Lista odwołanych wydarzeń i zamkniętych miejsc [AKTUALIZACJE NA BIEŻĄCO]

Katarzyna Małkiewicz: Chcielibyśmy wypełnić miasto ofertą, na którą zasługuje [STUDIO METROPOLIA]

Dodano: 15.02.2019 | 10:28

Rozmawiał Błażej Bembnista | b.bembnista@metropoliabydgoska.pl

Na zdjęciu: Katarzyna Małkiewicz zamierza ożywić swoimi działaniami centrum Bydgoszczy.

Fot. archiwum prywatne

Śródmieście Bydgoszczy, pomimo swoich problemów, ma olbrzymi potencjał i wiele pięknych zakątków. I ma też osoby, które nie zamieniłyby go na żadne inne miejsce na świecie i chcą je zmienić. Katarzyna Małkiewicz – architektka i projektantka wnętrz, właścicielka autorskiej pracowni Nofo kocha stare kamienice i industrialny styl. Na swoje mieszkanie zaadaptowała poddasze w 120-letnim budynku, które stało się sławne dzięki prowadzonemu przez nią profilowi na Instagramie „Loft na poddaszu”. I to dzięki mediom społecznościowym udało nam się odkryć inspirującą osobę, z którą porozmawialiśmy o bydgoskiej architekturze i urbanistyce oraz ożywieniu Śródmieścia. A to właśnie ten cel przyświeca jej nowemu projektowi – Fundacji Sztukateria.

Błażej Bembnista: – Kim jest Katarzyna Małkiewicz?

Katarzyna Małkiewicz: – Przez ostatnie dziesięć lat pracowałam w bydgoskiej pracowni Lines Architekci. Zajmowałam się projektowaniem budynków wielorodzinnych. Była to fantastyczna praca, ale pomyślałam sobie, że to odpowiedni moment, żeby zacząć coś swojego. Wciąż zawodowo projektuję budynki, a hobbystycznie wnętrza. Nowym projektem, który dopiero tworzę jest Fundacja SZTUKA·TERIA.

– Fundacja ma swoją siedzibę w samym sercu Bydgoszczy, przy ulicy Marcinkowskiego – zaraz przy skrzyżowaniu z Dworcową. Czym będzie się zajmować? Jej nazwa jest dość zagadkowa i naprowadza nas na kierunek sztuki…

– Mamy dwie nitki działalności. Pierwsza to promocja sztuki w mieście. Sztuki młodej, współczesnej, którą chcielibyśmy prezentować podczas cyklicznych wystaw w siedzibie naszej fundacji. Druga nitka jest stricte związana z miastem – z urbanistyką i społecznym życiem w mieście. Nie dalej, jak tydzień temu wystartowaliśmy w konkursie „Bydgoszcz, dzieje się”. Walczymy o grant, który pozwoli nam zrealizować projekt mający na celu ocalenie od zapomnienia bydgoskie rzemiosło. Mamy też w planach kilka innych projektów budujących lokalną tożsamość i animujących kontakty społeczne.

– Mieszka Pani w Śródmieściu. Przeglądając profil na Instagramie zauważyłem, że jeden z wpisów skomentowała Pani tak. „Nie chciałabym zamienić Śródmieścia na żadne inne miejsce”. Dlaczego? Niby jest trend powrotu do centrów miast i odkrywania wielu zalet śródmieścia, ale jest w nim jeszcze wiele do zrobienia.

Katarzyna Małkiewicz: Chcielibyśmy wypełnić miasto ofertą, na którą zasługuje [STUDIO METROPOLIA]

Zobacz również:

Honorata Gołuńska: O Bydgoszczy pięknej w detalach

– To jest mój ulubiony układ urbanistyczny – gęsta zabudowa pierzejowa. Oczywiście ta lokalizacja ma swoje plusy i minusy. Plusem jest niewątpliwie to, że jest wszędzie blisko. Dzięki temu to centrum faktycznie tętni życiem. Serce miasta bije w tym samym rytmie co moje – i dlatego tak bardzo lubię Śródmieście.

