Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Jan Śpiewak: Bydgoszcz jest lepsza od Warszawy w kwestii zakazu sprzedaży alkoholu po 22:00 [WYWIAD]

Dodano: 31.03.2025 | 08:55

Na zdjęciu: Jan Śpiewak wydał w lutym książkę "Patopaństwo"

Fot. FB Jan Śpiewak

Stworzył terminy opisujące współczesną Polskę – „państwo z kartonu” i „patodeweloperka”. Od lat walczy z patologiami życia publicznego, których uosobieniem jest były polityk, który „nabił w butelkę wódki” wiele osób. Wzbudza kontrowersje, bo nie gryzie się w język. Nagłośnił aferę reprywatyzacyjną; wziął się za nadużywanie i promocję alkoholu, łamanie przepisów drogowych czy łamanie praw pracowniczych. Przy okazji promocji jego najnowszej książki „Patopaństwo” porozmawialiśmy z Janem Śpiewakiem o tym, dlaczego Bydgoszcz powinna wprowadzić większe ograniczenia w sprzedaży alkoholu, o mediach samorządowych oraz o „kontrelicie”, która może powstrzymać neosarmackie elity.

Na piątkowe spotkanie z Janem Śpiewakiem, które planowo miało odbyć się w księgarni Toniebajka przyszło tak wiele osób, że zostało ono przeniesione do Bydgoskiego Centrum Organizacji Pozarządowych. Przy okazji wydarzenia organizowanego przez Bydgoski Ruch Miejski porozmawialiśmy z jednym z najsłynniejszych polskich aktywistów.

Błażej Bembnista: Dlaczego nasze państwo jest takie patologiczne?

Jan Śpiewak: Bo nasze elity są patologiczne. Są elitami postfeudalnymi – nazywam je neosarmackimi. Mają wszystkie wady tej sarmacji sprzed setek lat. Są egoistyczne, warcholskie, myślą tylko o sobie i nie czują żadnej odpowiedzialności za państwo i resztę społeczeństwa. Stworzyły takie państwo, bo w nim mają się świetnie. Takie państwo jest słabe, nic nie może – oni wtedy mogą rządzić. Efektem są różne patologie, do których zdążyliśmy się przyzwyczaić.

W jednym z ostatnich wywiadów wspomniał Pan jednak, że przeciwwagą do elit jest kontrelita. W ostatnich latach możemy jednak dostrzec społeczny zwrot. Ludzie domagają się zmian w polityce państwa, przełamania niemocy – chociażby w kwestii pierwszeństwa pieszych. Każdy głośny wypadek drogowcy wzmaga dyskusję o zaostrzeniu przepisów.

Nastąpił zwrot. Widać podstawowe pragnienie równości i szacunku, której jesteśmy na co dzień pozbawiani. Niebywała przemoc i chamstwo na drogach, niewielkie kary w porównaniu do czynów pokazują, że system jest zajęty chronieniem elity i przemocowców. Ciągle walczymy o zmiany; widać, że zmiany w przepisach poprawiły sytuację, ale nadal polskie trasy są miejscem totalnego bezprawia. Nie ma na nich żadnych reguł. Poprawiły się też zarobki Polaków, ale nadal jesteśmy jednym z najgorzej zarabiających narodów w Europie. Jesteśmy innym krajem niż 10 lat temu, ale wciąż mamy sporo rzeczy do zrobienia.

Czy teraz nie wracamy jednak do Polski sprzed 2015 roku? Rząd mówi o deregulacji gospodarki, a przed wyborami prezydenckimi większe poparcie mają kandydaci opowiadający się za liberalizacją systemu podatkowego.

Bo Polska jest oligarchią, nie jest demokracją. Nikt nie chce dopłat do kredytów, ale politycy ciągle chcą nam je wcisnąć. Mamy problem – wola większości obywateli, która chce mieć dobrze funkcjonujący system ochrony zdrowia, politykę mieszkaniową nie przekłada się na decyzje polityczne. Dostajemy ciągle to samo. To jednak nie tylko problem Polski, ale całego Zachodu.

