborach. O ile Joanna Czerska-Thomas wystartowała późno – i dla pewnych środowisk dość niespodziewanie – to kandydatura pani Adamczyk jest zupełnie zaskakująca. To osoba dotychczas nieznana w przestrzeni publicznej. Powstaje pytanie – po co wystartowała? Być może ma ona jakiś pomysł na siebie, a te wybory to początek jej działalności publicznej – od czegoś trzeba zacząć, a być może to jednorazowy ruch. W tych wyborach nie jest jednak poważnym zagrożeniem dla pozostałych kandydatów. To, co zaprezentowała w mediach społecznościowych, jak i podczas debat wyborczych, nie wskazuje na przemyślany pomysł na prezydenturę. Wyraźnie widać duże braki w wiedzy i mało konkretów.

Nazwisko nowego prezydenta poznamy po pierwszej czy drugiej turze?

Przy trzech liczących się nazwiskach może się okazać, że wygrana w pierwszej turze nie będzie możliwa. Pozostaje pytanie, kto zatem znajdzie się w drugiej turze. Bydgoszcz nie jest miastem, gdzie jest silne środowisko prawicowe, to raczej miasto o tradycjach lewicowych i liberalnych. Nawet tak mocne nazwiska z PiS jak swego czasu Tomasz Latos nie były w stanie zyskać wystarczającego do zwycięstwa poparcia. Ale czy znajdzie się miejsce na dwoje kandydatów z podobnej opcji ideologicznej? Dyskusja ideologiczna nie była praktycznie obecna w tej kampanii, ale mimo to pewne sympatie są dostrzegalne.

Porównując jednak obie kampanie kandydatów na prezydenta związanych z PiS – czyli Tomasza Latosa w 2018 roku i teraz Łukasza Schreibera, to ta sprzed pięciu lat była mało przekonująca. Młodszy team Schreibera wydaje się mieć więcej nowych pomysłów, jak np. podcasty.

Albo spotkania z mieszkańcami na osiedlach. Czyli z jednej strony kampania bezpośrednia, ale także zastosowanie mediów elektronicznych. Tak, w dużym zakresie wykorzystano tutaj nowe narzędzia komunikacji, jednak stosowany język jest nadal charakterystyczny dla polityków Prawa i Sprawiedliwości. Nadal trafia on do środowiska mocno określonego politycznie i raczej nie przekona do siebie tych, którzy są niezbyt zadowoleni ze sprawowania władzy przez prezydenta Bruskiego, ale reprezentują orientację liberalną. Prędzej spodziewałabym się tego po zwolennikach Joanny Czerskiej-Thomas.

Druga tura może być nieobliczalna. Padły nawet porównania do drugiej tury z wyborów prezydenckich w 2015 roku, kiedy to wcześniej szerzej nieznany Andrzej Duda siłą świeżości pokonał Bronisława Komorowskiego. Gdyby zatem w drugiej turze doszło do starcia Bruski – Czerska-Thomas, może dojść do zmiany prezydenta?

Jeśli dojdzie do starcia obecnego prezydenta z Łukaszem Schreiberem, to wyborcy Joanny Czerskiej-Thomas będą raczej po stronie Rafała Bruskiego – nawet bez jej oficjalnej deklaracji można się tego spodziewać. W innym wypadku dużo będzie zależało od tego, co kandydaci zrobią przez dwa tygodnie przed drugą turą. Pamiętajmy, że do tej pory Joanna Czerska-Thomas współpracowała z Rafałem Bruskim, ale też prowadzi kampanię merytoryczną, bez takich ataków, które stosuje Łukasz Schreiber.

Przeprowadzając z nią wywiad zauważyliśmy, że optuje za kontynuacją wielu obecnych działań ratusza. W przypadku Hali Targowej co prawda wskazywała, że prezydent powinien przeprosić za zaistniałą sytuację, ale na przykład chce kontynuować wydawanie biuletynu “Bydgoszcz Informuje”, kierując go bardziej w stronę seniorów – choć jego papierowe wydanie pełni już taką rolę. Z drugiej strony chce stawiać na dialog.

Joanna Czerska-Thomas ma wiele nowych pomysłów i adresuje swój przekaz do zróżnicowanych grup wyborców – do młodych, do seniorów, do oczekujących większego uczestnictwa w sprawach lokalnych i to z pewnością odróżnia ją od przekazu Rafała Bruskiego, który stawia na kontynuację dotychczasowych działań.


Joanna Czerska – Thomas: Chcę rozmawiać z ludźmi i wziąć odpowiedzialność za Bydgoszcz [CZYTAJ WYWIAD]


Nawet jego kampania outdoorowa to ten sam schemat, co pięć lat wcześniej – wizerunek prezydenta na tle inwestycji. Teraz otrzymał jednak nowy bonus – wsparcie rządu. Wsparcie wicepremiera Gawkowskiego czy ministra Nitrasa może się mu przydać?