W Bydgoszczy ten obszar podzielony jest na dwie strefy: na prawo od ulicy Gdańskiej, gdzie zabudowa jest trochę luźniejsza, jest dużo parków i zieleni. I ta ciaśniejsza, czynszowa zabudowa po lewej stronie Gdańskiej. Obie lubię. Fajnie się uzupełniają.

– A co by się przydało zmienić w Śródmieściu? Jakie działania mogłyby ożywić tę część miasta?

– Jest kilka takich możliwości, których wciąż nie potrafimy w pełni wykorzystać. Bydgoszcz – i jest to smutne – pozostaje trochę w tyle w stosunku do innych dużych miast. Na przykład placemaking – w Bydgoszczy nie tworzą się nowe „miejsca”, dostosowane do współczesnych funkcji i współczesnego społeczeństwa. W dużych miastach obserwujemy to, że młodzi ludzie dużo czasu spędzają na otwartej przestrzeni – sami adaptują te miejsca, ale też miasto oferuje im takie zakątki do adaptacji. To wszelkiego rodzaju schody, placyki, meble miejskie. Kolejny aspekt, który można już powoli obserwować w Bydgoszczy – koncentracja podobnych funkcji. Widzimy, jak pięknie wyewoluowała ulica Gimnazjalna. To taka nasza offPiotrkowska – mogłoby by być więcej takich miejsc. Wydaje mi się, że jest na nie zapotrzebowanie i wkrótce zaczną się one pojawiać.

Kolejne zjawisko, które obserwuję w Polsce i bardzo mi się podoba, to odwrócenie roli ulicy, z typowego ciągu komunikacyjnego, do miejsca, w którym tętni życie. Wrócę znów do Łodzi – bardzo spodobała mi się idea tworzenia miejskich podwórców – czyli woonerfów, łączących funkcję deptaku, ogródka, miejsca spotkań. Tam takie ulice powstają z inicjatywy społecznej. Marzy mi się, aby przeszczepić ten trend na gruncie bydgoskim.

– Czy możemy dostrzec iskierkę nadziei na ożywienie Śródmieścia? Działa Rada Estetyki, powołano menedżera Starego Miasta i Śródmieścia, organizowane są konkursy dla artystów, aktywność wykazują też różne stowarzyszenia.

– Uważam, że tak. Mam nadzieję, że jesteśmy na takiej równi pochyłej i inicjatywy od tych iskierek zapłoną się z wielką mocą.

– A skąd się wziął pomysł na otwarcie SZTUKA·TERII?

– Przyznaję, że wymagało to odwagi, dlatego od pomysłu do realizacji minęło blisko 3 lata. Kocham sztukę w każdej postaci i czegoś mi brakowało w mieście. Uwielbiam Galerię Sztuki Nowoczesnej w ramach Muzeum Wyczółkowskiego, natomiast wydaje mi się, że takich ekspozycji jest wciąż za mało.

– Jaka jest koncepcja na działalność w kamienicy przy Marcinkowskiego?

– Mamy dosyć specyficzny pomysł na to wnętrze. Chcielibyśmy, aby na co dzień funkcjonowało tu biuro fundacji i przestrzeń co-workingowa, łącząca ludzi z branży kreatywnej – fotografów, filmowców, grafików. Chcielibyśmy też organizować cykliczne wystawy, dlatego zdecydowałam się na wynajem tak dużego pomieszczenia – dobrze oświetlonego, z przestrzenią na ekspozycję. Myślimy też o warsztatach. Planujemy na dachu założyć ogródek miejski. Mimo że to miejsce nie zaczęło jeszcze funkcjonować, to już skupia ludzi, którzy chcieliby z nami zrobić coś fajnego. Jesteśmy z tego bardzo zadowoleni, bo w założeniu chcemy inspirować ludzi do tworzenia tego miejsca razem z nami.

Serce miasta bije w tym samym rytmie co moje – i dlatego tak bardzo lubię Śródmieście.

– Skoro jesteśmy na ulicy Marcinkowskiego, nie możemy uciec od tematu inwestycji, która już niebawem rozpocznie się na terenach po Befanie. Czy tak jak głosi inwestor – firma AWZ – tu będzie biło serce Bydgoszczy? Jak się Pani zapatruje na tego typu działania w Śródmieściu – bo to jedna z kilku tego typu inwestycji w tej okolicy?

– Nie znam tak dobrze oferty dewelopera. Natomiast bardzo się cieszę, że tam coś powstanie. To miejsce było jak rozdrapana rana w samym środku miasta i bardzo kłuło w oczy.

Przez kilka ostatnich lat w Operze Nova odbywały się wszystkie główne pokazy festiwalu Camerimage, który ściągał do Bydgoszczy całą masę gości. A naprzeciwko, w bardzo prestiżowej lokalizacji było to „wstydliwe miejsce”. Cieszę się bardzo, bo projekt zapowiada się ciekawie, zwłaszcza na skalę Bydgoszczy.

Natomiast to, na co bardzo chciałabym zwrócić uwagę w Śródmieściu (co także będzie przedmiotem działalności fundacji) to ukazanie jego walorów estetycznych, funkcjonalnych i komercyjnych. Dużo jest takich miejsc, które straszą, w których nikt nie dostrzega potencjału. Wciąż brakuje np. świadomego przekształcania przestrzeni poprzemysłowych na nowe funkcje.

– Od razu nasuwa się pytanie, czy my właściwie wykorzystujemy naszą przemysłową historię? Mamy Szlak TeH2O. Są imprezy, zwiedzanie fabryk, ale czy w tej kwestii można coś poprawić?

– Jest kilka budynków, które warto wykorzystać, na przykład ceglany obiekt przy Unii Lubelskiej, pofabryczne kamienice i oficyny na Podolskiej, Sienkiewicza.  Młyny Rothera też czekają na adaptację. Cieszy mnie, że miasto w ciągu ostatnich kilku lat odwróciło się do rzeki, ale tylko w obrębie Śródmieścia. Wyjeżdżając z niego nagle okazuje się, że to jest nadal teren zaplecza, a tak nie powinno być, bo to przepiękna trasa, którą warto wykorzystać. Ma potencjał turystyczny i rekreacyjny.

– Temat bulwarów jest bardzo gorący wśród osób żyjących tematami miejskimi. Ich rewitalizacja na odcinku od mostu Pomorskiego do Bernardyńskiego cały czas jest w powijakach. Wcześniej głośno było o zabudowie terenów nadrzecznych. Jak Pani zdaniem powinno wyglądać otoczenie Brdy?

– Nie jestem fanką wieżowców losowo rozsypanych po mieście. Duże miasta mają piękne i wielkie wieżowce, które są ich wizytówką, natomiast w skali Bydgoszczy takie pojedyncze, chaotycznie rozstawione wieże wyglądają dosyć zabawnie. Spodobał mi się pomysł na stworzenie takiej wyspy wieżowców w pobliżu dworca Bydgoszcz Wschód. To byłaby dobra lokalizacja dla takiego kompleksu – w sąsiedztwie dużego węzła komunikacyjnego. Tam nie ma praktycznie żadnego kontekstu otoczenia i jesteśmy w stanie od nowa stworzyć dzielnicę – coś jak La Defence w Paryżu.

– Ale ta koncepcja Miejskiej Pracowni Urbanistycznej ma swoich krytyków, którzy wolą lokować wieżowce bliżej centrum. Argumentują, że taka dzielnica na Bydgoszcz Wschód wieczorami byłaby sypialnią. Zdaniem zwolenników lokowania wysokich budynków w obrębie centrum – na przykład przy rondzie Fordońskim czy rondzie Jagiellonów – ten rejon wyglądałby bardziej wielkomiejsko, a osoby w nich mieszkające czy pracujące żyły w mieście, a nie uciekały po pracy do Fordonu czy na inne osiedla.

– Bliżej mi jest w tej kwestii do lokowania wysokich budynków przy rondzie Fordońskim niż Jagiellonów. Złym zabiegiem byłoby zagęszczenie ruchu w okolicy ścisłego śródmieścia.

– Z drugiej strony jest wciąż oczekiwanie na poprawę komunikacji publicznej i ograniczenie ruchu na ulicy Focha, ale to jest na razie w sferze deklaratywnej urzędników – pomimo tego typu oczekiwań ze strony znacznej części aktywnej strony społecznej.

– W mojej opinii nie należy wszystkich funkcji siłowo przenosić do śródmieścia – nawet w przypadku poprawy funkcjonowania środków komunikacji publicznej. Taką „wyspą”, która powstała już w Bydgoszczy jest Biznes Park. Jest w optymalnej odległości od centrum i stał się motorem rozwojowym też części dzielnicy – powstały tam restauracje i sklepy w odpowiedzi na zapotrzebowanie użytkowników tego kompleksu. Raczej nie nosi znamion „sypialni”

– Wracając do Pani działalności – skąd pomysł na przedstawienie metamorfozy swojego mieszkania w mediach społecznościowych? To bardziej forma pamiętnika obrazującego przebieg pewnego etapu życia czy ujęcie codziennych działań?

– To był jeden z moich projektów wnętrz, z którego byłam naprawdę bardzo zadowolona. Obyło się bez większych kompromisów – zwłaszcza w kwestii estetyki, bo sama sobie byłam szefem.

Mieszkanie cały czas ewoluowało, a ja utrwalałam tę ewolucję na zdjęciach. Dodatkowo wiele rzeczy zaprojektowałam i zrobiłam sama – różne dekoracje i elementy wyposażenia. Pomyślałam, że warto się tym podzielić, że może ktoś się zainspiruje i wykorzysta moje pomysły. Dlatego otworzyłam konto na Instagramie.

Byłam mile zaskoczona odzewem, jaki pojawił się w mediach – projekt ukazał na stronie Elle czy publikacji w Label Magazine. Dzięki Instagramowi odezwała się do mnie ekipa, która redaguje Ikea Magazine w Wielkiej Brytanii. Spędzili u mnie tydzień – niedługo zdjęcia z tej sesji pojawią się w Internecie.


PRZECZYTAJ WIĘCEJ WYWIADÓW Z CYKLU STUDIO METROPOLIA


– Wnętrze „Loftu na poddaszu” jest utrzymane w kontrastowej, biało-czarnej stylistyce, ale przełamują ją elementy roślinne i drewniane meble, którym dano drugie życie. Czy jest to realizacja tkwiących w Pani inspiracji czy kwestia dostosowania pomysłu pod ten specyficzny lokal?

– To wypadkowa mojego stylu i miejsca. Ten styl jest na tyle widoczny, że można go znaleźć we wszystkich moich projektach, ale to nigdy nie jest główne założenie realizacji. Zawsze jest nim znalezienie „tego czegoś”, co jest w danym miejscu. Niekoniecznie w lokalu – to może być na przykład okolica, która mnie zainspiruje. W tym przypadku kontekst jest bardzo wyraźny – mieszkanie jest zlokalizowane w bardzo starej kamienicy i miało bardzo dużo oryginalnej tkanki, którą chciałam odsłonić. To było główne założenie. Inaczej jest, jeśli chodzi o budynki w stanie deweloperskim. Trudniej o kontekst, ale jest też większe pole do popisu – nic mnie nie ogranicza.

– Ale poddasze ma w sobie element pewnej magii. Jakie były największe trudności w adaptacji tego lokalu?

– Niespodzianki fundowała mi w zasadzie głównie patyna – fakt, że moja kamienica ma ponad 120 lat i dużo rzeczy zaczyna w niej powolutku szwankować. Oraz odkrycie różnych „prowizorek”, które zostały wykonane w okresie PRL. Wtedy korzystano z tego, co było pod ręką. Bardzo mnie zaskoczyło, że ścianki działowe są zbudowane ze starych drzwi, mebli, gdzieniegdzie już kruszejącej dykty.

– Czy SZTUKA·TERIA odmieni Śródmieście?

– Zawiązaliśmy tę fundację po to, by robić rzeczy, które nas inspirują i wierzymy, ze mogą zainspirować innych. Może nie liczymy na rewolucję w dosłownym tego słowa znaczeniu, ale chcielibyśmy wypełnić miasto ofertą, której moim zdaniem ono jeszcze nie ma. A zasługuje na nią.