System neoliberalny polega na tym, że dyskusja o gospodarce w dużej mierze sprowadzona do prawideł wolnego rynku, który ma o wszystkim decydować, a my mamy zajmować się kwestiami kulturowymi. Mamy pogardzać naszym sąsiadem, bać się obcego, myśleć o aborcji czy migrantach i oderwać się od kwestii najważniejszych, czyli bytowych. To jest bardzo skuteczne.

 

@metropoliabydgoska.pl Chcielibyście więcej dobrych wiadomości z Bydgoszczy? ???????? #bydgoszcz #bydgoszczcity #metropoliabydgoska #metropoliabydgoskapl #bydgoszczanie ♬ dźwięk oryginalny – MetropoliaBydgoska.PL

W Polsce dopiero od niedawna mówimy o „przegranych transformacji”. Ludowe głosy o zamykanych zakładach, upadku przemysłu w końcu są słyszalne i dopiero można zobaczyć, jak po 1989 roku państwo „zwinęło się” w wielu obszarach; później zwłaszcza w mniejszych miejscowościach jego rolę przejmował Kościół. Jak teraz ponownie wprowadzić państwo, zwłaszcza w okresie zapaści demograficznej?

Wszyscy mnie pytają – co robić. Ja odpowiadam – wszystko wszędzie naraz. Byłem w polityce, ale odszedłem z niej i zająłem się „edukacją”. Myślę, że wpierw musi zajść głęboka przemiana w debacie publicznej – i to się dzieje. Ludzie muszą zobaczyć, jak funkcjonują pewne mechanizmy i zaklęcia, którym są poddawani. I taka jest moja rola. Rolą np. Bydgoskiego Ruchu Miejskiego jest angażowanie i działanie. To może robić każdy, np. komentować na Facebooku, nagrywać podcasty, organizować protesty, przychodzić na spotkania, zapisywać się do stowarzyszeń. Katalog działań jest bardzo szeroki.

Nie mam konkretnej odpowiedzi, ale wierzę, że ta zmiana kiedyś nadejdzie. Zaczęliśmy rozmowę od tego, że dyskusja na wiele tematów wygląda już inaczej i wierzę, że inaczej będzie wyglądała też sytuacja w kraju.

Wydaje się też, że politycy działają pod presją mediów społecznościowych, obawiając się o swoje notowania.

Demokracja jest wtedy, kiedy elity boją się ludzi, a oligarchia jest wtedy, kiedy lud boi się elit. Dziś bliżej nam do tej drugiej opcji. Elity muszą się nas bać. Moje doświadczenia, między innymi z afery reprywatyzacyjnej, walki z alkoholem czy patodeweloperką pokazują, że na nie działa tylko język siły. Muszą czuć oddech na plecach i to jest zadanie mediów i obywateli.

Skoro poruszyliśmy temat alkoholu: w centrum Bydgoszczy obowiązuje zakaz sprzedaży alkoholu w sklepach po godzinie 22:00 – wprowadziła to uchwała o parku kulturowym. Teraz Gdańsk wprowadza taki przepis na terenie całego miasta. Może warto zachęcić władze Bydgoszczy – prezydenta i radnych – do podobnego kroku?

To po prostu się opłaca, jest zdroworozsądkowe i sprawia, że policja nie zajmuje się burdami i pijakami, a na SOR-ach jest mniej ludzi. Ekipy sprzątające miasto mają mniej roboty. Wszystkie miasta, które ją wprowadziły, chwalą ją; my w Warszawie walczymy o to od lat. Większość obywateli jest za zakazem, ale władze są z jakiegoś powodu przeciw. Musimy wciąż wywoływać oddolną presję. W ostatnich latach dyskusja na temat szkodliwości alkoholu poszła znacząco do przodu: jak widzę, Bydgoszcz jest bardziej do przodu niż Warszawa.

Samorządowcy trochę otaczają się murem przed różnymi pomysłami i opiniami. Stworzyli bowiem swoje media – dlaczego to robią? Tłumaczyli się, że skoro TVP, Polskie Radio i gazety lokalne były w rękach PiS, to musieli docierać z przekazem do mieszkańców w inny sposób.

