Na zdjęciu: Dla wielu Fordon to dzielnica bez względu na uchwały Rady Miasta
Fot. Archiwum
Niejednokrotnie o Fordonie mówi się jako o największej dzielnicy Bydgoszczy. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, że nie ma w Urzędzie Miasta jakiegokolwiek dokumentu, który mówiłby o istnieniu jakiejkolwiek dzielnicy w grodzie nad Brdą. Zgodnie z miejskimi uchwałami Bydgoszcz podzielona jest na szereg osiedli (jednostek pomocniczych). Oprócz tego, rzecz jasna, różnego rodzaju deweloperzy dodają nazw osiedli od siebie i mamy magiczny kociołek poplątania z pomieszaniem, który skutkuje nawet błędnym określeniem sytuacji formalnej Fordonu na polskiej Wikipedii.
Jednak formalny brak w Bydgoszczy dzielnic nie ogranicza nas w tym temacie. Bydgoszcz, jako miasto powyżej 300 tysięcy mieszkańców może tworzyć dzielnice. To, że tego nie robi, to już druga sprawa. Czy jednak warto do projektu podchodzić? Moim zdaniem jak najbardziej tak. I to z kilku powodów. Po pierwsze, wiele Rad Osiedli – organów, które teoretycznie pomagają samorządowi gminnemu, wegetuje, a nie funkcjonuje. Po drugie, konsolidacja i jednolita organizacja może pomóc w angażowaniu mieszkańców i przeprowadzaniu wielu oddolnych inicjatyw. W końcu łatwiej jest namierzy siedzibę swojej rady osiedlowej czy (po postulowanych przeze mnie zmianach) dzielnicy i tam porozmawiać o projekcie, aniżeli udawać się do magistratu przy ul. Grudziądzkiej (z całym szacunkiem do osób tam pracujących) lub do samego Ratusza. Po trzecie, wprowadzenie jednolitego ustroju administracyjnego i jednoczesny wybór wszystkich Rad Dzielnic pomógłby przy organizacji wyborów do nich i promowaniu aktywności w ich ramach. Na dzień dzisiejszy wybory do Rad Osiedli odbywają się w różnych terminach przez co ciężko tematy nagłaśniać z poziomu osiedli i ratusza. Kolejną sprawą są kompetencje – Rady Osiedli mogą mało albo i jeszcze mniej. I to również warto zmienić.
Jak najłatwiej wytyczyć Rady Dzielnic? Zgodnie z podziałem na okręgi wyborcze do Rady Miasta. Tak, to niekoniecznie jest sprawiedliwy podział, który rzeczywiście grupowałby osiedla o wspólnych interesach, historii i charakterystyce. Grupowałby on jednak już w pewien sposób powiązane organizmy, które mają swoich przedstawicieli w organach samorządu i razem występują m.in. w ramach BBO – który de facto można by oddać pod kuratele RD. Reprezentowałyby one także większą liczbę osób, przez co zwiększyłaby się „powaga ich stanowiska”. Ponadto, zwiększeniu musiałby ulec sam budżet nowych organów. I tu korzyść – okręgi wyborcze są mniej więcej równe, równe więc miałyby środki do wydatkowania. Znikałaby dysproporcja, a pojawiałyby się sensowne środki. Rady Dzielnic mogłyby też funkcjonować w jednych obiektach z filiami UM, których powinno być więcej i o rozszerzonym profilu. Łatwiej dzięki temu koordynowano by szereg działań i wymieniano informacje.
Oczywiście szczegóły można dopracowywać. O drobne sprawy się kłócić. Nie to jest jednak teraz ważne. Wykorzystując okres kampanijny chciałbym żeby kandydaci do RM i na prezydenta miasta rozważyli kwestię zmian ustrojowych w mieście. W końcu już teraz w kampanii pojawia się wiele tematów, o które organizacje i pojedyncze osoby walczyły od wielu lat, a o których na Jezuickiej w ostatniej kadencji było cicho.
- Walka ze smogiem i czas na transformację - 18 lutego 2019
- Nielegalne parkowanie – plaga i zagrożenie - 29 stycznia 2019
- Niepodległość Polski a Bydgoszczy - 5 listopada 2018