Z pewnością się przyda – zwłaszcza po ostatnich latach, kiedy to samorząd bydgoski był z innej opcji niż władze krajowe. W tym czasie obserwowaliśmy nie tylko napięcia polityczne, ale też konkretne konsekwencje finansowe dla miasta, o czym zresztą prezydent mówi podczas tej kampanii. Chce w ten sposób pokazać ograniczenia, z którymi musiał się mierzyć.

Proszę pamiętać, że zwykle wybory samorządowe odbywały się przed wyborami parlamentarnymi, zatem wówczas kandydaci na prezydenta czy rad miasta budowali kapitał swoich partii przed kampanią centralną i wspierali parlamentarzystów. Trudno powiedzieć, czy ta obecna odwrotna kolejność zadziała na rzecz polityków samorządowych.

Rząd się zmienił, minął już jakiś czas od wyborów – nie widać jeszcze trwalszych efektów, zatem część wyborców “koalicji 15 października” może być zadowolona ze zmiany władzy, ale nie jest dość zadowolona z tempa zmian albo z podejmowanych decyzji, czy rozłamów w samej koalicji. Sporo będzie zależało od tego, ile z tych osób pójdzie do wyborów samorządowych i czy przełożą to na sprawy lokalne.


PRZECZYTAJ ROZMOWĘ Z PREZYDENTEM RAFAŁEM BRUSKIM: Jako prezydent muszę godzić różne oczekiwania [WYWIAD]


Jesteśmy na tyle dużym miastem, że trudno skupiać się wyłącznie na kwestiach personalnych – poza panią Adamczyk z Europejskiej Lewicy, która jest tworem tymczasowym – pozostali kandydaci mają określoną przynależność partyjną. Trudno ich od tego oddzielić, mimo że w swoich programach postawili głównie na rozwiązania lokalne.

Pytanie – czy mieszkańców przekona wizja aquaparku czy dialogu, czy stawiania na młodych? Czy Joanna Czerska-Thomas, mająca doświadczenie polityczne, a zarazem mówiąca “Idzie nowe” będzie wystarczającą propozycją dla tych, którzy nie chcą PiS, ale są rozczarowani Rafałem Bruskim?

Skoro o PiS mowa – chcę zapytać Panią o ocenę zmiany szyldu przez Łukasza Schreibera. Polityczni przeciwnicy wprost mówią, że ukrywa logo swojej partii; z jego sztabu słyszymy, że to przecież sojusz PiS, Konfederacji i innych środowisk. Czy dzięki temu Bydgoska Prawica “złapie” mniej zorientowanych wyborców – a może stały elektorat PiS będzie tym zdezorientowany?

Zastanawiałam się nad tym, dlaczego zdecydował się on na taki ruch. Łukasz Schreiber jest jednoznacznie identyfikowany z PiS i dla wyborców tej partii nie ma wątpliwości, że to jest ich kandydat, jednak w kwestii wyboru kandydatów do rady miasta mogą mieć problem z ich zidentyfikowaniem. Nie jest tajemnicą, że wyborcy nie dokonują dokładnych analiz programowych czy personalnych, a opierają się na tym, kogo uda im się dostrzec w przestrzeni publicznej. Słychać pewne zaskoczenia – na przykład w kontekście kandydatów Lewicy na listach Koalicji Obywatelskiej albo obecności na listach Trzeciej Drogi osób z innych środowisk. Stąd też myślę, że w odniesieniu do kandydatów Bydgoskiej Prawicy, odpowiedzią na tego typu wątpliwości mogą być spotkania z kandydatami na radnych na osiedlach lub plakaty tychże kandydatów z Łukaszem Schreiberem. Tego typu działania mają wzmocnić przede wszystkim “jedynki”, by pociągnęły całą listę. To ma także związek z systemem wyborczym.

Bydgoska Prawica postawiła na silne “jedynki”, czyli rozpoznawalnych bydgoskich radnych, a w Fordonie na nową postać, ale znaną w pewnych kręgach, czyli byłego dziennikarza Wojciecha Bielawę. Czy wejście do rady miasta chociażby Bielawy czy kandydatów z Trzeciej Drogi nie oznacza jej odświeżenia? Ponadto, od teraz będzie ona liczyć 28 osób.

Wszystko zależy od końcowego wyniku. Biorąc pod uwagę układ polityczny, w którym Trzecia Droga nie jest silną opozycją wobec prezydenta Bruskiego, to tworzy się szansa na koalicję. A wówczas, nawet odświeżona rada miasta, nie będzie aż tak odmieniona. W przypadku – co prawda mało prawdopodobnego – zwycięstwa Łukasza Schreibera, to pole wsparcia w postaci radnych będzie mniejsze. Tu może wystąpić napięcie. Nie sądzę, by wyborcy to kalkulowali i żaden kandydat się na to nie powołał, ale rzeczywiście w przypadku wygranej Rafała Bruskiego czy Joanny Czerskiej-Thomas – także mniej prawdopodobnego, trzeba wziąć pod uwagę taki scenariusz – będą oni mieli większe wsparcie wśród radnych. Prezydent jest liderem, ale jednak decyzje zapadają w radzie miasta.

Po wyborach 15 października analitycy polityczni zwracali uwagę, że do Sejmu wróci polityka. Za czasów rządów PiS nie było szerszej dyskusji, a teraz mamy będącą w koalicji, ale wyraża też sprzeciw wobec wielu działań rządu; jest Konfederacja – w wypadku kryzysu rząd Donalda Tuska będzie musiał zabiegać o ich głosy. Tak może być i u nas, jeśli Trzecia Droga wprowadzi do rady kilku przedstawicieli, a nie będą oni się zgadzać ze wszystkimi pomysłami Rafała Bruskiego.

Z punktu widzenia społeczności lokalnej byłaby to dobra informacja. Im więcej jest dyskusji, tym mieszkańcy mają większą reprezentację potrzeb i poglądów. Wszyscy kandydaci mocno podkreślają potrzebę otwartości na zdanie mieszkańców i dialogu – co zresztą jest odbiciem zmian zachodzących w samej demokracji. Z jednej strony bowiem mamy do czynienia z wyraźnym zwrotem w stronę populizmu, a z drugiej mamy jednak zwiększanie partycypacji społecznej. Mamy narzędzia elektroniczne, które to umożliwiają.


Wybory w Bydgoszczy 2024. Jak głosować? [PORADNIK WYBORCZY]


Joanna Czerska-Thomas i Łukasz Schreiber mówili o wprowadzeniu aplikacji mobilnej, za pomocą której można by było np. Korzystać z komunikacji publicznej czy też wyrazić swoje zdanie w miejskich sprawach. Kandydaci dostrzegają potrzebę zmian i bardziej aktywnego włączania obywateli w podejmowanie decyzji. Wydaje się, że budżet obywatelski już mieszkańcom nie wystarcza. Potrzebują oni większego wpływu na sprawy miasta. Jest szansa, że ten kontakt z wyborcami na co dzień będzie bardziej satysfakcjonujący dla obu stron.

Mówiliśmy o tematach, które były obecne w kampanii – a które nie wybrzmiały?

Gdy popatrzę na tematy przedstawiane przez kandydatów, to nastawili się oni tak, jak w partiach “catch all” – pozyskujemy wszystkich. Otworzyli się na wiele grup wyborców – nie pozycjonowali się na konkretne grupy społeczne. Pamiętano o seniorach, ekologii, rewitalizacji, kulturze; dużo czasu poświęcono na sport czy rozwój.

Zabrakło pewnych tematów, które jeszcze pół roku wydawały się oczywiste – chociażby zbiorniki retencyjne. Tę kwestię udało się zakończyć w momencie, kiedy ta kampania jeszcze się na dobre nie rozpoczęła. Wrócił temat aquaparku – to jest dla mnie zaskoczenie. Wydawało się, że to już kwestia zamknięta.

Bydgoska Prawica, która przedstawiła ten pomysł, mocno na niego postawiła – tuż po jego ogłoszeniu kandydaci na radnych od razu udostępniali tę informacje w mediach społecznościowych.

Nie jest to przełomowa propozycja – jesteśmy takim miastem, że ważniejsze są potrzeby związane z pracą, mieszkaniem, jakością życia. Zajrzałam do Strategii Rozwoju Bydgoszczy, by sprawdzić, czy wskazane tam słabe punkty pojawiły się w programach wyborczych. Na pewno poruszono temat wyludniania się Bydgoszczy.

Nie wszyscy nawet zdają sobie sprawę, że spadliśmy na dziewiąte miejsce w Polsce względem liczby ludności. To też pokazuje, że mimo widocznych od kilku lat tendencji temat wciąż wydaje się nowy.

Ten wątek podjęli kontrkandydaci urzędującego prezydenta – kimkolwiek by on nie był, to by to wykorzystali. Patrząc na Strategię, zwróciłam uwagę na rzeczy, które się pojawiały, np. wątek suburbanizacji. Jesteśmy jednak miastem, do którego pewne trendy docierają z opóźnieniem. Na świecie wraca się z przedmieść do miast. Jeśli zadbamy o transport publiczny, a życie będzie wygodne, to w Bydgoszczy ten trend również się pojawi.

Wspominany przez kandydatów dialog jest odpowiedzią na zapisaną w Strategii kwestię pojawiania się konfliktów społecznych. W tym roku mniej mówiło się natomiast o współpracy z sejmikiem województwa i urzędem marszałkowskim, a w ostatnich latach miało to duże znaczenie. Konflikt z Toruniem nie był tematem dominującym – może i dobrze, bo konflikty nie są potrzebne. Może politycy patrzą na to tak, że pewne rzeczy uda się zrealizować pomimo różnych zdań.

Nie bez znaczenia jest również to, że wojewodą został dotychczasowy współpracownik prezydenta Bruskiego. Mam oczywiście świadomość różnych kompetencji urzędu wojewódzkiego i marszałkowskiego, ale jednak obecny prezydent wykorzystał ten fakt, że Michał Sztybel jest przedstawicielem rządu w terenie i tam, gdzie jest to możliwe ta współpraca będzie wykorzystywana.