To jest absolutna patologia. Media samorządowe powinny być zakazane, gdyż są też nieuczciwą konkurencją wobec mediów lokalnych. To dowód na oligarchizację samorządu – jeśli jesteś poza dużymi partiami, nie dostaniesz się do rady miasta czy gminy. Próg wejścia jest bardzo wysoki.


CZYTAJ WIĘCEJ: Ile kosztuje „Bydgoszcz Informuje”? Prawie milion na miejski serwis i gazetę


Nie inaczej jest w Bydgoszczy.

W samorządach widzimy klientelizm, układy na wzór szlacheckich koterii z XVI czy XVII wieku i gigantyczny nepotyzm. Obsadzanie spółek i urzędów swoimi ludźmi to norma. Bardzo dobrze, że wprowadzono dwukadencyjność.

Samorządowcy są jednak innego zadania. W dzisiejszym (29 marca) wywiadzie dla Expressu Bydgoskiego prezydent Bydgoszczy Rafał Bruski stwierdził, że dwukadencyjność nie jest dobrym rozwiązaniem.

To jak wilk mówiący, że chronienie owiec przed zjedzeniem to zły pomysł. Władza jest jak narkotyk. Limit kadencji powinien być też nałożony na rady. I tak okres pięciu lat jest bardzo długi.

Rozmawiamy tuż obok słynnego skrzyżowania przy Klaryskach – film z wykolejenia tramwaju, który wjechał w arkady budynku obiegł Polskę. Czy w transporcie publicznym samorządy stawiają bardziej na nowe rzeczy – Bydgoszcz wymienia tabor tramwajowy i buduje nowe linie, ale stan starszych torowisk jest zły. Ponadto, kursy poza szczytem są co 20 minut, a w weekendy co pół godziny.

Tabor ma być ładny, nieważne co ile kursuje – władza i tak jeździ samochodami. To element neosarmackiej wizji rzeczywistości. Dopłacamy do samochodów dwa razy więcej niż na Zachodzie. Kierowcy aut pokrywają mniej więcej 25% kosztów jeżdżenia. Ta forma transportu jest dotowana przez państwo, a to transport publiczny ma więcej korzyści dla miasta, ekologii, gospodarki. Do samochodów importujemy paliwo z zagranicy, a polski przemysł motoryzacyjny nie istnieje. Pieniądze uciekają. Bydgoszcz ma Pesę, te pieniądze mogłyby zostawać w Bydgoszczy w jeszcze większej skali.

Nowocześni liderzy powinni wzmacniać komunikację miejską. Samorządy wciąż inwestują w drogi, które pochłaniają średnio 40% ich budżetów inwestycyjnych. To jest absurd. Musimy absolutnie zmienić priorytety.

Czy ta reforma samorządowa się zatem udała?

Na pewnym poziomie tak: jest bezpiecznie, czysto, są wywożone śmieci, ale po 35 latach warto podejść do samorządu krytycznie i zobaczyć, co się nie udało i zaproponować zmiany. Po co nam powiaty? Powstały one po to, by dać zarobić znajomym. Może warto zatem pomyśleć o zmianach ustrojowych. Brakuje nam za to zarządzania metropolitarnego – ludzie uciekają na przedmieścia i płacą podatki w gminach, ale autami wjeżdżają do miast, pasożytując na nich. Tu trzeba by wymusić współpracę.

Skoro Polska szlachecka skończyła się trzema zaborami… Czy ta obecna też się kiedyś zawali?

Odpowiedzią na zagrożenia klimatyczne, wojenne, zdrowotne powinno być więcej mądrego państwa, więcej wspólnoty. Powinniśmy budować odporność, nowoczesną ochronę zdrowia. Państwo powinno budować mieszkania i inwestować w transport publiczny. Zamiast wzmacniać wspólnotę, wzmacniamy egoizm.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ WYWIAD ZE SŁAWOMIREM CZARNECKIM, DYREKTOREM MŁYNÓW ROTHERA