Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Jarek Wist: Idę swoją drogą

Dodano: 17.11.2015 | 10:08

Pochodzący z Inowrocławia muzyk zaśpiewał w Bydgoszczy i udzielił nam wywiadu.

Na zdjęciu: Jarek Wist podczas niedzielnego koncertu.

Fot. Agencja Verita Nostra

Na koncercie z okazji 25-lecia listy przebojów Radia PiK w klubie Kuźnia zaśpiewał w niedziele (15.11.2015) Jarek Wist, uznawany za najlepszego w Polsce wokalistę swingowego. Z nami za to porozmawiał o muzyce, śpiewaniu i planach na przyszłość.

Edyta Szulc: Jakie masz wrażenia po wczorajszym koncercie w Bydgoszczy?
Jarek Wist: Bardzo fajne, to jeden z moich lepszych koncertów w tym roku. Pojawiło się nie tylko wielu moich fanów oraz słuchaczy Radia PiK, ale i wielbicieli rockowych zespołów ROAN I Manchester, które grały przede mną. Trochę się tego obawiałem, bo to zupełnie inny typ muzyki niż moja, ale zostałem przyjęty bardzo pozytywnie. Kiedy czujesz, że to, co robisz trafia na dobry odbiór i publiczność śpiewa razem z tobą, wytwarza się niesamowita energia, a właśnie tego wczoraj doświadczyłem.

–  Czym dla Ciebie jest śpiewanie?
– To dla mnie dawanie drugiej osobie części mojego świata – moich emocji, które bywają trudne, bo powstają na podstawie moich doświadczeń. Tutaj kluczowe jest zachowanie autentyczności, więc staram się być w tych emocjach prawdziwy. Śpiewanie jest kanałem komunikacji, w którym najbardziej się otwieram.

– Co Cię skłoniło – jako bardzo młodego człowieka – żeby zacząć śpiewać, wyjść z tym do ludzi. Wiadomo, że śpiewanie jest bardzo stresującym gatunkiem sztuki, bo w przeciwieństwie do pisarza czy malarza nie masz czasu na poprawkę. Dotyczy to przede wszystkim występów na żywo, a wydaje mi się, że to w koncertach zamyka się sens śpiewania. Po prostu nie możesz się pomylić.
– Gdy jako małe dziecko zacząłem wyczuwać dźwięki, zacząłem śpiewać oglądając festiwale w Opolu czy w Sopocie. Wtedy chciałem być taki, jak artyści, których widziałem na scenie. Później odkryłem muzyków zza oceanu, takich jak James Brown, Frank Sinatra, Dean Martin czy Whitney Houston. Jednym słowem, stary, dobry soul. Od zawsze wiedziałem, że śpiewanie jest moim sposobem na życie.

– Uczyłeś się gdzieś śpiewać czy jesteś samoukiem?
– Jestem samoukiem. Jak już wspominałem, od dzieciństwa śpiewałem, naśladowałem innych wokalistów, wsłuchiwałem się w muzykę. Owszem, chciałem iść do szkoły muzycznej ale jakoś nigdy nie było mi po drodze, więc uparcie dążyłem do celu, chciałem śpiewać i wiedziałem, że kiedyś to nastąpi. Po parunastu latach, kiedy już miałem świadomość wokalną, kiedy czułem już, że mam pewne umiejętności, zgłosiłem się do programu „Szansa na sukces”. Wiedziałem, że będzie trudno się tam dostać, bo wtedy na castingi przychodziły tysiące osób, ale byłem przekonany, że jeśli przejdę do kolejnych etapów, to uda mi się wygrać ten program. I chyba faktycznie ta wiara doprowadziła mnie do zwycięstwa.

– Wydaje mi się, że pewność siebie jest kluczowa przy śpiewaniu.
–  Jest niezwykle istotna. Podobnie jak świadomość, po co się śpiewa – oraz zaprzyjaźnienie się ze sceną – choć to nie jest coś, co przychodzi od razu. Pamiętam moje pierwsze kroki, kiedy wychodziłem na scenę cały zestresowany, z mikrofonem w trzęsących się w dłoniach. Takie doświadczenia pozwalają oswoić się ze sceną. Później przychodzi wreszcie chwila, że scena jest już twoja i jesteś na niej po to, żeby coś ludziom dać. A ten stres, lęk przed sceną jest niepotrzebny, odbiera na niej swobodę.

– Co powiesz młodym śpiewakom, którzy podśpiewują gdzieś w domu i o scenie marzą?
– Młody człowiek, który ma świadomość, że jest artystą, który chce się spełniać w muzyce, powinien dążyć do tego celu. Wiadomo, że dziś nie jest łatwo zaistnieć od razu na wielkiej scenie. Taką szansę obiecują programy Talent Show, gdzie ci młodzi, rzuceni na głęboką wodę ludzie są jednak narażeni na ogromny i – moim zdaniem – zupełnie niepotrzebny stres oraz presję. Nie mogą śpiewać tak jak czują, bo jury czeka na popisy wokalnej skali. Unikam oglądania takich programów, bo tworzy się tam elita drących się artystów, których jedynym celem jest pochwalenie się publiczności swoją skalą głosu. Na szczęście są jeszcze na polskiej scenie niezależni twórcy, którzy choć są powszechnie znani i rozpoznawalni, tworzą muzykę odrębną, mam na myśli na przykład Melę Koteluk, Fismola, czy Dawida Podsiadło, który powoli odchodzi od komercji. To osoby, które swoją twórczością przede wszystkim chcą przekazać jakąś myśl, wyrazić emocję i potrafią budować klimat, a to w muzyce jest bardzo ważne. Przede wszystkim zachęcam młodych artystów, żeby odkryli to, co chcą przekazać innym, żeby tworzyli swoją sztukę, pozostając zawsze sobą i wierzyli w to, co robią.

– Jakie masz plany na przyszłość?
– Ich realizacja już się zaczęła. Wczoraj oficjalnie wydałem trzeci singiel z płyty „Na swojej skórze”, o znaczącym tytule „Notte” – po włosku Noc. Można już obejrzeć wideoklip, który zrealizowałem razem z reżyserem Michałem Braumem. To szósta piosenka na płycie, jednak najbliższa mojemu sercu – utwór, który jest poniekąd wyznacznikiem mojej drogi muzycznej, nakreśla kierunek, w którym chcę iść. Odnajduję się w szerokich dźwiękach gitarowych, w sporej przestrzeni, w muzyce dającej miejsce na wyrażenie emocji. Cały czas sam siebie odkrywam, ale i wciąż wracam do muzycznych przestrzeni i miejsc, w których najlepiej czułem się jako nastolatek, czyli do zespołów takich jak Coldplay. Uwielbiam też liryczne klimaty instrumentów smyczkowych i fortepianu. Gram sporo koncertów z projektem „Swinging with Sinatra”. Zrealizowaliśmy go cztery lata temu, a on nadal cieszy się ogromną popularnością. Poza tym tworzę swoje melodie, piszę swoje teksty, idę swoją drogą.

Prezentujemy najnowszy klip artysty – „Notte”: